cytaty z książek autora "Andriej Pogożew"
Miałem szczęście - wyrwałem się z tego piekła. Przeżyłem. Jestem nieskończenie szczęśliwy, że dożyłem radosnego dnia zwycięstwa. Ale nie zapomniałem o swych doświadczeniach. A mijające lata nie złagodziły ostrego bólu. Rany na ciele zagoiły się, ale rany w sercu pozostają głębokie. Będą bolały mnie do końca życia.
Wszystko - wieże strażników przy ogrodzeniu, wyszkolone psy, ogromne piece wypluwające dym - mówiło jedno: śmierć.
Och jak krótko żyłem, jak mało zrobiłem, jakiż to smutny i bolesny sposób na opuszczenie tego padołu, głupi, bezcelowy, w kwiecie wieku. A wszystko zależy od kaprysu tego uprzedzonego, tępego zera, mającego - złośliwość losu - decydować o życiu porządnych ludzi, z których większość przewyższa go intelektualnie! I nie wie nikt, co przeszedłem w tym piekle....
Mój rodak! Mój towarzysz! Głębię znaczenie tego słowa może zrozumieć tylko ktoś, kto zrządzeniem losu cierpiał na obczyźnie, z dala od rodzinnego kraju, wśród najbardziej poniżanych ludzi. Towarzysz oznaczał przyjacielską pomoc, wsparcie w trudnych chwilach, życzliwą radę i konstruktywną krytykę w razie popełnienia błędu, zrozumienie, co czujesz tam, w środku. Oznaczał wspólne idee, wspólne marzenia, bez których nie można poradzić sobie z przeciwnościami losu, śmiercią i cierpieniem przyjaciół, nie można przezwyciężyć własnej słabości w chwilach duchowego załamania.
Przez cały ten czas obóz funkcjonował według ustalonych zasad. Więźniowie umierali, zapadali na różne choroby, popadali w szaleństwo, popełniali samobójstwa. Pośród tego koszmaru czasem dawały się słyszeć żarty, śmiechy i śpiew, zdarzały się także tańce przy harmonijce ustnej. Mogłoby się to wydawać dziwne, ale tak właśnie było. Taka była konieczność. Wszyscy tego potrzebowali tak jak powietrza, wody i jedzenia, wszyscy, którzy nie chcieli umrzeć, którzy zachowali wiarę w Życie, tkwiąc w królestwie Śmierci.
Tylko masowa ucieczka się uda: taka, która pokaże tym mordercom, że niełatwo jest pobić człowieka radzieckiego, że Rosjanie pozostaną Rosjanami nawet w obozie zagłady, że duch nie został złamany. Mam rację?
Nie nie wie, ile istnień zabrały zima i wiosna, ile krwi i łez poniosła woda mokradeł. Każdy metr kwadratowy Birkenau to dziesiątki trupów, ofiar straszliwego cierpienia i mąk.
Wszystkich Polaków spalono. Rankiem więźniowie z sonderkomanda powiedzieli, że Polacy umierali z godnością. Spokojnie weszli do komory gazowej, śpiewając hymn narodowy. Nawet strażników zadziwiła ich siła.
Obaj straciliśmy ojczyznę, chociaż nie w ten sam sposób, i obaj płaciliśmy za to zdrowiem i życiem. Ojczyzna stała się dla nas marzeniem, boleśnie odległym i nieosiągalnym, ale i tak umiłowanym i utęsknionym.
Nie miał Pan chwili spoczynku. Ci rzeźnicy znali się na swoim fachu, ale nie mogli zrozumieć duszach tych, których męczyli. W napadzie furii mogli zabić ciało, ale nie mogli złamać ducha swych ofiar. To Pana słowa, drogi ojcze, bracie i towarzyszu.