rozwiń zwiń

Czytaj lokalnie! I wygraj torbę!

Kraków Miasto_Literatury_UNESCO Kraków Miasto_Literatury_UNESCO
07.12.2015

Amazon otworzył niedawno w Seattle swoją pierwszą… stacjonarną księgarnię. Czego by nie mówiono o praktykach amerykańskiego giganta, jedno jest pewne – w dzisiejszych czasach ludzie potrzebują bezpośredniego kontaktu z książką bardziej niż kiedykolwiek! Niedawno w Krakowie ruszyła ogólnomiejska akcja promocji księgarń – centrów kultury i miejsc tworzenia się więzi społecznych. Czytaj lokalnie! zwraca uwagę na inicjatywy unikalne, autorskie, księgarnie prowadzące regularną, własną i oddolną działalność kulturalną. Okazuje się, że w Krakowie wcale ich nie brakuje!

Czytaj lokalnie! I wygraj torbę!

W porozumieniu z księgarzami Krakowskie Biuro Festiwalowe przygotowało wyjątkowy gadżet: torbę zaprojektowaną przez znanego grafika, projektanta okładek do książek – Przemka Dębowskiego. To prezent, który będziecie mogli zdobyć przy zakupie trzech książek we wszystkich krakowskich księgarniach uczestniczących w akcji.

Mamy dla Was 5 toreb przekazanych przez Krakowskie Biuro Festiwalowe, wystarczy poprawnie odpowiedzieć na poniższe pytanie: W którym roku założono pierwszą księgarnię pod adresem Rynek Główny 23? Pierwszych pięć poprawnych odpowiedzi nagrodzimy torbą! Odpowiedzi ślijcie na adres: kontakt@miastoliteratury.pl

Organizatorzy przygotowali również serię wywiadów z pracownikami i wyjątkowymi przyjaciółmi-bywalcami ośmiu krakowskich księgarń: De Revolutionibus, Bonobo, Massolitu, Pod Globusem, Lokatora, Ha!artu, Matrasu przy Rynku Głównym i antykwariatu Rara Avis przy ul. Szpitalnej. O tym, dlaczego warto odwiedzać i wspierać takie miejsca, opowiedzą m.in.: Tomasz Pindel, Mateusz Pakuła, Zośka Papużanka, Ziemowit Szczerek, Wojciech Bonowicz i prof. Aleksander Krawczuk.

Materiał jest wciągający – rozmówcy podzielili się nie tylko przemyśleniami, ale również swoim doświadczeniem życia małych krakowskich księgarń. Poznamy m.in. historię najwierniejszego klienta księgarni przy Rynku Głównym 23 (stały bywalec od 80 lat!), poczytamy o długich kolejach losu krakowskiego Lokatora, w którym powstawały powieści Jerzego Franczaka, Łukasza Orbitowskiego i sztuki Mateusza Pakuły. Dowiemy się, po co kupować pierwsze wydanie Pana Tadeusza i który biały kruk okazał się być najdrożej sprzedaną polską książką XX wieku. Dowiemy się, która krakowska księgarnia przeżywała ataki „człowieka-kurczaka” i co łączy kameralny sklep z książkami z… warzywniakiem.

Dzisiaj na naszych łamach prezentujemy wywiad z dyrektorem ksiągarni Matras na krakowskim Rynku i jednym ze stałych bywalców. Drugi wywiad o księgarni Korporacji Ha!art z Adamem Ladzińskim i Ziemowitem Szczerkiem opublikujemy w czwartek.

Książki – to najlepszy lek dla umysłu

Dwaj rozmówcy przedstawiający Matras przy krakowskim Rynku z dwóch wyjątkowych perspektyw. Wojciech Koranowicz, dyrektor księgarni, oraz profesor Aleksander Krawczuk, stały gość, znający to miejsce od dzieciństwa dzielą się swoimi doświadczeniami (a przy tym radami dotyczącymi alkoholu, seksu i książek).

Michał Koza: Kiedy tutaj wszedłem, zobaczyłem długi korytarz miedzy półkami książek. Na jego końcu siedział pan profesor – stały gość tej księgarni, który od wielu lat przychodzi tutaj rano, żeby zacząć dzień od porannej whisky. Jak to się zaczęło?

Profesor: Kiedy byłem małym chłopcem, często przechodziłem obok tego miejsca. Patrzyłem na wystawę, na której pokazywano baśnie i opowieści dla dzieci, i zastanawiałem się: „Kiedy mnie będzie stać na kupno książki?”. No i się doczekałem. Klientem tej księgarni od lat ponad osiemdziesięciu, mam dziewięćdziesiąt cztery lata, natomiast pierwsze książki kupiłem, mając lat około dziesięć. Starszego i wierniejszego klienta to tutaj nie ma. Znam różne okresy tej księgarni, nawet gdy była to księgarnia niemiecka. Bardzo sobie chwalę to miejsce – to mój stały przystanek po spotkaniu z kolegami. Zaglądam tu o jedenastej, przeglądam nowości, czasem coś kupię. Pan Wojciech, który ma tutaj wykaz moich zakupów, powiedział, że zostawiłem tutaj samochód. Co prawda używany, ale samochód! To już coś znaczy.

MK: Co się zmieniło w tym czasie?

Profesor: Wcześniej nie było takiego dostępu do półek, były lady, teraz ta przestrzeń jest dużo bardziej otwarta ku klientom. Nawet pomysł z tą kawiarenką jest idealny, bo człowiek chce przysiąść spokojnie, przeglądnąć książkę, po drodze napije się kawy… A co do whisky: ja dożyłem swojego wieku właśnie dzięki temu, że żyję według dewizy: seks, alkohol i książki. Seks co najmniej do osiemdziesiątki, potem wystarczą marzenia o seksie. Alkohol obowiązkowo dwa razy dziennie. Preferuję koniak, bo wino mnie jakoś usypia. No i dzięki temu zaglądam tutaj przez prawie całe swoje życie. Wie pan, bo naprawdę niesamowite jest to, że urodziłem się tutaj w centrum Krakowa, w Rynku Głównym numer 15.

Tutaj czuje się obecność książki, czytelników i bibliomanów. To jest miejsce, uszanujmy to, wyjątkowe – nie tylko w skali polskiej. Inne miejsca zmieniają swój charakter i znikają, powstają nowe, a to trwa. I proszę to szanować i zaglądać tutaj tak, jak ja – codziennie. I czasem proszę kupić książkę. Nie za często, bo byłoby im za dobrze.

M.K.: Trochę znam tę bibliomanię, studiuję literaturoznawstwo i rzadko wychodzę z takiego miejsca bez książki.

Profesor: A ja mam hałdy, stosy książek. Na szczęście dla mnie jest tutaj coraz mniej tego, czego bym nie miał, a mieć musiał. Na przykład coś o „chińszczyźnie”, bo ostatnio zakochałem się w Chinach.

Wojeciech Koranowicz: No bo książki o Chinach i do nauki chińskiego nie wychodzą aż tak często.

Profesor: A kierownik, człowiek świętej cierpliwości, musi mnie tu znosić codziennie, choć rzadko coś kupuję. Toleruje moją obecność i nawet życzliwie przyjmuje.

M.K.: Myślę, że więcej, niż toleruje.

Profesor: No, w pewnym sensie, to on jest moim wirtualnym synem.

M.K.: Jak to? Niepodobny.

Profesor: Bo ma moje pozytywne geny. Geny życzliwości dla ludzi, cierpliwości.

M.K.: Najpierw przychodził pan tutaj i oglądał wystawę, a potem miał już swoją półkę profesorską.

Profesor: Najważniejsze było dla mnie to, że przeglądam nowości, obcuję z książką i mogę tu porozmawiać z wyjątkowo sympatyczną obsługą. Mówię to nie dla tego, że liczę na jakiś procent zniżki – to jest fakt. Pan Wojciech jest bardzo kompetentny, bardzo życzliwy klientom. Można spokojnie wejść, porozmawiać, no a czasem wypadałoby również coś kupić.

M.K.: A co właściwie pan lubi w tym przeglądaniu książek?

Profesor: Zawsze można trafić na coś niezwykłego. Kupuję książki popularnonaukowe z bardzo różnych dziedzin: kosmologia, teoria ewolucji, czasem książki podróżnicze, biografie. Ale teraz bardzo wysoko stawiam poprzeczkę, bo jak patrzę na te stosy książek w domu, to myślę sobie, ile kłopotu będzie z tym miała moja żona po moim odejściu. Jakby nie było, mam 94 lata, a wciąż zdarza się, że kupię książkę. Nawet, jeśli nie wszystkie książki się przeczyta, to czasem warto zapoznać się z jakąś bardzo dziwną tematyką, to gimnastykuje umysł. Ludzie tego nie doceniają, bo gapią się w telewizję, a to jest zawsze bierny odbiór. Natomiast książka zmusza do pewnego wysiłku, czyli czytania, uwagi itd. Dużo temu zawdzięczam. Rozmawia pan ze starcem, który ma 94 lata, a wypowiada się jeszcze względnie sensownie – to zasługa między innymi codziennej gimnastyki książkowej.

M.K.: Tak. A jakie ma pan wymagania wobec książki?

Profesor: Nie mam specjalnych, bo, jak już wspomniałem, nie czytam powieści, czytam książki popularnonaukowe i to nawet te z odległych mi dziedzin wiedzy, np. z zakresu przyrodoznawstwa. Tak samo wygląda sprawa w wypadku języków obcych. Chińszczyzna mnie bardzo interesuje, bo jestem z wykształcenia filologiem klasycznym i historykiem, więc znam grekę, łacinę, ale dopiero języki nieindoeuropejskie, z odmiennym słownictwem, naprawdę pobudzają do myślenia. Znam jeden bardzo ważny wyraz po chińsku: „Xièxie” – to znaczy „dziękuję”. Anglikom czy Niemcom trudno to wymówić, bo nie mają tego miękkiego „s”, które my i Chińczycy mamy.

M.K.: I możemy razem zamęczać obcokrajowców wymową. Co musi mieć w sobie księgarz, żeby wejść z nim w taki bliski kontakt, jak z panem Wojciechem?

Profesor: No cóż, to jest bardzo trudny zawód, bo wymaga orientacji w tym, co się aktualnie posiada – trzeba stale te książki przeglądać i wyczuwać, co danego klienta może zainteresować. Trzeba mieć też szczególną intuicję i radzić sobie z napływem nowości. To jest duży wysiłek - niech pan sobie wyobrazi, że musi pan codziennie przejrzeć kilkanaście pozycji. Darzę wielkim szacunkiem pracownika, który jest i kompetentny, i życzliwy nawet dla takich klientów jak ja – stale molestujących, rzadko kupujących.

W.K.: Nie mogę jednak powiedzieć, ze jestem dziś takim księgarzem, jak niegdyś. Moja rola jako zarządzającego księgarnią zmienia się. Muszę nie tylko wiedzieć coś o książkach, ale i orientować się, jak i które się sprzedają, muszę je odpowiednio wystawiać, promować, zajmować się całym PR-em. Dawniej wchodziło się po prostu do księgarni i kupowało książkę. Teraz trzeba się przebijać, wykorzystywać nowe narzędzia internetowe. Kiedyś, gdy organizowałem spotkanie z autorem, to pisałem do gazet. Teraz takich informacji się nie umieszcza.

M.K.: Księgarnia znajduje się w najbardziej ruchliwym punkcie miasta, przy krakowskim Rynku – jakich ludzi tutaj spotykacie?

W.K.: Właściwie wszystkich. Zarówno tubylców, stałych klientów, jak i zupełnie przypadkowych ludzi oraz turystów, którzy przechodzą przez rynek. Ale najwierniejszy i najstarszy jest Pan Profesor.

Profesor: Jak na tak wielką populację profesorów w tym mieście, to zaledwie procencik tutaj zagląda.

M.K.: Najdziwniejsza sytuacja związana z klientami?

W.K.: Hm… Zdarzają się ludzie, którzy przychodzą z zapytaniem o parasole.

M.K.: A zdarzają się klienci, którzy pamiętają te stare czasy księgarni, przychodzą tu z sentymentu i z sentymentem?

W.K.: Oczywiście. Mnóstwo ludzi nazywa tę księgarnię „Gebethnerem” lub „po schodkach”. Ostatnio odwiedziła mnie pani, której ciocia pracowała tu około siedemdziesiąt lat temu. Przyniosła mi zdjęcia z z 1947 roku. Znałem już te fotografie, bo dostałem je od Stanisława Czarnieckiego, który również zajmował się wydawaniem i sprzedażą książek w czasie wojny. Doskonale pamiętał te czasy, gdy księgarnia była niemiecka i zarządzał nią księgarz Alfred Fritzche z Wrocławia (Breslau). Fritzche był Niemcem, ale pracowali tu Polacy – to wiem od pana Konrada Siermontowskiego, który był ostatnim pracownikiem Gebethnera i opowiadał mi, jak to wyglądało w okresie okupacji. Mówił np., że gdy Niemcy uciekli z Krakowa, księgarnię zostawiono z drzwiami otwartymi na oścież. Można było wejść i zabrać sobie wszystkie książki, bo nikogo tutaj nie było.

M.K.: Mocna tradycja, niewiele miejsc księgarskich ma takie tło historyczne. W jaki sposób to dzisiaj wraca?

W.K.: Przede wszystkim próbujemy zachować dawny charakter księgarni, z zaangażowaną obsługą, która zna się na książkach i potrafi doradzić. Staramy się też o to, aby książki, które sprzedajemy, miały odpowiednią wartość literacką i merytoryczną. No i oczywiście ważna jest atmosfera oraz wnętrze, w tym pamiątki związane z dawną księgarnią. Odwiedzają nas ludzie, którzy przychodzili tu kiedyś ze swoimi rodzicami, a teraz przychodzą ze swoimi dziećmi. To od nich dowiedziałem się na przykład, że Gebethner robił tu witryny tematyczne. Od kiedy tu jestem, a więc od 2000 roku, również aranżuję witrynę tak, aby przekazywała jakieś treści, przyciągała klienta. Unikam układania książek ot tak, bo jest to dla mnie zupełnie bez sensu.

M.K.: To się chyba sprawdza, bo ostatecznie przy Rynku, oprócz Kuranta, została tylko wasza księgarnia – jak to się stało?

W.K.: Na początku XVII wieku były tu dwadzieścia cztery punkty sprzedaży książek. Rynek się zmienia i miasto też – jest bardziej nastawione na ruch turystyczny. Pojawia się coraz więcej restauracji i miejsc niezwiązanych z handlem. Teraz nie idzie się do „miasta” na zakupy. Coraz mniej jest na Starym Mieście stałych mieszkańców, coraz więcej przechodniów. Czasy się zmieniają. Obecnie w rynku zameldowanych jest zaledwie czterdzieści pięć osób.

M.K.: Co z tym może zrobić księgarz? Przystosować się?

W.K.: Adam Zagajewski mówił mi kiedyś, że w Ameryce, jeśli w księgarni nie ma kawiarni, ludzie są zdziwieni. Mamy salę Wisławy Szymborskiej – są tu jej rupiecie i wyklejanki. W części dedykowanej Miłoszowi mamy natomiast zdjęcia i rękopisy, no i ksiażki. Stworzyliśmy takie miejsce, które może przyciągnąć nie tylko krakusów, i turystów. Ze względu na nich powiększyliśmy asortyment książek obcojęzycznych związanych z historią Krakowa, map, przewodników, albumów itp.

M.K.: Oprócz tego, że można tu przyjść, usiąść i poczytać, dzieje się coś jeszcze?

W.K.: Regularnie organizujemy spotkania z różnymi autorami. W zeszłym roku odbyło się ich aż sześćdziesiąt. Są też muzyczne wtorki w pierwszy wtorek miesiąca, na które zapraszamy młode zespoły. Staramy się również pomagać bibliotekom i domom kultury, fundując im egzemplarze na nagrody.

M.K.: I pewnie zdobywacie sobie przyjaciół z literackiego świata.

W.K.: Oczywiście. Mamy książki z autografami. Często przychodzą do nas autorzy krakowscy i z radością podpisują książki. Były podpisywane między innymi przez Szymborską, Mrożka, Lema, Kapuścińskiego. Obecnie zachodzą tu (niektórym wysyłamy, część dostajemy od wydawców) i podpisują książki m.in.: Adam Zagajewski, x. Adam Boniecki, Andrzej Mleczko, Czuma&Mazan, Michał Heller, Marek Krajewski, Roma Ligocka, Jan Nowicki, Michał Rusinek, Andrzej Stasiuk, Wojciech Bonowicz, Ewa Lipska, Krzysztof Jakubowski, Wojciech Nowicki i oczywiście Aleksander Krawczuk.

M.K.: Zastanawiam się, co będzie dalej, po modelu „książka plus kawa”?

W.K.: Cały czas trzeba podnosić poziom, bazujemy na wymagających klientach. Codziennie trzeba wymyślać coś nowego. Jak będzie wyglądać przyszłość? Mam nadzieję, ze stacjonarne księgarnie przetrwają. Ta, o której mówimy, przetrwa na pewno, bo ma do zaoferowania coś więcej niż tylko pokazywanie książek. Jesteśmy też w pewnym sensie muzeum – najstarszą księgarnią w Europie, co też jest naszą zaletą. Wielu ludzi przychodzi tutaj zrobić sobie zdjęcia, zwiedzać.

M.K.: Które później trafiają na Instagram. Co może dać książka nowym mediom – i odwrotnie?

W.K.: Na pewno trzeba uczestniczyć w nowych mediach. Obecnie coraz więcej ludzi korzysta z internetu, każdy ma smartfona. Dlatego docieramy do tych osób własnie przez portale społecznościowe, nasza księgarnia jest tam obecna. Zamieszczamy informacje o nowościach, o książkach, które warto przeczytać, zdjęcia witryn,zapraszamy na spotkania, mamy też swój kanał na YouTubie, na którym pokazujemy relacje ze spotkań z autorami, z muzycznych wtorków i innych wydarzeń. .

M.K.: A czy widzi pan, panie profesorze, w Krakowie inne miejsca, które można by porównać do tej księgarni? Zna pan ludzi, którzy podobnie podchodzą do książek?

Profesor: Miłośników książki w Krakowie, dzięki Bogu, nie brakuje. Ale ja wstępuję zwykle tylko do tej księgarni, bo jest mi po drodze. Jest jeszcze drugie takie miejsce, Logos, gdzie czasem pojawiają się książki po grecku, np. wydania Pisma Świętego – lubię tam zaglądać, bo to bardzo wyspecjalizowana księgarnia. Czasem jednak myślę, że w moim wieku to powinienem się zastanawiać, jak te książki rozdawać, a nie kupować. Już chyba niezbyt wiele książek przeczytam.

M.K.: Ale jeszcze setne urodziny mógłby tu pan świętować.

Profesor: Polecam się panu Wojtkowi, może by przygotował coś na moje setne urodziny?

W.K.: Sto procent rabatu!.

Profesor: Tak, było nawet takie hasło: „Kto prawdy szuka, czyta Krawczuka”.

Wywiad jest częścią kampanii promocyjnej krakowskich księgarń, realizowanej przez Krakowskie Biuro Festiwalowe w ramach priorytetu wspierania rozwoju przemysłów kreatywnych wpisanego w program Kraków – Miasto Literatury UNESCO. www.miastoliteratury.pl

W rozmowach z właścicielami, pracownikami, przyjaciółmi i znanymi bywalcami najciekawszych krakowskich księgarń i antykwariatów pokazujemy miejsca unikalne, profesjonalnie prowadzone, pełne energicznych ludzi, tętniące oddolnie własnym, wyjątkowym życiem kulturalnym. Przekonujemy, że nic nie zastąpi rozmowy o literaturze w księgarni. Na przekór pesymistycznym prognozom pokazujemy, że w XXI-wieku jak nigdy indziej trzeba nam fizycznego kontaktu z książką oraz stacjonarnych, autorskich księgarń jako miejsca spotkań, pracy i wypoczynku.

Wywiady przeprowadzali autorzy z portalu Popmoderna.

Krakowskie Biuro Festiwalowe to wiodąca polska instytucja realizująca najważniejsze wydarzenia kulturalne w skali kraju i Europy. Jest operatorem programu Kraków Miasto Literatury UNESCO i w ramach promocji czytelnictwa podejmuje szereg działań związanych z literaturą m.in. spacery literackie, Drugie Życie Książki, literackie ławki (Kody Miasta) czy stworzenie mobilnej aplikacji Czytaj KRK! Organizuje prestiżowe festiwale: literacki Festiwal Conrada i poetycki Festiwal Miłosza, jak również festiwale Misteria Paschalia i Sacrum Profanum. Jest także promotorem takich projektów kulturalnych jak: Festiwal Muzyki Filmowej, Międzynarodowy Festiwal Kina Niezależnego PKO OFF CAMERA, czy cykl Opera Rara. KBF jest także wydawcą magazynu „Karnet”, operatorem Centrum Kongresowego ICE Kraków oraz Krakow Film Commission, a także operatorem wydarzeń kulturalnych w TAURON Arenie Kraków. Dodatkowo administruje punktami sieci informacji miejskiej InfoKraków oraz prowadzi portale tematyczne tj. Krakow.travel, czy Kids In Kraków. Więcej informacji: www.biurofestiwalowe.pl

Projekt dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.


komentarze [6]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Zuba  - awatar
Zuba 07.12.2015 15:10
Czytelniczka

Jestem w szoku - to jest TEN prof. Krawczuk! Absolutna legenda!
Zazdroszczę znającym profesora osobiście, to zaszczyt.

Dożyc takiego wieku w sprawności umysłowej i fizycznej - chciałoby się.
Czyli alkohol, seks i książki? Ale w jakich proporcjach?

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Dariusz Karbowiak - awatar
Dariusz Karbowiak 07.12.2015 17:24
Bibliotekarz

We właściwych :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Zuba  - awatar
Zuba 07.12.2015 18:16
Czytelniczka

A jak zapytam, jak ustalić te właściwe, odpowiesz, że empirycznie? :))

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
MaciekWroc  - awatar
MaciekWroc 07.12.2015 14:41
Czytelnik

Doskonały wywiad. Pozazdrościć Profesorowi radości życia, poczucia humoru oraz dystansu do siebie i świata. Chciałbym mieć takiego dziadka :)
Poza tym gratulacje dla właściciela księgarni oraz pomysłodawców akcji. Takich ludzi nam potrzeba !
Następnym razem, jak będę w Krakowie, to na pewno Was odwiedzę :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Paweł Jankowski - awatar
Paweł 07.12.2015 14:41
Czytelnik

Jeden z najciekawszych wywiadów jakie "LC" publikuje w tym roku.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Kraków Miasto_Literatury_UNESCO - awatar
Czytelnik

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post