rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

„Taniec Śmierci” to 6 tom przygód o Anicie Blake zabójczyni wampirów o czym przekonałam się dopiero wtedy, kiedy na spokojnie przejrzałam książkę w domu. Ale o tym będzie dalej…

Anita Blake wśród wampirów, wilkołaków, zombie i tym podobnych stworzeń cieszy się złą sławą. Nic dziwnego skoro jest zarówno potężną nekromantką jak i doskonałą egzekutorką. Nieoczekiwanie jednak życie pogromczyni wampirów się komplikuje. Tym razem to ona staje się zwierzyną łowną. Ktoś wyłożył dużą sumę pieniędzy za głowę Anity. Jakby tego było mało z prośbą o pomoc zwraca się do niej wampir, którego od jakiegoś czasu atakuje tajemnicza choroba. Dziewczyna ma także dylemat, którego z chłopaków wybrać – czy pociągającego wampira, mistrza miasta Jean-Claude’a czy sympatycznego wilkołaka alfa, Richarda. Patrząc na jej procesję, te rozterki uczuciowe są co najmniej zadziwiające.

„Zaczynam się zastanawiać, czy dwa potwory są lepsze niż jeden”.

Zacznę od tego, że książkę dostałam od chłopaka, który dając mi ją nie zauważył, że jest to tom 6, więc recenzję piszę nie zapoznawszy się z poprzednimi częściami. Może dlatego na początku ciężko było mi się wczuć w powieść, czułam się jak intruz gdyż wszyscy się już znali, a ja dalej nie wiedziałam kto jest kim. Później było już łatwiej…

Mam wrażenie, że przez całą książkę nic się nie działo. Przez całą powieść głównym i prawie jedynym wątkiem jest dylemat Anity co do wyboru chłopaka. Mało tego, nasza pogromczyni wampirów zastanawia się jak wybrać jednego, będąc z oboma. Nie uważam, że jest to nudne, ale wątek przeciągnięty na całą książkę każdego by zniechęcił. Kulminacyjne wydarzenia z końca książki też mną nie wstrząsnęły. Zamiast nich bardziej pamiętam wieczne spięcia pomiędzy wampirem i wilkołakiem o uczucia nekromantki, które z drugiej strony wcale nie są takie fajne jak się zapowiadały. Aha, gdzieś w tle widnieje jeszcze znikomy wątek płatnego zabójcy, który ma zlikwidować Anitę.

Co do okładki nie porwała mnie zupełnie. W gruncie rzeczy nie przedstawia nic, co mogło by czytelnika zainteresować. Mało tego… Gdybym książki nie dostała, na pewno nie sięgnęłabym po nią z własnej woli.

Jednak nie uprzedzajcie się do tej serii. Mimo, że język był dla mnie dość trudny (w książce występuje dużo wulgarnych scen erotycznych i przekleństw) to nie spisuję jej na straty. Dialogi są lekkie i zabawne, jest też dużo czarnego humoru i fragmentów o miłości. Mimo, że w książce jest sporo opisów to nie są one w żaden sposób męczące. Można powiedzieć, że w powieści mamy wszystko: przyjaźń, miłość, lojalność, zdradę i oczywiści miłosny trójkąt. Na duży plus zasługuje fakt, że pomimo wilkołaków i wampirów, spotkamy tu również lampartołaki, tygrysołaki i szczurołaki. Mimo wszystko warto zainteresować się tą serią.

„Taniec Śmierci” to 6 tom przygód o Anicie Blake zabójczyni wampirów o czym przekonałam się dopiero wtedy, kiedy na spokojnie przejrzałam książkę w domu. Ale o tym będzie dalej…

Anita Blake wśród wampirów, wilkołaków, zombie i tym podobnych stworzeń cieszy się złą sławą. Nic dziwnego skoro jest zarówno potężną nekromantką jak i doskonałą egzekutorką. Nieoczekiwanie jednak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mimo, że nastolatką nie jestem już od jakiegoś czasu, to do tej pory uwielbiam powieści z gatunku paranormal romance. Na debiutancką powieść Lisy Desrochers miałam ochotę już od dawna, ale jakoś nigdy nie mogłam na nią trafić. Aż do teraz…

Frannie jest zwyczajną nastolatką, pochodzącą z wielodzietnej katolickiej rodziny. Po tragicznej śmierci brata, dziewczyna odrzuciła wiarę w Boga i zwątpiła w miłość. Jedyną osobą, która potrafi ją zrozumieć jest jej dziadek, wdowiec i pasjonat starych aut. Życie Frannie wywraca się do góry nogami, gdy do jej klasy trafia niezwykle przystojny Luc. Nikt nie wie, że przysłany z Piekła chłopak jest demonem, który ma oznaczyć duszę dziewczyny. W tym samym czasie w szkole pojawia się równie pociągający Gabe, który ma za zadanie chronić Frannie przed mocami piekielnymi i oznaczyć jej duszę dla Nieba. Sytuacja komplikuje się bardziej, gdy okazuje się, że Frannie nie jest jednak zwyczajną nastolatką, jest wręcz osobą wyjątkową, posiadającą bardzo silny dar wpływu o który obie strony są gotowe zabić.

„Gdybyś miała wybór pomiędzy Niebem a Piekłem, co byś wybrała?”.

Fabuła powieści jest strasznie oklepana. Mamy jedną dziewczynę i dwóch chłopaków, rywalizujących o jej uczucia. Dobro kontra zło: anioł, który zaczyna się buntować i demon, w którym zaczynają budzić się uczucia. Mimo to historia spełnia swoją rolę, jest interesująca, zabawna i przyjemna.

Minusem powieści jest niewątpliwie styl autorki, który dla mnie był dosyć męczący. Prosty i płytki, zawierał straszną plątaninę emocji i uczuć, że czasami sama nie mogłam nadążyć za bohaterami. Spodobała mi się natomiast narracja, która pozawala poznać punkt widzenia zarówno Frannie, jak i Lucyfera. Niestety przez to już praktycznie na samym początku wiemy, kto będzie wygrywał potyczkę o uczucia Frannie. Zabrakło mi tutaj punktu widzenia Gabriela.

Słabym punktem książki są też bohaterowie. Oprócz głównej trójki, reszta postaci jest bezpłciowa, nie zapadają w pamięci i nie zwraca się uwagi na ich dalsze losy.

Muszę też, niestety, wspomnieć o okładce. W tym temacie wydawnictwa bardzo często popełniają gafy, ale tym razem przeszli samych siebie. Główną bohaterką jest drobna blondynka o niebieskich oczach, a w centrum okładki widnieje gotycka zielonooka brunetka. Litości….

Podsumowując książka do najwybitniejszych nie należy. Czyta się ją dosyć szybko z uwagi na prosty język i chyba głównie dlatego nie miałam większych problemów z jej skończeniem. Czasu nad nią spędzonego nie żałuję mimo, że historia w niej zawarta na pewno nie pozostanie w mojej pamięci. Aczkolwiek potyczka Nieba i Piekła o duszę śmiertelniczki to dla mnie coś nowego.

Mimo, że nastolatką nie jestem już od jakiegoś czasu, to do tej pory uwielbiam powieści z gatunku paranormal romance. Na debiutancką powieść Lisy Desrochers miałam ochotę już od dawna, ale jakoś nigdy nie mogłam na nią trafić. Aż do teraz…

Frannie jest zwyczajną nastolatką, pochodzącą z wielodzietnej katolickiej rodziny. Po tragicznej śmierci brata, dziewczyna odrzuciła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Ever” rozpoczyna nowy cykl zatytułowany „Nieśmiertelni”. Przez 31 tygodni powieść zajmowała 1. miejsce na liście bestsellerów „New York Timesa”.

Ever Bloom była zwykłą nastolatką, blondynką, która właśnie dostała się do drużyny cheerleaderek. Miała idealne życie. Otaczała ją kochająca rodzina, idealni przyjaciele, atrakcyjny chłopak. Czyż nie o takim życiu marzy każda nastolatka? Jednak wszystko trwało do czasu, kiedy wypadek samochodowy wywrócił życie Ever do góry nogami. Jako jedyna, która przeżyła to właśnie siebie zaczęła obwiniać za śmierć rodziny. Niestety, ale to doświadczenie zmieniło ją całkowicie. Od czasu wypadku Ever widzi aury, a także słyszy myśli otaczających ją osób. Zwykły dotyk wystarczy, by zobaczyć obrazy z życia danej osoby. Pocieszeniem są dla niej tylko wizyty ducha jej zmarłej siostry oraz dwójka przyjaciół daleka od stereotypów. Przez to dziewczyna uważa się za dziwadło, nosi ciemne okulary, bluzy z kapturem i zagłusza cudze myśli głośną muzyką z iPoda.

Niespodziewanie w szkole zjawia się nowy chłopak, Damen Auguste. Chłopak jest przystojny, bogaty i tajemniczy. To właśnie w jego obecności znikają aury, blakną kolory i milkną głosy. Dla Ever te chwilę są cudowną odskocznią od nienormalności. Jakby tego było mało, nawet najmniejsza myśl o nowym chłopaku sprawia, że serce Ever zaczyna bić szybciej…

„Miłość nigdy nie umiera”.

Pierwszą rzeczą jaka zwróciła moją uwagę jest okładka - magiczna i tajemnicza. Właśnie po niej spodziewałam się niezwykłej romantycznej powieści. Jedynym zastrzeżeniem jest to, że dziewczyna z okładki w żaden sposób wyglądem nie przypomina nastolatki wykreowanej przez Alyson Noël.

Książka jest pisana z punktu widzenia głównej bohaterki, w czasie teraźniejszym, który nie jest dość często spotykany. Spodobał mi się ten pomysł, gdyż dzięki niemu łatwo mogłam się utożsamić z postacią dziewczyny. Z początku jej zachowanie wydawało mi się nierozsądne, lecz patrząc na to z jej punktu widzenia okazało się całkowicie naturalne.

Czytając tę książkę, spodziewałam się kolejnej historii o wampirach. Nie sposób opisać jakie było moje zaskoczenie gdy dowiedziałam się, że zostały w niej przedstawione losy nie wampirów, tylko nieśmiertelnych. I tutaj duży plus dla autorki za pomysłowość.

Wiele osób porównuje „Ever” do „Zmierzchu” Stephenie Mayer, ale dla mnie to porównanie wydaje się niepotrzebne. Mimo, że niektóre sytuacje są podobne, to obie powieści przedstawiają dwie zupełnie różne historie.

Książkę czytało mi się bardzo przyjemnie, szybko mnie wciągnęła. Skierowana jest ona bardziej do nastolatków i to głównie im polecam tę powieść. Nie zawiodą się też osoby, które chcą trochę odetchnąć od aniołów, demonów i wampirów, a które wciąż mają ochotę na odrobinę nierealności i tajemniczości.

„Ever” rozpoczyna nowy cykl zatytułowany „Nieśmiertelni”. Przez 31 tygodni powieść zajmowała 1. miejsce na liście bestsellerów „New York Timesa”.

Ever Bloom była zwykłą nastolatką, blondynką, która właśnie dostała się do drużyny cheerleaderek. Miała idealne życie. Otaczała ją kochająca rodzina, idealni przyjaciele, atrakcyjny chłopak. Czyż nie o takim życiu marzy każda...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Już jakiś czas temu zwróciłam uwagę na trylogię „Magicznego Kręgu” jednak zawsze w ostatniej chwili moją uwagę przyciągała inna książka. Gdyby nie miły prezent od chłopaka pewnie do tej pory nie zapoznałabym się z twórczością Libby Bray, co jest oczywiście wielkim niedopatrzeniem.

Powieść przenosi nas do XIX-wiecznej wiktoriańskiej Anglii, w której śledzimy losy 16-letniej Gemmy Doyle. Dziewczyna jest całkowitym przeciwieństwem ówczesnych panien o nienagannych manierach, które sztywno trzymają się etykiety i marzą jedynie o bogatym zamążpójściu. Po tragedii w Indiach, która dotknęła Gemmę i jej rodzinę, dziewczyna trafia do londyńskiej Akademii Spance, gdzie musi radzić sobie z samotnością, poczuciem winy i nękającymi ją od jakiegoś czasu wizjami przyszłości. Jakby tego było mało jej śladem podąża tajemniczy młodzieniec, Kartik, który utrzymuje, że ma ją chronić przed niebezpieczeństwem.

„Rzeczy nie są dobre ani złe same z siebie. Stają się takie przez to, co z nimi robimy”.

Po książce oczekiwałam wiele i mogę szczerze powiedzieć, że czuję się usatysfakcjonowana. Fabuła wciągnęła mnie od pierwszych stron, mimo że nigdy nie interesowałam się epoką wiktoriańską. Autorka zadbała by czytelnik na każdym kroku poczuł czasy przeszłości. Pokazała nam epokę wyrafinowanych rodów, ułożonych dziewcząt oraz dodała od siebie niesamowity, gotycki klimat.

Bardzo spodobało mi się także przedstawienie „międzyświata”, magicznej krainy w której spełnia się wszystko o czym marzysz. Na początku ciężko było mi się wczuć w ten specyficzny język tamtych czasów, ale już po kilku stronach nie potrafiłam oderwać się od książki, a w chwilach kiedy musiałam to zrobić, moją głowę zaprzątały dalsze losy Gemmy.

Opisując tę książkę nie można wspomnieć o okładce, która jest piękna i tajemnicza, ciężko oderwać od niej wzrok. Wstyd się przyznać, ale to właśnie okładka mnie zauroczyła, w innym wypadku pewnie nie zwróciłabym uwagi na tę książkę.

Jedyną rzeczą, która mnie zawiodła jest bardzo skromny wątek miłosny, bądź całkowity jego brak. Z wypiekami na twarzy czekałam do ostatnich stron na jego rozwinięcie i niestety nie dostałam nic zadowalającego. Liczę, że w kolejnych tomach będzie tego więcej.

„Mroczny Sekret” to opowieść o losach dziewczyny rzuconej w obce, nieprzyjazne środowisko. To również książka o magii, dojrzewaniu i istocie kobiecości. Szczerze polecam!

Już jakiś czas temu zwróciłam uwagę na trylogię „Magicznego Kręgu” jednak zawsze w ostatniej chwili moją uwagę przyciągała inna książka. Gdyby nie miły prezent od chłopaka pewnie do tej pory nie zapoznałabym się z twórczością Libby Bray, co jest oczywiście wielkim niedopatrzeniem.

Powieść przenosi nas do XIX-wiecznej wiktoriańskiej Anglii, w której śledzimy losy 16-letniej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka trafiła w moje ręce przypadkiem za sprawą ciekawego opisu i interesującej okładki. Przyznaję, że jest to moje pierwsze spotkanie z autorem, którego oczywiście nie żałuję.

Akcja powieści rozgrywa się w prywatnej klinice psychiatrycznej w Teufelsberg, do której trafia młody mężczyzna cierpiący na amnezję. Jedynym wspomnieniem Caspara jest obraz małej, przestraszonej dziewczynki. Tymczasem świat na zewnątrz żyje w strachu za sprawą psychopaty, którego prasa nazywa Łamaczem. Porywa on młode kobiety i więzi przez kilka dni, a kiedy zostają odnalezione są całkowicie złamane psychicznie. Jakby były pochowane w swoich ciałach.

Wyobrażacie sobie jak to jest nie móc mówić, słyszeć, czuć… Możecie jedynie myśleć. Tak właśnie działa Łamacz, który bez żadnych obrażeń zewnętrznych, sieje spustoszenie w duszy człowieka. Jest wigilijny wieczór. Klinika psychiatryczna jest odcięta od świata przez śnieżną zawieruchę, a Łamacz znów się uaktywnia.

„Wyrzuć mnie, jeśli mnie potrzebujesz. Wróć po mnie, jeśli nie jestem ci już potrzebny”.

„Klinika” to thriller psychologiczny, nawiasem mówiąc znakomity. Po przeczytaniu tej książki jeszcze przez dłuższy czas nie mogłam przestać myśleć o wydarzeniach, które rozegrały się w Teufelsberg. Autor już od pierwszych stron książki umiejętnie buduje atmosferę napięcia i grozy. Mimo, że im dalej tym jest mniej strasznie, to wraz nie mogłam się oderwać od książki przed poznaniem jej zakończenia.

Sama konstrukcja powieści jest bardzo ciekawa. Nie mamy tu do czynienia z normalnymi rozdziałami, cała książka jest przedstawiona w formie akt pacjenta, z którymi w ramach eksperymentu zapoznają się studenci. Bardzo spodobało mi się także to, że czytelnik może aktywnie uczestniczyć w rozwiązywaniu zagadek.

Minęło już trochę czasu od kiedy przeczytałam tę pozycję i gdy teraz się nad nią zastanawiam zauważam sporo niespójności w fabule, ale podczas czytania w ogóle mi to nie przeszkadzało. Nie mogę się doczekać kolejnego spotkania z twórczością Sebastiana Fitzek’a, a „Klinikę” szczerze polecam, zwłaszcza osobom lubiącym tego typu utwory.

Książka trafiła w moje ręce przypadkiem za sprawą ciekawego opisu i interesującej okładki. Przyznaję, że jest to moje pierwsze spotkanie z autorem, którego oczywiście nie żałuję.

Akcja powieści rozgrywa się w prywatnej klinice psychiatrycznej w Teufelsberg, do której trafia młody mężczyzna cierpiący na amnezję. Jedynym wspomnieniem Caspara jest obraz małej, przestraszonej...

więcej Pokaż mimo to