cytaty z książek autora "Aleksandra Świderska"
- Wytłumacz nam, co według ciebie stało się z Danielem.
- Nie mam pojęcia - odpowiedział powoli Gronczewski, dokładnie wymawiając każdy wyraz. - Ostatni raz widziałem go jakieś dwa tygodnie temu. Wychodził z mojego mieszkania dobrze wybzykany i kurewsko szczęśliwy. I przyznam, pomysł zaproszenia do siebie jego i dobrze wam znanego Różyckiego nie był moim najlepszym, ale każdy ma swoje chwile słabości.
- Zdaje się, że twoje wypływają martwe w kanałach - zauważył Adam.
Byli swoimi przeciwnościami, jak biel i czerń, ale tak samo się dopełniali, splatali ze sobą, stwarzając z siebie tę dziwną miksturę szarości, w której każdy z nich pozostawał całkowicie równy drugiemu.
A to była tylko powierzchnia zgnilizny. Głęboko... O wiele głębiej - nawet to miejsce miało swoje podziemie. Sekretne korytarze ludzkich występków, ukryte pod warstwą nocnych klubów. Jeszcze bardziej mroczne i niedostępne. Bardziej chore i zwyrodniałe niż wyskoki małolatów. Bardziej przemyślane i niszczące. To było podziemie podziemia. Posiadało je każde miasto, bo ich stare fundamenty były schorowane i porowate. Mogły runąć lada moment, spłonąć lada chwila, pochłaniając wiele ofiar. Wszyscy o tym wiedzieli, ale też wszyscy milczeli. Nawet on nie potrafił się temu przeciwstawić.
Gronczewski odwrócił się powoli i zsunął się z biurka, stając naprzeciw wycelowanej w niego lufy glocka.
Nie spodziewał się tego. Ważył i oceniał Adama w swojej głowie setki razy, odkąd się o nim dowiedział. Był pewny, że po ich ostatniej rozmowie już go rozgryzł. Myślał, że mógł odgadnąć następny ruch policjanta. Na przykład to, że do niego w końcu przyjdzie. To, że będzie go potrzebować. Albo to, że w końcu będzie musiał zacząć z nim pracować. Nie spodziewał się jednak, że w Adamie było aż tyle nienawiści, żeby zrobić coś tak głupiego.
Chciał omotać go w plątaninę swoich intryg, czarów i obietnic. Chciał go zniewolić przyjemnością i zakłamaną bliskością, której Adam nigdy nie doświadczył, a której tak widocznie pragnął.
Jego przecież nie można było kupić. Nawet jeśli przedmiotem przekupstwa były te wszystkie uczucia, których tak bardzo brakowało w jego życiu.
Jak poprzedniej nocy ciało Adama reagowało samo. Zachowywało się tak, jakby nie należało do niego. W jego głowie kłębiły się nadal wszystkie sprzeczne myśli, ale ono chciało.
Jedyna różnica między nimi a tobą jest taka, że oni nie wstydzą się tego, kim są.
To był tylko dotyk, parę pocałunków. Tylko pożądanie i chęć bez jakichkolwiek głębszych uczuć.
Okłamywał siebie, że nie żyje tylko dla jednej rzeczy. Okłamywał siebie, kiedy powtarzał, że czuje się zadowolony z tego, jak mimo wszystko wygląda jego życie. Okłamywał siebie, że naprawdę jest tą osobą, którą stworzył w swojej głowie. Tą wydmuszką człowieka, która skupiała się tylko na polowaniu.
Nigdy niegasnące światła Wrocławia sprawiały, że nie mógł dostrzec gwiazd, a noc nie była nocą. Tutaj stawała się tym nieokreślonym czymś, rozmazanym i nieuchwytnym zmierzchem.
Miasto pochłaniała wilgoć i wszechobecna wieczna mgła. Zjadała światła, trawiła barwy i tłumiła dźwięki. Sprawiała, że nic nie wyglądało tak, jak powinno. Zasłaniała prawdę i stwarzała pozory. Tego, że coś jest dalej niż myślimy. Tego, że czegoś nie ma tam, gdzie jest. I tego, że coś mogło być nierealne, mimo że istniało.