cytaty z książki "Gomora. Władza, strach i pieniądze w polskim Kościele"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Kościół jak zwykle bije się w cudze piersi. Od lat słyszymy ten wyświechtany, patetyczny ton Kościoła, jego troski i uwagi skierowanej na innych. Jak ewangeliczny faryzeusz przeprasza za cudze grzechy, żeby odwrócić uwagę od degeneracji, której sam uległ.
... gdyż jedynym kryterium zbawienia lub potępienia okazuje się współtworzenie dobra wspólnego. Inaczej mówiąc, miarą człowieczeństwa nie jest bezmyślne powtarzanie formułek modlitewnych czy doktrynalnych, ale pomoc potrzebującym, tu i teraz.
Bo im kto ma więcej władzy, tym częściej jest wystawiony na pokusy jej nadużycia.
... każda władza, a już w szczególności absolutna władza biskupia korumpuje, oducza empatii, tworzy dystans, bo w pałacowej perspektywie nie sposób poczuć zapachu owiec.
To, co dla nauki jest normą, dla Kościoła jest wynaturzeniem i grzechem.
W 2000 roku kardynał Dario Castrillón Hoyos, ówczesny prefekt Kongregacji do spraw Duchowieństwa, wysłał list z gratulacjami do francuskiego biskupa, który został skazany na karę więzienia za niedopełnienie obowiązku zgłoszenia przestępstwa seksualnego, jakiego dopuścił się jeden z podległych mu księży. Kardynał Hoyos, gratulując hierarsze, pisał, że dał on przykład, jak biskup powinien w takich sytuacjach reagować.
Jan Paweł II nie mógł zrozumieć, a tym bardziej zaakceptować otaczającej go rzeczywistości.Wychowany w bastionie konserwatywnego myślenia zabetonował Kościół na wiele lat we wrogim stosunku do kobiet. Widział dookoła siebie spiski, ale zbrodni na dzieciach, których dopuszczali się duchowni nie dostrzegał.
Ksiądz profesor Michał Heller: niski poziom ogólnego wykształcenia wiernych sprzyja patologiom religijnym, takim jak: traktowanie religii jako substytutu rozumu, skłonności do fanatyzmu religijnego o różnym stopniu natężenia, łączenie religii z ciasnym nacjonalizmem, rozmaite religijne zabobony.
Oczywiście w porównaniu z przychodami wikarych dochody proboszczów są znacznie większe. Często zatrzymują większość ofiar z kolęd oraz sakramentów. Młodzi wikarzy opowiadają, że "proboszcz w jednej kieszeni trzyma pieniądze parafialne, w drugiej prywatne. Do kogo należą spodnie?". Bo proboszcz, niczym wójt, sprawuje pełną władzę nad kasą swojej parafii - a nikt przecież nie jest w stanie skontrolować, ile zbiera co miesiąc i ile wydaje. Ta sama uwaga dotyczy wikarych. Nikt nie zbiera od nich pokwitowań przy okazji pobierania opłat za sakramenty czy ofiary za msze.
W jednym z dialogów zawartych w reportażu Nie ma Mariusz Szczygieł przywołuje taką rozmowę:
"- Pamiętam, że jako maluch chodziłem do kościoła i biłem się w piersi: moja wina, moja wina... Jaka wina, kurwa mać? Po co wbijać człowieka od małego w poczucie winy?
- Żeby nad nim zapanować. O władzę chodzi".
Piuska gasi rozum.
Hierarchowie jako grupa byli i są - z wyjątkami oczywiście - zorientowani obsesyjnie na władzę. Postrzegają siebie jako esencję instytucjonalnego Kościoła. To im owa instytucja ma zawdzięczać istnienie. Kościół ich zdaniem jest niezmienny, a jego struktura monarchiczna. Pespektywa zmiany takiego myślenia jest dla nich czymś przerażającym. Trudno się więc dziwić, że nie są w stanie zdzierżyć jakichkolwiek krytycznych głosów, kwestionujących niezmienność systemu sprawowania władzy w Kościele. Krytycy, reformatorzy ukazujący zgniliznę tej absolutnej monarchii, która zbankrutowała moralnie na każdym polu w ich oczach, są niczym Hunowie najeżdżający ich niezmącony niepokojami żywot. Pytają o pieniądze, chcą rozliczeń nie tylko wobec sprawców nadużyć seksualnych, lecz także ich protektorów. Wreszcie żądają transparentności. Kto to słyszał?
Zapowiedziano, że hierarchowie opracują kodeks postępowania dla biskupów w sprawach nadużyć seksualnych. A do tego podobne występki będzie badać komisja, w której skład wchodzić będą również osoby świeckie. Jednak w ostatnich dniach konferencji z Watykanu nadeszło weto. Stolica Apostolska poprosiła, a faktycznie zażądała, by spraw tych nie poruszać. Problem miał załatwić w lutym 2019 roku sam Watykan przy okazji szczytu poświęconego problemowi nadużyć, w szczególności pedofili. Jednak w Watykanie do żadnych rewolucyjnych zmian nie doszło. Hierarchów na razie mają sądzić inni hierarchowie.
Za to, co robili z pedofilią w podległych im diecezjach, do kwietnia 2001 roku biskupi odpowiadali tylko przed Bogiem. No ale Boga nigdy się przecież nie bali. Prawo świeckie zaś, co do zasady, nie przewidywało obowiązku zgłoszenia nadużyć seksualnych na nieletnich organom ścigania. Pozostawiały one "te sprawy" moralnemu osądowi biskupów, stanowiąc, że denuncjacja to "obowiązek społeczny". Biskupi jednak ponad moralność od zawsze przedkładali lojalność. A przykład idzie z góry.
W 2019 roku Legion opublikował raport nadużyć na tle seksualnym, które zdarzyły się w jego szeregach w latach 1941-2019 roku. Wynika z niego, że 175 osób było wykorzystanych seksualnie przez 33 księży. Kolejnych 90 alumnów padło ofiarą innych 54 seminarzystów, z których 46 nie zostało ostatecznie księżami. Marcial Maciel Degollado, założyciel zgromadzenia, według raportu dopuścił się czynów pedofilskich na mniej więcej 60 osobach. Ten degenerat, narkoman, malwersant i bigamista gwałcił nawet własne dzieci.
Często pomstujemy na księży za ich wyniosłość, zewnętrzną próżność, chęć stawiania się wyżej od innych. Ale klerykalizm, bo o nim przecież mowa, jest karmiony przez zwykłych ludzi, którzy znajdują jakieś spełnienie w afirmowaniu księży i pozostają nieskończenie wyrozumiali dla ich przewin i przestępstw. Tylko dlatego, że są księżami. Na tym mechanizmie utuczył się i zachował bezkarność ksiądz Jankowski.
Konfrontacje znów jest dziś jedyną narracją, którą ma do zaoferowania Kościół, choć ogranicza się do roli podżegacza. Brudną robotę odwala dyspozycyjna i wdzięczna za poparcie władza.
Znamy relację pewnego wikarego z południa Polski, który towarzyszył swojemu proboszczowi chcącemu zaprosić bardzo ważnego hierarchę na bierzmowanie w parafii. Proboszczowi spadła saszetka, na podłogę rozsypało się sporo banknotów.
- Nie mniej niż 100 tysięcy - wspomina ksiądz. Razem z proboszczem zbierał je z dywanu na kolanach.
Często zostaje uruchomiony jeszcze jeden mechanizm obronny. To projekcja. Obserwujemy ją często w wypowiedziach prawicowych publicystów i hierarchów. Chodzi o przypisywanie innym, a nie mojej własnej organizacji religijnej, jej własnych niepożądanych poglądów, zachowań lub innych negatywnych cech. Rzekoma rozwiązłość mniejszości seksualnych i mniemana pazerność Żydów, którzy czyhają, by odebrać utracone w czasie II wojny światowej majątki, to tylko przykłady tej strategii. W świetle zbrodni pedofilii, opisywanych wcześniej defraudacji środków pozyskiwanych od wiernych, wreszcie faktu, że jedynie Kościołowi udało się odzyskać znaczną część zagrabionych po wojnie majątków, mamy do czynienia z niewyobrażalną hipokryzją. Hipokryzją, która spełnia pewną bardzo ważną funkcję: cementuje społeczność, która ma poczucie bycia atakowaną z zewnątrz.
(...) Mnie jednak odrzucał jego antyintelektualizm. Rozum zastępował swoimi fascynacjami. To szkodliwe. Takich niestety wychowaliśmy sobie katolików. Mówią: "Jezu - ty się tym zajmij", no i to ma rozwiązać ich problemy.
M. odszedł z Poznania do Wrocławia w 1996 roku - jak twierdzą pytani przez nas ojcowie - za karę. Ale w teczce M. nie ma o tym mowy. Przyjął duszpasterstwo akademickie. Tam dopiero poszedł na całość. Bezkarny, szanowany za tysiące młodych na mszach, które odprawiał, nie miał już żadnych hamulców.
Podczas spowiedzi M. wyciągał od dziewczyn historie ich doświadczeń lub intymnych zranień. Miało to służyć oczyszczeniu ze złych emocji. Potem kazał im się rozbierać. Sam też stawał przed nimi nago. Modlili się, potem dotykał ich miejsc intymnych. Lubił słuchać i przysłuchiwać się pikantnym szczegółom. Jego ofiary musiały też opowiadać o tym, na co by się nigdy nie zgodziły, czego się brzydziły. Potem sugerował, że w ramach swojego oczyszczenia mogą to z nim przerobić.
Śledząc działalność Kościoła katolickiego w Polsce w ostatnich pięciuset latach, z łatwością można dostrzec, że jego strategia opierała się - w głównej mierze - na konfrontacji. Przez wieki zmieniali się wrogowie, ale Kościół przez cały czas z kimś walczył. Walczył - jak głosił - nie dla siebie, ale dla narodu. Walczył - a jakże! - w jego imieniu.
Tak naprawdę jednak pontyfikat polskiego papieża zbiegł się z wykreowaniem nowego wroga. To już nie protestant, muzułmanin ani Żyd, a więc osobowy antagonista katolicyzmu. Kiedy upadł komunizm, wrogiem katolika stały się liberalna demokracja i pluralizm kulturowy oraz religijny, które Wojtyła ochrzcił wspólnym mianem cywilizacji śmierci.
Niestety w czasie ostatnich pontyfikatów Jana Pawła II i Benedykta XVI to nie ubodzy byli w centrum uwagi Kościoła, lecz walka z ideologicznymi wrogami. Najpierw był to marksizm, któremu jakoby ulegali teolodzy wyzwolenia, a później tajemnicza "ideologia gender". Niestety w antygenderową retorykę wdał się również papież Franciszek. Jednak to nie ona nadaje ton jego pontyfikatowi, ale właśnie uważność wobec potrzebujących: uchodźców, imigrantów, ofiar wojen. To właśnie ten kierunek jest przyszłością Kościoła. W istocie od początku swego pontyfikatu Franciszek program teologów wyzwolenia uczynił swoim własnym programem i dlatego wydał tak zdecydowaną wszelkiemu rozpasaniu w jego własnym Kościele.
Ksiądz Vittorelli, opat benedyktynów na Monte Casino w latach 2007-2013, z nikim się nie dzielił. Solo przehulał 500 tysięcy euro z charytatywnych funduszy kościelnych. Wiódł szampańskie życie. Według ustaleń śledczych tylko w jednym miesiącu potrafił przepuścić 34 tysiące euro. Cóż, na hotele, szampan, ostrygi i wakacje w Rio de Janeiro można wydać krocie. Tylko w trakcie jednych zakupów u Ralpha Laurena opat wydał 1700 euro.
- No przecież biskupi nie wyjdą na ulicę i nie zaczną ewangelizować. Nie potrafią, nigdy tego nie robili! - mówi nam znajomy ksiądz. - Poza tym to tchórze. Oni panicznie boją się ludzi.
Na podstawie obliczeń Przemysława Słowika, radnego Kolacji Obywatelskiej, w latach 1992-2020 Kościół za dziewiętnaście nieruchomości wartych łącznie 22,4 miliona złotych zapłacił Szczecinowi i Skarbowi Państwa jedynie 112 tysięcy złotych, czyli 0,5 proc. wartości. Czy te grunty naprawdę są szczecińskiemu Kościołowi potrzebne? Jak zauważa Flis, powołując się na dane opublikowane przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego, w 2019 roku na niedzielną mszę uczęszczało w archidiecezji, którą zarządzał Dzięga, zaledwie 23 proc. katolików, podczas gdy średnia w Polsce wynosiła w tym roku 37 proc.
Według profesora Tomasza Polaka, teologa, byłego księdza, przełomu wśród polskich biskupów nie będzie jeszcze z innego powodu. Prozaicznego: - Mają zapewniony byt. Jest tylu wiernych, że mają jeszcze perspektywę wygodnego życia. Tych, którzy przyjdą po nich, może czekać bieda. I kalkulują: po nas choćby potop, ale to już nie nasze zmartwienie.
(...) Jedyne kryterium przydatności i użyteczności w pracy duszpasterskiej to bezwolne posłuszeństwo, będące czasem solidarnością w złu. Niestety, wiele środowisk kościelnych gnije przez to od środka. Świat zewnętrzny pewnie też nie jest lepszy, ale tam przynajmniej nikt nie udaje, że jest inaczej, i nie uzasadnia podłości i zła Ewangelią Chrystusa, posłuszeństwem i dobrem Kościoła.