cytaty z książki "Mali bogowie. O znieczulicy polskich lekarzy"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Ludziom, którzy popełniają samobójstwo, wydaje się, że to jest takie doniosłe, ważne, że zmieni świat. A my dostajemy jego ciało na sądówce. Kroimy go i wiemy, że ta śmierć nie zmieniła dokładnie niczego.
Ktoś, kto nie ma empatii, nie może być dobrym lekarzem.
Najgorsze jest to, że przestajemy się dziwić, że przyzwyczajamy się do rzeczy nienormalnych.
Jesteśmy źli, bo jest nam źle.
Mówią, że kobieta chirurg to jak świnka morska - ani świnka, ani morska.
Nie czarujmy się, medycyna zmieniła się w biznes. System jest taki, że wszystko przelicza się na pieniądze, kontroluje, sprawdza. Od lekarzy wymaga się, żeby się rozliczali, nie przekraczali budżetu, a jednocześnie byli troskliwi, empatyczni i robili wszystko, by wyleczyć pacjenta. Chyba jest tu jakaś sprzeczność? Czy ja się mylę i nic nie rozumiem?".
Bo studia to jedno, a życie to drugie. W życiu ważne jest to, za co płaci NFZ i ile dostaje się za dyżur w przychodni.
,,A wie pan, co uczy najbardziej pokory? Śmierć pacjenta".
Pacjenci są coraz bardziej roszczeniowi. Coraz więcej oczekują. Tak jakby im się wszystko należało. Nie wiesz nigdy, czy nie spotkasz się z nim w sądzie, bo są gotowi składać pozwy o wszystko.
Dla trudnych spraw, na granicy rozwiązywalności, nie ma procedur.
Według badań jednej z izb lekarskich lekarze żyją dziesięć lat krócej niż średnia populacyjna.
Polska medycyna to system feudalny. Ci na górze spijają śmietankę, ci na dole ogryzają ochłapy.
Generalnie w naszym środowisku jest wysoki poziom egoizmu. Wszyscy uważają, że skoro ja miałem źle, to ty
też musisz mieć źle.
Co zrobić, gdy na SOR-ze jest kolejka? Lekarz wchodzi, staje na środku i krzyczy: Wy-pier-dalać! Wy-pier-dalać. Ludzie wychodzą w popłochu. Zostają tylko ci, którzy nie potrafią wyjść samodzielnie. I oni są we właściwym miejscu. Takim jak oni powinno się udzielać pomocy na szpitalnym oddziale ratunkowym. Ci, co wyszli nie powinni się tu w ogóle znaleźć. Dobre?
Gdzieś w podświadomości człowiek staje się ładunkiem. A ta kartka, która może uratować mu życie - zwyczajnym listem spedycyjnym.
Każdy chce być panem doktorem chodzącym w drewniakach po korytarzu, z rękami w kieszeniach, ze stetoskopem na szyi. Jak się tak idzie przez tłum w szpitalu, to dopiero ma się poczucie wielkości.
Zawsze chciałem leczyć dzieci. Dlaczego? Bo dzieci są dużo wdzięczniejszym obiektem leczenia niż dorośli. Poza tym, może to
zabrzmi brutalnie, ale najbardziej czysta babcia jest bardziej śmierdząca niż najbardziej brudne dziecko. Starsi ludzie są mniej estetyczni.
Kiedyś pacjenci byli, że tak powiem, dużo lepszej jakości. Nie mieli tylu pretensji. Zawód lekarza, pielęgniarki był zawodem
szanowanym. I to się zaczęło zmieniać. Powoli, powoli. Myślę, że zaczęło się to zmieniać w okresie transformacji. Dlaczego? Bo służba zdrowia jest kiepsko opłacana. A ludzi, którzy mało zarabiają, nie szanuje się w kapitalizmie.
Szpital to jest taśma. Pracujemy na taśmie, to znaczy, że nie mamy czasu zatrzymać się, porozmawiać, spojrzeć w oczy człowiekowi, którego leczymy.
Pacjent bardzo często zamiast o szóstej rano-dostaje leki w południe. I nie wynika to ze złej woli pielęgniarek, one po prostu się nie wyrabiają, bo jest ich za mało.
Połowę z tej kolejki od razu bym wykopał. Z czym przychodzą? Z głupotami. Mam ochotę powiedzieć: Won!. Ale oczywiście nie mówię.
Ludzie nie mają świadomości tego, jak działa medycyna, że pewne rzeczy mogą się zdarzyć, że nie da się ich uniknąć. Za każdym razem myślą sobie, że jeżeli coś pójdzie nie tak, to ktoś na pewno popełnił błąd. Zresztą takie jest zapotrzebowanie społeczne-ktoś musi być winny i skazany.
Ja uważam, że 80,90 procent lekarzy to są naprawdę uczciwi ludzie, którzy ciężko pracują. Ale tak rzadko pokazujemy coś dobrego w systemie ochrony zdrowia.
System jest już wyżyłowany na maksa. Lekarze biegają od pracy do pracy, pielęgniarki, ratownicy. Nikogo już nie obchodzi, kto ile pracuje. Liczy się tylko to, żeby jakoś załatać dziury, braki kadrowe. Tak więc wszystko się zgadza, przynajmniej na papierze.
Ćwiczenia z doświadczonym lekarzem. Pytanie: „Na SOR trafia pacjent z kolką. Co robicie?”. No nie wiadomo, czy to kolka od nerek, czy od woreczka żółciowego. Jak to sprawdzić? Ktoś mówi: „USG”. Lekarz się śmieje: „USG? Lek rozkurczowy i tyle, kolka przechodzi”. No tak, tylko że pacjent nic nie wie i lekarz nic nie wie o przyczynach tej kolki. „Można by jednak USG. Dowiedzielibyśmy się, co pacjentowi jest” – ktoś z nas protestuje nieśmiało. Lekarz: „I kto wam za to USG zapłaci?
Z jakiej racji to USG!”. Z takiej racji, że USG to powinien być standard! Pomyślałam o swojej matce, starszej pani z niewielkiego miasta. Trafia na SOR z bólem, dostaje lek rozkurczowy i do domu. Potem idzie do lekarza rodzinnego, który zleca jej badania, bo przecież nie wie, z jakiego powodu ta kolka. Więc mówię lekarzowi prowadzącemu zajęcia: „Może jednak USG zrobić z dobrej woli”. Pan doktor nagle robi się bardzo nieprzyjemny. Podnosi głos, niemal krzyczy: „Zobaczymy, jak pani pójdzie do pracy. Zobaczymy dobrą wolę o czwartej nad ranem, kiedy pani będzie przyjmowała dwudziestego piątego pacjenta na SOR-ze. Zobaczymy, jak długo będzie się pani chciało robić te USG, za które nikt pani nie zapłaci”.
Na niektórych intensywnych terapiach pacjenci cały czas robią zdjęcia, bo szukają jakichś haków, za które można by pozwać później szpital.
Trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś chory psychicznie może wyleczyć kogoś chorego psychicznie!
Błąd. Chory psychicznie lepiej zrozumie drugiego chorego psychicznie, wie, co może się dziać w głowie pacjenta.
Jest nas za mało. W jaki sposób jeden lekarz może obsłużyć siedemdziesiąt osób dziennie-kulturalnie i kompetentnie?