cytaty z książki "Sprawa premiera Leona Kozłowskiego. Zdrajca czy ofiara?"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Oto bowiem on, przed wojną poseł, minister, premier rządu, senator, bliski współpracownik Marszałka, który młodość poświęcił walce o niepodległość Polski, znalazł się w stolicy państwa, z którym Polska prowadziła wojnę. Ale to nie wszystko. Ciążył na nim wyrok śmierci wydany przez sąd polowy armii polskiej, tej samej, która tegoż właśnie dnia rozpoczynała bohaterską bitwę na stokach Monte Cassino. Obok wyroku, formalnie za dezercję, otaczał go szczególny rodzaj infamii. Podejrzewano go, a podejrzenia te często zmieniały się w kategoryczne stwierdzenia, że nie tylko przeszedł na stronę wroga, ale że podjął z tym wrogiem współpracę, godząc się na przyjęcie roli polskiego Quislinga.
Zachowała się także i została mi udostępniona teczka personalna Leona Kozłowskiego sporządzona przez sowieckie NKWD i przechowywana obecnie w archiwach Federalnej Służby Bezpieczeństwa w Moskwie. Jest tam wszystko — od pierwszego donosu, na którego podstawie Leon Kozłowski został we Lwowie aresztowany, przez protokoły przesłuchań w więzieniach lwowskich i moskiewskich, po wyroki sądowe z roku 1941. Teczka kończy się, co stanowiło niewątpliwie zaskoczenie, "postanowieniem nr 1249 z 20 lipca 1990 roku Sądu Najwyższego ZSRR", którego mocą wyrok stalinowskiego sądu uznano za nieważny z uwagi na brak zaistnienia przestępstwa.
Wprawdzie po zakończeniu wojny i objęciu w Polsce władzy przez komunistów walka piłsudczyków z sikorszczykami, stanowiąca główną oś emigracyjnej polityki czasu wojny, straciła nieco na ostrości, ale bynajmniej nie wygasła. Wyrok śmierci wydany na zaufanego człowieka Marszałka, wydany, co możemy tu jasno stwierdzić, w sposób daleko odbiegający od kanonów prawa, był sprawą mocno wstydliwą dla tych, którzy się pod nim podpisali. Z drugiej strony polityczni przyjaciele byłego premiera po latach nagonki, kiedy to musieli się nieustannie bronić przed rzeczywistymi i wyimaginowanymi zarzutami, nie palili się do wyjaśniania sprawy zawiłej i niejednoznacznej.
Konstytucja kwietniowa z 1935 roku, której Leon Kozłowski był aktywnym współtwórcą, stwierdzała, że prezydent Rzeczypospolitej "odpowiada przed Bogiem i historią". Jej autorzy wpisali w ten sposób do najwyższej ustawy potoczny sąd, w myśl którego "historia" dokonuje jakiejś oceny ludzi i zdarzeń. Jest to jednak sąd, oględnie mówiąc, mocno kontrowersyjny. Historia jako taka niczego wszak nie sądzi; sądzą ludzie (wśród nich, rzecz oczywista, także historycy), a czynią to, najczęściej opierając się na własnych przekonaniach i to najczęściej związanych z czasami, w których sami działają, a nie tymi, o których sądy wydają. Tak więc "sądy" historii bywają nad wyraz zmienne. Wystarczy tu przywołać trwający do dziś spór o ocenę Stanisława Augusta, margrabiego Aleksandra Wielopolskiego czy — z czasów nam najbliższych — generała Wojciecha Jaruzelskiego albo pułkownika Ryszarda Kuklińskiego.