cytaty z książki "Nic nie jest w porządku. Wołyń - moja rodzinna historia"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
(...) ze względu na przyszłość nie zapominajmy o trudnej przeszłości.
W czasie II RP rozpoczęto odbudowę. Nowe metody uprawy ziemi, melioracja, utwardzanie dróg, elektryczność w miastach. Trzeba było zachęcać chłopów, żeby inaczej uprawiali pola, żeby szczepili zwierzęta, żeby w obejściach było czysto. A ukraińscy chłopi tego nie rozumieli i traktowali nową władzę jak wroga, który chce im utrudnić życie. Meliorację, nowe drogi, a nawet urządzenia sanitarne, np. sławojki, traktowali jak szykany antyukraińskie. Wściekłość wywoływały decyzje przywracania katolikom kościołów zamienianych wcześniej przez władze carskie w cerkwie. Telefony na policji, murowane budynki urzędów, prąd – to dla nich była rozrzutność, na którą musieli płacić podatki.
Ukraińcy mieli mówić tylko po ukraińsku, po polsku mówili ciemiężyciele. Kto się przyjaźnił z Polakiem, był zdrajcą. Kto się ożenił z Polką i miał z nią dzieci, wychowywał w domu wrogów. Mój ojciec widział, jak w czasie mordów dawny kolega sportowiec, a potem nacjonalista, roztrzaskał o ścianę głowy własnych dzieci urodzonych przez żonę Polkę, żeby okazać lojalność wobec swojego narodu.
Jest tam też zacytowany program szkoleń bojówek UON z 1935 r.: „Bojownik nie powinien wahać się zabić swego ojca, brata, największego kolegi, jeżeli otrzyma taki rozkaz i potrzeba tego faktycznie wymaga. Na najgorsze męki, prośby i błagania ofiar należy patrzeć z otwartymi oczami, że katujemy wroga naszej organizacji, czy też idei, który żyjąc nadal, zrobiłby to samo z nami, albo jeszcze gorzej”.
Oni tam muszą mieć jakichś bohaterów i zrobili nimi rzeźników z UPA.
I to jest właśnie kwintesencja naszych relacji. Przymknijmy oczy, nie budźmy demonów, żeby nie psuć dobrosąsiedzkich stosunków. A ja się wychowałem w domu, w którym echo po zbrodniach UPA nigdy nie ucichło, i nie zgadzam się na to, żeby to wciąż przemilczać.
Upowcy walczyli po prostu o niepodległość i my powinniśmy to uznać. Tylko dlaczego walczyli z dziećmi, kobietami w ciąży, wiernymi na mszach? Czy mam uznać, że nabijanie dzieci pupami na sztachety płotów było sprawiedliwą i godną szacunku walką o niepodległość? To jest właśnie to, na co nigdy się nie zgodzę. Także dlatego napisałem tę książkę – żeby pokazać, że na Wołyniu działy się rzeczy, których za sprawiedliwe w żadnym razie uznać się nie da i których nie można w relacjach polsko-ukraińskich przemilczać.
Starsza kobieta, która w 1941 r. była małą dziewczynką, opowiada, jak wyrwali ją ojcu z rąk i wrzucili do studni. Tuż przed tym, jak to się stało, patrzyła na dzieci ponadziewane brzuszkami i pupami na ostre sztachety płotu. Mówi, te wyglądały jak motylki, bo na wietrze trzepotały im koszule. Też nie potrafiła opowiedzieć tego spokojnie.
Fakty są niepodważalne. Jednak nasze elity, nasi publicyści wciąż czują niezrozumiały dla mnie przymus, by bić się w pierś i wyszukiwać nasze własne grzechy. Kiedy mówi się o Wołyniu, od razu ktoś przypomina, że AK urządzała akcje odwetowe. Owszem, urządzała, aby powstrzymać dalszą rzeź, robiła to jednak dopiero w 1944 r. i były to głównie walki między żołnierzami AK i UPA. Dodajmy, że tych pierwszych było 4 tys., a tych drugich 40 tys. Na Wołyniu nie było z kogo tworzyć wielkich oddziałów do odwetów, bo pod koniec wojny zostało tam niewielu mężczyzn w sile wieku. W 1939 r. większość poszła walczyć na wojnie i nie wróciła, zasilając później siły zbrojne tworzone na Zachodzie. Kiedy na Kresy weszli Sowieci, znowu mężczyzn ubyło, bo zostali wywiezieni na Syberię do gułagów, a później Niemcy wywieźli kolejną część na roboty. Na miejscu zostali ci, którym udało się uniknąć wywózek, oraz kobiety z dziećmi i starcy. Kto więc miał palić te ukraińskie wsie? To nie Polacy mordowali swoich sąsiadów, Polacy byli ofiarami.
Wypomina się nam, że likwidowaliśmy cerkwie, jednak zapomina się, że wcześniej urzędnicy carscy instalowali te cerkwie w kościołach katolickich.
OUN, czyli Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, jak podają historycy, w dwudziestoleciu międzywojennym dopuściła się na terenie II RP dwóch tysięcy aktów terroru, w tym tak poważnych, jak zabicie ministra Bronisława Pierackiego czy ambasadora sowieckiego we Lwowie, gdy Polska normalizowała relacje z Sowietami. Napadali na poczty, banki, wysadzali linie kolejowe.
Jednak w poważnej prasie analizującej tamte wydarzenia mało jest tekstów na ten temat. Więcej czytam o tym, że Polacy nie pozostają bez winy, bo zamęczali Ukraińców w Berezie Kartuskiej. Trzymali też w więzieniu Stepana Banderę, przez co stał się on męczennikiem i idolem młodych nacjonalistów. A przecież Bandera został skazany na więzienie za kryminalne akty przemocy i morderstwa, do których się przyznał, a wręcz chwalił się nimi, wygłaszając przed sądem swoje manifesty. W więzieniu miał natomiast osobną celę, papier i atrament, dzięki czemu mógł pisać swoje ideologiczne pisma, które zaczadzały dalej umysły jego rodaków.
Na temat rzezi wołyńskiej powstało w Polsce sporo cennych prac historycznych, nadal jednak wina ukraińskich nacjonalistów jest relatywizowana, gdy do dyskusji przystąpią nie historycy, tylko publicyści. A ja nie zgadzam się na przypisywanie winy ofiarom.
Wkrótce wszyscy sami się przekonali. Sowieci zorganizowali głosowanie nad przyłączeniem zachodniej Ukrainy do ZSRR. Urząd, który przeznaczono na lokal wyborczy, został szczelnie otoczony wojskiem. A w środku stała urna. Każdy obywatel był do niej prowadzony przez milicjanta, a następnie wrzucał do środka karteczkę z głosem „za”, zresztą innych nie było.
Jeździłem tam ze ściśniętym gardłem, mając w głowie obrazy z opowieści rodziców i ich znajomych, a spotykałem się z czystą obojętnością, pustką. Albo podejrzliwością, a nawet wrogością u tych, którzy mają coś do ukrycia. Jednak nie z poczuciem winy. Wyobrażałem sobie, że trudno będzie im wytrzymać moje spojrzenie, a oni zachowywali się, jak gdyby nigdy nic się nie stało. W naszej rodzinie Wołyń żyje do dziś, zmaga się z nim drugie pokolenie, a u nich nic się nie dzieje. Żadnego rachunku sumienia. Żadnej intelektualnej refleksji. Nie ma tam nawet potencjału do przetrawienia tej historii. Myślę, że ludzie bardziej inteligentni, energiczni wyjechali z Wołynia i nie chcą mieć z nim nic wspólnego. Uciekli świadomi, ci, którzy coś wiedzą o swoim historycznym bagażu. Została totalna pustka, cywilizacyjna dziura. A dawni upowcy na tym korzystają, bo pozostali bezkarni. Gniją moralnie ze swoim bagażem, ale nie przeszkadza im to. Zresztą zostało ich już niewielu.
Nie jestem historykiem, ale mam rodzinne doświadczenie Wołynia. Mój ojciec do końca życia próbował odnaleźć miejsce, w którym zakopano ciała jego rodziców zabitych przez bandytów z UPA. Nie dostał w tej sprawie wsparcia od swojego państwa, a Ukraińcy byli jego poszukiwaniom niechętni. Tak, oczekiwanie od rodzin pomordowanych Polaków, że będą szanować delikatne uczucia Ukraińców i zapomną o swoich bliskich, jest co najmniej nieetyczne.
Przyjechali [KUN] z kwiatami i oświadczyli, że nikt, kto brał udział w mordach na ludności cywilnej, nie zasługuje na to, by być w panteonie bohaterów Ukrainy. Niektóre środowiska bardzo się ucieszyły, oto nacjonaliści przyznają, że upowcy byli zbrodniarzami, a nie bohaterami. Tylko jak pogodzić to z faktem, że ci sami ludzie z KUN składają kwiaty pod pomnikami banderowców na Ukrainie? Ano, prosto – oni uważają, że upowcy nie mordowali ludności cywilnej. Dlatego ich oświadczenie upowców nie dotyczy. Żadnej rzezi nie było. Była wojna i każdy walczył o swoje państwo.
Na Ukrainie na ten temat powstają książki, opracowania naukowe, istnieje mocny nurt lansujący teorię, że to, co się działo na Wołyniu, to była bratobójcza walka. Natomiast naród ukraiński był skrzywdzony, bo nie miał swojego państwa i miał prawo przeżywać zbiorową determinację, by doprowadzić do utworzenia tego państwa. My też bardzo długo nie mieliśmy swojego państwa, ale nie wyrzynaliśmy z tego powodu kobiet i dzieci. Rozumiem niechęć Ukraińców do nas za to, że zajęliśmy terytorium, które uważali za swoje, ale to nie jest usprawiedliwienie dla akcji, w której w metodyczny sposób czyści się to terytorium z innych narodowości. Żadna patriotyczna żarliwość nie tłumaczy takich zbrodni.
To Ukraińcy dostarczają Rosjanom wody na młyn propagandy, ustanawiając takie święta jak 14 października, a nie ja, mówiąc prawdę o historii mojej rodziny.