Jestem dopiero na początku przygody – wywiad z Markiem Zmysłowskim
Jak polski Wilk z Wall Street został afrykańskim terrorystą? Marek Zmysłowski to nazwisko, o którym od niedawna jest głośno. W rozmowie z nami rzucił światło na historię swojej kariery i opowiedział, jak doszło do tego, że napisał autobiografię.
Marek Zmysłowski, „Goniąc czarne jednorożce”
Milioner, celebryta, partner wicemiss świata, self-made-businessman Marek Zmysłowski zbudował „Amazon Afryki” i stał się jedną z najbardziej znanych postaci afrykańskiej branży IT. Pewnego dnia okazało się jednak, że jest też poszukiwanym przez Interpol międzynarodowym zbiegiem. Jak do tego doszło?
Zanim Zmysłowski wylądował w Nigerii, zrobił błyskawiczną karierę i łatwą kasę w jednej z pierwszych w Polsce firm pośrednictwa finansowego, zbankrutował, stał za barem w ekskluzywnym nocnym klubie, a budując pierwszą ogólnopolską sieć usług pogrzebowych, zadarł z mafią stojącą za aferą łowców skór. Do Afryki wysłał go największy internetowy fundusz inwestycyjny na świecie, właściciel Zalando i Groupona. Polak nie tylko budował, doradzał, inwestował w wiele kluczowych dla rozwoju kontynentu przedsięwzięć, ale też narobił sobie w nigeryjskim rządzie wrogów. W swojej autobiografii Zmysłowski z dystansem i humorem pokazuje, jak wygląda robienie interesów, czasem niebezpiecznych, oraz z reporterskim biglem kreśli barwny obraz ukochanego kontynentu, jakim stała się dla niego Afryka.
Ewa Cieślik: Kiedy woda sodowa uderzyła Panu do głowy? Sam Pan bowiem w jednym z tekstów tak siebie określił – Marek „Woda Sodowa” Zmysłowski.
Marek Zmysłowski: Gdzieś koło dwudziestego roku życia, gdy zacząłem zarabiać zdecydowanie za dużo, za łatwo i za szybko dzięki boomowi na rynkach finansowych. Potem utrzymywała się przez kilka lat, aż wyciekła z głowy razem z resztką pieniędzy, które zostały mi na koncie.
Nie skończył Pan studiów, bo zaczął je Pan postrzegać jako niepotrzebne – karierę robił Pan bez wykształcenia, a system edukacji wydawał się Panu przestarzałą fabryką bezrobotnych. Czy teraz zmienił Pan zdanie?
Nie bardzo. Jest wiele lepszych sposobów na spędzenie pięciu lat swojego życia niż studia ekonomiczne. To oczywiście dotyczy tylko biznesu. Nie wyobrażam sobie lekarza bez dyplomu.
Dlaczego zaczął Pan inwestować w Afryce? Biznesmeni jednak rzadko postrzegają rynki tamtejszych krajów jako pewniaki przynoszące zyski.
Zgadza się, to jest rynek podwyższonego ryzyka, ale i potencjalnie o wiele większych zwrotów z inwestycji – i to przyciąga. Natomiast w mojej sytuacji wszystko zaczęło się od przypadku. Do Nigerii wysłał mnie Rocket Internet, właściciel Zalando. Na początku pracowaliśmy razem, później nasze drogi się rozeszły. Ale ja się w Afryce zakochałem i zostałem do dziś.
Czym Czarny Ląd skradł Pana serce?
Egzotyką i takim poczuciem, że ma się realny wpływ na świat wokół siebie. Że nie robi się kolejnej apki do zabijania czasu przez znudzonych millenialsów. Afryka jest kontynentem magicznym, od setek lat przyciąga i rozkochuje w sobie podróżników, kolonizatorów, przedsiębiorców.
Skąd pomysł na tę książkę? Czy zależało Panu na zaistnieniu w szerszym gronie, niekoniecznie związanym ze światem biznesu? A może chciałby Pan zmienić kierunek kariery i zostać pełnoetatowym pisarzem?
Kulminacyjnym momentem było zatrzymanie na Okęciu na podstawie listu gończego z Nigerii, wystawionego przez tamtejszą skorumpowaną policję. Groziło mi 21 lat w nigeryjskim więzieniu. Przysięgłem sobie, że wyjdę z tego cało i napiszę o tym książkę. Ale o książce myślałem już od dawna. Wiele lat temu nauczyłem się radzić sobie ze stresem, wylewając frustracje na elektroniczny papier, do cyfrowej szuflady. Ta szuflada miała się w końcu przydać. Książki o Afryce to albo akademickie dywagacje, „dlaczego jest tak źle, skoro jest tak dobrze”, albo reportaże z samotnych podróży śmiałków motocyklem przez pustynię. A moja Afryka, ta, w której się przede wszystkim zakochałem, to lotniska, miasta, biurowce, biznes. I dużo dziwnych, bardzo dziwnych przygód.
Zawsze chciałem napisać książkę, chciałem to po prostu mieć odhaczone jako jeden z moich celów życiowych. Gdy zacząłem pisać, kierowała mną przede wszystkim chęć podzielenia się własną historią. Po przejściach w Nigerii chciałem też opowiedzieć, co się naprawdę wydarzyło, na wypadek gdybym nagle „zaginął”. Być może ktoś nauczy się na moich błędach. Teraz, pisząc zakończenie, wiem już, jak wielką nauczkę ta książka dała mnie samemu. Dopiero opisywanie rzeczy z perspektywy czasu, na chłodno, kiedy znasz już różne okoliczności każdej sytuacji, pozwala zauważyć błędy, które popełniłem. A popełniłem ich masę.
Chciałem napisać książkę odświeżającą, kontrowersyjną, do bólu szczerą i do bólu prawdziwą. Zrywającą ze schematami. Chciałem napisać ją po swojemu, tak jak po swojemu zawsze chciałem żyć i prowadzić biznes, niezależnie od ceny, jaką za to płaciłem.
Jakie stawia Pan sobie następne cele? Wydaje się bowiem, że osiągnął już Pan wszystko – bogactwo, sławę, a teraz może się Pan nawet pochwalić opublikowaną książką.
Na pewno dojrzałem. Natomiast gdy patrzę na to, co za mną, co przede mną i co osiągnęli inni, to mam poczucie, że jestem dopiero na początku swojej przygody. W biznesie i w życiu dopiero zaczynam.
Poniżej rozdział 13 z książki „Goniąc czarne jednorożce”, zatytułowany „Uprowadzona”:
komentarze [15]
Panie Marku, proszę się tymi HEJTAMI nie przejmować! Piszą je ludzie, którzy jak mówi mój tata "w du... byli i gó.... widzieli. Gratuluję ksiązki i odwagi! Proszenie klinetów ( w tym przypadku czytalników) o wystawienie pozytywnej opini w przypadku gdy są zadowoleni, to powszechnie stosowana praktyka w biznesie, ale nie dziwi mnie fakt, że trzeba to tłumaczyć,tym dla...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcejNiektóre 10* recenzje pod jego książką są powielone w recenzjach audioteki. Ewidentna ściema
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Każdego czytelnika, który pisze do mnie o tym że przeczytał książkę i że mu się podoba, proszę o napisanie recenzji na audiotece, lubimyczytac.pl i podzielenie się opinią na swoich mediach społecznościowych.
Wiele osób to robi, głównie dlatego że cały dochód z książki przeznaczam na fundację w Nigerii.
Pozdrawiam
Zmysłowski
Pozostaje mi powiedzieć, że tak najzwyczajniej, po ludzku jest mi przykro. Przecież się nie znamy.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postZ drugiej strony jeśli ktoś da się nabrać/naciągnąć temu pożal się Boże "milionerowi", to sam jest sobie winien - wszak pan Marek sam się przedstawia jako "polski wilk z Wall Street" czyli oszust i krętacz.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niestety panowie(panie) z donald.pl się nie popisali i napisali artykuł na podstawie niezweryfikowanego paszkwila z Nigerii.
Tych Panów z Nigerii właśnie, jak i policję, pozwałem do sądu o składanie fałszywych zeznań i prowadzenie nielegalnego śledztwa. I wygrałem.
Szczegóły w książce, zapraszam do lektury.
P.S.
Tu jest też moje dementi w sprawie tego paszkwila
...
Czyżby kolejny polski milioner, który milionerem nigdy nie był, jak swego czasu mocno promowani Cebulski i Kaszubski?
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postJuż nie chciałem wspominać o Kaszubskim, ale mechanizm ten sam.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Skąd u pana taka obsesja na punkcie bycia milionerem?
To media nadały mi taką łatkę, być może ten fetysz mediów wynika z fetyszu takich ludzi jak Pan. Ja sam się faktem bycia milionerem nie chwalę, bo to na prawdę nie jest nic szczególnego. Ja promuję książkę, polecam przeczytać.
Niezła ofensywa reklamowa w ostatnich dniach. Taki półbóg, a przysięgłem?
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post