cytaty z książek autora "Adolf Białokoz"
I znowu zostałem sam jeden z niezliczoną mnogością pcheł. Noc bezsenna przeszła, już dobry dzień zaświtał. Ranek tak długi, jak wiek. Język wysechł - ani modlić się, ani złorzeczyć nie mogłem. Podano oficerowi samowar. Oficer byl to młody Rosjanin, kawaler i ludzki człowiek. Dał mi jedną szklankę swojej herbaty, za co mu podziękowałem w te słowa:
- Niech ci Bóg da dobrą żonę albo żadnej - zrozumiał mnie i serdecznie rękę uścisnął.
- Czy nie ma tu restauracji?
-Nie ma! - odpowiada Tabeński - Nie tylko garkuchni i cukierni, lecz w całym mieście nie ma: jatek, piekarza, nie ma rynku, targu, krawca, szewca, zegarmistrza, stolarza, żadnego rzemieślnika. Tu można spać na złocie i z głodu umrzeć.
- O najsłodszy mak z miodem! Jak my żyć będziemy? - wtrącił Oziembłowski.
- Ale kabaków jest kilkadziesiąt! - dodał Tabeński.
- Trzeba posłać po wódkę - ja mówię.
Otrzymaliśmy wiadomość, że do pana N., marszałka wołyńskiego, jedzie jego żona stęskniona po mężu. Bogata pani, ale stara. Boi się, aby młody jej mąż nie zdemoralizował się, mieszkając wśród Moskali niezupełnie moralnych. Dobrowolnie poświęciła się, bo nasze panie są zawsze poświęcające się, przenieść męczarnię zimowej podróży mil pięciuset, aby nam wszystkim przyświecać cnotami polsko-niewieścimi i mężowi nie pozwolić nudzić się, nie dać spokoju, bo spokój bardzo podobny do śmierci, jak twierdzą filozofowie.