cytaty z książek autora "Mariusz Byliński"
Z każdą chwilą w tym pokoju robię się coraz słabszy. Rozpadam się. Tymczasem tamci za oknem rosną w siłę. Produkują. Jedzą. Wydalają. I mnożą się. Co noc widzę ich5 ruchliwe cienie. Skradają się ku mnie. Kiedyś wreszcie wejdą do środka i nawet mnie nie zauważą. Zrobią swoje. Bez skrupułów i bez okrucieństwa. Po prostu oczyszczą teren. Czy powinienem się skarżyć? Przecież każdy dostaje to, czego pragnie. Chciałem rozpocząć nowe życie. I mam je. W każdej sekundzie dostaję jego nową porcję.
Patrzę na jego taniec wokół mnie jak na dziecięcą kreskówkę. Obaj jesteśmy postaciami z kreskówki, które zajęte sobą nie dostrzegają swej śmieszności. Na szczęście nikt na nas nie patrzy i nasz komizm nikomu nie służy.
Nie pozostawało mi nic innego jak kopiować zachowanie Demokryta, czyli po prostu siedzieć, spoglądać na przemiany materialnego świata i oddawać się myśleniu.
Żyłem z dnia na dzień, czerpiąc radość z kolejnych wschodów i zachodów słońca i ciesząc się niczym dziecię, że woda w morzu jest cieplejsza niż powietrze. Nie zauważyłem, kiedy wyczerpała mi się bateria telefonu komórkowego, włosy wyblakły od słońca, a skóra zbrązowiała. Gołym okiem zauważałem przemianę zachodzącą w moim ciele. I na tym chciałbym zakończyć moją relację z niedoszłej apokalipsy, zapisanej celowo z małej litery.
Patrzyłem na to zjawisko siedząc, schowany na kamiennej ławeczce pod rozłożystym platanem. I napotkałem w pamięci wspomnienie o Demokrycie. Wydało mi się możliwe, że ów filozof z Abdery natchnął swój umysł podobną do mojej obserwacją i z niej wyprowadził założenia teorii atomistycznej.
Pławię się w opisach wszystkich obrzydliwości, które związane są z niesprawnym ludzkim ciałem, i bardzo mnie to bawi. Chyba dlatego, że mówię o sobie. O sobie i o wszystkich podobnych do mnie, który mi musiał się zajmować. O tych cielskach bez twarzy, których imion nie pamięta – bezwładnych, ciężkich, z wilgotnymi od moczu pachwinami, o skórze wybladłej i obwisłej,pożółkłych paznokciach i posiniaczonych stopach. Zapewne,ilekroć patrzy na mnie, przypomina sobie tamtych. Jestem11
dla niego przewodnikiem, który prowadzi go ścieżką od obrzydliwej przeszłości ku jeszcze bardziej obrzydliwej teraźniejszości. Steven Pomeranc – sparaliżowany przewodnik z rurką w krtani. To ja.
Miałem szczęście odwiedzić Abderę. Jej mieszkańcy żyją zwyczajnie, są mili i uczynni. Spacerując wśród ich domków krytych czerwoną dachówką, zastanawiałem się czym sobie zasłużyli na tak podłą opinię wśród Hellenów? Przyznam, że nic sensownego nie przychodziło mi do głowy, poza konstatacją, że klimat Tracji może być nieprzyjemny dla mieszkańca Attyki, czy Peloponezu.
Skoro byłem już myślami przy filozofach, nie ominąłem trzeciego myśliciela z Abdery – Protagorasa. Był on kolegą z ławki Demokryta. W przeciwieństwie do niego nie strawił wiele czasu na gapienie się w mgłę. Postanowił ruszyć za nią w pogoń. Podróżował, trafił do Aten, tam zaprzyjaźnił się z Peryklesem.