cytaty z książki "Noelka"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Nie próbuj zmieniać nikogo. Ani niczego. To w tobie siedzi ta złość. W tobie, a nie w tym kimś są negatywne uczucia.
Szczęście jest dla człowieka stanem naturalnym. Żeby sdobyć szczęście nie trzeba robić niczego, bo przecież nie można zdobyć czegoś, co się już posiada.
Problem tkwi nie w rzeczywistości, ale w twoim umyśle. Odpręż no się. Nie ma żadnego problemu. Ty jesteś problemem. Nic nie usprawiedliwia negatywnych uczuć [...] Dopóki myślisz, że przyczyna twojej złości jest na zewnątrz, dopóty czujesz się usprawiedliwiona i możesz w sobie tę złość hodować.
Seneka: Trzbea byś żył dla innych, jeśli chcesz żyć dla siebie.
Tak [...] prezenty przed opakowaniem są najpiękniejsze - [...] A cel jest najwspanialszy tuż przed tym, nim się go osiągnie. A ktoś, na kogo bardzo się czeka, jest najmilszy tuż przed tym, nim przyjdzie. To są właśnie te najlepsze chwile żucia.
- Zreasumujmy. Barszcz jest. Uszka są. Kutia jest. Kapusta z grzybami jest. Karpia wyjęłaś?
Pod panią Borejko ugięły się nogi.
- Nie! - jęknęła.
- Ale ja wyjąłem - rzekł roztargnionym tonem ojciec Borejko, nie odrywając wzroku od książki. - Zważ, Milu, na ile nieoczekiwanych sposobów przejawia się moja miłość.
- Pamiętasz, co odkrył Kubuś Puchatek? - powiedział Dmuchawiec, gładząc Kreskę po ostrzyżonej głowie. - Jedzenie miodu jest bardzo miłe. Ale jest taka chwila, tuż przed rozpoczęciem jedzenia, kiedy jest jeszcze milej, niż w chwili, gdy się już je.
I co właściwie się dzieje z tymi wszystkimi dobrymi myślami i uczuciami, przecież to niemożliwe, żeby one przepadały, żeby nic z nich nie pozostawało...
- Słuchaj, a czytałaś "Niewidzialnego człowieka" Wellsa?
- Czytałam. Ale już tak nie stójmy, bo się spóźnisz.
- Tak, chodźmy - rzekł Tomek, ruszając z kopyta. Ale nie przestawał szybko mówić. - Pamiętasz tego niewidzialnego człowieka? Żeby go było widać, musiał włożyć buty, długi płaszcz i rękawiczki, i kapelusz. I musiał nawet obandażować sobie twarz.
- No, pamiętam.
- Więc jak tam sobie usiadłem, na tych schodach, to zrozumiałem, że Bóg nie może nam się ukazać inaczej, jak przez drugiego człowieka.
Nie próbuj zmieniać nikogo. Ani niczego. To w tobie siedzi ta złość. W tobie, a nie w tym kimś są negatywne uczucia.
- Nigdy nie należy ryczeć z powodu jakiegoś faceta, posłuchaj mojej rady. Mówi ci to osoba, która właśnie ryczała godzinę temu.
- O siódmej będzie tu Marek z matką - powiedziała histerycznie Ida. - Zróbcie coś ze sobą, rany Julek, żebyście choć przez dwie godziny wyglądali na ludzi normalnych. Dlaczego u innych ludzi zawsze wszystko gra i ojciec rodziny nigdy nie leży w Wigilię na podłodze owinięty brudnymi szmatami?!
Zaległa dość długa, bolesna cisza.
- Skąd wiesz? - spytał nagle ojciec Borejko z melancholią, w dwu palcach unosząc rąbek firanki i przypatrując mu się pod światło. - Może leży.
- (...) Mogę zaraz zdjąć te cholerne skrzydła i to cholerne giezło! - wrzasnął Aniołek ku uciesze przechodniów.
- Nawet jak zdejmiesz i przestaniesz udawać Aniołka - rzekł Tomcio, kryjąc uśmiech w swej siwej brodzie - to i tak będziesz jeszcze dziewczyną. A raczej: człowiekiem. A człowiek nigdy nie powinien dać się owładnąć uczuciom negatywnym.
- Nie ten ptak gniazdko kala, co je kala - wtrąciła dowcipnie Natalia. - Lecz ten, co o kalaniu mówić nie pozwala.
Poczuła, jak gdzieś w głębi piersi - może w płucach, a może w sercu - narasta od dawna nie zaznane uczucie radości, oczekiwania i nadziei. Tak jakby te pędzące chmury i pachnący śniegiem wiatr miały jej przynieść jakąś wielką radość.
- W telewizji krzyczą na siebie, w szkole krzyczą, wszędzie ludzie się kłócą - dodała Tygrysek.
- Ale nie tu, kochanie! - oświadczyła energicznie Gabrysia, która właśnie postanowiła nie poddawać się nastrojom i być konstruktywna. Zagarnęła córeczki ramionami i otworzyła ciężkie drzwi kościoła. - Tu jest spokój i schronienie. I tu każdy człowiek zawsze jest u siebie.
- Witajcie, moje śliczne maleństwa - przemówił głosem jak spiż. - Jak leci ogólnie?
- Pysznie! - kwiknęły obie małe Pyziakówny i zaniosły się chichotem, trącając się przy tym łokciami.
- Nie będę - oświadczył Gwiazdor - odpytywać was z paciorka oraz znajomości kolęd. Wiem albowiem skądinąd, że jesteście pod tym względem prawidłowo wyedukowane. Natomiast... - tu zawiesił głos.
- Taaak? - pisnęły dziewuszki, udając wielki przestrach.
- Natomiast - ponuro rzekł Tomcio - przed rozdaniem wam prezentów, na które, śmiem mieć nadzieję, zasłużyłyście, odpytam was z tabliczki mnożenia!
- Pomysł jest do chrzanu! - wrzasnęła Pyza. - Myśmy tego jeszcze nie przerabiali!
- A ja - zaznaczyła dobitnie jej siostra - jeszcze w ogóle nie wiem, co to jest tabliczka mnożenia!
- To z czego ja mam was odpytać?
- Z łaciny! - odrzekły chórem obie wnuczki Ignacego Borejki.
- O - rzekł skonsternowany Tomcio. - U nas łacina wychodzi z użycia.
- To znaczy gdzie? - spytała Pyza, śmiejąc mu się bezczelnie w nos. - W niebie?
- Wygląda na to, że jestem kompletnie niewrażliwa - oznajmiła Patrycja, pochłaniając spokojnie bigos oraz, niby to w roztargnieniu, nie zauważając, że dokłada sobie jeszcze karpia. - Żaden smętek mnie się nie ima. Zwłaszcza w Wigilię, kochana rodzino; myślcie sobie o mnie, co chcecie. Cienia smutku. Widocznie jestem na to zbyt młoda - przełknęła ze smakiem i ciągnęła dalej, z niezmąconą pogodą w swych lazurowych oczkach, ukrytych w fałdach miłego sadełka. - I zbyt piękna. I zdecydowanie zbyt...
- Skromna? - podsunął ojciec.
-... żarłoczna! - podpowiedziała w tej samej chwili Pyza.
- (...) Homo improbus beatus non est, na przykład - człowiek nieuczciwy nie jest szczęśliwy, przekładam to na wypadek, gdyby któreś z was nie znało łaciny...
- Oboje jej nie znamy - wtrącił Tomcio.
- Czy być może? - zdumiał się ojciec. - Bardzo mi was wobec tego, żal.
- Oooo - oo! - zawyła. - Nie wyjdę za mąż!
- Jak to: nie? - ocknął się niespodziewanie ojciec Borejko, odrywając wzrok od książki. - Przecież obiecałaś!
- Ślubu nie będzie! - trysnęła łzami Ida. - Mamo, tato! Ja zapomniałam kupić buty!
- No, nareszcie! - zawołał radośnie ktoś za drzwiami. Otworzyła im Ida - rozpromieniona gościnnie i zarazem zdenerwowana tak, że żal było patrzeć. Na ich widok przejawiła zawód. - A, to tylko wy - powiedziała.
- Tak, to zaledwie my - rzekł Tomcio. - A co, myślałaś, że przyjdzie sam Archanioł Gabriel?
Na korytarz wyjrzała mama Borejko, bardzo wytworna i także zdenerwowana. Na widok przebierańców odprężyła się widocznie.
- A, to tylko wy - uśmiechnęła się.
- Zaczyna mnie to denerwować - oświadczył Tomcio. - My z Aniołkiem nie przywykliśmy do takiego traktowania, prawda, Aniołku? Już nas ludność rozpieściła. Ludność wznosi, kiedy przyjdziemy, radosne okrzyki, i nawet całuje nas po rękach.
- To daj rękę - mruknęła Ida.
- Małomównego też można skłonić do mówienia - rzekł sentencjonalnie Tomcio. - Do każdego można dopasować jakiś kluczyk.
- Tylko... Myślę, że mogę ci to powiedzieć, bo... to się może przydać. Ja nie lubię patosu, wzruszeń, słów podniosłych i pięknych haseł.
- Aha - rzekł Tomek. - Rozumiem. A myślisz, że ja lubię.
- No, nie wiem. Tak w ogóle to ja się z tobą zgadzam... w wielu punktach. Tylko...
- Tylko... - wpadł jej w słowo Tomek - uważasz, że im mniej się gada o czymś wielkim, tym bardziej to jest wielkie i prawdziwe.
- Właśnie! Dokładnie tak! - ucieszyła się Elka.
- Bo dopiero kiedy ktoś działa, to znaczy, kiedy jest dobry, a nie tylko gada o tym - można powiedzieć, że, no, jak w tym wierszu. Tak?
- Dokładnie. I z tym się nie zgadza ani fanatyzm, ani bojowość, ani sentymentalizm... tylko Dobroć i Miłość. Tylko to się zgadza. Tak?
- Tak.
- To już teraz zawiąż sznurowadło. Bo rymniesz na dziób.
Ojciec Borejko miał już taką naturę, że zawsze musiał wszystko skomplikować. Toteż skomplikował sobie i to zadanie. Schodząc z drabiny bez trzymania, z olbrzymim zwojem zakurzonej siatki nylonowej w ramionach, czuł, że ogarnia go przeczucie jakiejś katastrofy, i to katastrofy dużego kalibru. W chwilę później, gdy znajdował się już o stopień niżej, przeczucie zmieniło się w gwałtowny lęk, a w umyśle jego błysnęło jak flesz trafne rozpoznanie sytuacji.
- Spadam!!! - sformułował na głos to rozpoznanie ojciec Borejko i w rzeczy samej - spadł.
Te tymczasem, wciąż się obejmując i piszcząc, przetoczyły się do zielonego pokoju, gdzie padły na kanapę, wciąż się nie wypuszczając z objęć, i wybuchnęły wariackim śmiechem.
- Matko Boska, jakie to dziwne - drżącymi wargami wyrzekła Ida do narzeczonego. - Nie tak wyobrażałam sobie pierwsze spotkanie naszych matek.
Wstrząsające było przekonać się, jak czas obchodzi się z ludzkim ciałem. I - jak nie potrafi nic zrobić z ludzkim duchem.
- Masz mokre oczy - powiedział cicho Tomek.
- Ja? Nie.
- Zapomniałem już, jak wygląda twoja twarz. Pamiętam tylko, że była ładna.
- A ja twojej jeszcze nigdy nie widziałam!
- O! Faktycznie. Ale wiesz, w moim przypadku nie ma czego żałować. Wszystkiego najlepszego. Masz jeszcze kawałeczek opłatka?
- Nie. Ale myśmy już sobie dziś składali życzenia.
- To co - rzekł Tomcio. - Można i drugi raz. Można dowolną ilość razy. Pozwól, że pocałuję cię w rączkę.
- Proszę bardzo. Wszystkiego najlepszego.
- Albo raczej w czółko.
- No, bez przesady. Na czółku mam gwiazdkę.
- Och, no cóż, ostatecznie mogę i w policzek...
Natomiast na wiklinowym foteliku leżała obszerna szata z białej tkaniny, para olśniewających złotych skrzydeł oraz złota przepaska na czoło, z migocącą złotą gwiazdą.
- Przebieraj się - zakomenderował Gwiazdor. - Tylko szybciutko, bo za pół godziny mamy odprawę.
- Jak? Gdzie? - spytała Elka, nic nie rozumiejąc.
- W spółdzielni studenckiej "Pszczółka", panno Gaptusińska - rzekł Gwiazdor. Miał zdecydowanie miły głos, pełen nutek humoru. - A ty myślałaś, że gdzie - u Świętego Piotra?
Wesoły tramwaj, szczelnie wypełniony tłumem Gwiazdorów oraz gronem rozchichotanych i rozflirtowanych Aniołków, odjechał ociężale z przystanku, odprowadzany uśmiechami przechodniów.
- Chciałbym ci zwrócić uwagę - powiedział - że jesteś Aniołkiem. Nie powinnaś chyba zachowywać się tak burzliwie. Przynajmniej nie publicznie.