rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Hardboiled. Antologia nowel Neo-Noir Kornel Mikołajczyk, Juliusz Wojciechowicz, Robert Ziębiński, Marek Zychla
Ocena 7,6
Hardboiled. An... Kornel Mikołajczyk,...

Na półkach:

Światy potępionych – recenzja Hardboiled
-Adam Froń-

W „Hardboiled” nie znajdziesz współczucia czy woali. Cztery zebrane w omawianej książce opowieści łączy kreacja świata zgodna z tą nienową konwencją literacką. Nie spodziewaj się podziału na czerń i biel. Tu najlepsze, na co możesz liczyć, to szarość szmaty, w którą owijany jest urodzony w zasranym kiblu bękart ćpunki. Dalej są tylko kolejne stopnie mroku. Nie licz na nikogo, często nawet własne zmysły będą działały wbrew tobie, zwodząc cię i oszukując. W świecie hardboiled humor ustępuje miejsca cynizmowi i wyrachowaniu, rycerstwo – zwyrodniałemu i zmutowanemu pojęciu honoru oraz godności opartej na paraliżującym i ściskającym gardło strachu. Nie ma tu miejsca na dobroć. Przemoc, brutalność i zwyrodnienie są chlebem powszednim w ciemnych, brudnych, ogarniętych wiecznym deszczem megalopolis.
Czterech pisarzy zmierzyło się z tym gatunkiem. Pozostając w narzuconych konwencją ramach czarnego kryminału, dodatkowo przyprawili swe historie horrorem, oniryzmem i cyberpunkiem, a każdą nowelę okrasił świetnymi (szkoda, że nie jest ich więcej), stylizowanymi planszami komiksowymi znakomity rysownik Maciej Kamuda.
Wydawnictwo GMORK zadbało o korzystne pierwsze wrażenie. Obleczony w okładkę autorstwa Darka Kocurka, znanego z grafik do polskich wydań prozy Stephena Kinga, zbiór otwiera wstęp Mariusza Czubaja, uznanego w świecie mistrza kryminałów, a rewers obwoluty zdobią polecanki Jakuba Ćwieka i Grahama Mastertona.
Już pierwszy tekst – „Lana” autorstwa pomysłodawcy zbioru, Juliusza Wojciechowicza – rzuca czytelnika na głęboką wodę i z premedytacją przytrzymuje jego głowę pod powierzchnią. Ulice i rynsztoki Ghost City wypełniają żebracy, kurwy, awanturnicy i ćpuny, uprawiający swe procedery w stęchliźnie gnijących między nimi trupów. Wojciechowicz wyjątkowo sprawnie maluje zniszczone, niemal postapokaliptyczne miasto; drobiazgowo oddaje duszny klimat, nie szczędząc przy tym mocnych słów, pulpowej maniery i brutalnych, komiksowo przerysowanych opisów. Otwarte zakończenie każe mi się w tym miejscu upomnieć o kontynuację historii Texa, pozbawionego wszelkich skrupułów mściciela rodem z widmowego miasta
Nieco oddechu daje czytelnikowi Robert Ziębiński. Atmosfera „Śpij, kochanie, śpij” jest odrobinę lżejsza niż u poprzednika, jednak wzorcowo zgodna z klasycznym stylem hardboiled, nastrojem i klimatem zaś przywołuje filmowe, ciężkie od papierosowej mgły, kadry noir. Tu główny bohater jest detektywem, któremu przyjdzie zmierzyć się z bulwersującą cały świat sprawą Modliszki. Sądzona w stylizowanej na amerykański kryminał konwencji dziewczyna ma zostać stracona za rzekome zamordowanie pięciu nieszczęśników, którzy, śpiąc przy niej, zmarli na zawał serca. W rytm bluesowych klasyków, przemierzając zaśnieżoną Warszawę starą toyotą, przekonamy się, jak bardzo złowróżbny jest telefon dzwoniący o trzeciej nad ranem.
Marek Zychla w „Ambisentencji” od samego początku igra z czytelnikiem, żonglując narracją. Zmyślnie zmienia, przeplata, łączy i rozdziela osoby opowiadające historię Lochy i Młodego. Często podsuwa czytelnikowi fałszywe tropy, zacierając je w cieniu kostno-skórnego muru górującego nad zdewastowanym blokowiskiem – muru rosnącego z dnia na dzień wraz ze stertą wyrzucanych śmieci. „Ambisentencja” przepełniona jest niesamowitym, dusznym i onirycznym klimatem. Napisana wedle najstarszej, sięgającej korzeni konwencji hardboiled doktryny trzyma czytelnika za gardło do samego końca, nie dając wytchnienia ani pulpową zagrywką, ani cynicznym żartem. Powoli, z psychopatyczną konsekwencją odkrywa pierwotną istotę wszechobecnego w tekście zła. Między wierszami, z uporem prawdziwego piewcy smutku i beznadziei, autor przemyca zdawkowe informacje: które z opisanych wydarzeń faktycznie miały miejsce, a które miały na celu zwieść tak czytelnika, jak i głównego bohatera?
„Chińska podróbka” Kornela Mikołajczyka to drugi z lżejszych i bliższych powszechnym standardom gatunku tekstów w „Hardboiled”. Cyberpunkowe megalopolis przepełnione jest odwołaniami do innych dzieł, zwłaszcza do „Człowieka z wysokiego zamku” Philipa Dicka. Dynamiczna narracja stopniowo zagęszcza się, tu i tam przemycając mrugnięcie wyposażonym w multifunkcyjną soczewkę kontaktową okiem. Detektyw Valter Fingo to znany specjalista od spraw niemożliwych, wnikliwy obserwator nie polegający jedynie na podsuwanych przez komputer sugestiach i podpowiedziach. Staje przed z pozoru niemożliwą do rozwiązania zagadką kryminalną, którą jednak dzięki swemu przenikliwemu umysłowi i niezwykłym współpracownikom (zjawiskowej urody hologramowa asystentka i dzielny mechaniczny kot o umyśle człowieka) dość szybko rozgryza. Jest to jednak dopiero wstęp do dalszych, dalece bardziej skomplikowanych wydarzeń. Komu na odcisk nadepnął detektyw i co z tego wynikło, dowiecie się z tego fenomenalnego tekstu.
Czterech autorów wspięło się na wyżyny swych talentów i stworzyło niezapomniany zbiór. Miejscami nieco lżejszy, bliższy klasycznie pojętym kryminałom, miejscami pulpowo bezwzględny i z brutalną, często wręcz komiksową dosłownością nurzający się w krwi i wrzaskach gwałconych kobiet i mordowanych mężczyzn. Cztery światy pełne okrutników i potępieńców, ale też niejednej femme fatale i błyskotliwych twardzieli przybliżają nam narratorzy, tak cyniczni i brutalni, jak otaczająca ich rzeczywistość. Wojciechowicz, Ziębiński, Zychla i Mikołajczyk zdołali tchnąć nieco nowego życia w mocno zaszufladkowany przez długie dekady gatunek, czego dowodem na pewno jest trwający właśnie przekład na język angielski i przygotowania do wydania zbioru za granicą. Gorąco polecam wszystkim żądnym mocnych wrażeń.
Adam Froń

Światy potępionych – recenzja Hardboiled
-Adam Froń-

W „Hardboiled” nie znajdziesz współczucia czy woali. Cztery zebrane w omawianej książce opowieści łączy kreacja świata zgodna z tą nienową konwencją literacką. Nie spodziewaj się podziału na czerń i biel. Tu najlepsze, na co możesz liczyć, to szarość szmaty, w którą owijany jest urodzony w...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Księga wampirów Sylwia Błach, Kamil Czepiel, Krzysztof T. Dąbrowski, Grzegorz Gajek, Dawid Kain, Maciej Kaźmierczak, Artur Kuchta, Paulina Kuchta, Kazimierz Kyrcz jr, Paweł Mateja, Artur Olchowy, Marcin Pągowski, Marcin Podlewski, Łukasz Radecki, Marcin Rojek, Robert Rusik, Marcin Rusnak, Tomasz Siwiec, Michał Stonawski, Juliusz Wojciechowicz
Ocena 6,2
Księga wampirów Sylwia Błach, Kamil...

Na półkach:

Kilka perełek tonie w natłoku chłamu.

Kilka perełek tonie w natłoku chłamu.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Kwintesencja dobrze napisanej grozy miejskiej. Jeden z najlepszych zbiorów opowiadań polskich autorów ostatniej dekady.

Kwintesencja dobrze napisanej grozy miejskiej. Jeden z najlepszych zbiorów opowiadań polskich autorów ostatniej dekady.

Pokaż mimo to

Okładka książki Toystories Jędrzej Feranos Bargłowski, Sylwia Błach, Krzysztof T. Dąbrowski, Sylwia Finklińska, Adam Froń, Grzegorz Gajek, Kacper Kotulak, Marta Krajewska, Jan Maszczyszyn, Kornel Mikołajczyk, Marcin Rojek, Marcin Rusnak, Michał Stonawski, Juliusz Wojciechowicz, Bartłomiej Żarnowski, Marek Zychla
Ocena 6,3
Toystories Jędrzej Feranos Bar...

Na półkach:

Recenzja napisana dla portalu Ex Fabula:



KAŻDA ZABAWKA MA SWOJĄ HISTORIĘ,
czyli recenzja „Toystories”

Jarek Turowski

Dzieciństwo to czas, kiedy wszystko jest intensywniejsze: uczucia szczersze, śmiech weselszy, kolory jaskrawsze, koszmary straszniejsze, a mrok głębszy niż kiedykolwiek później. Takim też przymiotnikiem określiłbym opowiadania zawarte w „Toystories” — są to historie intensywne i przepełnione emocjami; historie, które skutecznie cofają nas w krainę dziecięcych fantazji, lęków, szczęścia i wzruszeń.
„Toystories” to trzeci zbiór opowiadań Wydawnictwa Morpho. Od razu rzuca się w oczy doskonała szata graficzna książki — nietypowa, ale pasująca do tematyki czcionka, charakterystyczne przerywniki, genialna okładka i równie klimatyczne ilustracje dołączone do kolejnych opowiadań. Najważniejsza jest jednak treść, a ta stoi na bardzo wysokim poziomie — do „Toystories” wyselekcjonowano teksty z najwyższej półki jakościowej! Ciężko mówić o ogólnikach, kiedy zbiorek zawiera aż szesnaście opowiadań, a każde z nich zostało napisane przez innego autora, przejdę zatem od razu do szczegółów…

OSTATNIA SIPKA WĘGLA — Marek Zychla

Niebanalny pomysł, opowiedziany sprawnym językiem. Autor pokazuje nam, jak dużą rolę w życiu człowieka odgrywają ikony popkultury, a przy okazji stawia intrygujące pytanie: co by było, gdybyśmy mogli, przy udziale tajemniczej siły bądź magii, owe ikony zabijać? Byłoby kolorowo — wręcz można pokusić się o stwierdzenie, że świat stanąłby na głowie — co Marek Zychla przedstawia na przykładzie pewnej rodziny.
Styl jest dopracowany, pozbawiony efekciarstwa, nienachalny, a historia toczy się płynnie — nie zaznacie dłużyzn, ale nie doświadczycie też „skakania po łebkach”. Spomiędzy zdań przeziera pewien mrok, a bohaterowie są bardzo dobrze nakreśleni od strony psychologicznej. Autor pokazał, że ma w sobie żyłkę opowiadacza. Jestem ciekaw, jak Marek Zychla sprawdziłby się, snując mroczną historię przy ognisku.
Niepokojące zakończenie sprawi, że ciary przebiegną Wam po plecach…

FULL PLASTIC JACKET — Kacper Kotulak

Z mroku i niepokoju, w jakie wprowadził nas Marek Zychla, przechodzimy w bardziej przyjazne miejsce — zabawne uniwersum Kacpra Kotulaka, gdzie toczy się wojna między armią plastikowych żołnierzyków i klocków LEGO. Poznajemy pułkownika Courage'a i zostajemy świadkami jego perypetii. „Życie nie jest łatwe, kiedy jest się wykonanym z plastiku i to w skali 1:72.” Tym bardziej, kiedy osobisty pomagier jest przypadkiem nad wyraz ociężałego umysłowo kretyna, a główny wróg to zdradziecki, francuski skurwiel — generał Stroom. No i nie zapomnijmy, by mieć się na baczności przed obiektem „MAMA” i obiektem „TATA”.
Autor serwuje poczucie humoru, któremu nie oprze się nawet największy wapniak. Czytając tę historię, cieszyłem się jak głupi do sera i tylko czekałem, kiedy porucznik Kraust po raz kolejny zwróci uwagę na „to COŚ” na twarzy pułkownika. Przednia rozrywka.

OSTATNI PREZENT — Juliusz Wojciechowicz

Każdy z nas jest obserwatorem rzeczywistości, lecz prozaik, który chce opisywać otaczający go świat, musi być obserwatorem JESZCZE BARDZIEJ. Wkładać więcej świadomości, wychwytywać niuanse, roztrząsać przyczyny i skutki, ale przede wszystkim odsiewać ziarno od plew. Brać z codzienności to, co najciekawsze.
Takim właśnie autorem jest Juliusz Wojciechowicz: facet, który wie, jak patrzeć na świat i obierać na tematy swoich opowiadań najciekawsze treści, by potem ubrać je w barwną narrację. Trafne wybory i niebanalny styl stają się znakiem rozpoznawczym Wojciechowicza, czego potwierdzeniem jest „Ostatni prezent”.
Jaki jest współczesny świat, nikomu nie trzeba tłumaczyć, ale pamiętajmy o dzieciach. One też obrywają, być może najbardziej. Miłość rodziców coraz częściej przejawia się pod postacią materialną — kolejny pean ku nowoczesnej postawie „mieć”. Ale czy właśnie tego oczekują od rodziców dzieciaki — kolejnego bajeranckiego gadżetu?
Autorowi udało się ująć w tekście spory, dający do myślenia ładunek emocjonalny i ze swojej strony — gorąco polecam.

…I ZASZŁO SŁOŃCE MATTELA — Adam Froń

Lubię eksperymenty literackie, dlatego przeczytałem z żywym zainteresowaniem opowiadanie Adama Fronia. Nie jest to może jakiś mega–odkrywczy tekst i patrząc globalnie, nie wnosi wielkiej innowacji, ale jeżeli weźmiemy pod uwagę tylko „Toystories”, to jest jednym z dwóch utworów, które wyróżniają się „innością” formy.
Budzimy się (czy raczej Przebudzamy) wraz z anonimowym, pluszowym misiem na śmietnisku. Opodal, na dziurawym garnku, siedzi robot, przytaczając raz po raz fragmenty z Księgi Mattela. Po krótkiej rozmowie obie zabawki ruszają ku obozowi, gdzie rządy sprawuje Wielebny — szaleniec, autor Księgi, swego rodzaju wysłannik i prawa ręka Mattela na Ziemi.
Wykreowane przez autora uniwersum potrafi zaintrygować, również niedopowiedzeniem i pewną aurą zagubienia. Zacny, niepokojący klimat.

BOGOWIE W SZACHY GRAJĄ — Sylwia Błach

Spodobało mi się znieczulenie emocjonalne, jakie panuje w opowiadaniu Sylwii Błach. Tekst jest zapisem gigantycznej tragedii, która rozegrała się w boskich kwaterach, tymczasem my nie odczuwamy żadnych większych emocji — z kart tej historii bije chłód i można by uznać całą sprawę za drobiazg…, bo i w pewnym sensie jest to drobiazg, o ile spojrzymy na nią z boskiego punktu widzenia. Kiedy zaś zastanowimy się nad opisanym zdarzeniem głębiej, pojmiemy, że być może jesteśmy tylko garstką piachu, rzuconą w kosmiczne tryby. Albo pionkami, czyjąś zabawką.
Autorce udało się zatem osiągnąć bardzo ciekawy efekt. I pamiętajcie — tam, gdzie pojawia się polska wódka, tam się dzieje. Zawsze!

LALKA — Michał Stonawski

Nigdy nie potrafiłem zrozumieć, o co chodzi z tymi całymi zastrzykami i dlaczego dzieci tak bardzo się ich boją. Opowiadanie Michała Stonawskiego otworzyło mi poniekąd oczy na lęk przed igłami…
Historyjka jest krótka, ale nastrojowa. Autor pokazał, że nawet z prostego pomysłu da się stworzyć coś strasznego. Osobiście bardzo doceniam taką umiejętność — cechuje ona grozopiewców z najwyższej półki.
Przeczytanie „Lalki” zajmuje dosłownie kilka chwil. Polecam lekturę do poduszki — szybki, literacki strzał na dobranoc, a potem gasimy światło i czekamy na efekty… Brrr!
Dodam jeszcze, że bardzo spodobała mi się ilustracja do opowiadania Stonawskiego. Klimatycznie dopełnia niepokojącą historyjkę.

ARTE FACTUM — Grzegorz Gajek

Najdłuższe opowiadanie w całym zbiorze, ale pragnę zaznaczyć pewną rzecz — mimo sporej objętości historia nie „siada” ani na chwilę. Nie odczułem żadnych dłużyzn z prostego powodu — w opowiadaniu Grzegorza Gajka dzieje się naprawdę dużo. Określiłbym ten tekst jako przygodówkę z silnie zaznaczonymi elementami science fiction.
Oczywiście w całym tym kotle walk, pościgów i zwrotów akcji znajdzie się również miejsce na sentymentalną podróż do przeszłości.
Autor ujął mnie przede wszystkim mnogością pomysłów i sprawną, dynamiczną narracją — te właśnie cechy uznałbym za najmocniejsze strony opowiadania.

MIŚ — Jędrzej Feranos Bargłowski

Pod tym niepozornym tytułem kryje się opowiadanie, którego lektura wzbudza bardzo mocne emocje. Są to odczucia czarno–białe. Jędrzej Bargłowski stworzył postaci jednoznacznie dobre, bądź złe, ale w pełni rozumiem ten zabieg — tak bowiem świat postrzegają dzieci. Miłość jest silna i bezwarunkowa, a strach ma wielkie oczy i to się właśnie czuje, czytając ten tekst.
Drugim największym atutem opowiadania jest finał. To po prostu musiało się skończyć tak, a nie inaczej, i chwała autorowi za to, że bez zbędnych kombinacji i udziwnień opisał finał takim, jakim powinno być zakończenie tego typu historii — widzianej oczyma wrażliwego pluszaka. „Toystories” pełną gębą.

SŁODKICH SNÓW — Marcin Rojek

„Słodkich snów” traktuje o czymś, co niepodzielnie wiąże się z dzieciństwem — opowiada o koszmarach.
W moim odczuciu dwie największe zalety tekstu to epickość w zachowaniu głównego bohatera i efemeryczne smaczki odnośnie samych koszmarów. Czym bowiem są złe sny, nocne strachy? Czymś ulotnym, nieuchwytnym, zwiewnym jak istota ciemności. Tak właśnie sprawę przedstawił w swoim opowiadaniu Marcin Rojek.
Co się rzuca w oczy, to fakt, że obok wspomnianej efemeryczności, znajdziemy twarde, przemyślane wyjaśnienia pewnych stanów, w które „wpadają” zabawki. Widać, że autor zadbał w tym aspekcie o szczegóły — jakby specjalnie z myślą o ciekawskich, wiecznie dopytujących dzieciach.

ŚPIJ, CHŁOPCZYKU — Marta Krajewska

Kolejne opowiadanie o misiu–obrońcy. Tym razem jednak nie pluszak wysuwa się na pierwszy plan, ale tytułowy chłopczyk — dziecko przepełnione tęsknotą i lękiem, od strony literackiej jest to postać, której psychika została ukazana na naprawdę zacnym poziomie.
Mamy ładunek emocjonalny, sprawny rys psychologiczny bohaterów i miłą dla oka narrację. To, co spodobało mi się jednak najbardziej w opowiadaniu Marty Krajewskiej, to zakończenie: okraszone pewną dozą makabry. I to makabry w dobrym tego słowa znaczeniu — przemyślanej i sprytnie zaplanowanej. Podobają mi się rozwiązania tego typu, że eksponowany w opowiadaniu przedmiot, zdawałoby się nieistotny dla rozwoju fabuły, odgrywa w najważniejszym momencie kluczową rolę. A autorka puszczała przecież do czytelnika oko, już od pierwszych stron zwiastując subtelnie to, co ma się wydarzyć…

ZBRODNIA — Sylwia Finklińska

Opowiadanie traktuje o zbrodni, a jak wiadomo — gdzie zbrodnia, tam i detektyw! Na pierwszy plan wysuwa się jednak miś–wampirek, który jest znakiem rozpoznawczym dla tej historii.
Autorce udało się wczuć w klimat na tyle, że „Zbrodnia” to tekst, który nadaje się do poczytania małemu dziecku, ale jednocześnie poutykane jest w nim kilka smaczków, dzięki którym dorosły czytelnik również będzie miał sporo frajdy z lektury. Powiedziałbym, że to opowiadanie uniwersalne — dobre i dla maluchów, i dla „starszaków”.
Jeżeli chodzi o styl narracji, to winszuję Sylwii Finklińskiej przede wszystkim sprawnego operowania dialogami — kwestie brzmią dobrze i naturalnie.

ZABAWECZKA — Jan Maszczyszyn

„Zabaweczka” to tematycznie najmocniejszy tekst w „Toystories”. Autor postawił bohaterów swojego opowiadania w tak szokującej sytuacji, że przez chwilę poczułem się, jakbym miał wylecieć z kapci. Mocna tematyka wali czytelnika po głowie, aż brak słów: ciężko napisać mi cokolwiek, to po prostu trzeba przeczytać! Ja nie mogę wyjść z zachwytu.
Jan Maszczyszyn świetnie operuje kontrastem — z jednej strony mamy dzieci, a z drugiej kulturowe tabu, które oceniam jako oryginalne i… wiarygodne. Opisana historia mogłaby się wydarzyć naprawdę, przynajmniej ja uznaję ją za prawdopodobną.
Ocierając się o skrajne, wręcz balansujące na granicy dobrego smaku tematy, łatwo popaść w żenadę — tutaj nie poczułem nic takiego, za to co i rusz spomiędzy zdań oraz dialogów spoglądało na mnie coś, co Anglicy określiliby po prostu jako weird. Opowiadanie z najwyższej półki!

SKLEPIK Z ZABAWKAMI — Marcin Rusnak

Przy czytaniu tego opowiadania żałowałem, że nie znam Wrocławia, ale zakładam, że czytelnicy obeznani z tym miastem będą mieli nie lada przyjemność z lektury. Autor przenosi nas w bliżej nieokreśloną przyszłość i przedstawia powojenny świat — krajobrazy zniszczenia i pustki, spod których przeziera tęsknota za tym, co utracone.
Marcin Rusnak z pisarską wprawą i dbałością o szczegóły opisuje stan miasta zrujnowanego konfliktem zbrojnym. Nie lada gratka dla Wrocławian, ale czytelnicy z pozostałych regionów Polski, nawet ci niemający bladego pojęcia o opisywanym mieście (jak ja) zatopią się w tym tekście z autentycznym zaciekawieniem, a to za sprawą tajemniczego klimatu i niebanalnej narracji przetykanej często ciętymi, dowcipnymi uwagami bohaterów.

ZABAWKI Z GALATEI — Kornel Mikołajczyk

Zmieniamy scenerię i wraz z Kornelem Mikołajczykiem wybieramy się hen, daleko w kosmos, by sprawdzić, jak zabawki będą radziły sobie w przyszłości; w czasach, kiedy podbój wszechświata będzie już faktem.
Poznajemy parę udającą się na pogrzeb znajomej z czasów szkolnych głównego bohatera. Małżeństwo, rozmawiając o zabawce dla synka, jeszcze nie wie, że podąża nieuchronnie ku chwili, kiedy ich postrzeganie rzeczywistości ulegnie całkowitej zmianie, a losy milionów istnień spoczną w rączkach niezbyt grzecznego chłopca.
Autorowi należą się brawa za dbałość o styl narracji, ale przede wszystkim za to, że stara się wrzucić w tekst możliwie dużo interesujących szczegółów, a czytelnik tylko na tym zyskuje, bo w „Zabawkach z Galatei” nie sposób o nudę.

ZABAWY W WOJNĘ — Bartłomiej Żarnowski

Drugie z opowiadań zawartych w „Toystories”, które wyróżnia się formą podania.
Jak już wspominałem, lubię eksperymenty literackie, a doceniam je szczególnie, kiedy są „na czasie”. Autor opowiada o wojsku przyszłości, o morderczych szkoleniach i skomplikowanych symulacjach, nie szczędzi nam również nowinek technicznych. W pewnym momencie następuje twist fabuły i razem z głównym bohaterem lądujemy w środku niezrozumiałej dla nas sytuacji. Co robi człowiek doby komputerów, kiedy nie wie, co jest grane? Sięga do F.A.Q. Tak też rozwiązał ten problem Bartłomiej Żarnowski — podał czytelnikowi F.A.Q. Dosłownie.
Należy docenić autora za śmiałość w doborze formy oraz zachowaną przy tym sprawność językową, a wisienką na torcie opowiadania jest zakończenie, które potrafi zasiać w czytelniku silne wątpliwości egzystencjalne.

W TYM ROKU ŚWIĄT NIE BĘDZIE — Krzysztof T. Dąbrowski

Ostatnie opowiadanie ze zbioru przedstawia nam historię Świętego Mikołaja, jakiej jeszcze nie znamy. Najbardziej w tym tekście spodobała mi się swego rodzaju „świeżość spojrzenia”. Autor znalazł własny patent na Świętego i ukazał nam go bez zbędnych udziwnień, za to z przednim humorem. Czytając to opowiadanie, czuje się zapał i pasję, jakie towarzyszyły Krzysztofowi T. Dąbrowskiemu przy pisaniu.
„W tym roku świąt nie będzie” to historia pełna humoru. Weźmy chociażby moment, kiedy Ken rozczula się po stracie Barbie, a z pocieszeniem przychodzi mu Robocop. Kto z nas nie był świadkiem podobnej sceny w prawdziwym życiu? A kto z nas, jako postronny obserwator, nie miał ochoty w tym momencie wybuchnąć serdecznym śmiechem? Autor sprawnie przeniósł ten niuans codzienności na papier, a nam pozostaje czytać i cieszyć się z lektury. Zdecydowanie polecam!

Recenzja napisana dla portalu Ex Fabula:



KAŻDA ZABAWKA MA SWOJĄ HISTORIĘ,
czyli recenzja „Toystories”

Jarek Turowski

Dzieciństwo to czas, kiedy wszystko jest intensywniejsze: uczucia szczersze, śmiech weselszy, kolory jaskrawsze, koszmary straszniejsze, a mrok głębszy niż kiedykolwiek później. Takim też przymiotnikiem określiłbym opowiadania zawarte w „Toystories” —...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Świat w „Podwójnej pętli” jest paranoicznie mroczny, człowiek w nim rozdygotany, a emocje na granicy histerii. Tak można by w skrócie scharakteryzować najnowszą powieść Kazimierza Kyrcza jr. Ale czy to wystarczy? Otóż nie do końca. W tej niezwykle zgrabnie napisanej powieści, oprócz zręcznie poprowadzonej pierwszoosobowej narracji, dającej możliwość nam czytelnikom, nie tyle przeżywania kryminalnej przygody wraz z jej głównym bohaterem, co wręcz doświadczania jej na własnej skórze, zderzymy się dodatkowo z bogatym, elokwentnym językiem, trafionymi w sedno dowcipnymi opisami sytuacji, barwnie wykreowaną psychologią postaci, wreszcie z celnie wypointowaną rzeczywistością, nie pozbawioną przy tym zamierzonej satyrycznej oprawy.

Autor, znany głównie z twórczości literackiej na poletku rodzimego horroru, czy wciąż raczkującego nad Wisłą „bizarro fiction”, tym razem oferuje nam powieść gatunkowo niezwykle złożoną. Każdy, dosłownie każdy czytelnik znajdzie w tej pozycji coś dla siebie. Spragnieni satyry społecznej będą płakać rzewnymi łzami, oczywiście ze śmiechu, żądni mocnych wrażeń rodem z najlepszych dreszczowców będą rozcierać gęsią skórkę, a miłośnicy kryminałów niewątpliwie pogubią się w łamigłówkach, wpadając w coraz to zmyślniej zastawiane sidła licznych intryg i zwrotów akcji. Nie zabraknie też wątków miłosno-erotycznych, zręcznie wplecionych w fabułę, podanych dyskretnie, z wyczuciem, a co najważniejsze – wiarygodnie.

Czy z natury groteskowy kult Pufanka – bożkowatego odyńca z piekła rodem, sprawiający wrażenie jedynie zwykłego, lokalno-kumpelskiego wygłupu, okaże się czymś więcej? Czy groźny i nieprzystępny szef policyjnej sekcji do walki z cyber przestępczością jest jedynie głupkowatym karierowiczem? I wreszcie, czy Mateusz Bednarski – spersonifikowane epicentrum wydarzeń – prosty, szeregowy policjant, nad którym zdaje się zawisać prawdziwy miecz Damoklesa, wyjdzie z opresji obronną ręką, prowadząc walkę o przetrwanie w świecie nie do końca noszącym znamiona normalności?

Tego wszystkiego dowiecie się z „Podwójnej pętli”, do ostatniego rozdziału trzymani w okowach niepewności, strachu i obsesyjno-magicznym stanie umysłu głównego bohatera.

Na koniec czuję się w obowiązku udzielić przyjacielskiej rady wszystkim potencjalnym czytelnikom. Nie zasiadajcie do lektury nieprzygotowani czasowo i okolicznościowo. Powieść Kyrcza z jednej strony wciąga tak bardzo, że trudno się od niej oderwać choćby na chwilę, kusząc swoją zawartością do „połknięcia” jej na raz, z drugiej zaś wręcz zmusza do ponownego delektowania się dopiero co przeczytanym fragmentem, poetycką frazą, dowcipnym opisem rzeczywistości czy trafną pointą. Cała sytuacja sprowadza się więc do konieczności całkowitego wylogowania się z realu na kilka ładnych godzin, co może prowadzić do poważnych konsekwencji.

Może się na przykład okazać, że nagle w najciekawszym momencie usłyszycie: „proszę opuścić pojazd, to jest przystanek końcowy autobusu”, pochłonięci lekturą z uśmiechem na twarzy przyjmiecie wieści od Waszych pociech o konieczności repetowania przez nie roku szkolnego, w oparach zaczytania się nierozważnie podpiszecie papiery rozwodowe podstępnie podsunięte przez współmałżonka, ewentualnie błądząc w krainie powieściowej fikcji nie zauważycie na czas wyrzutu malującego się w oczach głodnego i zaniedbanego spacerowo futerkowego pupila.

Czy warto sięgnąć po tę książkę? Nie tylko warto, ale trzeba to zrobić!



Juliusz Wojciechowicz

Świat w „Podwójnej pętli” jest paranoicznie mroczny, człowiek w nim rozdygotany, a emocje na granicy histerii. Tak można by w skrócie scharakteryzować najnowszą powieść Kazimierza Kyrcza jr. Ale czy to wystarczy? Otóż nie do końca. W tej niezwykle zgrabnie napisanej powieści, oprócz zręcznie poprowadzonej pierwszoosobowej narracji, dającej możliwość nam czytelnikom, nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Choćbym kroczył ciemną księżyca stroną, zła się nie ulęknę, najwyżej zwariuję ze strachu” Tak - żartobliwie rzecz ujmując - mogłoby brzmieć motto „Ciemnej strony księżyca” Grzegorza Gajka, swoistej powieści drogi - podróży w najczarniejszą otchłań kosmosu. Kosmosu dosłownie i w przenośni; bo cóż może być bardziej przerażającego od chaosu emocji, pierwotnych instynktów, obsesji i fobii drzemiących gdzieś głęboko na samym dnie ludzkiej jaźni.
Zasiadałem do lektury z pewną dozą nie tyle nieufności w możliwości autorskiego warsztatu, co obawy przed fabularną otoczką tej „space opery”, wtłoczoną w sztywne ramy gatunku.
Niespecjalnie przepadam tematycznie za twórczością pokrewną mistrzowi Lemowi, a na taką „Ciemna strona księżyca” się zapowiadała. Jednak to, co mogło okazać się kolejną literacką kalką na temat sensu istnienia, zgłębiania człowieczej psychiki, pewną „oklepaną” próbą psychoanalizy w otoczce s-f, okazało się czymś nadzwyczaj oryginalnym, choć bazującym na „udeptanym” już gruncie.

Powieść Gajka cechuje przede wszystkim potraktowana z prawdziwym pietyzmem dbałość o szczegóły. Niezwykle rzetelnie opracowana sfera merytoryczna tekstu, drobiazgowość przy tworzeniu rozbudowanych portretów psychologicznych bohaterów oraz zręcznie przemycona obszerna wiedza z zakresu szeroko pojętej mitologii, stanowi intelektualnie bogate tło dla rozgrywających się głównie w klaustrofobicznych, zamkniętych wnętrzach wydarzeń.
Wszechobecna domena kultu mocno zaawansowanej technologii, zostaje skonfrontowana z kwestią nieśmiertelności, istotą boskości, nieskończonością, potęgą zła, czyli pierwotnymi lękami, towarzyszącymi homo sapiens od zarania dziejów. Nastrój grozy powodowany poczuciem osaczenia (jak np.: w „Solaris” Lema) autor niezwykle zręcznie przeplata wizjami paranoicznego stanu umysłu, obrazami wyjętymi wprost z filmowej „Paszczy szaleństwa” Johna Carpentera, czy „Ukrytego wymiaru” Paula W.S. Andersona

Książkę Grzegorza Gajka można interpretować różnorako. Pierwsza część nosi zdecydowane znamiona klasycznej powieści, osadzonej w schemacie: „jednostka kontra reszta świata”. Kilku bohaterów ma do wykonania ściśle określone zadanie: namierzyć, znaleźć, rozwiązać zagadkę. Im dalej jednak od mateczki Ziemi, tym trudniej, straszniej i nie do końca realnie. W pewnym momencie historia przechodzi płynnie w opowieść o typowych cechach onirycznego horroru. Narastający lęk, choć bezosobowy, nieustannie towarzyszy głównym postaciom, siejąc zamęt w ich nadwyrężonych sytuacją umysłach. Mroczna psychodelia otaczająca miejsce akcji, najpierw wprowadza czytelnika w nastrój zbliżony do narkotycznego „bad-tripu”, by znienacka ustąpić miejsca zagrywkom rodem z psychologicznego thrillera. I kiedy wydaje się nam, że jesteśmy już tylko o włos od ujrzenia sedna sprawy, autor wrzuca nas – często brutalnie i nieoczekiwanie - w kolejny wir sennych majaków, ułud, przywidzeń, do tego stopnia, że zaczynamy się zastanawiać, czy pod naszym osobistym „deklem” wszystkie klepki nadal są na miejscu.
Śmiała, i jak mniemam, w pełni świadoma żonglerka konwencją gatunkową, czyni „Ciemną stronę księżyca” tym ciekawszą i zaskakującą, im bardziej zagłębiamy się w lekturę.

Czy Empireum – planeta zarazem mroczna i piękna, odległa i tajemnicza; cel kosmicznych pielgrzymek, uosobienie nieskończoności i remedium na wszelkie wątpliwości, okaże się jedynie przewrotnym mirażem, kpiną z boskiej nieskończoności, a może kluczem do zrozumienia wszechświata?
Czy wysłani z misją rozwiązania zagadki tajemniczych zaginięć: nie do końca wierzący Inkwizytor, żołnierz, naukowiec-obserwator i poeta znajdą odpowiedzi, których szukają?
Czy Strefa Ciszy, czająca się niczym głodny drapieżnik wokół boskiego centrum światła – Empireum - jest bezosobowym ucieleśnieniem zła, czy może wypadkową mroku ludzkiej psyche, bliźniaczym odbiciem mikrokosmosu człowieczej jaźni?

O tym wszystkim przeczytacie w powieści Grzegorza Gajka, książce przemyślanej, mocno filozoficznej, dalekiej od typowej dla „akcyjniaków” bezmózgiej sieczki. Dla mnie był to naprawdę smakowity kąsek intelektualnej strawy, doprawiony dreszczykiem grozy, przesycony nostalgią za „światem minionym”, naładowany nastrojowo zimnym, niemal paranoicznym klimatem.
„Ciemna strona Księżyca” to pozycja, do której niewątpliwie kiedyś wrócę.

Juliusz Wojciechowicz

„Choćbym kroczył ciemną księżyca stroną, zła się nie ulęknę, najwyżej zwariuję ze strachu” Tak - żartobliwie rzecz ujmując - mogłoby brzmieć motto „Ciemnej strony księżyca” Grzegorza Gajka, swoistej powieści drogi - podróży w najczarniejszą otchłań kosmosu. Kosmosu dosłownie i w przenośni; bo cóż może być bardziej przerażającego od chaosu emocji, pierwotnych instynktów,...

więcej Pokaż mimo to