cytaty z książki "Maleficjum"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
[...]
– Starość powinna kojarzyć się z doświadczeniem i mądrością – rzekł gorzko. – Tymczasem jedynym, co starość przyniosła de Homedesowi, jest głębokie przeświadczenie o własnej racji. Bez względu na to, co mówią fakty. Gdyby Turgut wdarł się do pałacu, złapał go za brodę i cisnął na kolana, nasz mistrz udawałby zapewne, że się potknął. A wiesz, co zazwyczaj rodzi fanatyzm?
Zawiść, pomyślał Bruno. Nienawiść. Żądzę zemsty.
– Wiem – rzekł krótko.
[...]
– Nadymacie się, szlachetni panowie, jak te indory – burknął Hugo. – Który to silniejszy, mądrzejszy, honorniejszy, bardziej pochlastany. Ciekawe, który pierwszy rzuciłby się do ucieczki, gdyby moja mateczka postanowiła was rozumu nauczyć?
[...]
– Czy trafnie się wyrażę… – wymamrotał Hugo, który stanął na
schodach wsparty na włóczni, trzymając się za bok głowy – jeśli powiem, że gówno, przez które brniemy, już jest tak rzadkie, że aż chlupocze?.
[...]
– Mocno tu leją? – spytał z zatroskaniem ni to giermek, ni to muzykant.
– Z przekonaniem – rzekł rycerz.
– A z jakiej okazji? Bom ja heretyk i mi się w sumie należy, ale tyś prawy rycerz i święty zakonnik. – Rozmówca Brunona zmrużył oczy. – Jakże to tak? Czyżby naszemu biskupowi słońce maltańskie zaszkodziło?
– Biskup najwidoczniej bawi gdzieś indziej, bo nie ma w sprawę wglądu. Jego obowiązki przejął niejaki padre Bonifacy, który… Cóż. – Rycerz zacisnął mocno usta.
– Słusznie, słusznie – dobiegł go szept z sąsiedniej celi. – Nawet w lochu inkwizycji nie wypada gadać o inkwizycji. Bo swoje usłyszą, a resztę wycisną na torturach. A co do słońca, to mam wrażenie, że wszystko przez te tonsury. Gdyby nie golili łbów, może mniej by ich prażyło i normalniejsi by byli.
[...]
– Czyli tu o to chodziło – powiedział z trudem, wciąż z przymkniętymi powiekami. – O skarb.
– Jeśli Bóg da – odezwał się Hugo, przełknąwszy potężny kęs – kiedyś zrobię dla ciebie to samo z przyjaźni. Przyjaźń jednakże, Bruno, rodzi się wolno i nierzadko w bólach. Nie dane nam jeszcze było jej wyhodować. A więc tak – dodał z narastającym gniewem. – Zadarłem z pieprzoną inkwizycją dla korzyści materialnych.
[...]
Zaciągnąłem się do lekkiej kawalerii, czego nie żałuję, bo raz na zawsze zrozumiałem, jak bardzo nie znoszę koni i jak bardzo nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. A najważniejszą rzeczą w życiu, pomnicie, jest ustalić, czego się nie lubi, i nigdy już później tego nie robić.
[...]
– Co tu opowiadać? Burta pękła, zaczęliśmy tonąć i tyle. Głupiec nie skorzystałby z okazji.
– A kajdany? Pękły same z siebie?
– Silny ze mnie człowiek, nawet gdym spokojny. I bez obiadu. A kiedy pomyślę sobie o mateczce, to taka potęga we mnie wstępuje, że potrafię nawet kajdany rozerwać.
– Matkę trzeba czcić. I kochać – odezwał się pouczającym głosem przewodnik.
– Każdą, tylko nie moją. Choćbyś przetrząsnął wszystkie haremy na świecie i połowę przedsionków piekła, nie znalazłbyś tak wrednej, pyskatej, paskudnej wiedźmy, która….
[...]
Nauczył się, że uśmiech to często udawany grymas, a jego autentyczności należy się doszukiwać w oczach. Odkrył, że uniesienia religijne, o ile nie pojawiają się w sposób naturalny, w żaden sposób nikogo nie wyróżniają, umacniają jedynie tępy, szkodliwy fanatyzm.
[...]
Wystarczyło pół dnia, nasunęła mu się jakaś półprzytomna myśl. Pół dnia wiosłowania w tureckiej niewoli, bym zapomniał, kim jestem. By przestało się to liczyć. Bym upodobnił się do zwierzęcia.
[...]
– Wiesz, co w tym wszystkim najgorsze? – spytał chrapliwie.
– Że to ma sens? – odgadł Bruno.
– Po części – zgodził się Hugo. – Wszak mówią, że najciemniej pod latarnią. Czy istnieje więc lepsze miejsce, by uprawiać maleficjum, niż cień wielkich fortec zakonu zakutych łbów, tak zawziętych na saraceńskich korsarzy, że zgoła nie patrzą wokół siebie? Tym bardziej, jeśli praktyki owe miałaby zasłonić aura Świętego Oficjum, równie znienawidzona, co nietykalna? Kto o zdrowych zmysłach zarzuci inkwizytorowi, że źle czyni? Na lemiesz Świętej Kunegundy, ależ mocne to wino.