cytaty z książek autora "Aleksandra Chrobak"
Osobie o otwartym umyśle trudno jest oddychać w ciasnej klatce opresyjnej tradycji.
Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat.
Nie wszystko co jest bezcenne jest rzeczywiście bez ceny.
Trzeba zdać sobie sprawę, że tu nie ma damsko-męskiego koleżeństwa: albo mężczyzna traktuje cię poważnie, i wtedy w sprawę zaangażowana jest jego rodzina, albo nie, i wtedy chodzi wyłącznie o zabawę. Dziewczyny mające nadzieję na zwykły związek w zachodnim stylu prędzej czy później czeka przykre rozczarowanie. Jeśli chłopak obwozi je po basenowych imprezach w bikini, przedstawia kolegom albo okazuje czułość w miejscu publicznym, to nie jest to oznaka zaangażowania, a wręcz przeciwnie – dowód, że nie chroni ich prywatności i nie traktuje jak kandydatki na żonę.
Większość mężczyzn boi się, że żona z importu nie będzie chciała zaakceptować autorytetu męża, który w tej kulturze decyduje nawet o tym, czy żona może wyjść z domu, kupić czerwoną torebkę bądź pomalować usta błyszczykiem. Do tego może przyjdzie jej do głowy zabranie dzieci i wyjazd za granicę? W tej kulturze dzieci nie należą do matki, ale do ojca i jego rodziny. Trzeba mieć tego świadomość, zanim się powie "tak".
Inne religie są tolerowane, ale deklaracja ateizmu czy jakiegokolwiek agnostycyzmu w kraju muzułmańskim mogłaby kosztować utratę zaufania, a nawet zerwanie znajomości. Tu religijność jest sprzężona z moralnością. Dla muzułmanina to nie jest tylko kwestia przekonań czy poglądów. I na pewno nie jest to sprawa prywatna.
Emiratczycy mają obsesję na punkcie prywatności. Chronią nie tylko swoją, ale też rodziny i znajomych.
Beduinki są niezepsute petrodolarami. Ich wyrozumiałość i spolegliwość wypływają z niełatwych doświadczeń życiowych. Musiały wiele poświęcić, by urodzić i wychować ośmioro lub dziesięcioro dzieci - tak fizycznie, jak i mentalnie. Mężczyźni nie mają wstępu do ich świata, ale kobieta, nawet z innej kultury, byle z przyjaznym nastawieniem, odrobiną arabskiego i zrozumieniem dla ich tożsamości, może się z nimi łatwo zaprzyjaźnić.
Na mascarę mówi się w Iranie po prostu rimmel - od nazwy angielskiej marki, tak jak adidasy stały się u nas określeniem na wszystkie sportowe buty.
Nic tak nie otrzeźwia z mitu ekskluzywnych Emiratów jak dzielenie siedzenia z dwoma spoconymi facetami, zdecydowanie uradowanymi tą konfiguracją, mruczącymi coś pod nosem w hindi, paszto i syryjskim arabskim, przy pięćdziesięciostopniowym upale i szwankującej klimatyzacji.
Nawiasem mówiąc, można łatwo wykręcić się z niechcianej propozycji małżeństwa, oświadczając, że nie zgadzamy się, by nasze dzieci były wychowane w islamie. A najlepiej, że nasi rodzice się na to nie zgadzają – z szacunku do rodziców z takim dictum się nie dyskutuje. Muzułmanin może przymknąć oko na pozostanie żony w chrześcijaństwie, ale na dzieci nie zgodzi się nigdy, to nóż prosto w serce. Sprawdziłam – działa.
Przestrzeń społeczna to domena męża, dla żony pozostaje zaś willa z ogrodem i tyle swobód i zajęć poza domem, na ile mężczyzna się zgodzi. Kobietę traktuje się tu jak dziecko, dla którego dobry rodzic jest wyrozumiały i hojny, ale musi też wyznaczyć jasne granice, żeby go nie rozpuścić i nie pozwolić, by zrobiło sobie krzywdę.
Emirackie tradycje to nie skansen i patyna, ale żywy krwiobieg, filar podtrzymujący tożsamość kraju. Nigdy nie zrozumie się Zjednoczonych Emiratów Arabskich bez próby przekroczenia mostu pomiędzy paralelnymi światami imigrantów i miejscowych. Emiraty to znacznie więcej niż konsumpcyjny raj z seriali i reklam linii lotniczych. Od każdego przyjezdnego zależy, ile wyniesie z tego spotkania.
Miejscowi zawsze noszą kandury szyte na miarę, gotowe kupują tylko turyści i arabscy imigranci pozujący na tubylców. Takie podszywanie się pod miejscowych, choć powszechne nie jest mile widziane. Mimo to nie ma w tej sprawie oficjalnych regulacji, tak jak w Arabii Saudyjskiej, gdzie prawnie zabroniono noszenia lokalnego stroju przez przyjezdnych, głównie Arabów z biedniejszych krajów, chcących poprawić w ten sposób swój wizerunek.
W pogoni za mirażem miast na pustyni nie wolno zapominać o bezdennej przepaści odcinającej gosposie od ich pracodawców, mimo że fizycznie dzieli ich tylko jedno piętro domu. Tym tekstem chcę się o nie upomnieć.