cytaty z książki "The Reptile Room"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Śmierć kochanej osoby to dziwna rzecz. Wszyscy wiemy, że nasz czas na tym świecie jest ograniczony i w końcu każdy skończy pod tym czy owym białym prześcieradłem, żeby się więcej nie obudzić. A jednak, gdy spotyka to kogoś, kogo znamy, zawsze jesteśmy zaskoczeni.
Jedną z najgorszych rzeczy w życiu jest żałowanie. Coś się wydarza, ty robisz nie to, co trzeba, a potem latami żałujesz, że nie zrobiłeś czegoś całkiem innego. Na przykład ja, gdy spaceruję brzegiem morza albo odwiedzam grób przyjaciółki, zawsze myślę o tym dniu, dawno, dawno temu, gdy nie zabrałem latarki w miejsce, gdzie koniecznie trzeba było zabrać latarkę, i skutki tego były tragiczne. Dlaczego ja nie wziąłem latarki? - wyrzucam sobie, chociaż już nic nie można na to poradzić. - Trzeba było wziąć latarkę.
Wszyscy wiemy, naturalnie, że nie wolno nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy majstrować przy urządzeniach elektrycznych. Nigdy.
To, co się stało, potrafi splamić nasz sentyment do miejsca, tak jak tusz plami białe płótno. Można potem prać i prać, ale i tak nie da się nigdy zapomnieć o tym, co zaszło - czyli "zdarzyło się i wszystkich zasmuciło".
- Nie, nie, nie! - protestował właśnie pan Poe, kiedy znów nadstawiła ucha pod
kuchennymi drzwiami. - Doktor Montgomery nie może poprowadzić samochodu. Jest nieżywy. Musi istnieć jakieś inne rozwiązanie.
To, co się stało, potrafi splamić nasz sentyment do miejsca, tak jak tusz plami białe płótno.
Doświadczenie nauczyło mnie, że tragiczne wypadki często przebiegają w dziwnych okolicznościach.
Gdy bezpieczeństwo jest zagrożone, człowiek często znajduje w dobie odwagę, jakiej się nie spodziewał.
Morał z niej był oczywisty: ,,Nie osiedlaj się tam, gdzie wilki hasają na wolności" - chociaż ten, kto wam czytał tę bajeczkę, na pewno twierdził, że jej morał brzmi: nie kłam, bo pożałujesz. Byłby to strasznie głupi morał, ponieważ wszyscy wiemy, że kłamstwo bywa czasemm nie tylko pożyteczne, ale i wskazane.
LEMONY SNICKET
urodził się w małym miasteczku, którego mieszkańcy są podejrzliwi i skłonni do zwady. Obecnie mieszka w wielkim mieście. W wolnych chwilach gromadzi dowody przestępstw i wśród najwyższych autorytetów cieszy się opinią swoistego eksperta.
Muszę w tym miejscu użyć dość wyświechtanej frazy "tymczasem na ranczo". Słowo "wyświechtanej" znaczy tu: "używanej tak często i przez tylu innych pisarzy, zanim użył jej Lemony Snicket, że zmieniła się w nudny slogan".
Dla Beatrycze - moja miłość do ciebie będzie żyła wiecznie. Ty jednak nie.
Są w życiu takie sytuacje, z którymi spotykamy się o wiele za często i nazywamy je ogólnie "ironią losu".
Jak widać nawet w najgorszej opresji ma się czasem szczęście.
Nawet najlepsze plany mogą ulec zmianie w razie nagłego wypadku - Długim, szponiastym paluchem wskazał mosiężną lampę. - A nagle wypadki zdarzają się na każdym kroku.
Jedną z najgorszych rzeczy w życiu jest żałowanie. Coś się wydarza, ty robisz nie to, co trzeba, a potem latami żałujesz, że nie zrobiłeś czegoś całkiem innego. Na przykład ja, gdy spaceruję brzegiem morza albo odwiedzam grób przyjaciółki, zawsze myślę o tym dniu, dawno, dawno temu, gdy nie zabrałem latarki w miejsce, gdzie koniecznie trzeba było zabrać latarkę, i skutki tego były tragiczne. Dlaczego ja nie wziąłem latarki? – wyrzucam sobie, chociaż już nic nie można na to poradzić. – Trzeba było wziąć latarkę.
Śmierć kochanej osoby to dziwna rzecz. Wszyscy wiemy, że nasz czas na tym świecie jest ograniczony i w końcu każdy skończy pod tym czy owym białym prześcieradłem, żeby się więcej nie obudzić. A jednak, gdy spotyka to kogoś, kogo znamy, zawsze jesteśmy zaskoczeni.
To, co się stało, potrafi splamić nasz sentyment do miejsca, tak jak tusz plami białe płótno. Można potem prać i prać, ale i tak nie da się nigdy zapomnieć o tym, co zaszło – czyli „zdarzyło się i wszystkich zasmuciło”.
- Skoro wiesz, co to znaczy "dociekliwy" - stwierdził Wujcio Monty Słoneczku znacznych rozmiarów marchewkę - to powinieneś również wiedzieć, co to jest herpetologia.
- Na pewno nauka, która coś bada - powiedział Klaus. - Każde słowo kończące się na "logia"oznacza naukę, która coś bada.
Tam gdzie kończyły się rzędy klatek, zaczynały się rzędy regałów, jeden za drugim, każdy wypakowany książkami wszelkich rozmiarów, a w kącie oświetlonym lampami do czytania stały stoliki i fotele.
- Nie można badać żmij przez czterdzieści lat i nie natknąć się na niebezpieczne okazy.
Tort okazał się rewelacyjny: miał mnóstwo kremu, a kokosa dokładnie tyle, ile trzeba.
Trzeba sprawdzić, czy wszystkie pułapki na żmije działają prawidłowo i nie grożą zranieniem schwytanego okazu. Trzeba przestudiować opis terenu, abyśmy mogli bez kłopotu poruszać się po peruwiańskiej dżungli. Trzeba pociąć bardzo długą linę na małe, poręczne odcinki.
- Zdaje się, że ten Hrabia Olaf to paskudny typek. Mam nadzieję, że kiedyś dzikie bestie rozerwą go na strzępy.
To, moi kochani, jest nieznana żmija, którą przywiozłem z ostatniej wyprawy. Na razie widziały ją tylko dwie osoby: Gustaw i ja. W przyszłym miesiącu zamierzam zademonstrować ją jako swoje odkrycie Towarzystwu Herpetologicznemu, ale wam pozwolę zerknąć już teraz. Chodźcie no bliżej.
Wioletka wybrała pokój z wielkim oknem, wychodzącym na trawnik przed domem i rosnące na nim żmijowate krzewy. Miała nadzieję, że ten widok będzie dla niej natchnieniem przy obmyślaniu wynalazków.
Sieroty Baudelaire opuściły Gabinet Gadów i wyszły na ganek. Przy żmijokrzewach stała taksówka. Z tylnego siedzenia wygramolił się bardzo wysoki, bardzo chudy osobnik z długą brodą i całkiem bez brwi; w ręku trzymał walizę z błyszczącą srebrną kłódką.
- Napiwku nie będzie - oświadczył taksówkarzowi - bo za dużo pan gadał. Nie każdego, wie pan, interesuje, że urodził się panu nowy dzieciak.
Słoneczka, oczywiście, przed czterema laty nie było jeszcze na świecie, więc usiłowało sobie przypomnieć życie w niebycie - okropnie ciemno i nie ma co gryźć.
Klaus i Słoneczko przez chwilę patrzyli na siostrę, a potem spojrzeli tam gdzie ona, do ogrodu. Ciekawe, że różni ludzie, patrząc na to samo, mają różne myśli.