Trwać, pomimo trudności. Rozmawiamy z Shelley Read, autorką „Popłynę przed siebie jak rzeka”

Ewa Cieślik Ewa Cieślik
19.01.2024

Od dziecka wiedziałam, że chcę być pisarką, lecz, cóż, mam 57 lat, a rozmawiamy o moim debiucie – mówi mi Shelley Read. W tym przypadku jednak zdaje się, że czas działał na korzyść powieści, bo „Popłynę przed siebie jak rzeka” to dojrzała opowieść o miłości, macierzyństwie i życiu, które trwa, nawet pomimo bolesnej utraty. A przy okazji  międzynarodowy bestseller.

Trwać, pomimo trudności. Rozmawiamy z Shelley Read, autorką „Popłynę przed siebie jak rzeka” materiały prasowe Wydawnictwa Marginesy

Przypadkowe spotkanie, miłość bez uprzedzeń, decyzja, która zmieni życie wielu ludzi.

Siedemnastoletnia Victoria Nash prowadzi gospodarstwo na rodzinnej farmie brzoskwiń w Kolorado i jest jedyną kobietą w rodzinie. Wilson Moon to młody włóczęga z tajemniczą przeszłością, wysiedlony z plemiennej ziemi i zdeterminowany, by żyć po swojemu.

Ich przypadkowe spotkanie w chłodny jesienny dzień 1948 roku odwraca bieg ich życia. Victoria ucieka w okoliczne góry, gdzie walczy o przetrwanie, nie wiedząc, co przyniesie jej przyszłość. Wraz ze zmianą pór roku zauważa zmiany także w sobie, odnajdując w pięknym, ale surowym krajobrazie siłę, aby żyć dalej i odbudować wszystko, co utraciła, nawet gdy rzeka Gunnison zatapia jej farmę i ukochany sad brzoskwiniowy.

„Popłynę przed siebie jak rzeka” to porywająca opowieść o dorastaniu i głęboko zakorzenionej miłości naznaczonej utratą, a także o wytrwałości i pamięci, zainspirowana zniszczeniem miasta Iola w latach sześćdziesiątych XX wieku. Shelley Read subtelnie i bez patosu pokazuje, że życie płynie jak rzeka – wzbiera i wędruje naprzód nawet wtedy, gdy natrafia na tamę.

Wywiad z Shelley Read, autorką książki „Popłynę przed siebie jak rzeka”

Ewa Cieślik: Przede wszystkim chcę zacząć od podziękowań za tę książkę. Nie mogłam się od niej oderwać, wywarła na mnie spore wrażenie.

Shelley Read: Bardzo dziękuję, miło mi słyszeć takie słowa. Dziękuję, że ją przeczytałaś i że dzielisz się ze mną wrażeniami. Fakt, że tak wielu czytelników z całego świata może przeczytać moją książkę, to spełnienie moich marzeń. Zupełnie się tego nie spodziewałam!

Domyślam się, że taka recepcja książki – szczególnie debiutanckiej – to prawdziwe spełnienie marzeń każdego pisarza. Jak zmieniło się twoje życie od momentu publikacji?

Od dziecka wiedziałam, że chcę być pisarką, lecz, cóż, mam 57 lat, a rozmawiamy o moim debiucie. Musiało upłynąć sporo czasu, zanim znalazłam w życiu przestrzeń na pisanie książki. Dlatego tym bardziej sukces mojej powieści smakuje wyjątkowo. Nigdy się tego nie spodziewałam. Po tym, jak zainwestowałam wiele lat w sam proces pisania, moim celem było po prostu ukończenie powieści. Nie poświęcałam za wiele czasu myślom, co będzie potem, dlatego gdy ludzie pytają mnie, czy sukces książki to spełnienie moich marzeń, odpowiadam, że moje marzenia nigdy nie sięgały tak daleko. Tymczasem moja powieść „Popłynę przed siebie jak rzeka” stała się międzynarodowym bestsellerem, przetłumaczonym na 32 języki – jestem za to pełna wdzięczności.

Wcześniej pracowałaś na uniwersyteckim etacie, ucząc pisania kreatywnego. Sama tworzyłaś opowiadania oraz teksty do gazet.

Storytelling, pisanie to zawsze były sposoby, które pomagały mi wyrazić to, jak postrzegam otaczający mnie świat. Zawsze mam przy sobie notes, w którym spisuję pomysły i myśli, nie zastanawiając się specjalnie, gdzie mogą mnie poprowadzić. Dla kogoś, kto jest ciekawy ludzi, tego, dlaczego są, jacy są, tworzenie fikcyjnych postaci w pewien sposób jest naturalne. Zawsze miałam w sobie taką ciekawość i uważałam, że każdy niesie w sobie jakąś opowieść. Zawsze byłam też bardzo wrażliwa na świat natury i to, czego może nas, ludzi, nauczyć przyroda. Kiedy więc wykiełkował pomysł na książkę, był on przedłużeniem tego, co już w sobie niosłam.

A czy zdarzyło się coś konkretnego, co popchnęło cię do tego, by poświęcić się dłuższej prozie?

Był to raczej dłuższy proces, lecz jest pewne wydarzenie, które stało się dla mnie znaczące. Trzeba ci wiedzieć, że mieszkam w górzystym regionie Kolorado, na wysokości 3 tysięcy metrów – jest to dość dziki krajobraz, który bardzo kocham. Często chodzę w góry. Pewnego wieczoru, gdy byłam z plecakiem na samotnej wędrówce, zobaczyłam scenę, którą potem zawarłam w książce. Spostrzegłam łanię, która wyłoniła się z lasu z młodym; po chwili z zarośli wychynął jeszcze drugi malec, nieco słabszy i mniejszy od pierwszego. Od razu poczułam więź z tą zwierzęcą matką – ona miała dwoje dzieci, ja także. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Wyobraziłam sobie, jak niesamowicie trudno będzie jej utrzymać oba młode przy życiu, i przepełnił mnie bezbrzeżny smutek. Gdy tylko jelenie zniknęły z mojego pola widzenia, złapałam notatnik i zapisałam tę poruszającą scenę. Chciałam uchwycić tę niezwykłą trudność, jaką jest wychowywanie potomstwa, dbanie o dzieci, ochranianie ich. Później, gdy zaczęłam prace nad postacią Victorii, zapragnęłam, by to doświadczenie stało się także jej udziałem. Dodawałam drobne elementy, które zaczynały składać się na postać głównej bohaterki. To było tak, jakby historia, która później wyewoluowała w książkę, sama do mnie przyszła i naciskała na mnie, by ją opowiedzieć. W końcu, w trakcie pisania, zrozumiałam, że moja opowieść zamienia się w książkę. To jednak nie stało się szybko – proces pisania „Popłynę przed siebie jak rzeka” finalnie zajął mi dwanaście lat.

Mówisz „ta historia sama do mnie przyszła” – wydaje mi się, że gdy autor czuje coś takiego, to powstaje książka szczera, przepojona autentycznymi emocjami. Zresztą sztuka jako taka płynie właśnie z pewnej odczuwalnej konieczności, która później przyjmuje formę książki, obrazu czy rzeźby.

Uwielbiam przeprowadzać wywiady z ludźmi, którzy podobnie jak ja cenią bycie kreatywnym i którzy – znów jak ja podczas pewnego momentu w moim życiu – nie mają przestrzeni, by zrealizować swoje pomysły. Wszyscy jesteśmy bardzo zajęci, mamy mnóstwo codziennych obowiązków i nasza chęć poświęcenia się twórczości trafia gdzieś na koniec listy rzeczy do zrobienia. Ja pracowałam na pełen etat na uniwersytecie, a drugi etat wyrabiałam, zajmując się dwójką dzieci. Jednak w końcu – dzięki wsparciu bliskich – nastąpił ten czas, gdy mogłam pozwolić sobie na poświęcenie się swojej twórczości, i zachęcam do takiej próby każdego, kto marzy o byciu pisarzem, poetą, piosenkarzem czy malarzem. To doświadczenie, jakim finalnie stała się praca nad książką, przypomniało mi, że zawsze w głębi ducha wiedziałam, że jestem pisarką. Długo mi zajęło, aby to zrozumieć, lecz lepiej później niż wcale!

A czy po tych dwunastu latach szybko znalazłaś wydawcę?

Nie, to również zajęło sporo czasu. (śmiech) Lubimy romantyzować proces twórczy i życie pisarza, lecz w rzeczywistości wygląda to inaczej. Wątpliwości, wysiłek, frustracje i czas, mnóstwo czasu – to wszystko jest nieodłączną częścią każdej książki, która trafia do rąk czytelników. Miałam wielkie szczęście, że dość szybko znalazłam agentkę – Sandra od razu uwierzyła we mnie i moją książkę. To było doprawdy wspaniałe, bo wówczas zupełnie nie wiedziałam, czy napisałam coś dobrego i wartego wydania. Natomiast znalezienie wydawcy zajęło mojej agentce niemal 3 lata. Później podpisałam umowę, było to latem 2021 roku. Dopiero wiosną 2023 roku powieść ukazała się na rynku. Aby do tego doszło, potrzeba było naprawdę dużo wiary i cierpliwości.

„Popłynę przed siebie jak rzeka” otwiera opis przypadkowego spotkania dwojga młodych ludzi. Niewiele brakowało, by wcale do niego nie doszło, lecz gdy ich drogi się przetną, nic już nie będzie takie samo.

Jak wspomniałam, zaczęłam pisanie od sceny z łanią, ale wiedziałam, że już na samym początku powieści czytelnicy powinni poznać główną bohaterkę, Victorię Nash. Chciałam rozpocząć powieść od jej spotkania z młodym chłopakiem, Wilsonem Moonem. Bardzo lubię motyw przypadku i roli, jaką odgrywa on w naszym życiu. Możemy żyć według planu, lecz w każdej chwili może wydarzyć się coś, co popchnie nasze losy w zupełnie nieoczekiwanym kierunku, i poprowadzić nas w niewiadomą – ku szczęściu? A może ku tragedii? A zatem w mojej powieści dzień Victorii zaczyna się tak samo, jak wiele jej wcześniejszych dni, lecz oto spotyka ona kogoś, kto odmieni całe jej życie.

Niezwykle się cieszę, że w mojej książce pojawia się postać Wilsona Moona. Jednym z głównych motywów powieści jest związek z miejscem, z którego pochodzimy, ale na przykładzie Wila chciałam ukazać również motyw straty domu, wędrówki, nieustannego bycia w ruchu. W Kolorado – i patrząc szerzej: na zachodzie Stanów Zjednoczonych – ważnym tematem jest historia rdzennej ludności i zabranie im ich ziemi. Wiedziałam, że to nie jest moja historia i nie jestem odpowiednią osobą, by ją opowiedzieć, ale chciałam, by wybrzmiała w książce. Pokazuję ją więc poprzez tego bohatera. To ktoś, kto pochodzi z plemienia, które – pokolenie po pokoleniu – odczuwało ból braku ziemi, którą mogliby nazwać domem. Wilson w końcu stał się kimś „znikąd”. Łączę jego losy z Victorią, zakorzenioną w miasteczku, w którym jej rodzina od dekad prowadzi farmę i uprawia brzoskwinie. Ukazuję również rasizm i uprzedzenia, które wpłyną na los Wila.

Victorię poznajemy, gdy jest młodą, naiwną siedemnastolatką. Z jednej strony jest wciąż dzieckiem, z drugiej – mocno doświadczył ją los, gdyż straciła bliskich sobie ludzi.

Muszę powiedzieć, że kocham Victorię. Żyłam jej życiem przez wiele lat i bardzo się do niej zbliżyłam. To taka osoba, którą ktoś mógłby – błędnie – uznać za prostą, nieciekawą dziewczynę, zwykłą prostaczkę, która nie ma żadnej ciekawszej wizji swojego życia, po prostu pracuje na farmie, usługując mężczyznom – ojcu, wujowi i bratu.

Nie ma wykształcenia, nie jest obyta…

I nawet nie jest świadoma tego, że mogłaby prowadzić inne życie, że jest w niej głębia, której nikt z jej otoczenia nie dostrzega. To charakterystyczne dla wielu kobiet żyjących w ówczesnych czasach, lecz epoka nie ma tu większego znaczenia, bo to doświadczenie wspólne dla nas, kobiet. Musimy mocniej walczyć o to, by zaznaczyć swoją obecność, powalczyć o szacunek, na który zasługujemy, oraz by odkryć, kim tak naprawdę jesteśmy – a nie wierzyć ślepo, że jesteśmy takie, jak nam wmawia świat. Poprzez postać Victorii opowiadam historię, w której młoda kobieta odkrywa, kim tak naprawdę jest. Nie jest bez wad. Przeciwnie, popełnia błędy, robi dwa kroki w tył, zanim wykona krok do przodu. A jednak mimo wszystkich przeciwności – nie zatrzymuje się.

To właśnie oznacza tytuł powieści?

Tak – nie zatrzymuj się, przyj do przodu. W książce Wilson Moon tłumaczy to Victorii, lecz wówczas ona tak naprawdę go nie rozumie. Jest za młoda, brak jej doświadczenia. Później sama dowie się, co to oznacza. Dla mnie to konieczność poruszania się naprzód, meandrowania, gdy to konieczne, szukania drogi. To metafora życia jako takiego.

W notatkach z lektury zapisałam sobie dokładnie to, o czym wspomniałaś – że ta książka zadaje pytanie: kim jesteś? Victoria musi odkryć samą siebie. Jakie są jej marzenia? Czego się boi? Co musi zrobić, by stanąć pewnie na nogach?

Urodziłam się w innej epoce niż Victoria – moja rodzina zachęcała mnie do tego, bym podjęła edukację, zobaczyła świat, realizowała marzenia. W Victorii widziałam jednak kobiety, które były moimi prababkami, babkami. Które mogły mieć tyle samo potencjału, co ja, lecz okoliczności nie pozwalały im się rozwinąć. Pytanie „kim jestem?” powinna sobie zadać każda kobieta, której inni usilnie starają się wtłoczyć do głowy jedną, wąską definicję siebie.

W tym sensie twoja książka jest bardzo uniwersalna.

Oczywiście dokonaliśmy dużego postępu od czasów, w których dzieje się akcja mojej książki. A jednak wciąż jesteśmy kobietami w męskim świecie, niezależnie od tego, jak dobrze wykształcone jesteśmy czy ile sukcesów mamy na koncie. Musimy walczyć o siebie, o swoją własną ścieżkę. Myślę, że w czasie emancypacji był taki moment, gdy my, kobiety, myślałyśmy, że musimy przejąć część cech uważanych za męskie – być nieustępliwe, silne itd. – by zaczęto traktować nas poważnie. Ja chciałabym jednak ukazać kobiety, które swoją siłę wyrażają poprzez takie cechy, jak wrażliwość, wielkie serce, empatia. A intuicja, miłość, umiejętność troszczenia się o innych to cechy, które zawiera w sobie macierzyństwo – kolejny bardzo ważny temat w mojej książce.

Myślę, że ta uniwersalność, o której wspomniałaś, odpowiada za sukces „Popłynę przed siebie jak rzeka”. Wielu czytelników – kobiet oraz mężczyzn – może odnieść się do doświadczeń, które stały się udziałem Victorii, do drogi, którą musiała przejść, by w końcu odkryć swój głos.

Wspomniałaś, że tworząc postać Victorii, myślałaś o swoich prababkach. Należysz do piątego pokolenia rodziny mieszkającej w Kolorado, połączonej z tą konkretną ziemią.

Kolorado to wielki stan, a jego dużą część zajmują tereny górskie [Kolorado jest najwyżej położonym stanem USA, z najwyższym szczytem Mount Elbert na wys. 4399 m n.p.m. – przyp. EC]. Znajdują się tu bardzo dzikie, niebezpieczne i piękne szczyty. Moi przodkowie w XIX wieku właśnie to miejsce wybrali do życia i z oddaniem pracowali, by móc nazwać je domem. Pochodzę więc z rodu naprawdę silnych i odpornych psychicznie ludzi! Myślę, że szczególnie kobiety musiały wykazać się hartem ducha, by farma nie podupadła, by wyżywić wszystkich członków rodziny, zadbać o ich zdrowie, samopoczucie… Niezwykle je podziwiam i czerpię inspirację z ich nieustępliwości i wytrzymałości. Moje dzieci to już szóste pokolenie mieszkające w tym stanie i cieszę się, że również go kochają. Kolorado jest w naszym sercu, w naszych kościach. Wiemy, skąd pochodzimy i do jakiego miejsca przynależymy. Tę pociechę i dumę, płynącą z faktu, że mamy dom, chciałam zestawić z niepewnością płynącą z braku własnego miejsca w świecie. To zresztą kolejny niezwykle uniwersalny temat – miliony ludzi na całym świecie tracą dach nad głową, są zmuszeni opuścić swe domy, miasta, kraje, tułać się w poszukiwaniu bezpieczeństwa. Wracając jednak do naszego wątku – tak, myślę, że moi pradziadowie, a szczególnie moje prababki, w dużej mierze zainspirowały mnie do stworzenia tej historii.

Cieszę się, że rozmawiamy o twoich prababkach, gdyż nakładem wydawnictwa Marginesy – twojego polskiego wydawcy – ukazała się w zeszłym roku książka „Chłopki”, bestseller, który opisuje losy prostych kobiet, naszych babek, żyjących na wsiach. Podobnych przykładów literatury faktu o tym traktującej jest również sporo. To teraz dla nas ważny temat.

Och, dziękuję, że o tym mówisz, to wspaniale dowiedzieć się, że wpisałam się w pewną dyskusję społeczną, która teraz odbywa się w Polsce. To ważny sposób uhonorowania kobiet, które były częścią poprzedzających nas pokoleń. Jestem ci bardzo wdzięczna! To przecież nasze babki, prababki… Musimy o nich pamiętać. Czy wiesz, że jestem pierwszą osobą w mojej rodzinie, która poszła na studia? Mimo że moje przodkinie były niezwykle mądre, nigdy nie miały możliwości pójścia na uniwersytet.

Skoro już jesteśmy przy temacie kobiet, przejdźmy do wątku macierzyństwa, który poruszył we mnie najczulsze struny. Macierzyństwo sprawia, że postrzegamy inaczej nie tylko otaczający nas świat, ludzi, lecz także nas samych. Byłam pod wrażeniem tego, jak złożony, wymagający i pełen poświęceń jest to czas dla Victorii.

Dziękuję bardzo za to pytanie! Jeśli o mnie chodzi, macierzyństwo zmieniło wszystko. Zawsze chciałam być matką, zawsze wiedziałam, że w pewnym momencie z radością poświęcę się dzieciom. Te lata spędzone na ich wychowaniu i tworzeniu wspólnego domu były najlepszymi latami mojego życia. To była wielka radość, choć podkreślę, że jako matki wyświadczamy sobie niedźwiedzią przysługę, mówiąc tylko o pozytywnych stronach macierzyństwa – bo oczywiście był to też czas wielkich poświęceń oraz zmian. Gdy po raz pierwszy zaszłam w ciążę, byłam na studiach doktoranckich, prowadziłam już sporo zajęć ze studentami i myślałam, że dam radę pogodzić życie zawodowe z wychowywaniem dziecka. Chwilę mi zajęło, by zrozumieć, że nie będzie to takie proste.

W książce jest pewna postać, która chciała realizować się jako pisarka. Mówi ona: „W końcu jednak poddałam się macierzyństwu”. Choć zawsze chciałam być matką, to myślę, że owo zdanie dobrze oddaje moją perspektywę na macierzyństwo. Zajęło mi trochę czasu, by mu się poddać – by coś mu poświęcić, pewne marzenia, cele. Ale to też kwestia uświadomienia sobie, że okres, gdy moje dzieci są małe, to wyjątkowy, uświęcony czas, który wnet minie, gdy one staną się dorosłe. Teraz mam 57 lat, moje dzieci mają lat 26 i 21. Prowadzą własne, osobne życia. Tęsknię za nimi, za czasem, gdy były małe, za tamtą codziennością, którą wypełniał chaos i śmiech. Spoglądając wstecz, cieszę się, że poświęciłam tamte lata życia dzieciom, bo tak naprawdę ich dzieciństwo wcale nie trwało długo.

„Popłynę przed siebie jak rzeka”, na pewnym poziomie, to książka o miłości – o różnych jej rodzajach: o miłości do partnera, do ziemi, do dziecka. Jednak tylko tak wielka miłość, jaką możemy poczuć do dzieci, niesie ze sobą tak wielką podatność na zranienie. Im bardziej to zaakceptujemy, im bardziej otworzymy się na ten strach i ból, jaki niesie ze sobą rodzicielstwo, tym bliżej będziemy naszych dzieci, tym lepszymi możemy się stać rodzicami, a także lepszymi ludźmi. Przekładając to na powieść – Victoria staje przed niezwykle trudnymi dylematami i dopiero kiedy zostaje matką, jej decyzje są dyktowane perspektywą płynącą z macierzyństwa.

Dziękuję za podzielenie się tą osobistą perspektywą z polskimi czytelnikami. Myślę, że wpływ na niebywały sukces twojej książki ma także ta szczerość zawarta na jej kartach.

Dziękuję, że dostrzegasz, iż ta książka płynie prosto z mojego serca. Bardzo dziękuję za tę rozmowę. Na wiosnę przyjadę do Europy i mam nadzieję, że prędzej czy później dotrę także do Polski, bo kocham wasz kraj. Studiowałam historię oraz literaturę Polski, która wywarła na mnie wielkie wrażenie. Bardzo chciałabym spotkać się z moimi polskimi czytelnikami – liczę na to, że kiedyś będzie ku temu okazja.

---

Już teraz zapraszamy do spotkania na żywo, jakie przeprowadzimy online z Shelley Read na początku lutego. Więcej szczegółów niebawem!

Chcesz kupić tę książę w cenie, którą sam/-a wybierzesz? Ustaw dla niej alert LC.

Książka jest już w sprzedaży online

Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem


komentarze [5]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
awatar
konto usunięte
03.02.2024 18:55
Czytelnik

Użytkownik wypowiedzi usunął konto

Moki  - awatar
Moki 22.01.2024 10:43
Czytelniczka

Bardzo fajna pani autorka.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
BELJA  - awatar
BELJA 21.01.2024 08:59
Czytelniczka

...bo liczy się jakość, a nie ilość.
Jeśli jedno idzie w parze z drugim, super. Często jednak nie mamy możliwości tworzyć i żyć, musimy podołać całemu systemowi nakazującemu nam robić, zupełnie co innego, niż pragniemy. Dobrze, jak ma się wsparcie bliskich, ale jeśli nie, twórca taki musi wciąż iść pod górę, stromą i niebezpieczną, ale i fascynującą!
Dzięki temu co...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
LetCentryczna  - awatar
LetCentryczna 19.01.2024 15:11
Czytelniczka

Już od jakiegoś czasu mam tę książkę w schowku zakupowym.  😊
A wywiad interesujący.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Ewa Cieślik - awatar
Ewa Cieślik 19.01.2024 11:25
Bibliotekarz | Redaktor

Powieść "Popłynę przed siebie jak rzeka" powstawała 12 lat. To dojrzała książka, na którą składają się doświadczenia autorki oraz jej miłość do natury. Dajcie znać, czy po lekturze wywiadu sięgniecie po ten tytuł!

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post