„Soledad znaczy samotność”: kobieca magia
Debiut Carole Martinez zatrząsł posadami francuskiego rynku wydawniczego – powieść obsypano nagrodami, a krytycy nader chętnie porównują ją do dzieł Gabriela Garcii Marqueza. Czy to jednak fortunne i potrzebne skojarzenie? Proza Martinez broni się w końcu sama i podąża w innym kierunku, stawiając nacisk na zupełnie odmienne kwestie.
Carole Martinez miała czterdzieści lat, gdy napisała swoją pierwszą powieść. Książce, która ujrzała światło dzienne w 2007 roku, nie zapewniono odpowiedniej reklamy i może, jak wiele innych debiutanckich utworów, przeszłaby bez echa, gdyby nie to, że… była po prostu dobra. O nieznanej wówczas nikomu Martinez mówiono coraz częściej, pojawiały się kolejne doskonałe recenzje i wreszcie „Soledad znaczy samotność” trafiła na listy bestsellerów, a gigantyczny nakład rozszedł się błyskawicznie. Autorka odebrała kilka prestiżowych nagród i sama nie kryła zdziwienia, że los wreszcie się do niej uśmiechnął.
Martinez, jak sama mówiła, przyzwyczaiła się, że zawsze stoi w cieniu i nie wychodzi jej nic, co sobie zaplanowała: nie została przyjęta do wymarzonych szkół aktorskich, nie dostała się też na zajęcia z pisania scenariuszy. Pracowała w rozmaitych miejscach, jednak nigdzie nie mogła zagrzać miejsca na dłużej. ostatecznie zatrudniła się w szkole jako nauczycielka. Nie porzuciła jednak marzeń o pisaniu – zamiłowanie do snucia historii zaszczepiła w niej pochodząca z Hiszpanii babcia.
W wolnych chwilach dopisywała kolejne strony swojej powieści, walczyła z własnymi demonami i lękami, przekraczała granice komfortu i tabu. Zależało jej, by opowieść była uniwersalna i ponadczasowa, trafiła do jak największego grona czytelników. W centrum swojej historii ustawiła kobiety, gdyż, jak sama mówiła, w książkach zawsze brakowało jej bohaterek, silnych i wyrazistych przedstawicielek płci żeńskiej.
„Soledad znaczy samotność” to saga o niezwykłych kobietach z rodziny Carasco, które od lat przekazują sobie tajemnicze pudełko zawierające przyrządy do szycia. Dzięki nim Frasquita potrafi uszyć najpiękniejsze, magiczne ubrania – co oczywiście z czasem ściągnie na jej głowę prawdziwe kłopoty. Kobieta, nazywana wiedźmą, musi więc wraz z dziećmi opuścić hiszpańską wioskę i próbuje dostać się do Afryki, by zapewnić im bezpieczeństwo. Całą historię poznajemy właśnie dzięki Soledad, najmłodszej córce, która snuje fascynującą, momentami mroczną opowieść o niezwykłych losach swojej rodziny. „Urodziłam się w kraju, w którym ciała wysychają z martwymi rękami niezdolnymi niczego objąć i wielkimi niepotrzebnymi dłońmi”, zaczyna swą historię Soledad, dziewczyna, która boi się swojej przyszłości. „Urodziwszy mnie, matka wyczytała moją przyszłą samotność. Nie będę umiała ani dawać, ani przyjmować. Nigdy”.
Proza Martinez, liryczna, wielowątkowa, doskonale wpisująca się w nurt realizmu magicznego, nie jest samą sztuką dla sztuki; kreowane przez autorkę obrazy ożywają, korowód postaci został nakreślony z wyczuciem i miłością, jej bohaterowie są wyjątkowi na swój sposób i widać, że autorka włożyła w tę opowieść serce i ogromną część siebie. Jest też bardzo kobieca – Martinez wspominała, że najbardziej fascynują ją historie przekazywane sobie nawzajem przez kobiety, opowiadane córkom przez matki, wnuczkom przez babki. Autorka oddaje głos tym, które zwykle milczą. Pokazuje, jak to, co nieznane i tajemnicze, często wzbudza w ludziach lęk i przerażenie, jak społeczeństwo boi się inności i obcości. To także opowieść o niekończącej się walce o przetrwanie, o mężczyznach, którzy pragną podporządkować sobie kobiety, o tym, do czego może doprowadzić nienawiść i pycha, o nierozumieniu, z jakim stykamy się każdego dnia. Nie brak tu komentarza społecznego, momentami bardzo gorzkiego i, mimo upływu lat, wciąż nad wyraz celnego.
Po tak dobrze przyjętym debiucie Martinez nie spoczęła na laurach, choć też z niczym się nie spieszy, pisze w swoim rytmie, bez pośpiechu. W 2011 roku ukazała się jej druga książka „Du domaine des Murmures”, a cztery lata później kolejna, „La terre qui penche”.
Przeczytaj fragment powieści „Soledad znaczy samotność”:
Wybrańcy
Issuu is a digital publishing platform that makes it simple to publish magazines, catalogs, newspapers, books, and more online. Easily share your publications and get them in front of Issuu's millions of monthly readers.
Książka „Soledad znaczy samotność” jest już dostępna w sprzedaży online.
Artykuł sponsorowany
komentarze [4]
Nie wolno nam zapominać o Isabel Allende i Laurze Esquivel, które dużo wcześniej wylansowały latynoskie historie magiczne o kobietach. "Dom dusz" to też piękna historia. Na pewno sięgnę po recenzowaną książkę, nie tylko z ciekawości. Prawdopodobnie jest w "moim stylu".
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Od realizmu magicznego wolę zdecydowanie magię pełną gębą- co nazywamy zwyczajowo fantastyką. ;)
Szanuję oczywiście Cortazara, czy Marqueza, ale zauważyłem, że dla "literaturoznawców" i środowiska literackiego głównego nurtu stał się on wytrychem do dalszego alienowania fantastyki- bo kiedy już uznają jakiegoś pisarza tego gatunku, to (nomen omen) magicznie z pisarza...
Ciekawi mnie ta książka, ale poczekam na opinie innych.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post