cytaty z książki "Stella. Narodziny psychopatki"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Jesteś aktorką, dostajesz rolę, grasz, na koniec przychodzą brawa i szmal.
Na początku praca kojarzyła jej się z bólem. Przed do głosu dochodził jeszcze strach, a po silne uczucie przerażenia.
Sama była zaskoczona, jak łatwo udało jej się przyzwyczaić do niewygód i zaakceptować je jako element codzienności. Nie lubiła swojej pracy, ale była w niej świetna.
Maciej chwycił ją za włosy i przyciągnął do swoich ust, wdzierając się cuchnącym szynką jęzorem między jej wargi. Nie dała po sobie poznać, jak bardzo ją to brzydzi. Była profesjonalistką, przelecenie go traktowała niczym najpiękniejsze zjawisko oferowane przez życie.
Kilkuletnia honda civic pełniła dziś funkcję biura. Nie lubiła samochodów. Dużo lepiej pracowało jej się w pokojach hotelowych, prywatnych mieszkaniach, a nawet w plenerze na kocu. Większa przestrzeń dawała większe pole manewru, automatycznie skracając czas pracy.
Przypominała dziewczynę z sąsiedztwa, która lubi nieco zbyt wulgarnie podkreślać swoje wdzięki. Zmieniała się tylko w trakcie pracy i tylko na wyraźne życzenie klienta.
O pełnoletności marzyła od dawna. Konkretnie od dziewiątego roku życia, bo właśnie wtedy straciła prawo do podejmowania jakichkolwiek decyzji.
Nic nie toczyło się według jej woli, została produktem, który najpierw należało odpowiednio przygotować, opakować, zareklamować, a potem sprzedawać jak najczęściej i w jak najwyższej cenie.
- Stella! To ty? - Z głębi salonu dobiegł donośny męski krzyk.
Nie, kurwa, Katarzyna Wielka - miała ochotę odpowiedzieć. Zawsze się pytał, a przecież mieszkali tu we dwójkę i tylko ona oprócz niego miała klucze.
Chyba żadna dwunastolatka nie jest gotowa usłyszeć: "Daję ci nocleg, wyżywienie i edukację, ale w życiu nie ma nic za darmo. Kiedy podrośniesz, będziesz musiała wszystko odpracować. Mam pewien pomysł, jeśli ci nie pasuje, możesz wrócić do domu dziecka".
Gdy od piętnastego roku życia regularnie świadczy się usługi mężczyznom, trudno nawiązać wspólny język z rówieśniczkami, bo one żyją w innej galaktyce.
Siedzenie siedem godzin dziennie w miejscu, w którym ludzie załatwiają sprawy finansowe, sprzyjało obserwacji, a wujek miał czujne oko. Twierdził, że dobrze zna się na bydle zwanym ludźmi.
Stella też poczuła się oszukana. Zawsze była mu posłuszna, nie marudziła, nie wybrzydzała, po prostu wykonywała rozkazy. W zamian planował ukraść jej wszystkie najlepsze lata, wycisnąć jak cytrynę i do tego bezczelnie odciąć od forsy.
W jej głowie pojawił się dziwny, niezrozumiały impuls. Powstał z mieszanki wściekłości, desperackiej potrzeby ucieczki i tlącego się promyka nadziei.
Cienka pościel, smród leków, żółte ściany i wenflon wbity w dłoń nie mogły składać się na wyposażenie piekła, nieba ani jakiejkolwiek innej instytucji na tamtym świecie. Żaden stwórca nie byłby aż tak posrany.
Szalona zagrywka na granicy samobójstwa okazała się kluczem otwierającym drzwi do lepszego świata. Stella była pełnoletnia, wolna i nie mogła się doczekać, żeby skorzystać z tych przywilejów.
Klienci najczęściej zgłaszali się między dziewiątą a siedemnastą. Większość miała żony, dzieci i popołudnia wypełnione życiem rodzinnym. Skoki w bok robili przed pracą, gdy trafiło się okienko, dłuższe przerwy, kiedy szef kazał załatwić coś na mieście, albo gdy wyrywali się z firmy pod pretekstem zawiezienia dziecka do lekarza.
Na studia nie było opcji, brakowało szmalu i pomysłów.
Mężczyźni na ogół w niej wstręt, ale czasami też strach. Bez wujka nie mogła liczyć na protekcję. I tak była to niewielka cena, jaką płaciła za wolność. Nigdy nie żałowała śmierci skurwysyna. To przez niego nie nadawała się do niczego ponad seks.
Zjechali z głównej drogi na szeroką, płytową. Okolica wydawała się bezpieczna jak seks w dwóch gumkach. Mimo to gdy znów dotknęła narzędzia, poczuła dziwne świerzbienie w palcach.
Klient twój pan, nie tobie ma być przyjemnie, tylko jemu. Im lepiej się sprawisz, tym więcej zarobisz...
Atakowała z furią, kolejne ciosy spadały na twarz jęczącej Patrycji. Ostrze brzytwy zalało się krwią. Kobieta spróbowała uciec, ale robiąc krok w tył, trafiła na blat i znalazła się w potrzasku. Uniosła ręce niczym bokser osłaniający się przed ciosem.
Sięgnęła po małpkę. Pierwszy łyk zapiekł, jakby alkohol miał kolce. Drugi wszedł lepiej, choć skończył się odruchem wymiotnym, i tak mniejszym niż przy randomowym kliencie finiszującym w jej ustach. Po trzecim wódka zaczęła rozmiękczać myśli, nadając im rozsądny ton.
Dotąd nie potrafiła zrozumieć, jak można znieczulać się procentami. Pamiętała tatę po alkoholu, wujka, nawet mamę, gdy na wakacjach w Kołobrzegu pozwoliła sobie golnąć i później śpiewała na ulicach, zaczepiając policjantów. Wszyscy wydawali jej się wstrętni. Tymczasem wódka naprawdę otwierała umysł.
Kolejne małpki pomagały zagłębić się w problem. Stella dokładnie przeanalizowała swoje czyny i zrozumiała, że jej szalone zachowanie nie wzięło się znikąd.
Zawsze była gotowa na kolejną przeprowadzkę, dlatego dopłacała do wynajmu dwieście złotych w zamian za umowę na miesiąc z opcją przedłużenia o kolejny. Sama wpadła na taki pomysł. Było to wygodniejsze niż zrywanie długoterminowej umowy.
Mimo zmiany lokalizacji na niekorzystną było z nią całkiem nieźle. Kilka dni picia wypłukało sumienie.
Urlop na załatwienie spraw prywatnych nie oznaczał przerwy w dbaniu o to, co miała najcenniejsze, czyli o ciało.
Serce zabiło jej mocniej, kolana zadrżały, gardło zapiekło, w ustach poczuła paskudny niesmak. Odwracała się powoli, chcąc przygotować się na to, co ją czeka. Wyszła z mieszkania dwadzieścia minut temu, a już musiała zmierzyć się z pierwszym demonem przeszłości. Naprawdę nienawidziła tego miasta.