cytaty z książki "Nadzieja woła głośniej niż lęk. Eseje wokół nauczania Jezusa historycznego"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Wielu ludzi naszego czasu doświadcza w swoim życiu nieobecności i ukrywania się Boga. W jakiejś mierze i pewnych momentach jest to chyba doświadczenie wszystkich wierzących. Powierzchowna i płytka religijność nie jest w stanie kształtować rzeczywistej głębi doświadczenia Boga, "który mieszka w niedostępnej światłości" (1 Tm 6,16). Jego ukrywanie się wymaga z naszej, ludzkiej strony pokory i szacunku dla tajemnicy. Tak wiele tragedii i dramatów w świecie zdaje się świadczyć o milczeniu Boga, łącznie z ziemskim losem Jezusa z Nazaretu. Tak wiele grzechów w samym Kościele staje się dla niewierzących poważnym argumentem przeciwko wierze (s. 339).
Nie sposób oddzielić wiary od momentów tragicznych, niepewności, cierpienia i bólu. Wierzyć to być w drodze, doświadczać także czasu upadku, poczucia winy, słabości, zmęczenia, kryzysu i milczenia Boga. W tym sensie nasza wiara zawsze pozostanie wiarą zranioną. Często zraniona jest także przez Kościół z powodu jego oporu wobec nowych idei i braku zrozumienia dla znaków czasu, których znaczenie podkreślał wielokrotnie Sobór Watykański II. Na myśl przychodzą mi również cierpienia pochodzące od Kościoła, które boleśnie dotknęły choćby przedsoborowych pionierów ekumenizmu (s. 338).
Nasza wiara dojrzewa w przeżywaniu dramatu świata i poszczególnych ludzi. Jest wiarą zranioną cierpieniem i cierpliwym oczekiwaniem. Jesteśmy zranionymi pielgrzymami, wędrowcami w mroku wiary, rozjaśnianym przebłyskami nadziei (s. 338).
Misterium Paschy to dramat śmiertelnego zranienia Jezusa. Rany zachował On w swoim chwalebnym ciele. Ranami legitymował się w spotkaniu ze swoimi uczniami. Niedowierzającemu Tomaszowi kazał ich dotykać. To wyraźny znak dla nas i dla naszej wiary. Potrzeba nam odwagi, aby uznać nasze rany i blizny, a nie ukrywać je lękliwie, nadrabiając pozą i maską. Rany Jezusa są ranami naszego świata i jego dramatycznych dziejów. Są także ranami Kościoła. Dlatego właśnie nie wstydźmy się ran naszej wiary! Wiary rzeczywistej, a nie urojonej. Trzeba odwagi, aby wyznać swoją słabość. Tylko ludzie świadomi kruchości i "ranliwości" własnej wiary potrafią rozumieć ludzkie wątpliwości. Tylko oni mogą "dotykać" ran dzisiejszego świata z pokorą, cierpliwością i czułością (s. 337).
Nauka Jezusa skłania przede wszystkim do panowania nad złymi skłonnościami, aby nie prowadziły do rzeczywistej gehenny już w tym życiu. Nie mówi On o ostatecznym losie człowieka. (…) Ostrzeżeniem przed interpretacją dosłowną jest samo postępowanie Jezusa wobec grzesznych ludzi, z powodu którego przeciwnicy nazywali Go pogardliwie "przyjacielem celników i grzeszników" (Mt 11,19; Łk 7,34). Nie znajdziemy w Jego wypowiedziach słów gwałtownego potępienia celników i nierządnic. To nie oni są największymi grzesznikami.
Zastanawia fakt, że wypowiedzi infernalne w Ewangelii Mateusza skierowane są przede wszystkim do religijnych przywódców ludu (Mt 23,13-36). Zwykli ludzie, w tym także celnicy i grzesznicy, przeciwnie – cieszyli się oznakami życzliwości i przyjaźni ze strony Jezusa. Już sam ten fakt świadczy, iż w Jego postawie nie było skłonności do osądzania i potępiania grzesznych ludzi. O nauczycielach Prawa i faryzeuszach mówił, że "nauczają, ale sami tego nie czynią" (Mt 23,3). Obarczać ludzi ciężarami nie do uniesienia, a samemu "nawet palcem nie ruszyć" (w. 4) to zaprzeczenie Bożego miłosierdzia. Zamykać przed ludźmi królestwo niebios, nie wchodzić do niego i nie pozwalać innym wejść (w. 13) to przeczyć woli Boga, aby wszyscy zostali zbawieni i nikt nie zginął: "Tak też nie chce wasz Ojciec, który jest w niebie, aby zginął jeden z tych najmniejszych" (Mt 18,14; por. 18,11). Zapomina o tym każdy, kto koncentruje się na zewnętrznych praktykach religijnych, a zaniedbuje to, co najważniejsze: "sprawiedliwość, miłosierdzie i wierność" (Mt 23,23). Nie to, co zewnętrzne, liczy się przed Bogiem, lecz to, co wewnątrz (w. 24-28) [s. 128-129].
Jezus posłużył się dramatycznym językiem, aby wyrazić dezaprobatę Boga dla wszelkiej religijnej hipokryzji (s. 129).
Doktryna wiecznego piekła opiera się na niewłaściwym przekładzie tekstu greckiego (s. 131).
Niebo i piekło są przede wszystkim stanem duchowym, a nie konkretnym miejscem w zaświatach (s. 196).
Pewien typ religijności nie potrafi zrozumieć, że nie wystarcza samo przestrzeganie nakazów idące w parze z pogardą dla słabych i upadających (s. 169).
Większość teologów zdaje się nie doceniać tekstów mówiących o uniwersalizmie zbawienia w pismach Nowego Testamentu, choć jest ich stanowczo więcej niż tych infernalnych (s. 173).
Sąd jako spotkanie z Bogiem nie jest jego odwetem. To spotkanie człowieka z samą Prawdą, którą jest Bóg. Jest to spotkanie, którego nikt z żyjących nie jest w stanie wyobrazić sobie ani opisać. Przekracza ono nasze ziemskie przeczucia i najlepsze intuicje. Można go jedynie z wiarą i ufnością oczekiwać (s. 179).
W życiu ludzkim strony jasne są przemieszane ze stronami ciemnymi. Nie jesteśmy istotami anielskimi. Raz nasze postępowanie zasługuje na to, aby zaliczyć nas do białych owiec, innym razem jesteśmy bardziej podobni do czarnych kozłów (s. 189).
Istnieją poważne racje przemawiające za stwierdzeniem, że w przypowieści o Sądzie, pomimo obrazu rozłączenia białych "owiec" i czarnych "kozłów", nie chodzi o ostateczne i trwałe oddzielenia "dobrych" od "złych", sprawiedliwych od "przeklętych". Wyrażony w tym oddzieleniu kontrast dobra i zła nie jest bynajmniej wyrazem podziału poszczególnych osób na absolutnie dobre i nieodwracalnie złe. Nie ma istoty, która byłaby ucieleśnieniem absolutnego i wyłącznego zła. Dobro zawsze zasługuje na ocalenie (s. 191).
Sąd Boży ma charakter wewnętrzny. Granica podziału nie przebiega między poszczególnymi ludźmi, "dobrymi" i "złymi", lecz przez wnętrze każdego człowieka. "Owce" i "kozły" - to symbol tego, co w życiu zasługuje na uznanie i pochwałę, oraz tego, co nie jest godne Boga i co domaga się potępienia (s. 192).
Zbawienie oznacza zniszczenie w nas "starego człowieka" (Rz 6,6), czyli usunięcie tego, co wypacza i zafałszowuje nasze wewnętrzne jestestwo. Miłość Boga jest ogniem oczyszczającym, zarówno w tym życiu, jak i po śmierci. Kiedy zniszczone zostanie w naszym "ja" to, co fałszywe i grzeszne, wówczas ustanie także wszelki opór wobec Boga. Uwolnieni zostaniemy od wszelkich iluzji. Zrozumiemy drogi mądrej pedagogii Boga, wyzwalającej nas od wewnętrznego zniewolenia. Jedynym motywem Jego działania jest miłość (s. 279).
W dziedzinie eschatologii, czyli nauki o ostatecznych losach ludzkości i świata, potrzeba nam wszystkim wielkiej skromności poznawczej. Sprawy te są zakryte przed ludzką dociekliwością. Dyskutujmy zatem przyjaźnie, bez agresji i odsądzania siebie od wiary, świadomi wielkiego dystansu naszego poznania od wielkiej tajemnicy Boga, która przerasta najlepsze nawet zdolności ludzkich serc i umysłów (s. 380).
Nie potrafię wyobrazić sobie radości w wierze, gdyby w piekle mieli cierpieć na wieki ludzie - owa augustyńska "massa damnata" - czy choćby tylko część ludzi. Strach pomyśleć, po co w ogóle rodzą się dzieci, których losem miałaby być wieczna zguba. I mają być szczęśliwi w niebie ojcowie i matki, których dziecko podzieliłoby ten los? To samo dotyczy sióstr i braci, mężów i żon... Oczywiście teologowie wymyślili pokrętne odpowiedzi na takie pytania. Infernaliści są na nie odporni (s. 281).