-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Cytaty
Należę do pokolenia trzydziestolatków, które non stop się boi, że nie jest dorosłe. Bo nie ma stałej pracy, mimo że to przecież błogosławieństwo. Bo nie ma ubezpieczenia zdrowotnego, mimo że system ubezpieczeń publicznych jest nieprzejrzysty tak bardzo, że baba w NFZ-ecie nie wie, po co mam wysyłać do ZUS-u potwierdzenie przelewu, i rozbrajająco wzrusza ramionami, kiedy ją o to pytam. Nie jest dorosłe, bo nie musi brać ślubu i może mieć dziecko wtedy, kiedy chce, więc odwleka to w nieskończoność. Gdyby nie wpadki, pewnie w ogóle byśmy się nie rozmnażali. Możemy chodzić w swoich ulubionych T-shirtach z zespołami, których słuchaliśmy w ogólniaku, całymi dniami grać na PlayStation i chodzić na imprezy. Angażujemy się w protesty przeciwko wycince drzew i wysyłamy sobie linki z mrówkojadami w swetrach. Ale cały czas się boimy, że ktoś nas przyłapie na tym, że nie jesteśmy dorośli. To nasz największy lęk. Czasem mówimy sobie, że jesteśmy, bo mamy prawo jazdy albo kredyt. Uspokajamy ten wyrzut sumienia. Ale zaraz potem pojawia się wątpliwość, że przecież robimy nie to, co byśmy chcieli. Że chcieliśmy być pisarzami, fotografami, podróżnikami. Pisać dramaty albo prowadzić kawiarnię ze sceną teatralną. Że powinniśmy mieć dzieci, bo zegar biologiczny. Koniec końców musimy coś zrobić z tymi emocjami, z tym wielkim wyrzutem, że nie żyjemy tak, jak nam się wydaje, że powinniśmy, ani tak, jak nam się wydaje, że chcemy, ani tak, jak naprawdę chcemy. Zamiast cieszyć się nieograniczoną wolnością wyboru, dostajemy ataku paniki. Albo wkurwiamy się na dwudziestolatków, że są głupsi i mniej zdolni, ale nie mają oporów, żeby w jednym tygodniu projektować biżuterię, zakładać bloga z recenzjami książek, studiować grafikę na St. Martin’s i nagrywać epkę. A potem i tak wystarczy jeden telefon od matki z pytaniem „a co z pracą?” i na tydzień dostajemy doła.
Należę do pokolenia trzydziestolatków, które non stop się boi, że nie jest dorosłe. Bo nie ma stałej pracy, mimo że to przecież błogosławieństwo. Bo nie ma ubezpieczenia zdrowotnego, mimo że system ubezpieczeń publicznych jest nieprzejrzysty tak bardzo, że baba w NFZ-ecie nie wie, po co mam wysyłać do ZUS-u potwierdzenie przelewu, i rozbrajająco wzrusza ramionami, kiedy ją o to...
Rozwiń Zwiń