cytaty z książek autora "Ishbel Szatrawska"
Prusy upadły, ale będą jeszcze płonąć i płonąc. Siedmiuset lat nie wypala się w trzy tygodnie.
Ja tu jestem od początku i od zawsze wiedziałem, jak to się skończy.
- Nie będę owijał w bawełnę. Nikogo nie obchodzą zgwałcone Niemki. Rozumie pani?
- Nie tylko Niemki, także uchodźczynie…
- Repatriantki – wszedł jej w słowo. Miała wrażenie, że się wzdrygnął na dźwięk słowa "uchodźczynie".
Ci imigranci z Europy Wschodniej strasznie koloryzowali. Że jedli obierki od kartofli i siedzieli za drutami pod wysokim napięciem? Kto normalny miałby uwierzyć w takie brednie?
Dawno, dawno temu w nadmorskim mieście, które już nie istnieje, żył uczony. (…) Mówiono o nim w wiekach późniejszych, że był dziwakiem i samotnikiem, co nie było prawdą. Mówiono, że nigdy nie wyjechał ze swojego miasta, co też nie było prawdą. Mówiono też, że nigdy nie miał żadnej kobiety.
Leo Frank. Atlanta. Rok tysiąc dziewięćset piętnasty. Sprawdź sobie i potem gadaj, że w Ameryce nie ma pogromów.
- Czy przeczuwał pan kiedykolwiek, że ze zwycięzcy stanie się pan przegranym? – spytał nagle Kaługin.
- Panie pułkowniku – westchnął. – Ja zawsze byłem tym przegranym.
Ktoś, kto widział, co działo się na froncie wschodnim, masowe groby na Białorusi, zniszczone polskie miasta i to, co Niemcy pozostawili po sobie w obozach, nawet nieudolnie zacierając ślady, taki ktoś nie uronił łzy nad losem gwałconych berlińskich kobiet.
Dopadli ją w stodole, do której weszła z nadzieją, że znajdzie siano dla szkapy. (...) Było ich trzech i próbowała do nich mówić po rosyjsku, ale niespecjalnie się tym przejęli. (…) A potem, gdy odzyskała zmysły, długo patrzyła na sklepienie stodoły.
- Mein Haus. Mój dom – powiedział, wskazując swoje nazwisko na akcie notarialnym, które przygniotła urzędowa pieczątka. – Hier ist mój dom.
- Dziecko. – Rozłożył ręce. - Jak widzisz, jestem kapłanem.
- I co, myślicie, że jak od lutrów, to kraść można? (….)
- Lutry już tu nie wrócą! – zawołał za nią jeszcze, jakby chciał się usprawiedliwić.
Kto powtarza, że wszyscy ratowali Żydów, naprawdę wszyscy, a nie potrafi spojrzeć prawdzie w oczy, że na dziesięciu Polaków przeżywało dziewięciu, a na dziesięciu Żydów – jeden?
Ja sam brałem udział w nieudanej kampanii wrześniowej. I kiedy rząd Polski spakował manatki i spierdalał z kraju aż się kurzyło, Polacy mówili: Żydzi zdradzili!
Nie wierzyła w państwo, polskość, w te wszystkie banialuki o składaniu jednostki na ołtarzu wielkiej i najczęściej bzdurnej idei.
Jak już pan przetrwał wojnę, to przetrwa pan wszystko, nawet pieprzony Hollywood.
Jeden uważa się za Polaka, choć ma niemieckie nazwisko i wyemigrował do RFN, drugi jest protestantem i powtarza, że jest Mazurem, trzeci twierdzi, że jest Niemcem, a do tego katolikiem. I to wszystko w jednej rodzinie. Nie da się w tym połapać!
Kiedy Eichmedien stały się Nakomiadami? Kiedy Rastenburg był Rastemborkiem i kiedy stał się Kętrzynem? Carlshof – Karolewem, a Groß Stürlack – Sterławkami?
Takie jest życie ludzi znikąd. Jest to niekończący się dryf, walka z czasem i nadzieja, że uda się zaczerpnąć powietrza na tyle, by nie dać się wciągnąć w potworną toń.
Następny dzień był tak jasny i słoneczny, że Rosjanie wysyłali bombowiec za bombowcem. Maszyny latały bez przerwy i nisko nad ziemią. Miasto wyglądało jak kopiec termitów.
Jak w Nowym Jorku nakręcić western? Nie ma ani jednego miejsca na mapie, z którego na horyzoncie nie byłoby widać kupy cegieł, stalowych konstrukcji, no i wszędzie szczury. Paskudztwo.
Nie urodzę tego dziecka. Nie będę w stanie spojrzeć w oczy dziecku z gwałtu. Nie zdołam go zaakceptować. Nie chcę żyć z takim piętnem. Nie chcę, żeby moje dziecko żyło z takim piętnem. (…)
- Nie. Grozi mi za to kara śmierci.
W czterdziestym pierwszym zrobiło się głośno o akcji T4. Przymusowa eutanazja wstrząsnęła społeczeństwem. Patrzył z nadzieją na coraz śmielszą krytykę programu, cieszył się nawet z postawy niektórych duchownych, choć pastorów nie znosił.
- Ja nie pasuję do partii. Mój dziadek mówił po polsku. (…)
Georg wzruszył ramionami.
- Wielu naszych dziadków mówi gwarą – odparł z uśmiechem. – Nigdy nie należy się wstydzić chłopskiego pochodzenia.
Dziadek nie mówił gwarą. Mówił po polsku.
- Na litość bym nie liczył. (…) Widzi pan, dla Rosjan wszyscy jesteśmy winni. I trudno się z tym nie zgodzić.
- Wspaniali i dzielni żołnierze, siejący postrach i zniszczenie. A potem trafiacie na nasze stoły i trzęsiecie się ze strachu.
Zarzucamy kobietom, iż rządzą nimi hormony. I w istocie, tak jest. Ale rządzą także nami i to my, właśnie przez większe dawki testosteronu, jesteśmy głupsi. Niech się pan rozejrzy. Wojna. Robimy rzeczy absolutnie i bezwzględnie głupie, których żadna kobieta by nie zrobiła. Nazywamy to oczywiście heroizmem, żeby się lepiej poczuć. Ale prawda jest taka, że kobiety są od nas mądrzejsze.
Wiedział, że niczego mu nie powie. Wiedział też, że była siedemnastoletnią, niezamężną dziewczyną w ciąży z Niemcem. I że to w zupełności wystarcza. Że to dla wielu zbyt wielka zadra, by skończyło się tylko na krwawiącej nodze. Że może być gorzej.
Jak to się mówi, spotykamy się w boskim Hollywoodzie, a wszyscy i tak jesteśmy z jakiegoś Mińska, Pińska czy innego Drohobycza.
Ach, proszę się tym nie przejmować, wszystkie stare Żydówki wyglądają jak indiańscy wodzowie, nikt się nie zorientuje.
Cięcie! Co to jest? Co tu się odpierdala? Dlaczego wódz mówi w jidysz? (…) Ale tu jest napisane: ”Improwizacja w nieznanym języku”. No to właśnie improwizuję.