cytaty z książki "Schron przeciwczasowy"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Mam jedną radę: nigdy, ale to nigdy nie odwiedzajcie miejsca, które opuściliście jako dzieci. Zostało podmienione, opróżnione przez czas, opuszczone, widmo.
Tam. Nie ma. Nic.
Już nie pamiętam, kto powiedział, że naród to grupa ludzi, którzy się dogadali, by pamiętać i zapominać te same rzeczy.
Jesteśmy apokalipsą świata. W tym sensie również własną apokalipsą. Co za ironia - antropocen, pierwsza era, której nazwa pochodzi od człowieka, najpewniej okaże się jego ostatnią.
Każdemu zdarza się taka minuta, kiedy nagle się starzeje albo nagle to dostrzega.
Dobrze jest na tyle znać swoją ojczyznę, by ją opuścić, zanim trzasną wnyki.
Tak naprawdę nieudana próba samobójcza jest prawdziwą tragedią, udana to tylko procedura.
(...) żaden naród nie chciał zrezygnować z własnego nieszczęścia. Było surowcem, gotowym materiałem, usprawiedliwieniem, alibi, podstawą roszczeń...
Jeśli nie ma nas w cudzej pamięci, to czy w ogóle jesteśmy?
Jest tyle miejsc, w których mnie nie ma. Nie ma mnie w Neapolu, w Tangerze, Coimbrze, Lizbonie, Nowym Jorku, Jambole i Istambule. Nie że po prostu mnie nie ma - nie ma mnie boleśnie. (...) Tak bardzo mnie nie ma. Świat jest przeludniony moją nieobecnością. Życie jest tam, gdzie ja nie jestem. Gdziekolwiek bym był...
Historia zawsze jest bliżej, niż wydaje się w lusterku wstecznym.
Szczęście? Szczęście jest nietrwałe jak mleko na słońcu jak mucha zimą i jak krokus wczesną wiosną. Jego kręgosłup jest kruchy jak u konika morskiego. To nie kobyła, którą dosiądziesz i popędzisz w dal. Nie jest kamieniem węgielnym, na którym postawisz kościół i państwo. Szczęście nie zapisuje się w podręcznikach historii (tam zapisują się walki, pogromy, zdrady i krwawe zabójstwa arcyksiążąt) ani w kronikach i dziejopisach. Szczęście wchodzi tylko do elementarzy i rozmówek w językach obcych, i to dla początkujących. Może dlatego, że jest gramatycznie najłatwiejsze, zawsze w czasie teraźniejszym.
Przeszłość różni się od teraźniejszości czymś istotnym - nigdy nie płynie w jednym kierunku.
Czy to nie straszne, (...) że zawsze umierają inni, a my sami – nigdy?
Ludzie nie zdawali sobie sprawy, że narodowość sama w sobie jest płaczącym niemowlęciem, które udaje biblijnego starca.
Przeszłość to nie tylko to, co ci się przydarzyło. Niekiedy jest tym, co sobie tylko wyobrażałeś.
Przeszłość zbiera się w popołudniach, tam czas wyraźnie zwalnia, przysypia w kątach, mruży oczy jak kot w świetle wpadającym przez żaluzje. Kiedy wspominamy, zawsze jest popołudnie.
Wszystkie historie, które się wydarzyły, są do siebie podobne; każda historia, która się nie wydarzyła, nie wydarzyła się na swój sposób.
Czasem nie zdajemy sobie sprawy z tego, że pewne wydarzenia historyczne bardziej wyglądają na odległe, niż takie są. Kiedy się rodziłem, od wojny dzieliło nas dopiero dwadzieścia trzy lata, a zawsze wydawała mi się z zupełnie innej epoki.
Zapomnienie wymaga pracy. Nieustannego przypominania sobie, że musisz o czymś zapomnieć. Pewnie robi to każda ideologia.
To, czego nie miałem śmiałości zrobić, zamienia się w historie.
Tak, przeszłość jest zaraźliwa. Zaraza rozpanoszyła się wszędzie. I nie to było najstraszniejsze, ale szybko mutujące szczepy, zdolne pokonać każdą odporność. Europa, która myślała, że po kilku ciężkich utratach rozsądku w dwudziestym wieku posiada już pełną odporność na niektóre obsesje, narodowe szaleństwa i inne, tak naprawdę poddała się jako jedna z pierwszych.
Nikt, oczywiście, nie umierał (przynajmniej na początku), ale wirus działał. Nie było jasne, czy przenosi się drogą kropelkową, czy jeśli ktoś zawoła: „Niemcy (Francja, Polska) ponad wszystko”, „Węgry dla Węgrów” albo „Bułgaria nad trzema morzami”, to same kropelki śliny nie rozprzestrzenią wirusa.
Wirus przeszłości przenosił się najszybciej przez ucho i oko.
I teraz stoją, on i ona, i nie potrafią sobie przypomnieć, na czym i kiedy dokładnie przerwali rozmowę. W pewnym momencie milkniesz. Im więcej mija czasu, tym bardziej niemożliwy staje się powrót do rozmowy. To proste, milczenie rodzi milczenie. Na początku jest moment, w którym chcesz coś powiedzieć, nawet mówisz to w myślach, nabierasz powietrza, otwierasz usta, ale potem machasz na to ręką i zamykasz drzwi od wewnątrz.
Przeszłość zbiera się w popołudniach, tam czas wyraźnie zwalnia, przysypia w kątach, mruży oczy jak kot w świetle wpadającym przez żaluzje. Kiedy wspominamy, zawsze jest popołudnie, a przynajmniej ja tak mam. Wszystko jest zalane światłem. Z fotografii wiem, że popołudniami można liczyć na najlepsze światło na ekspozycję. Poranne światło jest jeszcze młode, ostre. Popołudniowe – stare, zmęczone i powolne. Prawdziwe życie świata i człowieka można opisać za pomocą kilku popołudni, za pomocą światła kilku popołudni, które są popołudniami świata.
Dopóki pamiętasz, trzymasz przeszłość z boku. To jakbyś nocą rozpalił ognisko pośrodku lasu. Wokół przyczaiły się demony i wilki, bestie przeszłości zacieśniają krąg, ale jeszcze nie mają śmiałości się zbliżyć. Alegoria jest prosta. Dopóki płonie ogień pamięci, masz władzę. Gdy zacznie dogasać, wycie stanie się głośniejsze i bestie podejdą bliżej. Wataha przeszłości.
Im mniej pamięci, tym więcej przeszłości.
Stare mity (i nowe ideologie) nie lubią spoglądania wstecz... Gdy Orfeusz się odwróci, na zawsze straci Eurydykę, gdy żona Lota się obróci, by spojrzeć w kierunku Sodomy, zamieni się w słup soli, odwracających się ku przeszłości w późniejszych czasach po prostu się zamyka. Wszystko ma się zacząć od zera, bez pamięci.
Jak rozdzielić nieszczęście, skoro niektóre narody posiadają tylko to bogactwo, tylko ropa naftowa smutku jest ich niewyczerpalnym zasobem? I wiedzą, że im głębiej będą kopać, tym więcej będzie jej wybijać. Nigdy niekończące się zasoby nieszczęścia narodowego.