cytaty z książki "Głód"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Są natury wrażliwe, które żywią się byle czym, a umierają od jednego brutalnego słowa.
Może ten krok nie był zgoła daremny, może tym razem miałem szczęście? Wszakże szczęście chadza tak krętymi drogami.
Zacząłem dla pocieszenia się wynajdywać w otaczających mnie rozbawionych ludziach najróżniejsze błędy i wady. Wzruszając złośliwie ramionami śledziłem parę za parą. Dziwiłem się naiwnemu, zadowolonemu z byle czego studentowi, który klepiąc po udach szwaczkę uważa się za rozpustnika europejskiej miary. Spoglądałem ze wstrętem na elegantów, bankowców, wielkich przemysłowców i lwów bulwarowych. Nie pogardzali niczym, nawet żonami żeglarzy i grubymi babami z Kutorvu, które oddają się w pierwszej lepszej bramie za kufel piwa... Piękne zaprawdę syreny! Miejsce obok nich było jeszcze ciepłe od minionej nocy, spędzonej ze strażakiem czy parobkiem stajennym, a tron miłości dostępny wszystkim w każdej chwili...miejsce wolne...proszę...proszę...wchodzić, panowie.
Plułem na chodnik nie bacząc, czy kogoś trafiam, pełen odrazy do tych oto ludzi, co tarli się o siebie i łączyli ze sobą na mych oczach. Podniosłem głowę z dumą, rad, że mogę stąpać czystymi ścieżkami życia.
Wlepiłem oczy w ostatnie wyrazy na niedokończonej kartce, a one spoglądały na mnie drwiąco to skacząc, to kłując, jakby były żywymi , złośliwymi istotami.
Tyle przeżyłem daremnych nadzei, tyle poczyniłem wysiłków, kończących się niczym, że odwaga moja zeszła na psy.
Po cóż miałbym się troszczyć o żarcie i picie oraz o to, w co przyoblekę ów wór z molami, zwany ciałem, skoro mam ojca w niebie, który opiekuje się mną zarówno jak wróblami i czyni mi łaskę, dotykając mnie palcem swoim. Ów palec boski wetknięty z lekka w sieć nerwów moich wywołał pewien nieład w drutach. Potem Bóg wyjął palec i oto zostały na nim drobniutkie niteczki nerwów. Została po owym palcu dziura, została rana w mózgu po palcu boskiej Opatrzności. Uczyniwszy to, ojciec niebieski pozwolił mi odejść, nie dotykał mnie już i nie czynił mi nic złego. Poszedłem sobie spokojnie z ową dziurą, pewny, że nic mi nie uczyni złego Pan, który jest Bogiem na wieki wieków...
Koniec końców wiedz, że nieraz najmędrszy zasypie się w nader prostej sprawie. Ale to po prostu przypadek.
Nie miała żadnego smaku, jeno odór skrzepłej krwi, tak żem od razu dostał wymiotów. Zacząłem na nowo, marząc o tym, by zatrzymać jadło w żołądku celem uspokojenia go. Znowu przyszły wymioty. Rozgniewany szarpnąłem kawałek mięsa i połknąłem go przemocą. Na nic! Ledwo się zagrzał, wracał na wierzch. Zaciskałem szaleńczo pięści, bliski płaczu, rozpaczy, i szarpałem dalej. Łzy oblały wreszcie kość i zbrudziły ją. Wymiotowałem, kląłem, gryzłem...czułem, że mi serce pęka, i wymiotowałem ponownie. Głośno miotałem złorzeczenia na moce niebieskie, pragnąc by je pochłonęło piekło.
Cisza. Nikogo wokół, ni światła, ni zgiełku. Okropnie wzburzony, dyszałem ciężko i zgrzytałem zębami, ile razy przyszło mi zrzucać kęs, mogący mnie nasycić. Gdy wyczerpałem ostatek sił, cisnąłem kość o drzwi z bezsilną nienawiścią, zacząłem krzyczeć w niebo, wzywać imienia bożego ze złością, chrypliwie, a palce me kurczyły się jak szpony...
W gruncie rzeczy było coraz dziwniejsze, że właśnie mnie wybrał sobie Bóg na ofiarę dla swych figli. Dziwna to zaprawdę metoda - przeskakiwać cały świat, by akurat mnie dosięgnąć.
Ubóstwo wyostrza pewne właściwości duszy i doprowadza do utrapień, które właśnie muszę znosić. Ale pomaga również w niektórych sytuacjach. Inteligent biedny jest lepszym obserwatorem od bogatego. Biedak musi na każdym kroku śledzić podejrzliwe słowa ludzkie, toteż jego uczucia i myśli pracują intensywniej, jego słuch i odczuwanie doskonalą się; nabywa doświadczenia za cenę ran, jakie odnosi jego dusza...
- Grosik! - Usłyszałem głos dziewczynki. - Jednego öre... - Ujrzałem przed sobą blaszany talerzyk.
- Dobrze! - Zawołałem bezwiednie, wstałem i zacząłem szukać po kieszeniach. Ale dziewczynka myślała, że z niej żartuje, przeto odeszła szybko bez słowa. Ta milcząca cierpliwość przygnębiła mnie, wolałbym raczej usłyszeć połajankę. Zdjęty bólem przywołałem ją z powrotem i powiedziałem, że nie mam dziś öre, ale nie zapomnę o niej... Spytałem o imię, pochwaliłem, że ładne i przyrzekłem pamiętać... do jutra tedy...
Czułem, że mi nie wierzy, choć nie rzekła słowa, i rozpłakałem się z żalu, że nie znajduję wiary u małego dziecka.
Nagle stanąłem, tupnąłem w bruk i zakląłem. Jakże to mnie nazwał? Głupcem? (...) Czyż nie było obojętne, co powiedział taki sobie prosty policjant? No tak... ale nie sposób znieść wszystko obojętnie!... To prawda, przerwałem sobie... tylko... trzeba zauważyć, że nie stać go na nic innego"!
A na tronie niebieskim siedział Bóg i przyglądał się bacznie procesowi mej zatraty, który szedł właściwą koleją, nieustannie, regularnie, bez usterek co do czasu i reguł sztuki. Na dnie zaś piekieł sapały z niecierpliwości diabły wściekłe, że tak długo nie popełniam jakiegoś grzechu śmiertelnego, czegoś strasznego, za co by mnie sprawiedliwość boska musiała niechybnie strącić w otchłań.