rozwiń zwiń

Lubię te babki – poobijane, ale twarde

LubimyCzytać LubimyCzytać
31.10.2017

Ktoś kiedyś powiedział, że żyje się tylko raz, ale jak się to dobrze zrobi, to jeden raz zupełnie wystarczy. Podoba mi się ta teza – mówi w rozmowie z Lubimyczytać.pl Agnieszka Krakowiak-Kondracka, scenarzystka i autorka powieści obyczajowych. Do księgarń trafiła właśnie jej nowa książka Zostań do rana.

Lubię te babki – poobijane, ale twarde

Kobieta po przejściach, mężczyzna z przeszłością i… gromada porzuconych czworonogów. Będziesz śmiać się przez łzy! Bo Agnieszka Krakowiak-Kondracka jak nikt inny opowiada historie z życia wzięte. Dowiodła tego w Jajku z niespodzianką i Cudzych jabłkach.

Pieczołowicie wznoszony przez lata szklany zamek Baśki rozpadł się z dnia na dzień niczym domek z kart. Andrzej, którego przysięgała kochać w zdrowiu i w chorobie, na dobre i na złe, póki śmierć ich nie rozłączy, odszedł do innej. Z litości zostawił Baśce dom na prowincji (mieli tam, z dala od stolicy, zbudować swoje szczęścia), ale przywłaszczył sobie wspólnie tworzony przez ostatnie lata projekt architektoniczny. Nie oponowała, nie miała siły. Samotna kobieta z wielkiego miasta uwięziona na odludziu, bez pracy i dochodów... Z rozpaczy zaczęła przygarniać psy – obolałe, porzucone, niekochane. A one odwdzięczały się z nawiązką, poza jednym – choć bardzo próbowała, nie potrafiła zdobyć zaufania największego i najgroźniejszego z nich, Baszira. A jednak wciąż wierzyła, że wszystko się ułoży... Gdyby tylko nie wypadek i ta przeklęta złamana noga!

Kto pomoże samotnej kobiecie na skraju bankructwa? Taka może liczyć co najwyżej na pomoc recydywisty! Kostek ma za sobą mroczną i tajemniczą przeszłość. Może właśnie dlatego jako jedyny potrafi zdobyć zaufanie Baszira? Czy uda mu się oswoić również Baśkę? Czy najzdolniejsza na roku pani architekt odzyska wiarę w siebie i zbuduje na nowo swoje „szklane gniazdo”?

Lubimyczytać.pl: W swojej poprzedniej powieści „Cudze jabłka” na pierwszy plan wysunęłaś rodzinę, która, pomimo przeciwności losu, pozostaje jednak rodziną. Baśka, bohaterka „Zostań do rana”, nie ma tyle szczęścia...

Agnieszka Krakowiak-Kondracka: To opowieść o kobiecie, która wierzyła w miłość, w to, że poświęcenie swoich aspiracji dla ambitnego małżonka przyniesie jej szczęście i która ostro się na tym zawiodła. Oszukana, wykorzystana, ląduje sama ze stadem przygarniętych psów w zapadłej dziurze w lesie. Musi się podnieść z depresji, najpierw uwierzyć w siebie, żeby potem znów móc komuś zaufać. Pomagają jej w tym najpierw zwierzaki, potem ludzie, którzy się wokół niej znajdą. I to się udaje, Baśka „składa się” na nowo, jako silniejsza, bardziej niezależna kobieta, która może, ale nie musi, otworzyć się na nowy związek.

Baśka i Andrzej, jak wiele współczesnych par, na prowincji szukają spokoju, wspólnego szczęścia, sielanki. Tymczasem prowincja odmalowana w twoje książce nie jawi się sielankowo. Czy Agnieszka Krakowiak-Kondracka wyobraża sobie przeprowadzkę na wieś?

Ja sobie tego nie muszę wyobrażać. Od blisko dwudziestu lat dzielę życie na miejskie i wiejskie. Dwadzieścia kilometrów od Pałacu Kultury moi sąsiedzi zza płotu hodują stado kóz, ich kury wpadają do nas wydziobywać trawę, czasem zostawią w prezencie jakieś jajko. Sołtys organizuje wiejskie dożynki, a bocian naprawdę zrobił mi gniazdo na kominie i teraz mamy z tym spory kłopot, bo nie da się palić w kominku. Znam bolączki życia sąsiadów, z których niewielka część pracuje w mieście, ale większość po prostu żyje z rolnictwa. I pamiętam też biedne wsie świętokrzyskie, z czasów mojej młodości. W niektórych czas stanął w miejscu.

Twoje książki są słodko-gorzkie, jak życie. Tak bliskie naszemu tu i teraz, że niemal każda z czytelniczek może się w nich przejrzeć. Skąd czerpiesz natchnienie? Czy niektóre sytuacje lub postaci są wzorowane na prawdziwych wydarzeniach i osobach?

Do stworzenia postaci Baśki zainspirowała mnie historia mojej przyjaciółki, która po latach związku, w który zaangażowała całą siebie, została porzucona „z dnia na dzień” i wylądowała niemal na bruku. Bez pracy, bez kasy. Mąż banalnie związał się z młodszą. Kostek pojawił mi się w głowie, kiedy usłyszałam o osadzonych, którzy pracują z psami i – w ramach prac nakazanych przez sąd – pomagają w schronisku dla zwierząt. A miejsce akcji? Kiedyś byłam w takiej świętokrzyskiej wsi, która zagubiona w lasach, ledwie majaczyła na mapie, a po stodołach stały porozbierane wraki aut. I w tamtym miejscu, tak zamkniętym dla obcych, działy się różne dramaty, rzadko wychodzące na światło dzienne. Większość nie nadawałaby się do umieszczenia w historii romansowej. Jak kazirodztwo, z którym bałabym się zmierzyć.

Na swoim koncie masz już trzy powieści i całą masę serialowych odcinków „Na dobre i na złe”, „Niani w wielkim mieście”, „Pierwszej miłości”, „Drugiej szansy”... Czym różni się pisanie książek od pisania scenariuszy?

W scenariopisarstwie potrzeba wciąż nowego i nowego paliwa, każdy odcinek to nowa historia, nowi bohaterowie, nowe motywacje. Każdy nowy pomysł prawie natychmiast staje się kanwą jakiejś historii, wątku czy mikro wątku. Seriale są „wszystkożerne”. W książce mam więcej czasu na sportretowanie bohaterów, na skupienie się nad ich emocjami. No i mam nadzieję, że któraś z tych historii mogłaby się stać kanwą osobnego serialu. Kiedy pisałam odcinki „Niani w wielkim mieście” miałam już za sobą „Jajko z niespodzianką”, które kręciło się w tematyce dziecięcej. Więc jakoś to się przeplata.

Chyba prościej jest kreować wymyślony, fantastyczny świat. W powieści obyczajowej, gdzie bohaterowie powinni być prawdziwi, przypominać sąsiada, przyjaciółkę, panią Iwonkę z cukierni, to chyba trudniejsze. Długo zastanawiasz się nad motywacjami stworzonych postaci?

Najczęściej moi bohaterowie mają za sobą jakieś trudne doświadczenie, które wpływa na ich wybory, mocno ich ukierunkowuje. Lubię pisać o ludziach doświadczonych przez życie, są ciekawsi, no i fajnie, że muszą się od czegoś odbić, pójść w jakąś nową stronę, czegoś się nauczyć. Ada z „Jajka” miała dziecko, które chciała chronić przed światem, Ewa z „Jabłek” walczyła o utrzymanie rodziny w całości, a Baśka musi powalczyć o siebie. Każda z tych bohaterek zmaga się z przeciwnościami. Lubię te babki. Są takie poobijane, ale twarde.

Masz niezwykły talent do opisywania nawet dramatycznych sytuacji z dystansem i humorem, Czy trudno znaleźć go w sobie, kiedy piszesz o kimś tak pokiereszowanym przez życie, jak Baśka czy Kostek?

Jak życie rzuca mną o grunt, to staram się pozbierać zęby z podłogi, trochę się podleczyć i wrócić. Zwykle mocniejsza, bo bardziej doświadczona. Takie cechy daję moim bohaterkom. Ktoś kiedyś powiedział, że żyje się tylko raz, ale jak się to dobrze zrobi, to jeden raz zupełnie wystarczy. Podoba mi się ta teza.

W twojej najnowszej książce lekiem na złamane serce Baśki okazuje się miłość porzuconych psów, które ratuje z opresji. Czy to oznacza, że należysz do grona psiarzy? Czy może jednak doczekamy się opowieści z kotem w roli głównej?

U mnie w domu koty mają przewagę liczebną nad starą suką Rurką, bo nasz kochany Koper, wielki leonberger, zakończył swoje życie. Więc na razie koty rządzą, strasznie się zrobiły bezczelne i z pewnością to jest temat na sagę. Ale syn robi wszystko, żebyśmy powiększyli nasze stado o kolejnego zwierzaka. Ponieważ stara się mnie namówić na tygrysa albo nosorożca, być może skończy się na drugim psie…

Twoi bohaterowie pojawiają się w kolejnych powieściach, ich losy splatają się w nieoczekiwany sposób. Czy wyniknie z tego jakaś nowa, zupełnie nieoczekiwana intryga?

To dopiero mnie zainspirowałaś…Siadam i myślę…


komentarze [1]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
LubimyCzytać 29.10.2017 21:35
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post