rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Fanką yaoi nie jestem, ale jednocześnie nie przeszkadzają mi w książkach wątki homoseksualne, o ile fabuła jest ciekawa i bohaterowie dają się lubić. "Pieśń dla Feniksa" wpadła mi w ręce podczas ubiegłorocznego Ogólnopolskiego Festiwalu Fantastyki FALKON i przykuła wzrok przepiękną okładką i przystępną ceną (generalnie do samego wydania książki nie mogłabym się przyczepić). Postanowiłam ją kupić, a kiedy jakiś czas później przeprowadzałam się za granicę, zabrałam ją ze sobą, by umiliła mi wielogodzinną podróż. I to był mój błąd. Przeczytałam wstęp, w którym obiecano mi ciekawą historię napisaną przez pasjonatkę sinologii pięknym, baśniowym stylem. Oczyma wyobraźni widziałam już te kwieciste metafory, subtelną erotykę i bogatą symbolikę. Co natomiast dostałam? Coś, co sprawiło, że po przeczytaniu kilkudziesięciu stron książkę odłożyłam i bardzo długo nie byłam w stanie do niej powrócić, a rzadko mi się to zdarza.
Przede wszystkim stylu Miklaszewskiej nie nazwałabym baśniowym. Jest zwyczajnie poprawny, a więc czyta się łatwo, szybko i w miarę przyjemnie (pomijając treść), ale mimo to odczuwa potężny niedosyt. Opisywane przez autorkę miejsca, bohaterowie czy zwyczaje panujące na cesarskim dworze aż proszą się o rozbudowane opisy i wierne odwzorowanie detali, okraszone szczyptą chińskiej filozofii. Zamiast tego otrzymujemy beznamiętny opis świata przedstawionego, typowy raczej dla szkolnych wypracowań. Jednak tak, jak szata nie zdobi człowieka, tak nie można oceniać powieści jedynie na podstawie tła wydarzeń. Autorka obiecuje nam historię obyczajową pełną dworskich intryg, jednak nie wiedzieć czemu jako czytelnik miałam wrażenie, że zostały one skontruowane na siłę, nieco na wzór tanich powieści sensacyjnych. Fabuła jest przewidywalna i w zasadzie od początku wiadomo, kto stoi za chęcią zdetronizowania młodego władcy.

Konstrukcja bohaterów również pozostawia wiele do życzenia. W zasadzie jedyną postacią, która naprawdę daje się lubić, jest obdarzony niezwykłym poczuciem humoru Changmin. Cała reszta sprawia wrażenie jednowymiarowych i pełniących z góry wyznaczone role. Mamy więc Tego Nieokiełznanego Brutala Dimę (choć autorka w zupełnie dla mnie niezrozumiały sposób zdrabnia jego imię jako Dimi), Tę Delikatną Mimozę Shena Li i Tego Złego Komunistę, Na Dodatek Żołnierza. Cała reszta to tylko tło, dopełniające obrazu nędzy i rozpaczy. Słudzy cesarza zachowują się jak średnio rozgarnięte ćwierćwałki, które przespały wszystkie lekcje etykiety dworskiej. Sam cesarz natomiast cierpiał chyba na narkolepsję, ponieważ był nieobecny również na zajęciach z taktyki, prowadzenia wojen i dyplomacji. Prawie dorosły facet, a zachowuje się jak kilkuletnie, zagubione we mgle dziecko, które w poszukiwaniu maminej spódnicy natrafia na spodnie rosyjskiego cara. Autorka ma chyba fioła na punkcie zniewieściałych mężczyzn, ponieważ przy każdej możliwej okazji podkreśla, że Shen Li aka Niebiański Feniks wygląda jak kobieta. W sumie nie tylko wygląda, ale również zachowuje się jak baba - mdleje przy byle okazji, wszystkiego się boi i płacze z byle powodu. Jego dokładnym przeciwieństwem jest Dmitrij - wygadany, barbarzyński i pozbawiony ogłady, bo przecież to Rosjanin, a wiadomo, że w Rosji wszystko jest na odwrót, bo dywany wiszą na ścianach. Jednym słowem - mamy wręcz książkowego seme i książkowego uke, którzy ani na chwilę nie wychylają się poza wyznaczoną rolę.

Wątek homoseksualny jest. Powiedziałabym nawet, że jest wszędzie. Po raz pierwszy w życiu czytałam powieść, w której większy procent kluczowych bohaterów stanowili homo- niż heteroseksualiści, a na dodatek wszyscy okazują się mieć te same preferencje i głowić się, jak przelecieć cesarza, najlepiej tak, żeby nie zauważył (i zastanawiam się tylko, kiedy fanki yaoi zrozumieją, że gejów generalnie nie kręcą faceci wyglądający jak shemale). Wspominałam na początku recenzji o subtelnej erotyce, prawda? Tutaj jej nie uświadczycie. Autorka wali opisami rodem z pierwszego lepszego znalezionego na Redtube gejowskiego porno, operując zwrotami tak finezyjnymi jak "naprężony pal". I ja, będąc osobą, której opisy erotyczne generalnie nie rażą, nie byłam w stanie tego zdzierżyć, a ilość facepalmów, jakie wykonywałam podczas czytania opisów łóżkowych scenek, omal nie sprawiła, że popełniłam samobójstwo. Ja wiem, że dla kobiety opisywanie stosunku między mężczyznami nie jest łatwe, ale na Bór Zielony i Liściasty - jak się tego nie umie, to wszystko można zamknąć w paru naprawdę subtelnych i o wiele bardziej pobudzających wyobraźnię czytelnika zdaniach. Pomijając już fakt, że w książce każdy stosunek wygląda niemalże tak samo. Gdzieś w tle były jeszcze dwa gwałty, w tym jeden nie zakończony powodzeniem.

Żeby jednak nie być gołosłowna - było w powieści parę rzeczy, które mi się podobały. Po pierwsze - autorka uraczyła nas paroma ciekawostkami na temat codziennego życia w Chinach i służby na cesarskim dworze. Po drugie - postać Changmina naprawdę się jej udała. Po trzecie - całość została okraszona piękną chińską poezją. To jednak zdecydowanie za mało, by dać tej książce dobrą notę. Jak dla mnie pieniądze wyrzucone w błoto. Książkę oddałam znajomej, która uwielbia yaoi i może ona dostrzeże w niej więcej pozytywów.

Fanką yaoi nie jestem, ale jednocześnie nie przeszkadzają mi w książkach wątki homoseksualne, o ile fabuła jest ciekawa i bohaterowie dają się lubić. "Pieśń dla Feniksa" wpadła mi w ręce podczas ubiegłorocznego Ogólnopolskiego Festiwalu Fantastyki FALKON i przykuła wzrok przepiękną okładką i przystępną ceną (generalnie do samego wydania książki nie mogłabym się przyczepić)....

więcej Pokaż mimo to