cytaty z książek autora "Michał Piotrowski"
gdybym był kopertą – zawierałbym nakaz eksmisji
gdybym był chlebem – w środku zakalec miałbym
gdybym był wódką – pewnie byłbym chrzczony
przez nieznanych ojców na obcym bazarze
gdybym był oknem – wychodziłbym na ścianę
gdybym był zegarem – to uparcie stałbym
gdybym był żelazkiem – pewnie duszę miałbym
lepszą od własnej duszy bo gorącą czasem
gdybyś była chmurą – niosłabyś deszcz drobny
gdybyś była nocą – sypiałabyś ze mną
gdybyś była po prostu – to by było lepsze
od wszystkiego co miałem a miewałem wiele
poniedziałek przychodzi zanim minął piątek
za oknami te same brudne strupy śniegu
na które ktoś wyrzucił okruchy dla kotów
okruchy dla gołębi i okruchy dla mnie
[„Wiersz potencjalny”, napisany wspólnie z Piotrem Czerskim i Borysem Kossakowskim].
nazywali się różnie: Misiek, Sołtys, Gruby
pierwsi biegli po kredę i dziennik dla pani
byli śmieszni, dziwaczni i nikt ich nie lubił
więc choć między innymi – zawsze tkwili sami
mieli serca gołębie i pryszcze na twarzy
z fizy, matmy i chemii bili nas na głowę
istnieli tylko po to – jak ktoś zauważył –
by było skąd przepisać zadanie domowe
jeśli w niebie jest szkoła – pierwsi siądą w ławce
pilnie licząc minuty biegnące od zgonu
i może nawet czasem Bóg będzie miał za złe
że się wstawia za nami ta banda kujonów
[„Oni”].
piszę do ciebie pogrążony w żalu
albowiem w moim życiu brakuje kierunku
jest żona, syn, samochód, mieszkanie na kredyt
ale nagle się kończą tematy do rozmów
nagle wspólna zostaje tylko telewizja
albo długie spacery z naszą suczką Frajdą
i wreszcie się odkrywa zbudziwszy się nocą
że to co trzyma blisko to metraż mieszkania
mój przyjaciel zaginął, a i we mnie co dnia
budzi się coraz większa potrzeba podróży
wystarczy zamknąć oczy i zatrzymać oddech
wystarczy próg przekroczyć żeby poczuć ogień
[„Wiersz męski, wiersz klęski”].
piszę do ciebie pogrążony w żalu
albowiem w sąsiednim pokoju umiera moja miłość
moja miłość umiera w absolutnej ciszy
na nagły atak kaszlu, serial w telewizji
wprawdzie z przyzwyczajenia zostały niezmienne
wspólne pory posiłków, scenariusze zajęć
wprawdzie nadal gromadzę codziennie precjoza
wiersze skrzętnie notuję na czarną godzinę
jednakże przyjacielu coraz mniej mam domu
a tylko coraz większą potrzebę podróży
jak ci narkomani, co w parku za dworcem
długo się zbierają przed wspólnym odlotem
[„Ciche dni”].
Z nami koniec Marlowe – powiedziała nagle
zamrugawszy do lustra długimi rzęsami
dym z Camela boleśnie zadrapał mnie w serce
kostki lodu w Bourbonie zadrżały cichutko
Z nami koniec Borewicz – powiedziała nagle
strzepując z marynarki niewidzialną nitkę
stos raportów na stole zaciążył nieznacznie
pistolet rdzą się pokrył w ułamku sekundy
Z nami koniec Piotrowski – powiedziała nagle
poprawiając pospiesznie zbyt mocny makijaż
i wyszła tymi drzwiami którymi zazwyczaj
śmierć wchodzi przepraszając za zbyt długą zwłokę
[„Zamknąć za sobą drzwi”].
płaszcz na pogrzebie, płaszcz w obcym mieszkaniu
za duży, niewygodny, przemoczony deszczem
słynny smętny prochowiec z przedwojennych filmów
stary lis przesiąknięty wonią naftaliny
zamiast serca na piersi zimną ma rękojeść
herbatę pija tylko przeraźliwie gorzką
zbyt wytarty i stary by nie wpadać w oko
by się wmieszać dyskretnie pomiędzy garsonki
płaszcz się stara, zagląda, przemierza ulice
w podejrzanych lokalach zaciąga języka
płaszcz pali papierosy, płaszcz kupuje wódkę
i czasami natrafia zupełnie przypadkiem
na drobne ślady, dwuznaczne, podobne do innych
płaszcz się gubi lecz zaraz odnajduje, tropi
wymienia uścisk rękawa z innymi płaszczami
i chowa w mrok kieszeni dowody rzeczowe
płaszcz nie sypia, płaszcz nigdy nie goli zarostu
płaszcz od dawna stosuje metodę uników
zbyt wytarty i stary by nie wpadać w oko
by się wmieszać dyskretnie pomiędzy garsonki
czasem staje na chwilę na brzegu chodnika
przygląda się sukienkom na witrynach sklepów
za duży, niewygodny, przemoczony deszczem
szczelnie zakrywszy wszystko co ma pod podszewką
[„Płaszcz”].
***
czemu wychodzisz właśnie teraz
gdy przecież było nam tak dobrze
odbita w lustrze się ubierasz
w kuse sukienki moich spojrzeń
okiem sterczące sutki drażnię
(mój wzrok jest mistrzem szybkich pieszczot)
kąsam zębami wyobraźni
skórę pachnącą świeżym deszczem.
miasto zamarło za oknami
pustą ulicą księżyc kroczy
niczym konduktor nocnej zmiany
w długim pociągu twych warkoczy
ciężko zapomnieć o warkoczach
trudno księżycom się wykręcić
w tym miejscu w którym nawet stocznia
nie służy statkom lecz pamięci
[„Dirty Danzig”].
***
noc liże wolno znaczek nieba
ostatni tramwaj bieg swój kończy
odbija się na ulic brzegach
kaszel neonów niespokojny
deszcz na mnie napadł kiedy chciałem
twym drobnym krokom wyjść naprzeciw
teraz w ciemności nasze ciała
dotykiem z ran się będą leczyć.
miasto bezludne jest jak wyspa
witryny sklepów mnożą pustkę
na postrzępiony brzeg chodnika
noc wyrzuciła czarne muszle
w zamkniętej dłoni trzymam mocno
jak gdybym chciał go wyrwać śmierci
stygnący ognik papierosa –
ostatnią gwiazdę która świeci
[„Rozbitek”].
jeszcze przed chwilą tutaj byłaś
jeszcze pamiętam smak twych pleców
jeszcze z ciemności mi przysyłasz
miłosne haiku esemesów
jeszcze tak łatwo mi się miesza
północ z południem z wschodem zachód
gdy jeżdżę tam gdzie teraz mieszkasz
pod ziemią w kraju dla robaków
[„Jeszcze”].
ciemny krajobraz: w palcach deszczu
księżyca blady niedopałek
miasto odsłania puste miejsca –
pętle na których śpią tramwaje
z nocy głębokiej w noc najgłębszą
idę nim mnie zatrzymać zdążą
twych oczu jasne posterunki
demarkacyjne linie pończoch
[„Wiersz który mówi”].