cytaty z książek autora "Peter Zumthor"
Architektura ma swój własny obszar istnienia. Pozostaje w wyjątkowo cielesnym związku z życiem. W moim wyobrażeniu nie jest ona zasadniczo ani przesłaniem, ani znakiem, lecz oprawą i tłem dla przemijającego życia, wrażliwym naczyniem dla rytmu kroków po podłodze, dla skupienia przy pracy, dla ciszy snu.
Tworzyć architekturę to znaczy zadawać sobie pytania, to znaczy przybliżać się do własnych odpowiedzi, krążyć dookoła nich i odnajdywać je przy wsparciu nauczyciela. Zawsze i wciąż.
Projektować znaczy wymyślać. Kiedy jeszcze uczęszczałem do szkoły rzemiosła artystycznego, staraliśmy się żyć według tej zasady. Dla każdego problemu szukaliśmy nowego rozwiązania. Ważne było dla nas, aby być awangardą. Dopiero później przekonałem się, że w zasadzie niewiele jest architektonicznych problemów, dla których nie znaleziono by już wcześniej rozstrzygających rozwiązań. Kiedy spoglądam wstecz, moje lekcje projektowania wydają mi się ahistoryczne. Wzorami dla nas byli pionierzy i twórcy ruchu Neues Bauen. Historię architektury uznawaliśmy za element wykształcenia ogólnego, który praktycznie nie przenikał do naszych projektów. Toteż często wynajdywaliśmy na nowo to, co było już wynalezione i nierzadko próbowaliśmy swoich sił w tym, czego wynaleźć nie sposób.
Żeby nadać budowli przejrzystą i logiczną strukturę, koniecznie trzeba projektować wedle kryteriów racjonalnych i obiektywnych. Jeżeli dopuszczam do tego, że subiektywne i bezrefleksyjne pomysły ustawicznie burzą rzeczowy przebieg tego procesu, uznaję znaczenie osobistych uczuć przy projektowaniu.
[...]
Proces projektowania opiera się na stałym współgraniu uczucia i rozumu. Uczucia, upodobania, tęsknoty i żądze, które zjawiają się i pragną stać się formą, należy poddawać sprawdzianowi krytycznego rozumu. To uczucie mówi nam, czy abstrakcyjne rozważania są spójne. Projektować, to w znacznej mierze porządkować i rozumieć. Właściwa substancja poszukiwanej architektury powstaje jednak, jak sądzę, dzięki emocjom i natchnieniu. Cenne chwile natchnienia pojawiają się podczas cierpliwej pracy. Kiedy raptem wynurza się wewnętrzny obraz, kiedy kreślimy nową linię na rysunku, w ułamku sekundy zmienia się i na nowo formuje cały projektowany budynek. Jak gdybyśmy naraz odczuli działanie silnego narkotyku. Wszystko, co jeszcze chwilę wcześniej wiedziałem o tworzonym obiekcie, ukazuje się w jasnym, nowym świetle. Odczuwam radość i ekscytację, a jakiś głos we mnie zdaje się mówić: "Ten dom pragnę wybudować!".
Mam namiętne pragnienie projektowania takich budynków, które z biegiem czasu w oczywisty sposób zrastają się z kształtem i historią swojego miejsca.
Młodzi ludzie przychodzą na uniwersytet, chcą zostać architektami czy architektkami, chcą się dowiedzieć, czy mają do tego smykałkę. Co przekazuje im się na początku?
Najpierw trzeba im wyjaśnić, że nie stoi przed nimi nauczyciel, który stawia pytania i z góry zna na nie odpowiedzi. Tworzyć architekturę to znaczy zadawać sobie pytania, to znaczy przybliżać się do własnych odpowiedzi, krążyć dookoła nich i odnajdywać je przy wsparciu nauczyciela. Zawsze i wciąż.
Siła dobrego projektu tkwi w nas i w naszej zdolności postrzegania świata za pomocą uczucia i rozumu. Dobry projekt architektoniczny jest zmysłowy. Dobry projekt architektoniczny jest mądry.
Każdy z nas ulegał oddziaływaniu architektury, zanim nawet poznał znaczenie samego słowa. Korzenie naszego jej rozumienia tkwią we wczesnych doświadczeniach: nasz pokój, nasz dom, nasza ulica, nasza wieś, nasze miasto, nasza okolica - doświadczyliśmy ich wcześnie, nieświadomie, a następnie porównywaliśmy je z okolicami, miastami, domami, które pojawiły się później. Korzenie naszego rozumienia architektury tkwią w naszym dzieciństwie, w naszej młodości; tkwią w naszej biografii. Studiujący muszą nauczyć się świadomie wykorzystywać osobiste, biograficzne doświadczenia z architekturą, będące podstawą projektowania. Wyznaczone zadania projektowe są skonstruowane tak, że uruchamiają ten proces.
Ja sam chętnie sobie wyobrażam, że projektuję i buduję domy, z których na końcu procesu budowlanego poniekąd wycofuję się jako projektant, pozostawiając przy tym budynek, który jest samym sobą, który jako część świata rzeczy służy zamieszkiwaniu, który obchodzi się bez mojej osobistej retoryki
Siła dobrego projektu tkwi w nas i w naszej zdolności postrzegania świata za pomocą uczucia i rozumu. Dobry projekt architektoniczny jest zmysłowy. Dobry projekt architektoniczny jest mądry.
Aby uzyskać piękno, muszę być cały sobą, robić swoje i nic innego, prawdziwa bowiem substancja, która rozpoznaje piękno i przy odrobinie szczęścia może je stworzyć, tkwi we mnie.
Obrazy architektury, która odcisnęła na nas piętno, nosimy w sobie. Obrazy te możemy ożywić w umyśle i je wypytać. Jednakże nie powstaje z tego jeszcze żaden nowy projekt, żadna nowa architektura. Każdy projekt dopomina się nowych obrazów. Nasze „stare” obrazy mogą nam tylko pomóc w odnalezieniu obrazów nowych.
Sens, który należy nadać materialnemu tworzywu, leży poza granicami reguł kompozycyjnych, a namacalność, zapach i sposób akustycznego wyrażania się materiałów to jedynie składniki języka, w którym mamy się wypowiadać. Sens rodzi się wówczas, gdy w projektowanych przeze mnie budynkach udaje mi się wydobyć specyficzne znaczenia określonych materiałów, które w ten konkretny sposób odczuwane będą tylko w tym jednym jedynym obiekcie.
Jeśli w pracy przyświeca nam taki cel, ustawicznie musimy się zastanawiać, co może znaczyć dany materiał w określonym kontekście architektonicznym. Dobre odpowiedzi na to pytanie mogą w nowym świetle ukazać zarówno zwyczajowe stosowanie danego materiału, jak i właściwe mu cechy sensualne i sensotwórcze. Jeśli to się nam powiedzie, materiały stosowane w architekturze będą mogły w pełni rozbrzmieć i rozpromienieć.
Rysunki projektowe, które wyraźnie odsyłają do rzeczywistości będącej jeszcze przyszłością, zajmują w mojej pracy ważne miejsce. Dlatego też doprowadzam moje rysunki do etapu subtelnej poglądowości, w której można wyczuć podstawowy nastrój, jaki chciałbym uzyskać, nie odciągając od niego uwagi rzeczami nieistotnymi. W tym celu sam rysunek winien nabrać walorów poszukiwanego obiektu. Wówczas, podobnie jak szkic artysty rzeźbiarza, nie jest on tylko odbiciem idei, lecz składnikiem twórczej pracy, której zwieńczeniem będzie wybudowany obiekt.
Takie rysunki pozwalają nam uczynić parę kroków wstecz, spojrzeć i nauczyć się rozumieć to, co jeszcze nie istnieje, a jednak już zaczyna się stawać.
W zwyczajnych rzeczach codziennego życia drzemie szczególna moc - zdają się mówić obrazy Edwarda Hoppera. Trzeba tylko dostatecznie długo patrzeć, aby ją dostrzec.
Spośród wszystkich rysunków, które kreślą architekci, największe upodobanie znajduję w rysunkach wykonawczych. Rysunki wykonawcze są drobiazgowe i rzeczowe. Skierowane do fachowców, którzy nadają materialny kształt wymyślonemu obiektowi, są wolne od skojarzeniowej reżyserii graficznego przedstawienia. Nie starają się już przekonywać i zjednywać, jak czynią to rysunki projektowe. Cechują je pewność i otucha. Jak gdyby mówiły: „Tak właśnie będzie”.
Rysunki budowlane mają charakter rysunków anatomicznych. W pewnym zakresie ukazują tajemnicę i wewnętrzne napięcia, których gotowe, zespolone ciała architektoniczne nie zdradzają ot, tak sobie: kunszt spajania, ukrytą geometrię, tarcie materiałów, wewnętrzne siły przenoszenia obciążeń i naprężeń, ludzką pracę zawartą w rzeczach.
(...) jestem przekonany, że dobry budynek musi posiadać zdolność wchłaniania ludzkiego życia i że w ten sposób może nabrać szczególnego bogactwa.
Język architektury nie jest moim zdaniem kwestią określonego stylu budowania. Każdy budynek powstaje w określonym celu, w określonym miejscu i dla określonego społeczeństwa.
Przez lata opracowujemy koncepcję, formę i plany łaźni termalnych z kamienia. Następnie zaczyna się budowa. Stoję przed pierwszymi blokami, które wznieśli murarze z kamieni wydobytych z położonego w pobliżu kamieniołomu. Jestem zaskoczony i poirytowany. Wprawdzie wszystko dokładnie odpowiada naszym planom, ale nie spodziewałem się tej twardej, a zarazem miękkiej, gładkiej, mieniącej się wieloma odcieniami szarości i zieleni obecności emanującej z prostopadłościennych kamiennych bloków. Przez chwilę ogarnia mnie uczucie, że projekt mi się wymyka i usamodzielnia, bo teraz się materializuje i rządzi własnymi prawami.
Uważam, że jest rzeczą ważną, by zastanawiać się nad architekturą, by nabrać dystansu do codziennej pracy, by odsunąć się nieco i spojrzeć na to, co robię i pomyśleć, dlaczego w taki właśnie sposób. Uwielbiam to i chyba tego potrzebuję.
Architektura to zawsze namacalna materia. Architektura nie jest abstrakcyjna, lecz konkretna. Projekt czy zamysł przelany na papier to nie jest architektura, lecz mniej lub bardziej wybrakowana reprezentacja architektury, porównywalna do nut w muzyce. Muzyka potrzebuje wykonania. Architektura potrzebuje realizacji. Wtedy powstaje jej ciało. A ono jest zawsze zmysłowe.
Intensywne doświadczenie chwili, poczucie całkowitego błogostanu, bez świadomości, że istnieje przeszłość i przyszłość, towarzyszy wielu, możliwe że wszystkim doznaniom piękna. Emanująca pięknem rzecz pobudziła we mnie do brzmienia coś, o czym, kiedy już przeminie, mówię: Byłem wtedy cały w sobie, a jednocześnie cały w świecie, najpierw i przez chwilę z zapartym tchem, potem całkowicie pochłonięty i pogrążony w zadziwieniu, we współbrzmieniu, podniecony, bez wysiłku, ale spokojny zarazem, urzeczony czarem zjawiska, które mnie poruszyło. Uczucie radości. Szczęście. Oblicze śpiącego dziecka, które nie wie, że ktoś mu się przygląda. Spokojne niezakłócone piękno. Nic nie jest zapośredniczone. Wszystko jest sobą.
Lubi piękne damskie buty. Podziwia sposób ich wykonania, materiał, a przede wszystkim ich formę, linię; lubi oglądać buty, ale nie na stopach, lecz jako obiekty, których forma ściśle wynika z potrzeby użytkowej, i których piękno przewyższa te wymogi praktyczności w sposób z powrotem odsyłający do ich używania: „Potrzebuj mnie! Włóż mnie!” - mówią do niej piękne buty. Piękno obiektu służącego jakiemuś celowi jest dla mnie najwyższą formą piękna, dodaje.
Piękno jest doznaniem. Rozum odgrywa przy nim poślednią rolę. Piękno, które wynika z naszej kultury, i odpowiada naszemu wykształceniu, rozpoznajemy, jak sądzę, natychmiast. Widzimy uchwyconą, zagęszczoną do symbolu formę, kształt lub sposób ukształtowania, które nas poruszają, mają właściwości bycia wieloma rzeczami, ba, być może nawet wszystkim naraz: oczywiste, spokojne, opanowane, naturalne, godne, głębokie, tajemnicze, inspirujące, emocjonujące, ekscytujące...
Czy zjawisko, które mnie porusza, naprawdę jest piękne, tego nie można dowieść na podstawie samej formy, bowiem nie forma jako taka, tylko dopiero iskra, która zapala się pomiędzy mną a nią, wytwarza to szczególne podniecenie i głębię ostrości uczucia, należące do przeżycia piękna. Ale samo piękno też istnieje. Wprawdzie występuje ono raczej rzadko, a jeśli już tak się dzieje, to często w niespodziewanych miejscach. W innych zaś miejscach, gdzie byśmy go oczekiwali, brakuje go. Ale samo piękno też istnieje.
Czy piękno można zaprojektować albo wytworzyć? Gdzie są reguły, które zagwarantują nam piękno naszych wytworów? Nie wystarczy wiedza o kontrapunkcie, harmonii, barwach, złotym podziale oraz hasło „forma wynika z funkcji”. Metody i środki pomocnicze, te piękne narzędzia, ani nie zastąpią treści, ani nie zdołają zapewnić czaru pięknego kształtu.
(...)najintensywniej promieniuje piękno, które wynika z niedostatku. Brakuje mi czegoś - siły wyrazu, współczucia - co znienacka wychodzi mi naprzeciw w doświadczeniu piękna, o czym, zanim się dowiedziałem, że mi tego brakuje, jeszcze albo już nie wiedziałem, i o czym teraz zdaję się sądzić, że będzie mi tego brak na zawsze. Tęsknota. W przeżyciu piękna uświadamiamy sobie niedostatek. To, czego doświadczam, to, co mnie porusza, zawiera jedno i drugie: radość i ból. Boli niedostatek, a raduje wzruszająca forma, piękny kształt, który rozpala się od uczucia braku. Czy też słowami pisarza Martina Walsera: „Im więcej człowiekowi brakuje, tym piękniejsze może się stać to, co trzeba zmobilizować, ażeby znieść ten brak”.
Miałbym ochotę ciągnąć dalej i opowiadać o wszystkich klamkach, które pojawiły się po klamce u furtki do ogrodu mojej ciotki, i o podłożach, o miękkich asfaltowych powierzchniach ogrzanych słońcem, o kostce brukowej pokrytej jesienią opadłymi liśćmi kasztana oraz o drzwiach, które domykały się na tyle różnych sposobów: niektóre szczelnie i wykwintnie, inne z lichym i tanim szczęknięciem, a jeszcze inne twardo, wspaniale, onieśmielająco...
Takie wspomnienia zawierają najgłębiej osadzone doświadczenia związane z architekturą, jakie są mi znane. Stanowią one trzon architektonicznych nastrojów i obrazów, które staram się zgłębiać, pracując jako architekt. Kiedy projektuję, raz po raz zanurzam się w starych i na wpół zapomnianych wspomnieniach i próbuję sobie stawiać pytania: co dokładnie stanowiło o istocie tamtej sytuacji architektonicznej, co ona dla mnie wówczas oznaczała i co mogłoby mi pomóc odtworzyć ówczesną bogatą atmosferę, która wydaje się nasycona oczywistą obecnością rzeczy, gdzie wszystko jest na odpowiednim miejscu i ma odpowiednią formę?
Raz po raz natrafiam na budynki, które ukształtowane są dużymi nakładami i z wolą nadania im wyjątkowej formy, i czuję rozdrażnienie. Architekt, który popełnił tę rzecz, jest co prawda nieobecny, ale przemawia do mnie bezustannie poprzez każdy detal budynku, i cały czas mówi mi jedno i to samo, czym przecież prędko tracę zainteresowanie. Dobra architektura winna człowieka przyjmować, pozwalać mu przeżywać i mieszkać, a nie wmawiać mu coś.
[...]
Ja sam chętnie sobie wyobrażam, że projektuję i buduję domy, z których na końcu procesu budowlanego poniekąd wycofuję się jako projektant, pozostawiając przy tym budynek, który jest samym sobą, który jako część świata rzeczy służy zamieszkiwaniu, który obchodzi się bez mojej osobistej retoryki.
Istnieje dla mnie piękne milczenie budowli, które łączę z pojęciami takimi, jak opanowanie, oczywistość, trwanie, obecność i spójność, ale także ciepło i zmysłowość; być samym sobą, być budynkiem, nie przedstawiać czegoś, tylko czymś być.