cytaty z książki "Sopot w trzech aktach"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Ponad powierzchnie wody wystawało ciało. A konkretnie - noga. Z pomalowanymi na czerwono paznokciami i starannie wykonaną depilacją.
Policjant pomyślał, że właścicielka kończyny musiała za nic mieć diety odchudzające. Łydka była bowiem potężna, a stopa długa i szeroka jak u yeti. Widać, że kobieta korzystała z przyziemnych uroków życia. Dopóki mogła.
- A ja jestem Solański - wtrącił się nagle detektyw. - Szymon Solański - dodał. Jak jakiś Bond. James Bond. - Mąż Róży.
- Spieprzaj, dziadu! Jak mawia klasyk - rzekł doktor Dłutko.
Szymon Solański wiedział, że sam ze sobą nie wygra. Prowadzenie kryminalnych śledztw to była jedyna rzecz, na której się znał i którą kochał. Kochał też oczywiście Różę i Gucia, ale to się rozumiało samo przez się. Kiedy więc trafiała się okazja do tropienia przestępcy, choćby to był jego własny ślub czy miesiąc miodowy, brał sprawę bez zastanowienia. Róża zazwyczaj miała mu to za złe. Tym razem jednak zachowywała dziwny spokój.
Solański nabrał podejrzeń.
Że to ona, upewniłem się dopiero po powąchaniu jej po raz trzeci. Potwora wpraszająca się do naszego numeru podobna była zupełnie do nikogo. A już na pewno nie do mojej kochanej Różyczki.
Co musicie o mnie wiedzieć, to to, że najbardziej na świecie kocham Solańskiego i Kwiatkowską, spacerki oraz kiełbasę śląską. Kiedy więc pozbawia się mnie jednego z tych niezbędnych aspektów życia, wpadam w furię.
Solański wolałby pewnie nawet iść posprzątać publiczne toi toie niż na plażę. Właściwie - gdyby się tak nad tym zastanowić - musiał ją bardzo kochać, skoro wybrał Sopot na miejsce ich podróży poślubnej. A nie na przykład jakieś osmarkane Bieszczady.
Wprawdzie ten babon był stary niczym dąb Bartek, ale byłem się w stanie założyć, że przeżyje nawet mnie, wiecznego dziesięciolatka. Trzymała ją tu nienawiść do wszystkich i wszystkiego. A ta konserwowała lepiej niż zalewa do ogóreczków do wódeczków, że tak sobie zrymuję.
I on go najpierw walnął w łeb, a potem tym paskiem udusił, i na koniec utopił. Zbrodnia w trzech aktach!
Zanim jeszcze zobaczyłem te łypiące na mnie ślepia, poczułem swąd, którego nie da się pomylić z żadnym innym. Swąd kocimocza!
A tfu!
Żeby tak psa zostawić samego w pokoju hotelowym, to trzeba mieć nie po kolei w głowie.
Mógłbym zamieszkać nawet i w wigwanie, byle tylko mieć moich ludzi u boku. To wiadoma sprawa.
Niech ich pokręci, tę ludzinę! Znowu znaleźli sobie trupa na wakacjach!
Powinien sprawę pozostawić nam - właścicielom i pracownikom agencji detektywistycznej Solan, która, tak po prawdzie, prosperowała prężnie tylko dzięki mnie i Różyczce. Bez nas Szymon by się zapłakał. Tak twierdzę i zdania nie zmienię!