cytaty z książki "Czy chcesz o tym porozmawiać?"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Spokój nie oznacza przebywania w miejscu, gdzie nie ma hałasu, kłopotów czy ciężkiej pracy. Spokój to równowaga wewnętrzna w obliczu tego wszystkiego.
Przed skuteczną terapią wciąż wpadamy w te same tarapaty.
Po skutecznej terapii wpadamy za każdym razem w inne.
Terapia wywołuje dziwne reakcje, ponieważ w pewnym sensie jest w niej coś z pornografii. Wymaga całkowitego obniżenia. Przyprawia o dreszcze emocji.
(...) strata nieodłącznie towarzyszy zmianom. Nie sposób jej uniknąć, kiedy chcemy coś zmienić, dlatego tak wielu ludzi tkwi w miejscu mimo deklarowanej chęci odmiany.
Obsesyjnie myślę o stanie psychicznym Partnera - wyobrażam sobie, że żyje sobie wolny od wszelkich trosk i napięć, podczas gdy ja leżę w nocy na podłodze we własnej sypialni przygnieciona tęsknotą. Jednocześnie obsesyjnie zadaję sobie pytanie, czy naprawdę tęsknię za nim, czy w ogóle znam tego człowieka? Czy to jego mi brakuje, czy też własnych wyobrażeń o nim?
Czuję mdłości ale również dziwną lekkość. Jeden z moich mentorów przyrównał kiedyś psychoterapię do rehabilitacji. Bywa trudno, często boli i przed poprawą może nastąpić pogorszenie, w końcu jednak konsekwentna ciężka praca przynosi pozytywne rezultaty.
Zrozumienie cudzej perspektywy bywa trudne, kiedy człowiek skupia się na udowadnianiu własnych racji zamiast na wysłuchaniu drugiej strony.
- "Nie wiem" stanowi doskonały punkt wyjścia - oznajmia. Jego słowa brzmią niczym objawienie. Szarpię się, żeby koniecznie wszystko zrozumieć, gonię za odpowiedzią, tymczasem można czegoś nie wiedzieć i to też jest w porządku.
Przychodzi mi na myśl cytat z książki Flannery O'Connor: "Prawda nie dostosowuje się do naszej zdolności jej tolerowania".
Nic tak nie odbiera poczucia kontroli jak choroba, jakkolwiek złudne by ono było od samego początku. Ludzie uciekają przed świadomością, że można nie popełnić ani jednego błędu - w życiu czy podczas leczenia - a mimo to przegrać. Kiedy tak się dzieje, jedyne nad czym mamy pełną kontrolę, to jak podchodzimy do owej przegranej. Należy to robić po swojemu, nie tak, jak wyobrażają to sobie inni.
Jednocześnie słyszę go i nie słyszę. Cokolwiek by uznał za ważniejsze od Partnera, budzi to mój opór, podejrzewam więc, że może być na właściwym tropie. Albowiem rzeczy, które wywołują w nas największy sprzeciw, często są właśnie tymi, którym powinnyśmy się baczniej przyjrzeć.
Terapia stanowi wyzwanie między innymi dlatego, że wymaga od ludzi popatrzenia na siebie w sposób, którego normalnie unikają. Terapeuta unosi lustro z najwyższym szacunkiem i współczuciem, ale to od pacjenta zależy, czy popatrzy uważnie na własne odbicie, zobaczy je i powie: ,,Och, jakie to ciekawe! Co teraz?'', czy też odwróci się na pięcie i ucieknie.
Ludzie nie muszą opowiadać swoich historii za pomocą słów, ponieważ zawsze je odgrywają. Często projektują negatywne oczekiwania na terapeutę, a kiedy ten ich nie spełnia, następuje ,,korygujące doświadczenie emocjonalne'' z godnym zaufania, życzliwym towarzyszem, skutkujące pozytywnymi zmianami. Pacjenci odkrywają, że cały świat nie wygląda tak, jak rodzina, z której pochodzą. Dopiero przepracowanie skomplikowanych uczuć do rodziców otworzy Charlotte na inny typ mężczyzn i daje szansę doświadczenia nieznanych dotąd a upragnionych przeżyć oraz związek z empatycznym, odpowiedzialnym i dojrzałym partnerem. Do tego czasu, ilekroć spotka kogoś dostępnego emocjonalnie, gotowego odwzajemnić miłość, jej podświadomość odrzuci go jako mało interesującego. Wciąż utożsamia bycie kochaną z poczuciem wewnętrznego niepokoju, zamiast ze spokojem i radością.
I tak to się toczy. Ten sam facet, inne imię, podobny finał.
Dlaczego zatem wybraliśmy ten zawód? Czemu z własnej woli narażamy się na kontakt z nieszczęśliwymi, cierpiącymi, opryskliwymi lub pozbawionymi zdolności do autorefleksji ludźmi? Po co rozmawiamy z kilkoma takimi osobami dziennie, w cztery oczy, w zamkniętym gabinecie? Odpowiedź brzmi następująco: Ponieważ wiemy, że na początku każdy pacjent jest tylko migawką siebie samego, ujęciem uchwyconym w konkretnej sekundzie. Niczym niekorzystne zdjęcie zrobione pod złym kątem i w niewłaściwym momencie, gdy model akurat zrobił skrzywioną minę. Każdy ma takie fotografie, jak również takie, na których wygląda promiennie; otwiera jakiś prezent czy śmieje się w objęciach kochanka. Wszystkie one przedstawiają tę samą osobę w różnych wycinkach rzeczywistości. Na żadnym nie widać jej całej.
Przede wszystkim zaś nie chciałam wpaść w pułapkę nazywaną przez buddystów głupim współczuciem – swoją drogą, ów termin doskonale pasuje do światopoglądu Johna. Człowiek, kierowany głupim współczuciem, unika za wszelką cenę urażenia cudzych uczuć, nawet wtedy, kiedy ktoś potrzebuje, by nim potrząsnąć, a głaskanie po głowie przynosi więcej szkody niż pożytku.
Ludzie często myślą, iż czują się lepiej, podczas gdy w rzeczywistości po prostu czują mnie mniej, stwierdził. Tymczasem nieprzeżyte uczucia zostają w środku. Dają o sobie znać nieuświadomionym zachowaniem, niepokojem, głodem odwracających uwagę wrażeń, zaburzeniami łaknienia, napadami gniewu lub – w przypadku Partnera-drganiem stopy pod kołdrą, gdy siedzieliśmy obok siebie w milczeniu ciężkim od uczucia, które nosił w sobie miesiącami: chciał czegoś innego niż związek ze mną.
Pragnienie, by inni nam wybaczyli, jest egoistyczne; prosimy o przebaczenie, aby uniknąć cięższej pracy, by móc wybaczyć sobie.
Zdarza się, że terapeuta celowo ,,przepisuje problem'' lub objaw, który pacjent chce zlikwidować. I tak młodzieniec, notorycznie odkładający na później szukanie pracy, czasem usłyszy na terapii, że nie może aplikować na żadne stanowisko; kobieta, która nie Inicjuje intymnych kontaktów z partnerem, może dostać zalecenie nie inicjowania ich przez miesiąc. Ta strategia, polegająca na pouczeniu pacjenta, aby nie robił tego, czego i tak nie robi, nosi nazwę interwencji paradoksalnej. Używanie tej techniki wymaga jednak dobrego przygotowania – ze względu na aspekt etyczny. Terapeuta musi dokładnie wiedzieć, kiedy i w jaki sposób używać tego narzędzia. Główne założenie polega wszakże na tym, że pacjent uważa dane zachowanie lub symptom za wykraczające poza jego kontrolę, zaś uczynienie jednego czy drugiego dobrowolnym i celowym podważa owo przekonanie. Kiedy pacjent uświadomi sobie, że sam wybiera takie a nie inne zachowanie, ma szansę zobaczyć nieuświadomione korzyści, które z niego czerpie (unikanie, bunt, wołanie o pomoc).
Jeżeli nie potrafimy czuć, powinniśmy opłakiwać własną śmierć.
Tymczasem wiele osób przychodzi na terapię w poszukiwaniu jakiegoś domknięcia. ,,Proszę mi pomóc nie czuć tego, co czuję''. Prędzej czy później odkrywają, że nie da się stłumić jednej wybranej emocji. Nie chcesz czuć smutku? Nie będziesz czuł także radości.
Ktoś, kto miał rodziców, którzy potrafili przyznawać się do błędów i brać za nie odpowiedzialność I nauczyli go w dzieciństwie tego samego, w życiu dorosłym nie reaguje panicznym lękiem na zakłócenia w relacji. Jeżeli jednak nasze dziecięce rozczarowania nie były traktowane z miłością i troską, tolerowanie ich w życiu dorosłym będzie wymagało trochę pracy. Musimy się dopiero nauczyć, że nie każda przerwa w kontakcie oznacza koniec, a także nabrać wystarczająco dużo zaufania do samych siebie, aby uwierzyć, że nawet jeżeli relacja nie przetrwa, to my – owszem. Rany w końcu się zabliźnią i wejdziemy w nowy związek, z innym rytmem dostrajania i rozstrajania. Odłożenie tarczy, odsłonięcie się przed drugim człowiekiem bywa trudne, ale nie ma innej drogi, jeżeli zależy nam na dobrodziejstwach bliskości.
Powiedziałam jej coś, co mówię każdemu, to boi się zranienia w relacjach z innymi ludźmi – czyli de facto każdemu, komu bije puls. Nawet w najlepszym związku od czasu do czasu czujemy się skrzywdzeni i niezależnie od tego, jak bardzo kogoś kochamy, nie unikniemy zrobienia mu od czasu do czasu przykrości – nie dlatego, że tak chcemy, ale dlatego, że jesteśmy ludźmi. Nieuchronnie skrzywdzisz swojego partnera, rodziców, dzieci, najbliższego przyjaciela – a oni skrzywdzą ciebie – to nieodłączna cena bliskości.
– Prawie jest zawsze najtrudniejsze, czyż nie?- powiedziała pewnego popołudnia. – Prawie coś osiągnąć. Prawie mieć dziecko. Prawie dobre wyniki badań. Prawie pokonać raka.
Pomyślałam wtedy, że mnóstwo ludzi unika sięgania po to, czego naprawdę pragnie od życia, ponieważ zbliżenie się do celu, lecz nieosiągnięcie go, sprawia większy ból niż zaniechanie prób.
Znów myślę o wartościowaniu bólu. Na początku terapii Julie wyobrażałam sobie, że po naszych rozmowach będzie mi trudno traktować poważnie problemy innych pacjentów w rodzaju: ,,Opiekunka mojego dziecka chyba mnie okrada'' czy ,,Dlaczego to ja muszę zawsze inicjować seks''.
Martwiłam się, że w mojej głowie będzie rozbrzmiewać natarczywe pytanie: I ty to nazywasz problemem? Tymczasem relacja z Julie poszerzyła moją zdolność empatii. Sprawy innych pacjentów także są ważne: zdrada osoby, której powierzali dziecko; wstyd i pustka odrzucenia. Pozorne drobiazgi zawierają te same zasadnicze pytania, z którymi zmuszona była się zmierzyć Julie: Jak mam się czuć bezpiecznie, kiedy niczego nie mogę być pewna? Jak mam się zbliżyć do drugiego człowieka? Znajomość z Julie wzmocniła moje poczucie odpowiedzialności za czas pacjentów. Chcę być w pełni skoncentrowana na każdej sesji, ponieważ czas każdego człowieka jest równie cenny. Każda godzina się liczy.