![](https://img.youtube.com/vi/_1UN2pcxBuY/0.jpg)
---- Cykl ,,Książki z odzysku”----
,,Paroksyzm numer minus jeden” był bardzo trudną lekturą. Nie ze względu na swoją treść, czy liczne wady edytorskie, lecz zalegającą na kartach powieści grubą warstwę kurzu. Pierwszy raz w życiu odkurzałem powieść – dosłownie – przenośnym odkurzaczem. Niestety nie przyniosło to spodziewanych rezultatów i przez dwie, trzy godziny miałem nieprzyjemne wrażenie, że do moich nozdrzy wdziera się kurz. Było warto tak cierpieć? Czy wśród kilogramów makulatury odnalazłem zagubioną perełkę?
Kapitan Cleve zostaje zbudzony ze snu hibernacyjnego zdecydowanie zbyt szybko – kilka lat przed planowanym terminem. Przyczyną okazuje się niezidentyfikowany obiekt. W pierwszej chwili dyżurujący nawigator uznał go za meteoryt, lecz gdy ten zaczął zmieniać prędkość, dostosowując ją do lotu Miraxu, a następnie się do niego zbliżając, rozwiane zostały wszelkie wątpliwości. Kosmonauci po raz pierwszy w historii ludzkości napotkali obcą formę życia, która zmierza do nich z nieokreślonymi zamiarami. Czego chcą, jakie maja zamiary, jak wyglądają, jak się z nimi kontaktować – wszystkie pytania pojawiające się w głowach kosmonautów za kilka chwil uzyskają odpowiedź.
,,— Mówi do was dowódca sąsiedniego statku próżniowego. Chcę wam opowiedzieć historię naszej cywilizacji, której jesteśmy ostatnim ogniwem. Informacje, jakie otrzymacie w formie fonicznej, są końcowym efektem przetwarzania wielu impulsów oraz zmian nośników. Z tego powodu prawdopodobnie nie da się uniknąć potknięć logicznych i stylistycznych. W ostatecznej formie dźwiękowej wszystkie informacje formułowane są przez wasze urządzenie logiczne.”
Na podstawie wyników wyszukiwania mogę stwierdzić, że ,,Paroksyzm numer minus jeden” Ryszarda Głowackiego to książka nieznana. Kilka komentarzy na lubimyczytac.pl, średnia ocena oscylująca w okolicach 5-6, a przede wszystkim brak jakiejkolwiek poważniejszej recenzji. Myślę, że nawet w roku 1979 sytuacja była dość podobna. Nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ ,,Paroksyzm” na tle innych utworów science fiction z tego okresu wypada zwyczajnie mało ciekawie. Dzisiaj nie jest inaczej. Książkę można kupić za około 2-3 złote, a i na to nie znajdują się chętni - te same oferty wiszą na serwisach aukcyjnych od tygodni. Niestety w tym przypadku mechanizm popytu i podaży dużo mówi o utworze.
..Paroksyzm numer minus jeden” ze względu na swoją treść i objętość przypomina niewielką nowelkę. Podczas lektury miałem jednak nieodparte wrażenie, że autor chciał stworzyć coś znacznie większego i bardziej rozbudowanego. Aspiracje okazały się niestety bardzo przesadzone, ponieważ Głowacki popełnił w moim odczuciu dwa tragiczne w skutkach błędy. Po pierwsze chciał, aby ,,Paroksyzm” można było zaliczyć do fantastyki naukowej. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że autor zdaje się nie wierzyć w możliwości tego gatunku, a co więcej traktować go momentami prześmiewczo. Trzeba podkreślić, że bohaterowie ,,Paroksyzmu” spotykają w przestrzeni kosmicznej obcą, o wiele bardziej rozwiniętą cywilizację, a zachowują się tak, jakby grali we współczesnej polskiej komedii. Rzucają głupimi żartami, są nad wyraz spokojni i ordynarnie sztuczni, a wszystko potęguje działanie narratora, który snuje swoją historię w sposób wyssany z emocji. Nie chodzi mi tutaj wcale o brak patetyzmu, szczególnie tego amerykańskiego (powiewających flag, wspaniałych przemów o honorze i odwadze, a na końcu sceny poświęcenia jednostki dla dobra całej ludzkości). Chodzi mi raczej o rodzaj pewnej powagi, bo przecież cała załoga na zawsze zapisze się w historii świata, a może i całkowicie odmieni jego los. Zostało to jednak całkowicie spłycone, a trywializacja tego elementu w moim przypadku zaważyła na takim, a nie innym odbiorze powieści.
,,— Na pierwszą część pytania nie potrafimy odpowiedzieć, bo sami nie wiemy. Znamy tylko ten, z którego pochodzi nasza cywilizacja i następujący po nim, wasz paroksyzm. Jeśli ten, w którym powstaliście, nazwiecie zerowym, to nasz był minus pierwszym. Ile ich było przed nami i ile będzie po nas? Może nieskończona ilość … a może pulsująca postać wszechświata jest tylko jedną z form jego ewolucji. To jest jedyne zagadnienie, którego nasza cywilizacja nie zdołała do końca rozwiązać.”
Drugim problemem ,,Paroksyzmu numer minus jeden” jest próba podjęcia tematu filozoficznego. Koncepcji cyrkulacji czasu i związanym z nim rozwojem, a ostatecznie pewnym końcem, wszystkich cywilizacji. Stworzony przez Głowackiego koncept, mimo że wydaje się trochę naiwny był ciekawy i godny przemyślenia. Zabrakło rozwinięcia tematu, próby przekonania czytelnika do zawartej w powieści koncepcji. Dodatkowo to o czym już wspominałem - brutalny, prosty humor zdecydowanie nie pasuje do filozoficznego elementu powieści i całkowicie go marginalizuje. Być może byłoby znacznie lepiej, gdyby autor nie starał się uczynić z ,,Paroksyzmu” czegoś więcej niż czystej powieści przygodowej; gdyby nie próbował nadać mu głębszego sensu, niż ten czysto rozrywkowy.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że podczas lektury wyczuwałem zaprzepaszczony potencjał książki. Niestety, czy to przez młody wiek autora, czy czasy, w których tworzył i ogólne podejście w tamtym okresie do tego gatunku, potencjał został zmarnowany. Zdecydowanie ,,Paroksyzm numer minus jeden” nie byłby drugim ,,Dziennikiem gwiazdowym”, ale nie kosztowałby po kilkudziesięciu latach zaledwie 2 złotych.
Zwieńczeniem oceny powieści jest jej wydanie. Rozumiem, że jakość papieru pod koniec lat 70 mogła być różna (szczególnie biorąc pod uwagę system polityczny w jakim znalazła się Polska),że książka zapewne przeleżała kilkanaście lat na jakimś strychu, a później kolejne naście w kartonie w antykwariacie. Nie przyczepiam się więc do zżółkłego, chropowatego papieru, czy zniszczonej okładki - tylko głupiec kupując coś używanego może oczekiwać, że będzie wyglądało jak nowe. Nie tłumaczy to jednak błędów drukarskich i wydawniczych, tego, że każda strona wygląda inaczej. Nie mogę wybaczyć krzywych marginesów, źle dopasowanych akapitów i przedziwnych cięć tekstu. To w jaki sposób książka została złożona obrazuje w pewien sposób jej nijakość.
,,— Dan, weź rakietkę i poleć tam, wejdź do środka i rozglądnij się. Innych instrukcji nie mogę Ci dać, bo sam przecież nic nie wiem … — W porządku, Cleve, w porządku. Lecieć trzeba i to jak najprędzej, aby się gospodarze nie rozmyślili. Żaden z was nie może mi przecież jeszcze towarzyszyć, chyba żeby Any, ale oni mogliby ją pożreć, bo bardzo apetycznie wygląda. — Nie wygłupiaj się przynajmniej w takiej dziejowej chwili, cyniku – odgryzła się dziewczyna.”
Nie szkoda mi czasu spędzonego nad ,,Paroksyzmem numer minus jeden”, ani wydanych na niego pieniędzy, nawet w przypadku gdybym musiał zapłacić współczesną, pełną cenę. Szkoda mi tylko zmarnowanego potencjału (no i może wypełnionych kurzem płuc). Powieść Ryszarda Głowackiego jest zwyczajnym średniakiem jakich pełno na sklepowych półkach. Życie takich powieści jest bardzo krótkie - po przeczytaniu trafiają na książkowy cmentarz: piwnice lub strych. Na wieczne nieczytanie.
www.literalni.pl