Zmarł Tadeusz Konwicki
Wybitny pisarz, wyśmienity reżyser, jedna z najważniejszych postaci powojennej kultury - Tadeusz Konwicki zmarł wczoraj, po długiej chorobie, w wieku 88 lat. Zostawił po sobie ponad 20 książek i 6 filmów.
Konwicki urodził się w 1926 roku na Wileńszczyźnie. Na przełomie lat 40. i 50. był jednym z głównych literatów i publicystów socrealistycznych, by już w połowie lat 50. odwrócić się literacko i politycznie od socjalizmu i jego metod kontroli nad literaturą. Od lat 60. otwarcie zaczął narastać jego konflikt z komunistami i w końcu w 1966 zostaje wyrzucony z PZPR (do której wstąpił w 1952) za współudział w liście protestacyjnym do władz w związku z usunięciem z PZPR prof. Leszka Kołakowskiego. Po 1976 publikował w wydawnictwach drugiego obiegu i londyńskich.
Debiutował w 1946 reportażem "Szkice z Wybrzeża", ogłoszonym w dodatku literackim do "Dziennika Polskiego", a jako prozaik opowiadaniem "Kapral Koziołek i ja", opublikowanym w 1947 w warszawskim miesięczniku "Nurt". Pracował jako redaktor w "Odrodzeniu" i "Nowej Kulturze". W latach 50. zajął się również twórczością filmową, był kierownikiem literackim Zespołu Filmowego "Kadr" i "Pryzmat". W 1965 roku otrzymał nagrodę literacką Fundacji Kościelskich w Genewie, w 1975 nagrodę Fundacji im. A. Jurzykowskiego w Nowym Jorku. W 1989 odmówił przyjęcia nagrody Ministra Kultury i Sztuki I stopnia.
W "Małej Apokalipsie" czytelnik wybiera się razem z narratorem i jednocześnie głównym bohaterem książki w peregrynację po peerelowskiej Warszawie, by na koniec towarzyszyć mu w samospaleniu. Wzorem Dantego, przemierzamy wszystkie kręgi piekielne, nie ma w powieści bowiem przestrzeni bezpiecznej, w którą nie wdarłby się system totalitarny. Konwicki w swoim dziele opisuje Apokalipsę małą, ale dlatego straszliwszą, codzienną, poniżającą w swoim skarleniu. Brak już tu podziałów na dobrych i złych, opozycjoniści wcale nie różnią się wiele od komunistycznych dygnitarzy, nędza codziennego bytowania przechodzi w inny wymiar, staje się częścią zubożenia moralnego. Marlena
Pewna bardzo mądra osoba (znaczy: Maria Janion) rzekła, że mało jest w polskiej literaturze dzieł od początku do końca miłosnych. "Kronika wypadków miłosnych" to jedna z niewielu książek, które takowe właśnie są. Romantyczne, piękne, pełne uczuć, melancholii, natury. A przy tym zupełnie nie mdłe, zupełnie nie nudne. Smutne, zachwycające, świetnie napisane - Konwicki w najlepszym wydaniu. prolegomena
komentarze [6]
Smutna prawda - starzy ludzie umierają. Zresztą i tak już nie pisał (czarny humor ;)).
A "Mała Apokalipsa" mistrzostwo.
Konwicki żyje tak długo, jak długo będzie czytany i oglądany. I tyle.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Kolejna wielka strata dla świata literatury i dla czytelników.
Rozczytywałam się w prozie Konwickiego, będąc licealistką i studentką. Na zawsze w mojej pamięci pozostaną: "Kronika wypadków miłosnych", "Rojsty", "Dziura w niebie" oraz tryptyk "Mała apokalipsa", "Rzeka podziemna, podziemne ptaki", "Kompleks polski".
Kilka słów mojej spontanicznej refleksji http://pandziejaszek.blogspot.com/2015/01/ostatni-ze-starej-gwardii.html
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post