cytaty z książki "Poniewczasie"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Codziennie zaczynam nową książkę, odkładam po pierwszych stronach. Za każdym razem te same nadzieje i brak sił, by wyjść im naprzeciw. Przyciąganie i odpychanie, sterty kurzu na okładkach. Arcydzieła czekają w milczeniu. Boję się książek i czekam na nie. Wszystkie tracą blask, kiedy tylko biorę je w dłonie. Moje spojrzenie zabija słowa. Szarzeją z mojej winy. Wznoszę im przytułek na półce przy biurku. Przeżyją moje zapominanie w godnych warunkach.
Mijanie półeczki z arcydziełami, ważne nowości w obozie przejściowym dla uchodźców. Czekanie na dobry los. Kiedyś przeczytam, kiedyś przyjdzie ta rozkosz. Mijam i czuję ekscytację na czytanie. Prawie czytam, bo będę czytać. Obcuję z wielkością jest na wyciągnięcie. Odwlekanie zaspakaja.
Pisarz nie ma swojego miejsca. A nawet jeśli takowe ma, to jest w nim niespotykany, Bo to miejsce samotne, gdzie nie może nikogo zaprosić. Pojawienie się drugiej osoby niszczy to miejsce i sprawia, że pisarz znika. Zostaje człowiek, który może się uśmiechać i pokazać książkę, nad którą pisarz właśnie pracował. Ten człowiek uprzejmie czeka, aż gość odejdzie, by w to miejsce mógł powrócić pisarz.
Zawsze dziwiło mnie, jak człowiek w pewnym momencie podejmuje decyzję: zaczynam pisać dziennik. Po co? Jest coś nieznośnie dwuznacznego w tej czynności, w tej gotowości do zapisywania błahych zdarzeń, myśli, obserwacji, w nadziei, że prezentują jakąkolwiek wartość. Widać w tym cień hybris autora, przekonanego, że jego życie i jego spojrzenie na życie warte są spisania.
Każdy ma codzienność, lecz większość pozwala jej przemijać, uchodzić. Smętna zgoda na to uchodzenie oddaje chyba całą złożoność tego procesu. Dziennik to niezgoda, to powstrzymanie uchodzenia, wydzieranie cennych kropel przeciekaniu chwil. Może cennych jedynie dlatego, że wydartych przeciekaniu? Może sam gest niezgody na przeciekanie zmienia szare, brudne krople w wino?
Z początku od dziennika nie oczekuje się wiele. Dziennik to zobowiązanie do samego pisania, nic więcej. Będę pisał dziennik to tyle, co: będę pisał. Nieważne co, nieważne jak, ale będę i wytrwam. Akt desperacji: uczynię swoje życie ważnym tylko dlatego, że przylgnę do niego dziennikiem. Dziennik jak wieczorny oddech, rytm i szyfr życia, nieistotnego, lecz mimo to pochwyconego w słowa.
Chciałbym móc po raz drugi po raz pierwszy przeczytać „Sto lat samotności".
Wczoraj spotkanie w bibliotece, Toruń. Po co to robię, po co publikowanie, recenzje, spotkania? Czuje się jak kameduła, który gna od miasta do miasta i wielkich salach opowiada, dlaczego wybrał samotność i milczenie.
Coś wiem o Wicie Szostaku, być może więcej niż inni. Mam dostęp do jego nienapisanych myśli i tych słów, które wykreślił, zanim oddał tekst do druku. Ale na spotkaniach autorskich występuję tylko jako naoczny świadek.
Żebym zrozumiał, czym jest dla mnie pisanie, muszę o tym pisać, musze pisaniem próbować, pisaniem błądzić, pisaniem pytać i przegrywać.
Książka ta wiele zawdzięcza Dobrosławowi Kotowi. Wiele jej fragmentów to owoc naszej trudnej przyjaźni oraz rozmów, które toczymy w ciszy i bez świadków. Niewykluczone, że jego nazwisko powinno się pojawić na okładce i stronach tytułowych.
Dziennik – skrzętne zapisywanie umarłego wczoraj i umierającego dzisiaj.
[...] słowa trzeba rzucać w bój, nadużywać wykorzystywać, żeby się przetarły, otrzaskały w świecie. Zwiedzają różne zdania, w jednych brzmią lepiej , w innych gorzej, czasem niespodziewana zbitka zalśni na moment, czasem coś zaiskrzy. Potem wraca słowo z dalekich podrózy, przetarte, posiniaczone, wymięte od licznych nadużyć. Niesie w sobie swoja historię, która jest jak mapa uchodzenia.
Mój świat domknął się kilka lat temu, żadnych nowych ludzi, nowej muzyki, nowych olśnień literackich. Sądziłem, że skończyło się poszerzanie, zaczęło pogłębianie.
Pochodzenie” kłamliwie sugeruje miejsce, podczas gdy jest drogą, ruchem między miejscami. Trzeba skądś wyjść, żeby pochodzić. (…) Pochodzenie przychodzi po chodzeniu. Trzeba się nachodzić.
Przeraża mnie krótkie trwanie rzeczy, ich tymczasowość, przygodność. Przedmioty na lata starczają na miesiące. Może są gdzieś jeszcze przedmioty na wieki, ale chyba stać na nie jedynie nieśmiertelnych.
Wspaniałe polskie słowo powieść ujawnia ten najgłębszy sens. Powieść jest powiadaniem, jest niedokonana, jest ciągłym dokonywaniem tego, czego dokonać się nie da. (...) Opowiadanie jest domknięte, dokonane, dopełnione. Jest dopowiedziane. Powieść się nie kończy.
Nie jestem z tego kraju, nie tęsknię za ziemią. Niewiele mnie łączy z ludźmi, których mijam na ulicach, nie wiem, dlaczego miałbym ich kochac bardziej niż innych. Dlaczego mieliby za mnie ginąć?
Dużo mnie łączy z językiem, poza nim słabo żyję, snuję się tylko, więc język. Kiedyś myślałem, że to więź, ale to pozór. Nie dzielę języka z sąsadami, nasze dialekty są pozornie podobne. To prawda, wszyscy szeleścimy, ale przecież inaczej, o czym innym i w innym celu.
To zastanawiające, jak dalece ludzie uchodzą ze swoich domów, kiedy tylko nadarzy się sposobność. Wolność jest poza domem, uciekają swoim domom, miastom. Zamieszkiwanie jest zatem formą niewoli, pogodzenia się z przymusem. Mam dom, bo muszę. Czyż to nie ostateczna klęska?
Poszukuję małego boga, który nie mówi i nie słucha; który milczy we wszystkich językach świata i do którego się milczy we wszystkich językach. Mały bóg nie ma roszczeń, nie trzeba go prosić i przepraszać. Jesli chce sie go wysławiać, to tylko znajdując słowa , a nie głosząc sławę. Nie znosi sławy lub znosi ją w milczeniu.
[Wigilia] Patrzę na dzieci zachwycone prezentami, kłęby szeleszczącego papieru, prawdziwa radość. One potrafią świętować. My tylko obchodzimy. Czasem szerokim łukiem.
Nie uczęszczam na spotkania autorskie. Jest w tej miłości do żywych pisarzy jakiś brak zaufania do ich literatury, jakby autorzy musieli ja ciągle wspierać, tłumaczyć, przekonywać, jakby bez ich żywej i aktywnej obecności te książki w ogóle nie mogły przetrwać.
Napotkanie pisarza przy pracy jest niemożliwe, gdyż zagadnięcie go to oderwanie od tej pracy, a wiec sprawienie, że znów staje się niepisarzem.
Każdy ma codzienność, lecz większość pozwala jej przemijać, uchodzić (…) Dziennik to niezgoda, to powstrzymanie uchodzenia, wydzieranie cennych kropel przeciekaniu chwil. Może cennych jedynie dlatego, że wydartych przeciekaniu. Może sam gest niezgody na przeciekanie zmienia szare, brudne krople w wino?
Zawsze dziwiło mnie, jak człowiek w pewnym momencie podejmuje decyzję: zaczynam pisać dziennik. Po co? Jest coś nieznośnie dwuznacznego w tej czynności, w tej gotowości do zapisywania błahych zdarzeń, myśli, obserwacji , w nadziei, że prezentują jakakolwiek wartość.
Łapał się na tym, że podczas spacerów z psem, spanielką o imieniu Szczerba, układa sobie mowę noblowską.
(Dziennik to m.in.) zanurzanie się we własne wnętrze, przedstawianie głębi tego wnętrza (…), rejestrowanie codzienności, referowanie lektur, cytowanie fragmentów, spiskowanie z czytelnikiem, korumpowanie intymnością.
Bywam na własnych spotkania autorskich. Bywam i oszukuję. Udaję pisarza, uśmiecham się jak pisarz, podszywam się. Odpowiadam na pytania, wyjaśniam, przedstawiam konteksty. I ciągle udaję, gdyż przecież nie jestem wtedy pisarzem. Tym staje się tylko wtedy, gdy piszę, a podczas spotkań nie piszę, nie notuję, nie myślę nad rozgrzebanym tekstem. Kim zatem wtedy jestem? Rzecznikiem samego siebie, reprezentantem kogoś, komu zdarza się pisać? Tego nie wiem.
Noc pełna jest małych śmierci, życie wokoło zamiera. Nie ma rozmów, odseparowani ludzie śnią prywatne sny. Noc wygasza życie i to, co publiczne. Ciemność tworzy przestrzeń na dojście do głosu tego, co prywatne, intymne. Moja literatura zawsze czekała, aż życie weźmie oddech, aż zamilknie.
Niewielu rzeczy bardziej nie znoszę jak aforyzmów. Gładkie, eleganckie zdania, które zamykają myślenie. Kończą je błyskotliwą konkluzją, efektowną obserwacją. Są odpowiedziami, są gotowe, ich forma nie ma w sobie żadnych pęknięć. Zgrabne, powabne, obrzydliwe. Obrzydzają myślenie, błądzenie, zapytywanie. Udają, że można znaleźć odpowiedź.