-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Cytaty z tagiem "dłużników" [16]
[ + Dodaj cytat]
Autentycznie, zapominałem o tym, że nie jestem już – jeszcze?! – Komornikiem. Nawyki, brawura i pewien radosny pochuizm pozostały: no co z tego, że dostanę kulkę? Przecież się zaleczy, wstanę i odjebię ich, rzucając przy tym jakimś srogim punchlinem.
Tak by było. Ale raczej nie będzie. Na pewno nie będzie.
Na razie byłem jednoosobową watahą spierdolenia, zamierzającą bawić się w hardkor ’44 i palić czołgi.
Powoli złapaliśmy tempo, zgraliśmy się, jak chórek starych bab z pijanym organistą. Przerobiliśmy komplet aktów, powtórzyliśmy sobie przykazanie miłości, sześć prawd wiary, siedem sakramentów, Ojcze Nasz i Zdrowaś Maryjo... Potem profilaktycznie sieknęliśmy koronkę do Najświętszego Serca, a na koniec zacząłem uczyć go śpiewać Godzinki.
– Zaawitaj, peeełna łaaa-ski, przeeeślicznaaa światłooo-ści! – darłem się w interkom. – Paa-ani, na pomoc świaaa-taaa...!
– Daj ten wąż... No daj, mówię!
– Kurwa, daję przecież! Złap i podciągnij, a nie daj...
– No to daj tak, żebym sięgnął! I teraz... O tak, o tak! Dobra, mam go, teraz powoli... Powoli mówię, kurwa mać! Zabić mnie chcesz?!
– Ciężki jest, jak chuj diabła!
– Nie wiem, nie trzymałem, wierzę ci na słowo! I po trochu teraz, jeszcze... Dobra, jest! Jest, mamy to, czekaj umocuję go tylko!
– Chłopcy, pomóc wam? – odezwała się Cat ze szczytu schodów do maszynowni.
– Nie! – odkrzyknęliśmy zgodnym chórem.
No co? Dawaliśmy przecież radę, a niepotrzebne nam było krytyczne, rzeczowe spojrzenie kobiety, która nie daj Boże pokazałaby nam, że można było zrobić to lepiej i prościej.
– Dziękuję wam za słowa wsparcia, kłaniam się nisko po samo piździsko. Skończyliście już swoje pedagogiczne smęty, możemy iść? Bo chciałbym sobie gdzieś w spokoju pokrwawić.
Szemijazasz, ty kurwo jebana, przestań mi Apokalipsę prześladować... – zawarczałem pod nosem, a już głośniej powiedziałem: – Panowie, tu się nie ma co rozwodzić nad przyczynowością. Póki co musimy...
– To przecież... niedorzeczne! – sapnął.
– No i właśnie o to chodzi, rozumiesz? Takie rzeczy się najłatwiej przyjmują, bo nie ma jak z nimi dyskutować. Poza tym, każde oficjalne dementi staje się pożywką dla kolejnego trollingu. Jak udowodnisz, że Archanioł wcale a wcale NIE gwałcił kóz i nie popierał aneksji Krymu?
Widziałem, że nie był przekonany.
– Ale to przecież... Nie da się o czymś takim rozmawiać nawet! Co można powiedzieć poza tym, że...
– Fama taka krąży w Rzymie, ruski Anioł kozy dymie... – zanuciłem na góralską nutę, zaś nim Russo zdążył cokolwiek powiedzieć, szybko dośpiewałem: – Ale to nie żadna fama, tylko, kurwa, prawda sama...
– Przecież to...
– Puti-nowi-duszę-sprzedał, Michał-kozy-chętnie-jebał!!! – ryknąłem na cały głos, uderzając dłonią o podłokietnik.
– Powoli. – Podniosłem ręce. – Nie jestem może jakimś tam wielkim ekspertem, ale coś wiem, parę książek w życiu przeczytałem na kiblu. Einstein w życiu o niczym takim nie mówił.
– Owszem, mówił. Albert Einstein, największy naukowiec i umysł dwudziestego wieku stwierdził wyraźnie, że ta teoria jest wysoce prawdopodobna. Mówimy o człowieku, który wynalazł reaktor jądrowy, przewidział czarne dziury i loty na Marsa. Nie będziesz chyba dyskutować z Einsteinem, Zek?
Kurwa, nie będę. Nie będę też jej mówił, że Einstein zrobił wiele rzeczy, ale raczej nie wynalazł reaktora jądrowego. Nie będę w ogóle się z nią kłócił, bo kobieta miała ewidentnego pierdolca.
Jebani foliarze, że też wszędzie się wcisną.
– Żałuj za grzechy, Carter. No już, bij się w piersi i powtarzaj: „ach, żałuję za me złości”...
– Zek, pojebało cię! Kurwa! Czy ty myślisz, że to coś da?!
Odetchnąłem głęboko.
– Carter, powtarzaj za mną: „ach, żałuję za me złości”...
– Ach, żałuję za me złości – zawarczał Carter, ewidentnie przekonany, że siedzi właśnie w transporterze opancerzonym z najprawdziwszym świrem.
– „Jedynie dla Twej miłości”.
– Zek, to głupie... A chuj tam, jedynie dla Twej miłości.
– „Bądź miłościw mnie grzesznemu, dla Ciebie odpuszczam bliźniemu”... Brawo. I dawaj, na drugą nóżkę. Teraz akt, nie wiem, czegośtam: „wierzę w Ciebie, Boże żywy, w Trójcy Jedyny prawdziwy...”.
– Macie farbę? – zawołałem, kiedy wyłonił się znów.
– Jest na warsztacie, po co ci?
Nie odpowiedziałem, tylko puściłem się cwałem. Wróciłem do naszej terenówki z całą torbą wyładowaną puszkami farby w sprayu, wrzuciłem na tył. Od razu wybrałem jedną w kolorze jasnego brązu, zacząłem mazać po masce samochodu.
– Jan... Paweł... drugi... był... wielkim... człowiekiem... – mruczałem do siebie, pisząc koślawe litery łacińskich zdań.
Nie tylko ja widziałem Apokalipsę po raz drugi. Był też Szemizjaja... Szejamija... Szezajamiasz... No nieważne, był Anioł-socjopata i jego kibolscy siepacze z kółka wzajemnej masturbacji. Ale to przecież nie koniec! Bo skąd niby brały się przepowiednie, skąd brali się prorocy, tacy jak... no, tacy jak ja?!