cytaty z książki "Precedens"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Łudziłeś się, że czas leczy rany? Nic z tych rzeczy. Czas po prostu wszystko zabija, smutek także.
(...) uznałeś, że obchodzą mnie takie pierdoły jak wiek, zawodowa przyszłość i inne kobiety.
Szczerbiński zmarszczył brwi.
- Mam to w dupie - dodała Joanna. - Tak naprawdę interesuje mnie tylko jedno.
- Co?
(...)
- Nie wiem, czy to zrozumiesz, Szczerbaty - rzuciła. - Ale kiedy patrzę na Zordona i chcę mu powiedzieć, że go kocham, to mam jeden problem. (...) Wszystkie słowa zdają się ujmować temu uczuciu. (...) Kiedy on na mnie patrzy, czuje to samo, a ja o tym doskonale wiem. I nie potrzebujemy żadnych słów.
Dziecko, które nie uświadczy czułości w swojej wiosce, kiedyś ją spali, by poczuć choć trochę ciepła.
- Zastanawiam się.
-Nad czym?
-Nad tym, czy plecy bolą mnie bez powodu, czy od dźwigania tego związku (...)
-Pomasować?
- Zwoje mózgowe sobie pomasuj, Zordon. Może się aktywują.
- A mimo to humor ewidentnie ci dopisuje.
- Smutne ptaki też śpiewają, Zordon. - zauważyła mrużąc oczy.- Choć właściwie równie dobrze mogą krzyczeć z powodu lęku wysokości. Tak naprawdę nigdy się nie dowiemy.
-Nie gap się jak sroka w gnat -rzuciła. -Najskuteczniej działam wtedy, kiedy życie rzuca mi kłody pod nogi. A teraz mam ich, kurwa, cały tartak.
Mogła skupić się tylko na jednym. Na świadomości, że od kiedy pamiętała, w jej życiu zawsze ziała ogromna, głęboka dziura. Dziura, którą potrafił zapełnić tylko jeden człowiek - a nawet więcej, potrafił sprawić, że nie było widać żadnych oznak łatania.
Prawdziwe momenty szczęścia pojawiały się tylko przy Zordonie. Wszystkie inne były wyłącznie imitacją.
-Przestań mnie nękać, do cholery -ucięła. -I nie wiem, wybierz się na wegetariański odpowiednik jazdy na koniu czy coś.
- Hę?
- Na rower, Zordon.
...należy bać się nie tych, o których wiadomo, że są niebezpieczni, tylko tych, którzy pozostają nieznani.
Kiedy Chyłka kogoś nie lubi:
"- Niewiary-kurwa-godne – rzuciła.
-Te zawszone suki, te małe kurwiszony…
Przerwała tylko po to, by głęboko się zaciągnąć.
- Dwie cuchnące larwy, wyleniałe ściery, przebrzydłe lampucery i niemyte torby… - kontynuowała Joanna. - Zborsuczałe flądry, od pługa odrąbane muły i jebane bydlądyny bagienne… Jak ktokolwiek może mieć tak nasrane w…
... zwykła swołocz.
- Jedyny karaś, którego kojarzę, to słodkowodna ryba z rodziny karpiowatych - rzuciła Chyłka. - I nie mów do mnie pani Joanna, bo czuję się, jakbym była przewodniczącą związku zawodowego starych landryn w lupanarze.
wreszcie poznałam człowieka, przez którego Bóg wyposażył rodzaj ludzki w środkowym palec.
- przepraszam, ale kim pani jest?
- Wybitną jednostką, którą będą pamiętać przyszłe pokolenia - odparła, zbliżając się do ciała. - w przeciwieństwie do pana. O panu ludzie zapomną tak jak o uczestnikach Big Brothera od drugiej edycji wzwyż.
-Mogą sobie robić, co chcą. Jedyne, czego się boję, to otworzyć lodówkę po tym, jak Zordon robi zakupy.
- Potrzebujesz czegoś? - spytał.
- Możliwości wprowadzenia się w stan wysokodurczokowy.
Joanna:
(...)- Nigdy nie wprowadzą tak bzdurnych przepisów prawa drogowego jak te w Estonii. Słyszałeś, co tam grozi za przekroczenie prędkości?
(...) - Trzeba odstać karne minuty na poboczu.
- Sądzę, że większość ludzi jest prostytutkami - odparł Oryński. - Tylko niektórzy nie usłyszeli jeszcze odpowiedniej ceny.
- Słucham? -spytała kobieta.- Przepraszam, dodzwoniłam się do mecenas Chyłki?
-Nie- odparła Joanna.
-Tak - sprostował Kordian. -Musi pani tylko uzbroić się w cierpliwość, jakby miała pani do czynienia z rozkapryszoną, rozpuszczoną, grymaśną i rozpieszczoną…
-Zordon.
- Tak, trucizno?
-Zakleszcz otwór gębowy.
-Dzwonisz do klientki? spytał Kordian, przysiadując na skraju biurka.
-Do Padera.
-Po co?
-Bo za tą podłą kreaturą też się stęskniłam.
Oryński uśmiechnął się i pokręcił głową. Właściwie mógł nawet w to uwierzyć, bo Joannie najwyraźniej brakowało wszystkiego, co wiązało się z jej prawniczym żywotem.
Taki obrońca byłby chwalony pod niebiosa i miałby wzięcie jak dziewica w koszarach.
-Halo? -rozległ się głos Olgierda Paderborna.
Joanna lekko nachyliła się do mikrofonu.
-Hola, diga, aló, bueno, Quebonafide, Padre – powitała prokuratora. -Co tam słychać w małym świecie?
- Nie ma - powiedział. - Iks piątka wyparowała.
- Nie tylko ona.
- A co jeszcze?
-Najwyraźniej rozsądek całego świata - odparła z irytacją. - Bo nagle otaczająca nas rzeczywistość ma w głowie cyrk, a w dupie karuzele.
- Nie wierz we wszystko, co widzisz w internecie - poradziła mu Chyłka. - Minęły już czasy, kiedy najmniej wiarygodna była tam prognoza pogody.
Bo nagle otaczająca nas rzeczywistość ma w głowie cyrk, a w dupie karuzelę.
Wydaje mi się, że poruszamy się raczej w mroku prawa niż jego świetle. I to tak głębokim, że nie potrafimy dostrzec drugiego człowieka.
To tylko miejsce. A te dzieliły się tylko na dwie kategorie: te, w których już się było, i te, do których się zmierzało.
Joanna otworzyła oczy i spojrzała na zaspanego Zordona, stojącego w progu sypialni.
– Zastanawiam się.
– Nad czym?
– Nad tym, czy plecy bolą mnie bez powodu, czy od dźwigania tego związku – odparła Chyłka, poprawiając się na fotelu.
Łudziłeś się, że czas leczy rany? Nic z tych rzeczy. Czas po prostu wszystko zabija, smutek także”.
Noż kurwa, fanfary. Dzwoń do George,a Martina, trzeba mu powiedzieć, że jest tu ktoś, kto umie kończyć historię.
Rzecz w tym, że nawet kiedy sprawa wydaje się oczywista, czasem taka nie jest. Pozory są od tego, żeby mylić.