cytaty z książek autora "Robert Samuels"
- Nazywał się George Perry Floyd Jr. - zaczął Schleicher. - Oskarżony klęczał na nim przez dziewięć minut i dwadzieścia dziewięć sekund. Tak desperacko chciał złapać oddech, że odepchnął się twarzą od ziemi, by nieco się unieść, rozszerzyć klatkę piersiową, złapać trochę powietrza w płuca. Asfalt rozorał mu skórę. George Floyd tracił siłę, ale nie była to żadna nadludzka siła. Tego dnia nikt nie dysponował nadludzką siłą. Nie istnieje żadna nadludzka siła, bo na świecie nie ma nadludzi. Nadludzie zaludniają strony komiksów, a skrzyżowanie ulic Trzydziestej Ósmej i Chicago to bardzo rzeczywiste miejsce.
Potem Schleicher skupił się na oskarżonym - opisał go jako człowieka zbyt butnego, by słuchać głosów dochodzących z tłumu, i nieustępliwego w swoim okrucieństwie.
Tobin obliczył, że Chauvin przygniótł szyję Floyda masą 41,5 kilograma, wskutek czego ograniczył mu dopływ powietrza. Po czterech minutach i pięćdziesięciu jeden sekundach leżenia na brzuchu Floyd przestał wydawać dźwięki. Tobin wyjaśnił, że w tej chwili stracił przytomność. Mimo to kolano nie cofnęło się z jego szyi.
- Nie chcę, żeby stał się jedynie sloganem na tiszercie albo hasłem w ustach kogoś, kto siedzi i wrzeszczy: "George Floyd! George Floyd!" - wyznał Philonise. - Nie chcę czegoś takiego. Chcę wiedzieć, że policjanci będą lękać się konsekwencji swoich czynów.
Przez większość swojego dorosłego życia Philonise starał się postępować według wpojonych mu przez matkę nauk dotyczących tego, jak radzić sobie z rasizmem w społeczeństwie, w którym od wieków czarni są krzywdzeni i wyzyskiwani: nie wychylać się, wykorzystać jak najlepiej to, co się ma, zapewnić byt rodzinie. Teraz jednak zrozumiał, że nie może dłużej pozostawać bierny. Skoro w całym kraju setki tysięcy odważnych ludzi zaczęły domagać się sprawiedliwości dla jego brata, Philonise, poczuł, że powinien zrobić to samo.
Crump przyjął sprawę Floyda. Następnie skontaktował się z urodzonym i wychowanym w Chicago prawnikiem Antoniem Romanuccim - znanym z agresywnych procesów sądowych w sprawach dotyczących brutalności policji. Romanucci od razu zaczął tworzyć mały zespół śledczy, żeby wnieść pozew cywilny przeciwko miastu Minneapolis. Zwykle kancelarii Romanucciego ustalenie faktów na potrzeby takiego pozwu zajmuje sześć miesięcy. Prawnik powiedział jednak swoim podwładnym, że chce, by wykonali tę pracę w ciągu dwóch tygodni. Jak wspominają jego pracownicy, którzy uczestniczyli w tej rozmowie, oznajmił im:
- Udusimy Minneapolis tak samo, jak ono udusiło George'a Floyda.
Pewnego razu stwierdził: "Ludzie łatwo cię skreślają, ziom, a kiedy cię określają, są bardzo surowi".
Jego imię stało się okrzykiem bojowym ruchu, który głosił, że życie takich ludzi jak Floyd ma znaczenie. Białe mieszkanki zamożnych przedmieść maszerowały ulicami ramię w ramię z ubogimi afroamerykańskimi chłopcami, domagając się, by kraj traktował ich jednakowo. Krzyczeli jednym głosem: "Pamiętaj, jak się nazywa!", po czym dopowiadali z gniewem, frustracją i determinacją: "Nazywa się George Floyd!".
Kiedy rozległ się łoskot latarki stukającej o szybę, Floyd obrócił się do policjanta i popatrzył na niego przerażonym wzrokiem człowieka, którego mama ostrzegała, co może się zdarzyć, jeśli czarny chłopak wpadnie na niewłaściwego gliniarza.
Miss Cissy próbowała chronić swoje dzieci przed stylem życia, który mógłby ich doprowadzić do pojawienia się w takim programie. Uczulała je na to, jak ważne są dobre maniery i edukacja. Zmuszała je do czytania książek, urządzała improwizowane konkursy ortograficzne, a czasem przy ludziach zwracała im uwagę na błędy językowe.
- Hej, możesz mówić jak mieszkaniec getta, ale masz też znać poprawną angielszczyznę - powtarzała.
Jedną z takich mądrości życiowych wygłaszała z myślą o swoim niefrasobliwym, podatnym na wpływ otoczenia najstarszym synu, który już w wieku czternastu lat był popularną postacią na osiedlu. Mądrość ta brzmiała: trzymaj się z daleka od kłopotów i szanuj policję.
Jej chłopcy byli młodzi, mieli czarną skórę i należeli do najniższej klasy - wiedziała więc, że czyha na nich wiele potencjalnych niebezpieczeństw. Drobny błąd mógł kosztować ich wolność; chwila nieuwagi mogła kosztować życie.
- Jeśli dorastacie w Ameryce, już na starcie jesteście na przegranej pozycji - mówiła Floydowi i jego braciom. - Będziecie musieli starać się trzy razy bardziej niż inni, jeśli chcecie coś osiągnąć, bo nikt nie będzie wam niczego ułatwiać. Musicie sami o siebie zadbać.
Miss Cissy wiedziała najlepiej, że Floyd będzie musiał stoczyć walkę, jeśli zechce uciec od ciągnącej się za nim historii - że już zawsze będą go nawiedzać duchy przeszłości, które prześladują go od chwili narodzin.
(...) Pewnego dnia po osiągnięciu dorosłości chłopiec miał odbyć własną podróż w nieznane, żeby zrehabilitować się za swoją trudną przeszłość. Miał zapłakać nad duszą świętej pamięci matki, kiedy w nowym mieście mordował go biały policjant.
Uznano go za przestępcę, bo rzekomo zapłacił za tytoń fałszywym banknotem dwudziestodolarowym.
Od maja 2014 roku, kiedy wydział policji w Minneapolis zaczął prowadzić statystyki obezwładnień z obchwytem lub uciskiem szyi, do maja 2020 roku funkcjonariusze zastosowali tę technikę co najmniej 295 razy. Za dziewięć przypadków odpowiadał Chauvin. Żadna z takich interwencji nie zakończyła się naganą ani publicznym śledztwem, Chauvin zaś dalej patrolował ulice, a nawet instruował kolegów, jak mają postępować z podejrzanymi. Wśród osób, które zatrzymał, było co najmniej trzech czarnych, jeden Latynos i jeden rdzenny Amerykanin. W wydziale, który zatrudniał ponad ośmiuset funkcjonariuszy, sam Chauvin odpowiadał za 3 procent wszystkich przypadków obezwładnienia z uciskiem na szyi.
Osiem jego ofiar przeżyło. Dziewiątą był George Floyd.
Przed spotkaniem z Floydem Hunter przypomniał sobie ich rozmowę w latach dziewięćdziesiątych, kiedy byli jeszcze nastolatkami.
- Zdradź mi swój sekret. Jak ty to robisz, że wszyscy cię lubią? - zapytał przyjaciela.
Floyd odparł, że zawsze na powitanie próbuje powiedzieć ludziom jakiś komplement, pochwalić udaną fryzurę albo nowe buty. Pokaż innym, że dostrzegasz, w jaki sposób chcą się zaprezentować światu - radził.
Wielu szkolnych kolegów Floyda nie mogło przyjechać na zjazd, bo wpadli w jedną z wielu pułapek, które czyhały na nich w Third Ward - więzienie, wczesna śmierć albo nałóg. Mimo to spotkanie z dawnymi kolegami boleśnie uświadomiło Floydowi, jak bardzo jego życie odstaje od życia rówieśników i jak dalekie jest od jego niegdysiejszych marzeń.
- To musiało być trudne, bracie - powiedział. - Jak tam twoja głowa?
- Szczerze mówiąc, stary, pierdoli mi się od tego we łbie - odpowiedział Floyd. - Widziałem, jak mój ziomek się przekręcił. Musiałem sam kombinować, co robić. To mnie zepchnęło w mrok. Tkwię w mroku.
Musiałem to zobaczyć, bobym nie uwierzył,
A jak zobaczyłem, nie wiedziałem, czy to prawda,
Mój przyjaciel wrócił do nałogu bagna
i nawet wśród pijawek wciąż miał uśmiech na twarzy
George Floyd, niedatowane zapiski.
Floyd zapisywał swoje odczucia na skrawkach papieru i okładkach starych płyt. Czasami czytał je Ross na głos. Jego teksty świadczą o sporej zdolności introspekcji i skrupulatności. Pisał w nich o ludziach niedostrzegających w jego doświadczeniach głębszej prawdy i o barierach wynikających z ich ignorancji.
Ej, ty, co nie umiesz wskazać, komu coś ukradłem
Przyjmij do wiadomości, że w życiu tylko kochałem...
Możesz mówić, co chcesz,
Ale mów o tym, co wiesz.
Życie ma tyle leveli + nikt tam nie zagląda.
Żeby do niego dotrzeć, posłużył się metaforą sportową:
- Za każdym razem, kiedy wychodzisz na boisko, starasz się zdobyć home run - powiedział Hunter. - Tyle że czasami wystarczy dobiec do pierwszej bazy. Rozumiesz, o czym mówię?
Floyd został bez pracy, tak jak niemal połowa czarnych mieszkańców Minnesoty. Znowu dały o sobie znać nierówności rasowe maskowane iluzją dobrobytu. Floyd napisał wiersz, w którym dostrzegał wagę tego problemu, jednocześnie zarzekając się, że mu nie ulegnie:
Człowiek znowu na dnie
Kolejny raz po uszy w bagnie
Jest coraz gorzej, wirus + 300 baksów
Los jest zły
Ale życie nigdy nie.