cytaty z książki "Przerwana kołysanka"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
(...) nie powinna zbyt szybko dodawać dwóch do dwóch. I że czasem to wcale nie musi być cztery. Kiedy człowiek coś sobie uroi, nagle wszystko zaczyna mu pasować, kawałki układają się w całość, a pytania same znajdują odpowiedzi.
(...) wyczytała kiedyś, że piłka upuszczona na podłogę z pewnej wysokości, zawsze odbije się w górę. I nigdy nie przeleci przez sufit pomieszczenia poniżej. To miało być dowodem na to, że człowiek jest przyzwyczajony do przewidywania tego, co zdarzy się w przyszłości. Oczywiście, kiedy zna warunki początkowe jakiegoś wydarzenia.
Ale wiedziała również, że potulne i miłe żony prawie zawsze mają drugie oblicze. I że potrafią zrobić wszystko, żeby tylko ocalić to, co jest dla nich najważniejsze. Rodzinę.
To śledztwo zaczynało w końcu nabierać jakichś konturów, chociaż nadal były one dość mocno rozmyte. Najwyższy czas mocniej pociągnąć ołówkiem.
To zastanawiające, dlaczego jedni, nie szukając miłości, natrafiają na nią niemal wszędzie, a inni potrafią obejść kulę ziemską i nie spotkać tej jedynej osoby.
Kacper był kompresem. Był opatrunkiem na jej zbolałą duszę i pochmurne dni, których miewała znacznie więcej niż tych pogodnych.
Kiedy człowiek się umawia, to zazwyczaj zawsze coś staje na przeszkodzie. Czasem spontaniczność jest zdecydowanie lepsza.
Czasem niektóre rozmowy faktycznie nie wnoszą niczego nowego. A czasem otwierają oczy. Najważniejsze to rozmawiać. Ile się da. Ze wszystkimi. Pytać, drążyć, powtarzać w nieskończoność to samo. Im więcej pada słów, tym większe szanse, że w końcu uda się usłyszeć te istotne.
Przekleństwem naszej natury jest popełnianie błędów z jednoczesnym przekonaniem, że postępuje się właściwie.
Człowiek nigdy nie wie, na kogo trafi. Świat zrobił się dziwny i całkowicie dla mnie niezrozumiały. Ludzie są jak sępy. Wszystko ci zabiorą, a już na pewno to, co kochasz najbardziej.
Przypominało jej się wtedy dzieciństwo i lata, kiedy wszystko było proste i łatwe. Kiedy jedynym zmartwieniem było wybranie sukienki do szkoły albo decyzja, czy lepiej zjeść naleśniki z serem, czy może jednak z dżemem. Szkoda, że potem wszystko tak bardzo się komplikuje.
A potem nagle przychodzi śmierć i sprowadza wszystko do jednego mianownika. Ostrym cięciem ustawia rzeczywistość w zupełnie innym miejscu. To, co jeszcze do niedawna wydawało się ważne, teraz zostaje zepchnięte na margines. Pieprzenie o pozytywnym myśleniu jest chore. I nie pomaga nikomu, kto codziennie rano budzi się obok własnych lęków.
Ludzie są tak dziwnie skonstruowani, że nawet jeśli nie popełnili zbrodni, to jednak się boją. Że ktoś mógłby tak pomyśleć. Albo że w jakimś sensie się do tego przyczynili. Nie myślą racjonalnie, zatajają prawdę, kombinują i sprzedają ich zdaniem jej udoskonalone wersje. A już z całą pewnością - takie, które każą ich wyeliminować z kręgu podejrzanych. I paradoksalnie, sami w ten sposób wskazują na siebie palcem.
Wyczytała kiedyś, że wspomnienia nadają życiu sens. I że pamięć o najbliższych jest najlepszą inspiracją, czymś, co umacnia naszą tożsamość i pomaga odnaleźć miejsce na ziemi. I żeby wracać do tych myśli jak najczęściej. Kompletna bzdura. Każde wspomnienie związane z Mikołajem wywoływało w niej potworny ból.
- Zjedz jeszcze coś słodkiego. To zawsze pomaga, wiesz, kiedy się człowiekowi zbyt gorzko na duszy robi.
Człowiek najbardziej boi się zmian. Tego, że coś, co lubił i kochał, nagle bezpowrotnie zniknęło. Uporczywa nieobecność zaczynała szczypać, drażnić, drapać i wreszcie z całej siły uderzać. Po tym następowało silne pragnienie zniknięcia. Bo tylko to mogło przerwać tę cholerną tęsknotę, która wypalała w ciele dziury.
Każde śledztwo było jak puzzle. Początkowo szło opornie, nic do siebie nie pasowało, a każdy fragment obracało się w palcach po kilka razy, żeby po chwili znowu go odłożyć. Zaczynało się od brzegów, bo te przynajmniej miały jakiś element wspólny. Później jednak zaczynały się schody. Nie ten kolor, choć wydawało się, że pasuje. Nie ten kartonik, choć wyglądał idealnie. I wreszcie przychodził taki moment, w którym poszczególne fragmenty same zaczynały wychodzić na wierzch, a ich dopasowywanie stawało się coraz prostsze. I tak aż do końca- aż powstał gotowy obrazek.
Czasem sprawy trzeba odłożyć, dać im poleżeć, ale one wrócą, zupełnie jakby poczuły się obrażone faktem, że ktoś o nich zapomniał. Wszystko ma swój czas, wszystko zatacza koło. Tak naprawdę we wszechświecie nic nie ginęło, tylko czasem świetnie się ukrywało. I jedynie czyjś upór i konsekwencja powodowały, że zakurzone demony wychodziły nawet z najgłębszej kryjówki.
W świecie, w którym większość ludzi żyła w mediach społecznościowych, ktoś bez konta na Facebooku czy Instagramie był niczym zjawa. Nierealna postać, bez życiorysu.
Kto kłamie, mówi szybciej lub wolniej niż normalnie. Unika kontaktu wzrokowego i próbuje zmienić temat. Im częściej używa zwrotów naprawdę” lub „prawdę mówiąc", tym większa pewność, że chce coś ukryć.
(...) wychodziła z założenia, że nie należy rozsta- wać się w gniewie. Bo nigdy nie wiadomo, kiedy widzi się kogoś po raz ostatni.
W przypadku dwóch trzecich zabójstw do głosu dochodzą pobudki emocjonalno-afektywne. Podobną liczbę stanowią przestępstwa na tle seksualnym. (...). Odrzucenie, odmowa, do tego nieuregulowany dług. W wielu przypadkach zabójca nie jest osobą agresywną i może wydawać się nawet spokojnym człowiekiem. Tyle że nie da się w nieskończoność tłumić emocji. Kiedyś muszą one znaleźć ujście i to czasem znacznie bardziej brutalne, niż można by zakładać po oprawcy.
(...) przestępcy lubili wracać na miejsce zbrodni, lubili też czasem wkraczać w sam środek śledztwa, żeby mieć rękę na pulsie i kontrolować poszczególne kroki. Nęciło ich słuchanie o osobie, którą zabili, podniecała myśl, że ktoś próbuje odkryć coś, o czym oni doskonale wiedzieli.
To chyba właśnie było najtrudniejsze. Wstawać każdego ranka i zmuszać się do normalności. Otworzyć oczy, pójść do łazienki, nałożyć pastę na szczoteczkę do zębów. Z drugiej strony to właśnie ratowało ją przed niekończącym się snem. Albo przed śmiercią na własne życzenie.
W statystykach dotyczących sprawców zabójstw zazwyczaj królują zwykli ludzie. Przeciętni, niewyróżniający się z tłumu. To nie są charyzmatyczne osoby, okrutne i jednocześnie fascynujące, owładnięte szaleństwem, realizujące swoje chore wizje. To często jest ktoś tak nierzucający się w oczy jak spacerowicz z psem. Kwiaciarka. Kobieta pracująca na poczcie.
Śmierć wkradała się w życie szarego człowieka, ale często zadawał ją równie szary człowiek. Czasem przyczyną był splot niefortunnych okoliczności pomnożony przez strach, depresję, chęć zemsty. Czasem do głosu dochodziło dysfunkcyjne dzieciństwo, rany zadane ileś lat temu, które w dorosłym życiu się otworzyły. A czasem był to po prostu impuls. Nieprzemyślany, gwałtowny, któremu ulegało się w gniewie, bez strachu przed konsekwencjami.
Morderca nie zawsze jest psychopatą. Czasem to ktoś pełen empatii, zrozumienia i wielkoduszności. Ktoś dobry, w kim nagle obudził się demon. Podobno każdy człowiek jest zdolny do zabicia. Wszystko zależy od okoliczności.
(...) barwy, tonacje i odcienie mają niemalże mistyczny wpływ na nasze życie. Że drażnią, pobudzają albo uspokajają. Zdradzają nasz stan ducha, nastroje, a często i charakter. I że warto umiejętnie je dobierać, żeby wydobyć z nich dla siebie jak najwięcej dobrego.
(...) zabójcy potrafią być niezłymi aktorami i świetnie odgrywają rozpacz, przerażenie i smutek. Z założenia więc podejrzewała wszystkich, którzy mieli styczność z ofiarą.
Żadne przestępstwo nie bierze się z powietrza. Nikt nie wstaje rano i nie postanawia kogoś zabić, ot tak. Dla zabawy. Chociaż, kto wie? Na świecie roiło się od psycholi, więc może morderstwo na śniadanie wcale nie było czymś niemożliwym?