cytaty z książki "Czasem czuję mocniej. Rozmowy o wychodzeniu z kryzysu psychicznego"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Dziś uważam, że nie ma silnych mężczyzn. Są tylko sytuacje, które zmuszają nas do tego, żebyśmy przyznali, że wcale tacy silni nie jesteśmy.
- Podobno kilka tysięcy żołnierzy ma PTSD, ale tylko kilkuset z nich zdecydowało się na leczenie.
- Trzymają to w sobie, a potem pochłaniają ich alkohol, przemoc. Rozpadają się im rodziny. Odbierają sobie życie albo lądują pod mostem. Dziś przyznanie się, że nie daję sobie rady, jest dla mnie aktem odwagi. W końcu sam do takiego momentu doszedłem.
Później dowiedziałem się, że takie "wysypanie" tego z siebie jest bardzo dobre. To jedna z metod terapii. Chyba bardzo potrzebuję tego, żeby co jakiś czas to z siebie wyrzucić. Bo to regularnie we mnie odrasta, a duszenie tego w środku nie jest dobre.
Jest taka teoria, że atak paniki pojawia się wtedy, kiedy bardzo dużo energii wkładasz w ukrycie jakiejś emocji. Kobiety najczęściej tłumią złość. Upychasz ten gniew, tę niezgodę, upychasz, a dzień czy dwa później idziesz na pocztę i nagle łubudu - dostajesz rykoszetem.
Strach to taki zdrowy lęk. Reakcja na realne zagrożenie, na przykład wracasz nocą do domu, ktoś za tobą idzie, więc się boisz. Lęk przypomina trochę zamartwianie się. To taki stan, kiedy się boisz, ale czegoś wyobrażonego. Na przykład nagłej śmierci dziecka. Z jednej strony istnieje prawdopodobieństwo, że tak się może stać, z drugiej - jeśli ciągle o tym myślisz, jest w tym jakiś nadmiar. Atak paniki to moment, w którym ten lęk się rozlewa i jest nie do powstrzymania.
- W swojej książce piszesz, że problemem tej choroby nie jest to, co się znajduje na talerzu, tylko to, co jest pod nim. Co masz na myśli?
- Jeśli na twoim talerzu leży przysłowiowy liść sałaty, to zajrzyj w głąb swojej psychiki i zobacz, co w niej się kryje. Bo to tam się znajduje odpowiedź. Może to brak akceptacji? Może brak miłości? Może coś jeszcze innego?
- Co znajdowało się pod twoim talerzem przez te wszystkie lata?
- Samotność. I odrzucenie.
Kiedy przestajesz się krzywdzić, samotność nabiera zupełnie innej jakości, niż kiedy jesteś w czarnej studni. W wiecznej tęsknocie za czymś.
- Co pokazuje, że uzależnienie nie zawsze jest równią pochyłą.
- Dokładnie! Niekoniecznie musi być tak, że pijesz, pijesz, aż staczasz się do tego przysłowiowego menela (...) Czasami to jest sinusoida. Odbijasz się mocno od trampoliny zwanej życiem, lecisz w górę, najpierw wysoko, ale potem coraz bardziej opadasz z sił, więc skaczesz coraz niżej i coraz więcej cię to hasanie kosztuje. Wiele zależy od twoich zasobów - życiowych, intelektualnych.
Wiesz... kiedyś koleżanka, która choruje na schizofrenię, powiedziała mi, że po kryzysie psychicznym nie ma miejsca na small talki. Po prostu nie ma! Przekraczasz jakiś rubikon, za którym stajesz się już innym człowiekiem, więc moje interakcje z ludźmi, nawet z tymi, których nie znałem osobiście, też już były inne. Jakby głębsze?
Każdy ma swoją wersję przeszłości.
To nie są wielkie traumy, ale może dla małego człowieka one są wielkie? I nie chodzi o to, żeby tych rodziców obwiniać, bo to nie jest ich wina, tak się wtedy dzieci chowało, takie były czasy. Niespecjalnie ktoś się nad dziećmi pochylał czy z nimi rozmawiał. Chodzi o to, żeby lepiej siebie zrozumieć.
Od dawna czułam się pozbawiona energii i apatyczna, ale myślałam, że to dlatego, że wstaję o czwartej rano i mam zbyt dużo pracy. Od bardzo dawna nie odczuwałam radości, a jak już udało mi się czymś ucieszyć, to było przerażająco puste. Sądziłam, że tak po prostu życie wygląda...
Problem polegał też na tym, że praktycznie od zawsze miałam pozamrażane wszystkie uczucia. W ogóle nie wiedziałam, co czuję. Kiedy jest smutek? Kiedy gniew? Kiedy rozpacz? A kiedy żal? Jechałam w funkcji robot od dziecka, więc ciężko mi było wychwycić tę różnicę. Czy wcześniej było w ogóle lepiej?
Ulgi szukałam głównie we flirtach, w romansach. Goniłam za schematem, który potwierdziłby, że jestem beznadziejna i że nie można mnie kochać, a jak go znalazłam, to biegłam dalej. Aż dobiegałam do psychiatry.
(...) I im więcej wiem, tym jest trudniej, nie łatwiej. Bo muszę decydować, którędy chcę pójść. Stąd się bierze moja szarpanina. Dobrze wiem, która droga jest zdrowsza, tylko z drugiej strony napiera na mnie ta potworna siła starych mechanizmów.
- Masz poczucie, że czego musisz się nauczyć, żeby lepiej żyć?
- Jak się odpieprzyć od siebie. Mam w sobie potwornie silnego wewnętrznego krytyka. To jest głos mojego taty w wydaniu surowy dyrektor albo surowy trener. Bo mój tata poza wszystkim był również moim trenerem tenisa stołowego, co było najgłupszym pomysłem świata. Pamiętam do dziś te momenty, kiedy spudłowałam, patrzyłam na ojca, widziałam, że pod nosem bluzga, i nogi się pode mną uginały. Nigdy nie krzyknął. Nigdy nie dostałam klapsa.
- Wystarczyła mina.
- I cisza. Obrażanie się. I to spojrzenie - jest źle. Ja to wszystko mam w sobie.
- Co ci mówi ten głos?
- "Za słabo się starasz". "Przestań leżeć!" "Nie maż się!" "Weź się w garść!".
Jesteśmy zaprojektowani tak, żeby źle siebie oceniać i za dużo od siebie wymagać. Przy zaburzeniach psychicznych to tylko wzmacnia lęk, więc wysiłek powinien iść w to, żeby nauczyć się odpuszczać.
Wiele się zmieniło, kiedy się dowiedziałam, że moi rodzice są dorosłymi dziećmi alkoholików. Tak się dobrali. Zrozumiałam, że "nie potrafią w emocje". Nie umieją ich okazywać, nie nauczyli mnie, jak je rozpoznawać i jak sobie z nimi radzić, ale nie dlatego, że nie chcieli, tylko dlatego, że ich też nikt tego nie nauczył. Długo miałam o to do nich żal, ale kiedy to zrozumiałam, wybaczyłam im. Sama się musiałam tego wszystkiego nauczyć.
Na terapii zrozumiałam też, że jedynymi osobami, które mogą nam dać bezwarunkową miłość, są rodzice. Nikt inny nam jej nie da. I żeby już jej nie szukać w innych ludziach, tylko przejść po tym dzieciństwie, takim właśnie bez uczuć, żałobę. I iść dalej.
Podmiotowość jest w zdrowieniu szalenie ważna.
Tłamszenie w sobie, milczenie nie prowadzi ani do zdrowia, ani do dobrych relacji.
- A co ci szkodzi?
- Gwałtowne zmiany. Źle je znoszę. Niestety jestem panikarą roku.
- Co się wtedy z tobą dzieje?
- Całkiem mnie zalewają emocje. Nakręcam się. Próbuję wszystko zaplanować, a życie mi pokazuje, że tak się nie da, że czasem trzeba szybciej zadziałać. To mnie stresuje. Na pewno też nie pomaga mi cynizm ludzi. Nieszczerość w relacjach. Mam dużą potrzebę autentyczności i bezpośredniości. A czasami ta dziecięca naiwność, jak to nazywają moi znajomi, nie popłaca. Bo okazuje się potem, że ktoś ją wykorzystał, zrobił coś za moimi plecami. Bardzo jestem wrażliwa na takie "zawody relacyjne", rozczarowania.
- Moim zdaniem problem jest też z nazwą. Hipochondria tak już obrosła w stereotypy, że będzie bardzo trudno uwolnić ją od negatywnych skojarzeń.
- Zgadzam się! Już "nerwica" źle brzmi. Taka nerwica-kurwica, nie wiadomo, co to jest, choć przecież dotyka tak wielu osób. Myślę, że warto poszukać nowych słów.
Osoba chora, która się nie leczy, nie bardzo ma w życiu miejsce na kogoś innego. Jest zaślepiona swoją chorobą. Tak naprawdę to choroba staje się jej partnerem.
- Wróciłeś z granicy polsko-ukraińskiej i co się zaczęło z tobą dziać?
- To samo co w Afganistanie i potem w Polsce, kiedy zdiagnozowano u mnie PTSD. Zacząłem łapać "zawiechy". Ktoś do mnie mówił, ale ja go nie słyszałem, bo myślami byłem gdzie indziej, na przykład na wojnie. Źle spałem. Wróciły koszmary. Nie były tak drastyczne jak na początku mojej przygody z PTSD, ale w tych snach spotykałem kolegów z misji, których już dawno nie widziałem. Jakieś strzelaniny. Z PTSD jest trochę tak jak z alkoholizmem. Nie da się go całkowicie wyleczyć, możliwe jest tylko zaleczenie. Czasem objawy wracają.
- Jakie jeszcze mogą być objawy PTSD?
- Flashbacki, kiedy w oczach stają ci obrazy tamtych zdarzeń. Nadużywanie alkoholu. Niekontrolowanie emocji.
To niekibicowanie mi nie pomagało. Na szczęście po drodze spotkałam dobrych ludzi, przyjaciółki, mojego partnera, którzy powiedzieli: "Spróbuj. Chociaż spróbuj, żebyś później nie żałowała". I to była bardzo mądra rada. Bo naprawdę warto próbować i widzieć sens w samym próbowaniu. Nie nastawiać się, że jak mi się nie uda, to będzie koniec. Bo samo próbowanie jest wartością.
- Szacuje się, że półtora miliona Polaków choruje na depresję, niewiele mniej ma zaburzenia lękowe, 400 tysięcy schizofrenię. Co czwarta osoba doświadczyła, doświadcza albo doświadczy kryzysu psychicznego. W statystykach widać cały czas tendencję wzrostową. Dlaczego?
- Nie jestem co do tego wzrostu przekonany. Moja hipoteza jest taka, że nie tyle "rosną" nam zaburzenia, ile raczej lepiej zdajemy sobie sprawę, że są to problemy, które wymagają jakichś oddziaływań.
- Te zyski to co na przykład?
- Inna wrażliwość? Albo inny sposób postrzegania rzeczywistości, który jest bardzo cenny? I nie trzeba od razu nazywać tej inności chorobą, patologią ani oczekiwać, że ustąpi. Czasem nie ustąpi. Ale to nie oznacza, że taka osoba nie może realizować swoich celów życiowych.