cytaty z książek autora "Redakcja Tygodnika Powszechnego"
(...) nie opuszcza mnie przekonanie, że najpierw trzeba czytać, potem żyć. - JOANNA OLCZAK-RONIKIER.
Przez wiele lat nienawidziłem religii i wydawało mi się to właściwe. Ale kiedy zacząłem badać psychologię moralności i studiować historię religii oraz jej ewolucyjne korzenie, zacząłem dostrzegać, albo wierzyć, że ludzie wyewoluowali, by być istotami religijnymi. Że religie w istocie działają w tym sensie, iż tworzą moralne społeczności. Działają, bo redukują zachowania egoistyczne, spajają grupy, czynią je bardziej efektywnymi i dostatnimi.
Jesteśmy sobą tylko dzięki pamięci o przeszłości.
W oparciu o samą sztuczną inteligencję nie da się zrobić sztucznego człowieka, trzeba dodać sztuczną emocjonalność. W naszych zachowaniach emocjonalność odgrywa właściwie rolę podstawową, zasadniczo posługujemy się emocjami, chociaż staramy się je jakoś zgrać z rozumem.
O ile akty poznania są rzeczywiście dziełem naszej psychiki, o tyle przedmioty tych aktów wcale takimi być nie muszą, i często nie są. Rzecz raczej oczywista, że nawet wtedy, kiedy nie są, noszą na sobie silne znamię pochodzące od naszego sposobu poznawania, czyli od naszej psychiki, ale to nie znaczy, że oprócz tego znamienia nie istnieje nic więcej.
O części rzeczy można powiedzieć, że to kwestia silnego efektu placebo. Żeby ten efekt działał, potrzeba dobrze zachowanego aparatu poznawczego; u chorych na Alzheimera, u których zaczynają się kłopoty z konektywnością płatów czołowych, placebo przestaje działać. Natomiast u normalnych osób, przy bólu czy przy depresji, działa świetnie. Wspaniały przykład z praktyki czeskiego psychiatry, Oldřicha Vinařa: pacjentka miała ogólne bóle, które były maską depresji, on leczył ją zastrzykami soli fizjologicznej, czyli niczym, mówiąc, że to morfina. Działało oczywiście świetnie. Ale potem wyjechał na wakacje; kiedy wrócił, kobieta miała pełny zespół odstawienny od morfiny, bo nikt nie dawał jej zastrzyków soli. Widać, jak wiele rzeczy dzieje się w głowie.
Odkryłem, że wbrew temu, co twierdzą niektórzy filozofowie, osąd moralny o wiele bardziej przypomina ocenę estetyczną niż rozwiązywanie matematycznego problemu.
To także źródło problemów: zdaniem części badaczy trudniej się dziś asymilować imigrantom, bo z łatwością mogą pozostać zanurzeni w macierzystej kulturze. Dziś młode pokolenie emigrantów śledzi media z dawnej ojczyzny, czatuje tam w sieci i nie czuje motywacji do budowania więzi w nowym miejscu.
Moralność wyrosła zatem z ludzkiej zdolności do współpracy. Jesteśmy zdumiewająco dobrymi współpracownikami, najlepszymi na świecie. No, wyłączając pszczoły czy mrówki, które właściwie nie przypominają indywidualnych organizmów, lecz raczej pojedyncze komórki w jednym organizmie.
Dla uczonego człowiek to jest egzemplarz gatunku, dla socjologa to element społeczności, dla lekarza – przypadek chorobowy, dla polityka – wyborca, a dla ekonomisty – płatnik podatków albo konsument. Nie ma już indywidualnego człowieka. Jest tylko człowiek sprowadzony do społecznej roli.
Bo internet nie zmienia niestety tego, jacy jesteśmy, lecz po prostu wzmacnia istniejące ludzkie tendencje. Jak w starym żarcie: że ludzie, którzy idą się napić, stają się bardziej sobą. I jeśli jesteś brutalny, to po napiciu wdasz się w bójkę, a jeśli jesteś uczuciowy, to zaczniesz przytulać kumpli i obcałowywać dziewczyny. Internet to stan ciągłego pijaństwa.
Honor to jest przesadna dbałość o moje dobre imię, o to, jak wyglądam w oczach innych. Takie przeczulenie na tym punkcie, przewrażliwienie i potrzeba demonstrowania tego.
Możemy mówić o wspólnych dla całej ludzkości fundamentach moralnych: fundamencie troski/krzywdy, sprawiedliwości/oszustwa, lojalności/zdrady, autorytetu/buntu i świętości/upodlenia. Np. wszyscy rozróżniamy pomiędzy dobrocią a okrucieństwem, co wzięło się stąd, że ludzie w każdej kulturze mają dzieci i ewolucja zaprogramowała nas do troski o nie.
Mam na myśli to, że nie możesz po prostu sprawić, by ludzie dokonywali ludobójstwa dla własnego interesu – musisz aktywować u nich ideę, że walczą z karaluchami, z jakimś zagrożeniem, z trucizną, której należy się pozbyć, by się ochronić. Dokładnie to zrobił Hitler w Mein Kampf, to samo robili członkowie plemienia Hutu w swoich audycjach radiowych. Ludobójstwo zawsze wymaga aktywacji psychologii moralnej u twoich zwolenników.
Przez wiele lat nienawidziłem religii i wydawało mi się to właściwe. Ale kiedy zacząłem badać psychologię moralności i studiować historię religii oraz jej ewolucyjne korzenie, zacząłem dostrzegać, albo wierzyć, że ludzie wyewoluowali, by być istotami religijnymi. Że religie w istocie działają w tym sensie, iż tworzą moralne społeczności. Działają, bo redukują zachowania egoistyczne, spajają grupy, czynią je bardziej efektywnymi i dostatnimi.
Wyewoluowaliśmy, by wierzyć, że wśród drzew żyją nimfy, duchy, demony, że słońce jest czymś magicznym, by brać udział w rytuałach z innymi osobami. Stąd te wszystkie festiwale – na całym świecie. To quasi-religijne wydarzenia, bardzo bliskie naszej naturze. Nie jest więc niczym zaskakującym, że wielu ludzi porzuca wielkie, zorganizowane religie i szuka innych sposobów zaspokojenia swojej uduchowionej natury.
Należałoby być może powiedzieć, że wrodzone są nie tyle dane, które zapisują się na białych kartach naszych umysłów pod wpływem doświadczenia, co raczej specyficzne własności samych kart, które sprawiają, że pewne dane po prostu zapisują się na nich spontanicznie. Sam fakt, że niezapisana karta jest biała, ma kapitalne znaczenie.
Wzmocnienie silnego oddziaływania jądrowego o zaledwie 2 proc. spowodowałoby spalenie całego obecnego we wszechświecie gazu wodorowego w ciągu pierwszych chwil po Wielkim Wybuchu i, co za tym idzie, niepowstawanie gwiazd i układów planetarnych. Amerykański astronom Craig Hogan obliczył z kolei, że zwiększenie masy kwarku dolnego o kilka procent sprawiłoby, że nie powstałyby w ogóle żadne pierwiastki ciężkie, tzn. cała materia wszechświata składałaby się z wodoru.
Neurobiologia pozwala zachwycić się człowiekiem jako istotą myślącą, a badając istnienie emocji u zwierząt dowodzi naszej jedności z innymi tworami żywymi. Dotyka też istotnych stron moralności: w świetle neurobiologii widać, że człowiek najpierw miał małpią moralność, budowaną tylko na emocjach, dopiero potem rozwinęła się kora przedczołowa, a z nią elementy racjonalne, które moralność znacznie skomplikowały. Wcześniej mieliśmy tylko głęboką niechęć do krzywdzenia innego osobnika, teraz mamy dylematy moralne. Dokładnie jak w Biblii: człowiek był szczęśliwy i żył w raju, dopóki nie miał intelektu, a kiedy zeżarł owoc z drzewa wiadomości dobrego i złego, rozwinął intelekt i zaczęły się wszystkie dylematy.
Powiedzmy sobie szczerze: wszystkie uczelnie w Polsce są marne. Uniwersytet Jagielloński też w świecie kompletnie się nie liczy, przynajmniej w dziedzinach nauk ścisłych. Ale dzięki uczelniom duży procent młodzieży ma jakieś zajęcie intelektualne - co prawda często na niskim poziomie - a do tego zwiększony kontakt z ludźmi, bodźce środowiskowe. To znacznie lepsze, niż gdyby ta młodzież szła od razu do jakiejś ogłupiającej pracy.
Państwo powinno zachęcać obywateli nie tylko do wysiłku umysłowego, ale również fizycznego. Zdrowy tryb życia poprawia kondycję mózgu: wysiłek fizyczny powoduje, że produkuje się BDNF, białko konieczne dla działania mózgu.
U nas jest teraz taka tendencja, że jak ktoś nie ma dobrej pamięci do ortografii, to znaczy, że jest dyslektykiem i niech sobie tak pisze. To tylko pogarsza sprawę, bo przecież można nauczyć dyslektyka pisać jako tako: będzie robił błędy, ale znacznie rzadziej.
Jeżeli ktoś mówi, że istnieje lek kompletnie bezpieczny, który nie ma żadnych efektów ubocznych, to znaczy, że ten lek nie działa. Stare twierdzenie - każdy lek trucizną, każda trucizna lekiem - jest absolutnie prawdziwe. Homeopatia to po prostu duży biznes. Ale chodzi przecież o to, żeby ludzie się dobrze czuli. Jeżeli komuś przechodzi po takim leku ból głowy, to niech się leczy homeopatycznie.
Nie wolno więc mówić, że coś jest niemożliwe. Uczony powinien być niedowiarkiem, również w stosunku do własnych możliwości – powinien wiedzieć, że nie wszystko wie. Ostrożność, ale nie dogmatyczność, tak bym to ujął.
Wiadomo, iż mózg ciągle się rozwija. Czaszka ludzka w ciągu ostatnich dziesięciu tysięcy lat się zmniejszyła, zmniejszył się wymiar mózgu, zmniejszyły płaty tylne, a zwiększyły czołowe – tym samym stajemy się mniej emocjonalni, bardziej racjonalni.
Chodzi o to, dlaczego nienawiść, przemoc i okrucieństwo dają ludziom – ogromnie wielu ludziom – tak wiele satysfakcji.
Bronię tzw. poprawności politycznej, która ma swoje śmieszne przegięcia i głupią nazwę, bo ani tu nie chodzi o poprawność, ani tym bardziej o polityczną. Ale jest to bardzo rozsądny pomysł, żeby starać się nie obrażać nie tylko konkretnych ludzi, ale całych grup rasowych, etnicznych, religijnych czy pod innymi względami odmiennych.
Sądzę, że trzeba będzie w naszej ojczyźnie długo czekać, by antysemicki występek czy wypowiedź postawiły ludzi na nogi.
Żaden zresztą z żyjących współcześnie Polaków nie jest w stanie dowieść swej czystej „rasowości” polskiej, taka bowiem rzecz nie istnieje. Żaden z Polaków nie jest nawet w stanie prześledzić swego drzewa genealogicznego np. do wieku XI po Chrystusie.
Ludzie niewierzący to jest w Polsce bardzo mały procent. Aczkolwiek sądzę, że ludzi prawdziwie wierzących jest znacznie mniej, niż się zwykle sądzi, bo większość wierzy z przyzwyczajenia, a nie z przekonania. I wiedza religijna u nas – co wiadomo z różnych badań socjologicznych – jak na kraj tak ostentacyjnie katolicki, jest śmiesznie mała.