cytaty z książek autora "Lone Theils"
Stworzenie zgrabnego portretu tego mężczyzny, na pozór nudnego jak flaki z olejem, będzie nie lada wyzwaniem.
W mroku pod łóżkiem widać było jego oczy jak dwa żółte reflektory, ale kot nawet nie drgnął.
Odkręciła kran z zimną wodą, stosując stary trik, o którym wyczytała w powieści o południowych stanach Ameryki.
Wówczas młode kobiety w krynolinach i gorsetach potrafiły zemdleć z byle powodu, bo najmniejsze wzruszenie mogło spowodować hiperwentylację, gdy miało się na sobie ciasną odzież. Jednak lodowata woda zaaplikowana na nadgarstki, dokładnie w miejscu, gdzie najmocniej wyczuwa się puls, zmusza ciało, by się uspokoiło i zwolniło tempo. I wzięło wszystko na chłodno.
Kierowca - łysy mężczyzna, który wyglądał jak ubogi kuzyn Władimira Putina - obdarzył ją krzywym uśmiechem.
Nora przepłukała usta ciepłym płynem, czując delikatny, lekko palony smak. Nagle poczuła, jak całe rozdrażnienie się ulatnia, i spojrzała na Spencera świeżymi oczami.
Będzie pani musiała połknąć tę żabę i jeszcze trochę pooglądać Hixa - powiedział. - Próbujemy właśnie załatwić pozwolenie.
Nora zacisnęła ręce na filiżance. Ochota, by temu powściągliwemu człowiekowi chlusnąć w twarz gorącą herbatą, była przemożna. By zobaczyć reakcję, przebłysk czegoś ludzkiego. Jakieś uczucie, jakiś żal.
Wolno jej było pojechać dopiero wtedy, gdy pozwoliła sobie wcisnąć słoiczek domowej marmolady z truskawek.
David był w dobrym nastroju, gdy pokazywał jej swoją kolekcję piwonii - było to jedno z niewielu zainteresowań, które mogło się równać z jego pasją do logarytmów.
Nie oglądała się za siebie. Wiedziała, że będzie tam stał ze spuszczonymi rękami, smutnym spojrzeniem i delikatną zmarszczką, pojawiającą się w okolicach jego dolnej wargi w chwilach zwątpienia.
Posłała mu całusa w powietrzu i wyszła między kolumnami na wieczorne światło, zostawiając za sobą japońskiego turystę z czołem zmarszczonym ze zdumienia.
Nora minęła szpaler dzikiej róży, podeszła do zielonych drzwi i zapukała. Brak odpowiedzi. Zapukała jeszcze raz. Słychać było tylko szum wiatru w niskich krzewach.
Przyszedł do nich ciemnoszary kot i zaczął ocierać się bezwstydnie o nogi Nory. Nigdy nie rozumiała o co chodzi z tymi kotami. I może właśnie dlatego, że była wobec nich obojętna, wyglądało na to, że tym bardziej ja wielbią. Ile to już razy jako dziecko stała z Davidem, słysząc, jak nawołuje, "kici-kici-kici", by zwierzę przyszło i dało się pogłaskać, po czym aroganckie kocisko zaczynało łasić się do Nory, rozwlekając sierść po jej całym ubraniu.