cytaty z książki "Nie mylić z miłością"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Nie umiemy wejść w związek na czysto, bez oczekiwań. W relacjach jesteśmy niczym inwestorzy, którzy włożą, żeby wyjąć, chcą w najgorszym razie wyjść na zero, a najlepiej zarobić. Jeśli mamy poczucie przeinwestowania, wcześniej czy później zamykamy firmę i rozglądamy się za nowym interesem, chętnie zwalając winę na wspólnika.
Obsesja to stan, w jakim człowiek zmienia się w balon wypełniony helem, ulatuje wysoko w stronę błękitu, a jedyne co go łączy z ziemią, to sznurek przywiązany do szyi innego człowieka...
Pokochaj siebie"-słyszałam. Kochałam siebie tak, jak kochano mnie miłością obciążoną oczekiwaniami, warunkową, bardzo niestabilną, dopuszczającą zada- wanie bólu, poniżenie, a dopływ miłości odcinano za karę. Teraz już wiem, że nie kochałam. Chodziłam od człowieka do człowieka z pustą kanką na miłość, licząc, że nareszcie zostanie napełniona, że nareszcie ugaszę pragnienie. Spotykałam sobie podobnych. Próbowaliśmy przelewać z pustego w próżne, by ostatecznie uwolnić z przesuszonych gardel charkot pretensji na pożegnanie.
Wierzę, że prawda w połączeniu z głębokim szacunkiem do drugiego człowieka może być spoiwem, które przytrzyma nas przy sobie, gdy zacznie bujać, gdy pojawią się turbulencje, gdy słabsze wychyli nos z piwnicy, gdy wyrwie się z nas skowyt wywołany nawrotem dawnego bólu.
Bo partnerzy się zmieniali, bo ludzie są, jacy są, a tym, co mamy zawsze przy sobie, są nasze głowy, nasze starsze niż relacje przekonania. Nasz ból, do którego źródła pragniemy się wreszcie dokopać.
Szukamy nieustająco odpowiedzi na najważniejsze pytanie: Kim jestem? W moim odczuciu odpowiedź na nie przybliża się, gdy zamiast poszerzać wiedzę, pozbywamy się tego wszystkiego, co wydawało nam się, że wiemy.
Przeszło mi, bo prawie zawsze przechodzi. Prawdopodobnie wtedy w główce zakodowałam, że zakochanie to haj, który kończy się bolesnym zjazdem, że choć odległość stóp od wykładziny jest ledwie widoczna dla postronnych, upadek z takiej wysokości też boli niemiłosiernie.
Zastanawiam się, co powoduje, że dziwne typy biorą nas na celownik. Nie jestem specjalistką, ale myślę, że zawsze chodzi o szczelinę, przez którą łatwo przeniknąć. Musi być miejsce, w którym splot ochronny jest luźniejszy albo go nie ma. Jest głód. Głód uwagi, potwierdzenia, że jesteśmy coś warci, że mamy w sobie to, co zawoła drugiego człowieka i wprawi go w zachwyt, bo nas nader często niewiele w sobie zachwyca.
Nieczęsto się zdarza, że razem siedzicie nad dogorywającym uczuciem. Zazwyczaj jedna osoba jest świadoma całego procesu, druga zaś nie zauważa pierwszych oznak choroby, wypiera również zapach śmierci i wszechobecny dźwięk respiratora. Kabel ze ściany wyszarpnie któregoś dnia, samotnie, ta świadoma rozpadu.
Często już w sieni życia, w dzieciństwie, orientujemy się, że na miłość trzeba zasłużyć, że trzeba się postarać, wbić się jakimś aktem do zajętego myśleniem umysłu rodzica, zrobić sobie krzywdę, by złapać na chwilę przytomne spojrzenie dorosłego, wyszarpać tym samym sekundę uwagi, troski, współczucia, czułości.
Wstyd blokuje. Wstyd sprawia, że jesteśmy jak chomiki, które biegają w kołowrotku do utraty tchu, nie przemieszczając się ani o jotę. Ze wstydu kłamiemy, fundując sobie potworne zmęczenie i frustrację, często lądując w miejscu, gdzie rozumie się boleśnie, czym jest samotność pośród tłumu i mocarne rozczarowanie życiem.
Nie sposób, powtarzam: nie sposób zadowolić jednocześnie kogoś, kto unika soli i kogoś, kto dosala, zanim nawet spróbuje.
Wyczerpująca gimnastyka, jaką uprawia kłamczuch, zawsze przegra z wolnością i swobodą, jaką gwarantuje prawda.
Jaka to ulga mieć choćby jedną osobę na tym świecie, przy której można wyjść z ukrycia, powiedzieć - oto ja, niedoskonała, przestraszona, przytłoczona.........
Kochanie siebie to nie jest jakaś tanizna, nie ma terminu przydatności, tego nie można dać i odebrać.
Obsesja to stan, w jakim człowiek zmienia się w balon wypełniony helem, ulatuje wysoko w stronę błękitu, a jedyne, co go łączy z ziemią, to sznurek przywiązany do szyi innego człowieka, który na ziemi zwyczajnie żyje.
Badam zatem siebie i widzę wyraźnie, że złość i smutek są starsze niż sytuacje, które je wywołały".
W zalotach dopuszczamy się przekłamań, trochę zataimy, troszkę nie dopowiemy na swój temat, wszystko po to, by zwiększyć szanse na przyciągnięcie kogoś, człowieka. Jeśli jednak tę propagandę uprawiamy, nie mając dostępu do siebie samych, pogrążeni w śpiączce, to chciałoby się zapłakać. Szczerze zapłakać nad fejkowym życiem, nad tą okrutnie poruszającą samotnością. Nad pustką, jaką skrywa barwa fasada. Nad otchłanią bólu, na której ciemnym dnie na pewno, zwinięta w kłębek, poleguje istota przynależna z natury do prawdy, miłości i światła.
Obsesja to stan, w jakim człowiek zmienia się w balon wypełniony helem, ulatuje wysoko w stronę błękitu, a jedyne co go łączy z ziemią, to sznurek przywiązany do szyi innego człowieka, który na ziemi zwyczajnie żyje. Ustaliliśmy już, że zakochanie łudząco przypomina fazę narkotykową i o ile takie zwyczajne jest jak stan po kokainie, piksach albo mefedronie (zanim pojawi się paranoja), o tyle w przypadku obsesji odklejka sięga zenitu i jest jak stan po dragu, który sprawia, że drzewa oddychają nam pod dłonią, Jezus w rajstopach matki siedzi na parapecie i proponuje, by razem przefrunąć się po okolicy, a szwadrony szwoleżerów odzianych w dresy Adidasa próbują lancami odwrócić wir wody spuszczanej w kiblu, z pieśnią Dumka na dwa serca na ustach. W pierwszym przypadku zdrowy rozsądek nakazuje ograniczone zaufanie do siebie, w drugim zaś człowiek staje się po prostu niebezpieczny; na maksa niebezpieczny. Płeć nie gra tu roli, myślę, że wiek również. Spektrum szaleństwa i absurdu podejmowanych w amoku działań jest porażająco szeroki.
Uwierz, że nie potrzebujesz nikogo, by się sobą zachwycić.
Myślimy, że platonicznie jest bezpieczniej, bo nienamacalnie. Rzeczy się nie wydarzają. Nie sposób wykonać fotografii, która zatrzyma moment, będzie dowodem na dzianie się. Platoniczne może być nigdy niewyrażone. Ciche. Bez świadków. Samotne. Zatrzymane na etapie wrażenia, do którego nigdy nie zostaną dopasowane słowa. Problem polega na tym, że choć nie przejawia się zewnętrznie, chwyta w imadło całe nasze jestestwo. Przelewa się w ciele. Rzuca zniekształcający filtr na rzeczywistość. Piecze, swędzi, boli. Jednocześnie wzrusza, unosi, pobudza. Nie jest wcale bezpieczniej. Wręcz przeciwnie, takie uczucie może rozsmarować się na lata, ba, dotrwać z nami do końca. Jest jak źródło, które bije pod ziemią. Takiego uczucia nie nadwątli codzienność, która nadwątla po mistrzowsku. Nie zbruka go rozczarowanie, nie splami pretensja, nie wysuszy zaniechanie czy nuda. Jest bezdotykowo w życiu, ale w wyobraźni człowiek rozpisuje sceny, żongluje scenografiami, konstruuje dialogi, jakby żadne bariery nie istniały, a po wszystkim zapala papierosa jak we francuskim filmie.
Jakie to zachwycające przekonać się, że słabość to mit. Jakie to szokujące, że wektor należy zwrócić do wewnątrz, zamiast kontynuować wyczerpującą wędrówkę po bazarze różności, jakie oferuje świat zewnętrzny. Z zewnątrz może przyjść inspiracja, na pewnych etapach - pomoc innych, ale kluczowa część rozgrywa się w głębi, gdzie jedynym towarzyszem jest ta lub ten, który pamięta ból, zgubił siebie w obcych przekonaniach, oczekiwaniach, kłamstwach. Tylko ten, ta może wrócić do siebie, do domu. Im bliżej tego miejsca, tym więcej błogosławieństwa dostrzegamy w nudzie, tym stanie poza wszelkimi aktywnościami. Przestaje być wstydliwa, a staje się odpoczynkiem, okazją, by wykąpać się w ciszy, zaczerpnąć ze źródła, złapać równowagę. Przejrzeć dane dotyczące codzienności, cofnąć film z poprzedniego dnia i obejrzeć swój taniec, sprawdzić, na ile był autentyczny i pełen gracji. To przestrzeń, gdzie naturalnie zaczynamy rozumieć drugiego człowieka, akceptujemy odmienność jego tańca albo to, że nadal podpiera ściany.
Mamy ucpany iluzją kraj, mamy ucpany iluzją świat.
Już wiem, że gdy możemy oglądać zdarzenia z perspektywy czasu, żal nie ma najmniejszego sensu.
Dziś wiem, że kluczowym zadaniem jest podważenie koncepcji dwóch połówek. Potrzeba stania się całością w sobie jest pilna. Bycie razem osiąga zupełnie inny level, na innym gruncie wzrasta relacja i inaczej się kończy, jeśli koniec jest jej pisany. Jesteś kompletna, kompletny już teraz, w tej chwili. Zobacz to tylko, Kochanie.
Gdy o północy przychodzi esemes, to można spytać od kogo? Czy akceptowalnym dowodem na uczucie jest zadanie sobie tego pytania w głowie? No bo wiadomo, że rycie w jego telefonie, gdy bierze prysznic, to już pato. Zazdrość to potwór.
Ślub to oczywiście trochę za późno, by uczyć się rozmawiać. Moim zdaniem nie ma co się pchać przed ołtarz, jeśli nadal tkwimy w charakterystycznym dla fazy zakochania snuciu fantasmagorii na swój temat.
Zaraz, zaraz! Coś mi to przypomina! Przecież tak było za dzieciaka, w domu. Dorośli oceniali, wyszydzali, odrzucali, a dzieci kochały mimo wszystko, tylko starały się jeszcze bardziej i bardziej, aż do odrzucenia prawdy o sobie, przechodząc w całodobowy tryb udawania w domu, w którym nie było skrawka przestrzeni by odpocząć.
Jaka to ulga mieć choćby jedną osobę na tym świecie, przy której można wyjść z ukrycia, powiedzieć: Oto ja, niedoskonała, przestraszona, przytłoczona ilością gruzu do przerzucenia, i w odpowiedzi otrzymać pełną zrozumienia ciszę. Dać drugiemu to samo. Tu się kończą oczekiwania, jakich pełno w relacjach opartych na niedomówieniach. Na tym etapie raczej już się rozumie, że związek to dwa drzewa, a nie jedno opanowane przez jemiołę.
Miłość jest jak woda, anektuje dowolną przestrzeń, czyniąc z niej naczynie, które wypełnia w całości.