W małych miejscowościach czyta się podobnie jak w wielkich miastach – wywiad z Agnieszką Olszanowską

LubimyCzytać LubimyCzytać
02.07.2019

Agnieszka Olszanowska to nie tylko bibliotekarka z wykształcenia i powołania, ale i autorka poczytnych książek. Jej nowa powieść „Wianek z dmuchawców” rozpoczyna czterotomowy cykl o mieszkańcach Gradowa. Jak blisko jej powieściom do sielskości? Czym autorka chce zaskoczyć swoich czytelników?

W małych miejscowościach czyta się podobnie jak w wielkich miastach – wywiad z Agnieszką Olszanowską

Mała wieś, wielkie dramaty, emocje, intrygi, miłość i zdrada…

Gradów to niewielka wieś położona kilkadziesiąt kilometrów od Warszawy. Są tu nowe liceum, szkoła, biblioteka, kościół i plebania, w której od wielu lat sprawuje niepodzielne rządy wszystkowiedząca kościelna, stara pani Blanż. Pewnego dnia przybywa tam nowy proboszcz, wysłany za karę ze stołecznej parafii na prowincję. Czy młody ksiądz Adam zdobędzie sympatię apodyktycznej staruszki? 
Tymczasem wójt postanawia zlikwidować wiejską bibliotekę. Bo nie dość, że miejsce w urzędzie gminy zajmuje, to jeszcze trzeba opłacać personel i na dodatek fundusze z budżetu na zakup książek przydzielać. Czyż nie lepiej więc bibliotekę zamknąć, a pieniądze przeznaczyć na drogi, wodociąg albo coś równie pożytecznego? Ale nie tylko to jest celem bezwzględnego urzędnika. Cyniczny wójt knuje spisek, by przeprowadzić swój chytry plan…

„Wianek z dmuchawców” to pierwsza część czterotomowej opowieści o mieszkańcach Gradowa, ich radościach i smutkach, niespełnionych marzeniach i zawiedzionych nadziejach, rodzących się lub gasnących uczuciach, o na pozór spokojnym, zwyczajnym życiu, które w rzeczywistości wcale nie jest takie, jakie się wydaje.

Dominika Tarczoń*: Dlaczego twoje historie krążą wokół lokalnych społeczności?

Agnieszka Olszanowska: Urodziłam się, wychowałam i całe dotychczasowe życie spędziłam na wsi. Lokalne społeczności, obecnie bardzo często nazywane mianem „małej ojczyzny”, są mi bardzo dobrze znane i bliskie, ale mam świadomość, że dla mieszkańców dużych miast pewne sprawy, z którymi my stykamy się na co dzień, są obce. Dlatego podejmując decyzję o pisaniu, zdecydowałam, że będę opowiadała historie, których akcja umiejscowiona jest na wsi lub w niewielkiej osadzie. I będę zwracała uwagę czytelników na sprawy, o których czasami się nie mówi albo które wydają się zbyt mało ważne, aby poświęcać im uwagę w mediach, a tym samym nie funkcjonują one w szerszej świadomości społecznej.

Mało który mieszczuch wie, że wieś niekoniecznie jest taka spokojna, jak mogłoby się wydawać. To też prężnie działające społeczności, pełne ludzi sukcesu i biznesmenów. Którą z twarzy wsi zobaczymy w twojej nowej serii?

Przede wszystkim prawdziwą. Taką, w której osoby z ambicjami do bycia na najwyższych szczeblach lokalnej władzy walczą o te stanowiska i to nie przebierając w środkach. Poznacie ludzi bardzo przedsiębiorczych, którzy dzięki wrodzonym predyspozycjom zawodowym i pracowitości lub przysłowiowemu łutowi szczęścia zakładają małe biznesiki, przynoszące im nie tylko pieniądze, ale i szacunek wśród miejscowej ludności.

W moich „wiankach” nie zabraknie też osób pracujących trochę z potrzeby serca, a trochę dla idei, aby wszystkim lepiej się żyło. Oczywiście są tu też wszechobecne wiejskie plotki, intrygi i miłostki. Wieś, o której piszę, nie jest nudna ani spokojna. Tętni życiem odpowiednim do liczby mieszkańców.

Jesteśmy przyzwyczajeni do malowniczego, sentymentalnego obrazu wsi w powieściach obyczajowych. Jak blisko jest twoim powieściom do sielskości?

Chyba wcale albo dość daleko. Nie ukrywam, że w pewnym momencie życia, kiedy naczytałam się takich sielsko-lirycznych opowieści – w których zazwyczaj niezwykle utalentowana, ale pechowa osoba sprowadza się na wieś i od razu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, jej problemy znikają – zaczęłam się irytować. A potem byłam nawet zła, że nikomu z współcześnie piszących nie przyjdzie do głowy stworzenie historii, w której wieś i jej bohaterowie byliby prawdziwi, a miłość, pożądanie czy zdrada rodziły się w zwykłej chacie czy, jak w „Serii z wiankiem”, we współczesnych realiach polskiej wsi, a nie w zabytkowym dworku.

Bohaterowie twoich powieści są bardzo ludzcy – mają własne cele, wady, zalety, ograniczenia. Jak ich konstruujesz?

Moi bohaterowie powstają dzięki wnikliwym obserwacjom, jakie od wielu lat prowadzę w swoim środowisku. Im dłużej żyję, tym mniej mówię, a więcej uwagi zwracam na zachowanie, mimikę, sposób wypowiedzi czy życiowe postawy ludzi, z którymi los na dłużej lub krócej mnie styka. Kiedy tworzę bohaterów, daję im dużo z siebie – mój sposób postrzegania życia i spraw, które poruszam w książkach. Zawsze staram się kreować postacie barwne, które nie są tylko dobre albo tylko złe. Poprzez ukazanie bohaterów z różnych perspektyw uzyskuję efekt wielowymiarowości postaci.

Tak jak to się stało w wypadku Pawła Zarządcy z serii „Dziesiąta wieś” – dzięki temu, że w jego postępowaniu nic nie jest oczywiste, jest bardzo prawdziwy. W zależności od tego, co chce uzyskać, raz jest dobry, a raz zły. W różnych sytuacjach pokazuje odmienne oblicza, czyli zachowuje się tak, jak większość z nas, choć zazwyczaj nie chcemy się do tego przyznać.

Jesteś z wykształcenia bibliotekarką. Czy wprowadzenie bibliotekarzy jako ważnych bohaterów, a biblioteki w Gradowie jako centrum fabuły, miało na celu zwrócenie uwagi na stan bibliotek w Polsce? A może to tylko sentyment?

Wprowadzając do „Serii z wiankiem” bibliotekarzy, rzeczywiście chciałam zwrócić uwagę na sytuację polskich bibliotek: w pierwszym i drugim tomie publicznych, a w kolejnych również szkolnych. Choć oba typy pełniły i nadal pełnią bardzo ważną funkcję w rozwoju kulturalnym i edukacyjnym mieszkańców kraju, bez względu na to, czy swoim zasięgiem obejmują małą wiejską gminę czy dużą dzielnicę miasta, to cały czas w większości są niedoinwestowane. Ich pracownicy, szczególnie w bibliotekach publicznych, bardzo mało zarabiają, a są też takie miejsca na mapie Polski, gdzie tylko ustawowy przymus prowadzenia przez samorządy choć jednej biblioteki powstrzymuje wielu włodarzy przed pozbyciem się kłopotu, jakim jest utrzymywanie niedochodowej przecież placówki lub ich zdaniem niepotrzebnego stanowiska nauczyciela bibliotekarza w szkole.

Jednak pomimo licznych kłopotów, czy to natury finansowej, czy niezrozumienia środowiskowego, bibliotekarze obojga płci najczęściej są zakochani w swej pracy i czasami pracują bardziej dla idei niż dla zarobku, który często oscyluje na poziomie najniższej krajowej.

Oczywiście z racji tego, że sama jestem czynną zawodowo bibliotekarką, podczas pisania byłam nieco sentymentalna, szczególnie tworząc postać mężczyzny bibliotekarza, który w mocno sfeminizowanym środowisku należy do mniejszości. Być może postać Jarka Pokory zachęci panów do wstępowania w nasze bibliotekarskie szeregi. W tekście celowo zacytowałam fragmenty archiwalnych artykułów z czasopisma „Bibliotekarz”, aby zwrócić uwagę czytelników – wśród których zapewne dużą grupę będą stanowiły bibliotekarki i bibliotekarze – na sytuację bibliotek w okresie PRL-u.

Badania czytelnictwa nie napawają optymizmem. Jak czyta się w małych miejscowościach?

W małych miejscowościach czyta się podobnie jak w wielkich miastach. Ogólnie czytelnictwo jest na niskim poziomie. Książkę papierową powoli wypiera książka elektroniczna lub audiobooki, szczególnie popularne w środowisku zawodowych kierowców. Ale bez względu na formę, obecnie najbardziej poszukiwane są nowości wydawnicze typu kryminały, thrillery, fantastyka i oczywiście powieści obyczajowe, często szufladkowane jako literatura kobieca.

Różnica pomiędzy gminną biblioteką a powiedzmy filią dużej biblioteki miejskiej jest taka, że ta pierwsza ma od kilku do kilkunastu odwiedzin dziennie, a ta druga przynajmniej kilkadziesiąt każdego dnia. Co za tym idzie, statystyki wypożyczeń czy wykorzystania zbiorów są zupełnie inne. Natomiast wspólne jest to, że w każdej, nawet najmniejszej placówce są tacy użytkownicy, dla których likwidacja biblioteki byłaby bolesną stratą.

Czy biblioteka może stać się centrum kulturalnym wsi? Co mogą zrobić bibliotekarze, aby aktywować lokalną społeczność?

Oczywiście. Nie tylko może się stać, ale prawie zawsze jest centrum kulturalnym wsi lub gminy. Przez ostatnie kilkanaście lat oblicze polskich bibliotek diametralnie się zmieniło. Z wypożyczalni czy – jak mówili złośliwi – magazynu książek biblioteki przeobraziły się albo w instytucje jednocześnie pełniące funkcję biblioteki i domu kultury (z braku tego drugiego w gminach, co się też czasami zdarza), albo bardzo ściśle z tymi ostatnimi współpracują, szczególnie podczas organizacji różnych wydarzeń, od patriotycznych po rozrywkowe.

Obecnie mało jest bibliotek, które ograniczają się tylko do wypożyczania książek. Dzięki Facebookowi jestem na bieżąco z tym, co się dzieje w bibliotekach na terenie całego kraju. I widzę, że dzieje się bardzo dużo. Prężnie działają dyskusyjne kluby książki, zapraszani są pisarze na spotkania autorskie, prowadzone są akcje mające na celu propagowanie czytelnictwa. O feriach czy wakacjach w bibliotece też pewnie każdy słyszał. Są organizowane zajęcia dla każdej grupy wiekowej z seniorami na czele, którzy w bibliotece często po raz pierwszy korzystają z komputera i uczą się surfowania po internecie. Można jeszcze długo wymieniać, co się dzieje w wiejskich bibliotekach i jakimi fajnymi są placówkami, pod warunkiem oczywiście, że pracują w nich ludzie pokroju Ewy z Malwic, a nie pani Zofii z Igłowa (obie bibliotekarki są postaciami z „Wianka z dmuchawców”).

Aktywowanie lokalnej społeczności uda się wtedy, gdy bibliotekarz jest otwarty na jej potrzeby, a nie zamknięty w magazynie z książkami i pełniący funkcję ich strażnika. Oczywiście to nie jest tak, że do biblioteki na wsi przychodzą wszyscy. Statystycznie pewnie przychodzi mało, o wiele za mało osób, ale nawet niewielkie grono stałych czytelników plus niezwykły bibliotekarz mogą stworzyć niepowtarzalny klimat, który z czasem będzie się udzielał innym mieszkańcom z okolic, a tym samym grono osób wokół biblioteki będzie się powoli, ale stale, powiększało.

Panuje pewien stereotyp pisarza, który zaszywa się na wsi, by w spokoju tworzyć. Jak jest w twoim przypadku? Bliskość natury jest dla ciebie inspirująca?

Przyznam, że nie wiem, jak się pisze w mieście, ponieważ nigdy w nim nie mieszkałam, ale pewnie w tym stereotypie, że autorzy uciekają z miast na wieś, żeby w spokoju tworzyć, jest dużo prawdy. Wystarczy zapoznać się z wpisami współczesnych polskich autorek lub autorów, którzy na swych profilach społecznościowych chwalą się zmianą otoczenia z miejskiego na wiejskie, a potem dzień po dniu opisują radości płynące z posiadania własnego warzywnika, sadu czy ogródka pełnego kwiatów i wpływu natury na zmianę postrzegania przez nich świata.

Jak już wspomniałam, od zawsze żyję blisko natury, ale nigdy mi ona nie spowszedniała i potrafię zachwycać się polnymi kwiatami czy tworzyć ogród w stylu wiejskim. Właśnie praca w przydomowym ogródku daje mi wiele radości i podczas prostych, ale bardzo wdzięcznych czynności typu sadzenie, pielenie czy podlewanie, przychodzą mi do głowy różne pomysły, które później wykorzystuję w moich powieściach. I oczywiście cały czas obserwuję, jak świat przyrody wokół mnie się zmienia, choćby przez celowe działanie człowieka.

Najlepszym tego przykładem jest kukurydza, która w pierwszej części sagi o dziesiątej wsi odgrywa sporą rolę. W czasach mojego dzieciństwa była rzadko uprawianą rośliną, a od kilkunastu lat jest jej najwięcej na polach w mojej okolicy. I z tego, co wiem, przynosi rolnikom najwyższy dochód.

Również obserwacja życia ptaków, które podglądam od pierwszych dni inkubacji aż do ich naturalnej śmierci, bardzo mnie inspiruje. Napisałam już historię dla młodszych nastolatków pt. „Hej, hej kurczaki”, w której w zabawny sposób dzień po dniu przedstawiłam proces rozmnażania ptaków. Zatem mogę śmiało powiedzieć, że natura bardzo mnie inspiruje.

Cykl o dziesiątej wsi został bardzo ciepło przyjęty przez czytelników. Czym zaskoczy ich twoja Seria z wiankiem?

Tym, że w nieco inny sposób piszę o wsi i jej mieszkańcach. W „Dziesiątej wsi” styl był poważny, czasami wręcz smutny, a tematyka trudna, czasami niezrozumiała dla czytelników, szczególnie tych młodszych (spotkałam się z takimi uwagami). Natomiast w „Serii z wiankiem”, która momentami też dotyka bolesnych stron życia, o pewnych sprawach starałam się opowiedzieć z lekkim przymrużeniem oka.

Stworzyłam, tak mi się przynajmniej wydaje, kilka zabawnych postaci. Mam również wrażenie, że wiele osób, czytając nową serię, będzie utożsamiać się z bohaterami albo wskazywać podobnych we własnym otoczeniu, ponieważ każdy z nas zna tirowców, bibliotekarzy, nauczycieli czy organistę albo księdza, a na wsi oczywiście i wójta. Natomiast pewnym zaskoczeniem może okazać się postać starej kościelnej, czyli pani Blanż. Bardzo jestem ciekawa opinii czytelników na jej temat.

Czy na zakończenie polecisz czytelnikom swoje ulubione książki i podzielisz się swoimi ostatnimi zachwytami literackimi?

Od wielu lat uwielbiam czytać polską literaturę młodzieżową, a szczególnie książki Marty Fox i Ewy Nowak czy Joanny Jagiełło, które moim zdaniem są mocno niedoceniane przez naszą młodzież, stawiającą anglojęzyczne przedruki przed rodzimą twórczością. A szkoda, gdyż polscy autorzy tworzą bardzo wartościową literaturę, która bezpośrednio dotyczy problemów okresu dorastania.

Jeśli chodzi o ostatnie zachwyty literackie – choć to słowo trochę nie będzie pasowało do tematyki książek, które niedawno przeczytałam – tym wszystkim, którzy jeszcze nie czytali, chciałabym polecić „Tatuażystę z Auschwitz” Heather Morris i „Portret rodzinny” Jenny Blum. Obie książki doprowadziły mnie do łez i głębokiej refleksji, że choć dużo wiemy na temat wojny i jej wpływu na ludzką psychikę, to jeszcze więcej na jej temat nie wiemy.

___

* Dominika Tarczoń –  działaczka fandomu od 2012 r. Od 2013 r. współtworzy Post-Apokalipsa Polska, największy w Europie serwis poświęcony postapokalipsie, gdzie szefuje Działowi Literatura. Jako blogerka wypromowała już niemal setkę książek, imprez i twórców w estetyce postapo. Debiutowała w dwumiesięczniku Fantom opowiadaniem „Filtr”. W lutym 2019 r. ukazała się jej pierwsza powieść „Pieśń o Warszawie” (wyd. Skarpa Warszawska). Zawodowo zajmuje się tworzeniem treści i marketingiem. Obecnie związana z wydawnictwem Prószyński i S-ka.

Artykuł sponsorowany


komentarze [10]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Małgorzata  - awatar
Małgorzata 09.08.2019 17:08
Czytelnik

Akcja książki dzieje się w niewielkiej wsi, mają tam nowe liceum ... Pierwszy raz spotykam się z liceum na wsi, zwłaszcza niewielkiej. To bajer jakiś czy gdzieś tak jest ?

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam
czytamcałyczas   - awatar
czytamcałyczas 24.07.2019 17:52
Czytelnik

Nie trafiłem jeszcze :-)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam
czytamcałyczas   - awatar
czytamcałyczas 17.07.2019 17:44
Czytelnik

U nas biblioteka Łosice,ma też .Że,prononuję się książki.Osobiścir już ze 50 zaproponowałem.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam
Jacek_Galiński  - awatar
Jacek_Galiński 24.07.2019 11:50
Autor

Widzę, że mojej książki nie mają, a liczyłem że przeczytasz i podzielisz się opinią:)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
czytamcałyczas   - awatar
czytamcałyczas 04.07.2019 21:22
Czytelnik

Ja ty jestem,z miasta ,8 tysięcy.I ładnie mamy w bibliotece,dużo nowości

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam
Sillie  - awatar
Sillie 03.07.2019 08:27
Czytelniczka

Wywiad ciekawy do momentu polecania książek. "Tatuażysta" to badziewne romansidło, z przekłamanym tłem historycznym dla niewyedukowanych entuzjastek Jeźdźca Miedzianego. Też jestem bibliotekarką, widzę o co proszą ludzie, cierpię, ale nic większego poradzić na to nie mogę. Od dziś będę cierpieć dodatkowo przy nazwisku tej autorki. Jej zachwyty literackie wystawiają kiepską...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam więcej
allison  - awatar
allison 02.07.2019 20:35
Czytelniczka

Nie znam twórczości Agnieszki Olszanowskiej, może po przeczytaniu tego wywiadu sięgnę po jakąś jej książkę.

Z jednej strony pani Olszanowska podchodzi do problemu czytelnictwa w małych miejscowościach w sposób realistyczny, z drugiej - książki, które poleca jakoś mnie nie przekonują.

Staram się jednak zawsze widzieć szklankę do połowy pełną, a nie pustą, więc daję...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam więcej
Isterini  - awatar
Isterini 02.07.2019 16:27
Czytelniczka

Różnica między biblioteką na wsi i w mieście jest zaopatrzenie w książki. W małych bibliotekach jest mało książek, zwłaszcza nowszych tytułów. Niestety, sama się o tym przekonałam. Po prostu nie ma po co iść, bo nie wypożyczy się pożądanych tytułów. Ich nie ma na półkach.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam
NerdKobieta  - awatar
NerdKobieta 02.07.2019 16:49
Czytelniczka

Na szczęście można proponować bibliotekarzom konkretne tytuły do zakupienia :) Wiadomo, że środków jest niewiele, ale bibliotekarz też człowiek :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
LubimyCzytać  - awatar
LubimyCzytać 02.07.2019 14:59
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam