cytaty z książki "Schronisko, które przetrwało"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Sny pomagają uporządkować pewne fakty. Odkryć to, czego nie zauważyliśmy na jawie. Zrozumieć swoje emocje. Uświadomić sobie to, co ważne.
[...]
Gdzie zaczyna się tajemnica, kończy się sprawiedliwość.
Spojrzał na wiszący na ścianie nad łóżkiem portret Ducha Gór. Jako dziecko uwielbiał, gdy babcia czytała mu legendy o Liczyrzepie.
[...]
– Te lęki cię gonią, ale ich siła jest duża tylko wtedy, gdy uciekasz –
kontynuował. – Staw im czoła. Zobaczysz, jak zaczną maleć i znikać.
Niemal każda choroba rozwija się dzięki współistnieniu dwóch elementów: pierwszy to czynnik sprawczy, który wywołuje uszkodzenie organizmu. Drugi natomiast, o którym często się zapomina, to czas. Trzeba bowiem dostatecznie długiego czasu, aby czynnik sprawczy mógł rozwinąć swoje niszczycielskie działanie na tyle, żeby żaden lekarz nie był w stanie zatrzymać postępu choroby.
Ciemne chmury zniknęły z horyzontu, ale brunatna barwa, jaką przybrało niebo podczas zachodu słońca, miała w sobie coś złowieszczego. Góry stopniowo ogarniał mrok, a granice między nocnym niebem a karkonoskimi szczytami zaczęły się zacierać.
Ktoś uznał, że okoliczności karkonoskiej przyrody będą doskonałe do realizacji przerażającego planu "wychowania" młodzieży w duchu narodowego socjalizmu.
[...]
Zazdrość to normalne uczucie. Grunt, to nie zafiksować się na nim, tylko dążyć do własnego szczęścia. Ale nie kosztem innych.
Uświadomiła sobie, że chyba nigdy nie nauczyła się uśmiechać szczerze. Większość ludzi nabywała tę zdolność naturalnie, już jako niemowlę, przez obserwację mimiki swoich rodziców. Dlaczego więc ona tego nie potrafiła?
Erik wahał się przez moment. Spojrzał na krztuszącego się wymiotami chłopaka i jego obitą twarz. Ze zdziwieniem stwierdził, że obraz ten nie budzi w nim współczucia. Co więcej, chyba nawet nie czuł litości.
Było wczesne popołudnie, gdy Justyna minęła znak z napisem "Jelenia Góra". To wcale nie oznacza, że zaraz dotrze do celu, dobrze o tym wiedziała. Miasto bowiem posiadało tytuł najdłuższego w Polsce, przebijając Warszawę o jakieś dziesięć kilometrów.
Justyna nie miała zielonego pojęcia, skąd matka bierze te wszystkie swoje inwektywy, ale nie można było jej odmówić kreatywności. Zawsze gdy ktoś czymś jej podpadał, wymyślała go od raszpli, lafirynd, fląder albo saskich pierdół. Justyna była pewna, że wciąż nie zna całego słownika obelg używanych przez matkę.
Nie chciała wywoływać kolejnej dyskusji, bo wiedziała, że temat tego, gdzie powinna pracować, był drugim tematem jej matki, zaraz po sprawach matrymonialnych.
Liczba wypadków wzrosła znacząco od momentu, w którym las obumarł. Czy wszechobecne uschnięte drzewa rzeczywiście tak bardzo dezorientowały ludzi? A może zdarzenia te były zemstą Ducha Gór na ludziach za to, że przez swoją bezmyślność zniszczyli hektary lasów w jego królestwie?
- Herbaty się napije?
- Nie trzeba.
- A jak tak. Niech zaczeka - odparł, po czym wyszedł do kuchni.
- Dziękuję doktorowi za nieocenioną pomoc. - Przerwała mu. - A drugiej żonie, pierwszej i każdej pozostałej współczuję, że musiały z panem wytrzymywać. To pewnie było piekło na ziemi - wypaliła, po czym odwróciła się na pięcie i wyszła z mieszkania.
Pomyślał o swojej drugiej żonie. To była jedyna kobieta, którą naprawdę kochał. Może był czasem trochę szorstki, może nie potrafił okazywać uczuć, ale przecież był dobrym mężem. Przynosił do domu pieniądze, nie pił, nie bił... Może czasem krzyczał, ale kobiety takie były, że niekiedy wymagały, żeby ustawić je do pionu. I na dodatek pozwalał swojej żonie pracować! Jak ona mogła tego nie docenić i zostawić go...
Miała wrażenie, że ostatnio każda jej próba powrotu "na dół" - do miasta, do cywilizacji, kończy się jakąś katastrofą. Jak nie spotkanie z matką i nieudane wyjście do teatru, to teraz wizyta u gburowatego lekarza.
Rozejrzała się wokół z dziwnym uczuciem niepokoju. Zmierzchało, a zielony szlak jak zwykle był pusty. Ludzie omijali przecież umarły las, bo wędrówka nim nie przynosiła tego, co zazwyczaj dają ludziom góry, czyli ukojenia. Wręcz przeciwnie, przejście tym szlakiem przygnębiało, bo krajobraz sprawiał wrażenie jak po przejściu apokalipsy.
Spojrzała na swoje schronisko w sposób, w jaki patrzyła jeszcze nigdy w życiu. To opowieści Rudnickiej i Węglorza sprawiły, że Odrodzenie wydało jej się nagle nieznane, a przez to obce. Czuła się dziwnie. Tak jakby miała przyjaciela, o którym zdawało jej się, że wie wszystko, aż tu nagle ktoś ujawnił przed nią jego brudne sekrety z przeszłości.
Wyciągnęła z plecaka zdjęcie pożyczone od Rudnickiej. Po raz kolejny spojrzała na Odrodzenie. Schronisko nie zmieniło się ani trochę, nie licząc jednego, "drobnego" szczegółu - na sztandarach przy tarasie na pierwszym piętrze nie wisiały już wielkie swastyki.
Według babci Stasi każda roślina miała swoje ukryte znaczenie, a miejsce, w którym zasiał ją Duch Gór, nie było przypadkowe.
Z chwilą gdy żywioł odchodził, góry wydawały jej się najpiękniejsze. Deszczowe chmury rozmywały się powoli, ukazując, że w czasie, w którym zasłaniały widok na nieboskłon, słońce pokonało sporą drogę i chyliło się powoli ku zachodowi.
Na każdą prawdę przychodzi kiedyś czas, żeby ujrzała światło dzienne.
Przygotowanie się do pisania na podstawie wymienionych lektur było dla mnie strasznym doświadczeniem.
Przeraziło mnie zaś najbardziej to, że im głębiej studiowałem nazistowskie teksty, tym więcej widziałem powiązań z charakterem języka, jakiego używają współcześnie niektórzy hierarchowie kościelni i politycy w naszym kraju. Oswajanie społeczeństwa z segregacją, dzieleniem na prawdziwych i nieprawdziwych, lepszych i gorszych, wypowiedzi odwołujące się do zarazy, ośmieszanie i stygmatyzowanie mniejszości seksualnych albo wskazywanie i stygmatyzowanie mniejszości seksualnych albo wskazywanie winnych roznoszenia chorób jest podłością, obok której nie mogę przejść obojętnie.
Szaleństwo jednego człowieka stojącego na czele niemieckiego narodu pokazało rzecz przerażającą banalną: że w każdym można obudzić potwora.
Gdzie zaczyna się tajemnica, kończy się sprawiedliwość.
Przeraziło mnie zaś najbardziej to, że im głębiej studiowałem nazistowskie teksty, tym więcej widziałem powiązań z charakterem języka, jakiego używają współcześnie niektórzy hierarchowie kościelni i politycy w naszym kraju. Oswajanie społeczeństwa z segregacją, dzieleniem na prawdziwych i nieprawdziwych, lepszych i gorszych (…) ośmieszanie i stygmatyzowanie mniejszości seksualnych (…) jest podłością, obok której nie mogę przejść obojętnie. I z tego właśnie powodu powstała pierwsza część (…) Podchody, pokazująca do czego taki język prowadzi i jak bardzo może wypaczyć myślenie młodych ludzi, jeśli odpowiednio szybko zacznie się ich z taką narracją oswajać. Chciałem, żeby ta część była przestrogą i przypomnieniem o czasach, których nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby przeżyć ponownie.
Jesteś niepełnowartościowy, jesteś problemem! A problemy trzeba eliminować.
- Wiesz, że był tu kiedyś ośrodek dla tych małych hitlerowców...?
- Wiem, dla Hitlerjugend.
- To... To była jakaś makabra, ja o tym czytałam. Boże, oni tresowali dzieci na morderców, organizowali takie brutalne zabawy. Co tutaj musiało się dziać...