cytaty z książki "Doktor Faustus"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Istnieją ludzie, z którymi żyć niełatwo, ale których opuścić nie sposób.
Rzecz ma się przecież tak, że od chwili zaniku bezpośredniej bytowej ufności, która niegdyś wypływała z faktu włączenia się w zastany całościowy porządek, chcę rzec porządek o piętnie sakralnym, o określonej intencjonalności wobec prawd objawionych... że od chwili zaniku tej ufności i powstania nowoczesnego społeczeństwa nasz stosunek do ludzi i rzeczy stał się niesłychanie pośredni i skomplikowany i nie istnieje już nic prócz problematyczności i niepewności, tak że projekcja ku prawdzie grozi rezygnacją i rozpaczą. [s. 162]
Choć przez rok naszej rozłąki nie stał się inny, to jednak stał się w tym okresie w jeszcze większym stopniu samym sobą. [s. 206]
Z chwilą, gdy kultura odpadła od kultu, sama siebie kultem czyniąc, jest już tylko odpadkiem i cały świat jest nią po upływie zaledwie pięciuset lat tak zmęczony i przesycony, jakby ją, salve venia, kotłami wyżerał... [s. 319]
Rola człowieka zaufanego jest zawsze i przyjemna, i bolesna zarazem, odgrywa się ją bowiem zawsze zakładając, że się samemu nie wchodzi w rachubę.
Ludzie, którzy czują się poniżeni, niedocenieni, a obdarzeni są przy tym szlachetnym wyglądem zewnętrznym, często szukają satysfakcji w poczuciu wyższości rasowej.
- Wiedzcież tedy (...), wy dobrzy a nabożni (...), żem ze wszystkim od dwudziestego i pierwszego roku mego żywota szatanowi poślubiony, a świadomy wszelkiej tej rzeczy, z rozmyślnej odwagi, pychy a zuchwałości, jako że sławę chciałem na tym świecie pozyskać, zawarłem z nim pakt i umowę, tak że wszystko, czegom dokonał w tych dwudziestu i czterech latach (...), z jego tylko pomocą dokonane zostało (...). Takem sobie bowiem zamyślił: kto by w kręgle grać chciał, ustawić je wpierw musi, a tymi dniami szatana przyzywać, żaden bowiem krom niego ku wielkim przedsięwzięciom a dziełom sposobny nie jest (...).
Brutalne i niepokojące proroctwo tej książki zawierało się istotnie w tym, że popularne, a raczej odpowiadające masom mity będą odtąd motorem ruchu politycznego: bajki, obłędne fikcje, czcze wymysły, które mogą nie mieć absolutnie nic wspólnego z prawdą, rozsądkiem czy nauką, a jednak stać się twórczą siłą warunkującą życie i historię i tym samym okazać się dynamiczną rzeczywistością.
Niektórzy ludzie nie powinni mówić o wolności, rozumie, humanitaryzmie, po prostu dlatego, żeby tych pojęć nie brukać.
Nazywam się dr phil. Serenus Zeitblom. Sam sobie wyrzucam dziwaczne opóźnienie w oddaniu tej wizytówki, ale jak to się czasem zdarza, literacki tok moich wynurzeń uporczywie mi w tym aż do tej chwili przeszkadzał.
Dane dotyczące natury wszechświata są jedynie otępiającym bombardowaniem naszej inteligencji za pomocą liczb, opatrzonych niczym kometa ogonem dwóch tuzinów zer i w dodatku udających, ze mają coś wspólnego z wymiernością i rozsądkiem.
25 kwietnia, 1945 roku, roku spełniającego się przeznaczenia, opór nasz na zachodzie kraju załamuje się widocznie i całkowicie. Oficjalne dzienniki, na wpół już swobodne, piszą prawdę. Pogłoska, podsycana radiowymi komunikatami wroga i opowiadaniami uciekinierów, nie zna żadnej cenzury i roznosi wieść o poszczególnych wydarzeniach gwałtownie się rozszerzającej katastrofy na jeszcze przez nią nie ogarnięte, nie wyzwolone jeszcze tereny Rzeszy, aż tu, do mojej samotni. Powiadam: hańba nasza! Bo czyż to jedynie hipochondria, wmawiać sobie, że wszystko co niemieckie, a więc i duch niemiecki i myśl niemiecka, słowo niemieckie dotknięte zostały również tym hańbiącym zdemaskowaniem i również zostały strącone w otchłań podejrzliwości. Czyż chorobliwa to jedynie skrucha, zadawać sobie pytanie, jak w ogóle w przyszłości Niemcy, w jakiejkolwiek swej postaci, będą się mogły odważyć na zabranie głosu w jakiejkolwiek ludzkiej sprawie? Gdyby nawet nazwać to wszystko co tu wyszło na światło dzienne ujawnieniem najmroczniejszej możliwości natury ludzkiej w ogóle, to jednak właśnie Niemcy, dziesiątki, setki tysięcy Niemców dokonały tego, przed czym ludzkość się wzdryga, a wszystko co żyło na modłę niemiecką, stanęło oto przed światem jako obrzydliwość i jako przykład zła. Jakże będzie można przynależeć do narodu, którego historia ciężarna jest tak ohydną klęską, do narodu obłąkanego z własnej przyczyny i wypalonego duchowo. [...]
Przekleństwo! Przekleństwo niszczycielom, co to wprowadzili do szkoły Zła ten pierwotnie poczciwy, rzetelny, nazbyt jedynie pojętny, nazbyt chciwie karmiący się teoriami gatunek ludzki.
Może byśmy jednak spoważnieli na chwilę, zastanowili się, czy myśliciel, któremu, oczywiście, leżą na sercu potrzeby społeczności, nie uczyniłby lepiej, biorąc sobie za cel prawdę, a nie społeczność, ponieważ tejże społeczności pośrednio i na dłuższą metę prawdą, nawet gorzką, lepszą odda przysługę niż poglądem, iż należy służyć jej kosztem prawdy, gdyż w istocie, wypierając się prawdy, od wewnątrz rozsadza w najstraszliwszy sposób podwaliny prawdziwej społeczności. - Lecz nigdy w życiu żadna moja uwaga nie przeszła tak kompletnie bez echa. Przyznaję również, że była ona nietaktowna, nie pasowała bowiem do ogólnego nastroju, nacechowana zaś była znanym, aż nadto dobrze znanym, znanym do obrzydliwości idealizmem, który tylko przeszkadzał nowym ideałom.
(...) zbieramy jedynie to, cośmy posiali, jeśli zaś pokuta nasza będzie straszliwsza od winy, niechaj nam zabrzmi w uszach, że kto wiatr sieje, ten burzę zbiera.
Dziwne, że ludzie zawsze chcą pociągnąć człowieka na swoją własną drogę. Wszystkich nigdy zadowolić nie zdołasz.
Czymże jest wolność! Jedynie to, co obojętne, jest wolne, zaś to, co charakterystyczne, nie jest wolne nigdy, jest napiętnowane, zdeterminowane, związane.
Ładnie by to było - orzekli - gdyby zawsze tylko starość miała prawo osądzać młodość, ona zaś stale miałaby być przedmiotem cudzych rozważań, tak jakby sama nie uczestniczyła w duchu obiektywnym! Przeciwnie, uczestniczy w nim nawet wówczas, jeśli się to tyczy jej samej, i musi mieć prawo głosu jako młodość o młodości. Istnieje przecież coś, co nazywamy poczuciem życia i co równe jest samowiedzy, a gdyby wskutek tego forma życia miała być zniesiona, to wszelkie życie uduchowione byłoby niemożliwe. Nagim bytowaniem, tępym i nieświadomym, egzystencją ichtiozaura, nic się nie zdziała, dzisiaj zaś trzeba walczyć świadomie i z wyraźnie określonym poczuciem własnej wartości bronić swoistej formy życiowej - dość długo trwało przecież, zanim w ogóle uznano młodzież jako taką.
Co zaś tyczy się symboliki, nie pojmuję czemu piekło należałoby traktować bardziej symbolicznie niż niebo.