cytaty z książki "Mroczna Pokusa"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Mój puls przyspieszył, a serce zamarło na parę uderzeń, gdy niespodziewanie dosłyszałam jakiś szmer za oknem. Nikogo nie dostrzegłam, niemniej mogłabym przysiąc, że zarejestrowałam czyjś głośniejszy szept. Czym prędzej pognałam do tylnych drzwi, aby wyskoczyć na zewnątrz, po czym od razu zamarzyłam wrócić do środka.
Wpadłam prosto w zasadzkę.
Przegrałam.
Dosłyszałam skrzypiący hałas otwieranego bagażnika. Nim się zorientowałam, co zamierzają ze mną zrobić, wylądowałam w jego wnętrzu. Nie pomogły ani wrzaski, ani piski, ani błagalne wołania. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczyłam, zanim klapa opadła z hukiem, były nieprzeniknione miny moich porywaczy.
Nasze twarze dzieliło raptem kilkanaście milimetrów. Wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu, jak gdyby obojgu nam odebrało mowę. Zaraz potem poczułem zapach, który torturował mnie od rana. Nie aromat żadnych perfum czy kosmetyków Neli, ale to, w jaki sposób pachniała jej skóra, włosy i całe ciało. Mimowolnie zerknąłem na pełne usta dziewczyny, po czym szybko odsunąłem się na bok, zanim popełniłbym kolejną głupotę.
Gdy napotkałam jego stalowoszare spojrzenie, zapragnęłam wymazać minione kilka sekund. Mężczyzna obserwował mnie z taką intensywnością, aż zaczęły mi płonąć policzki. Przełknęłam ślinę, bezskutecznie szukając ucieczki albo jakiegoś mądrego wytłumaczenia, żeby uniknąć niemal uporczywie wyczuwalnej niezręczności.
Zabrakło mi tchu. Całował głęboko i zachłannie, jednocześnie nie zapominając o czułości ani żarliwej pasji. Robił to po prostu doskonale, a ja naprawdę nie chciałam, by kiedykolwiek przestawał.
- Jesteś zły? - mruknęłam.
- Nie. - Roztrzaskał kolejny kloc, tym razem znacznie mocniej, aż drobne wióry wzniosły się w powietrze.
- Na mnie?
- Na wszystko.
Kiedy po raz pierwszy spotkałam Alana, byłam głodna, zmarznięta i przerażona, a on wyglądał jak wszystko, czego powinnam się bać. Jednak nie uciekłam, bo nie miałam dokąd ani po co. Tak już bywa, gdy dziewczyna z sekretami trafia na mężczyznę pełnego tajemnic, który może ją uratować lub doszczętnie zniszczyć.
Znajdowaliśmy się na środku pustej polany. Na prawo biegło skute lodem pole uprawne, teraz zapomniane i czekające na wiosnę, z kolei po lewej rósł gęsty, prawdopodobnie wielokilometrowy las.
I wtedy wszystko pojęłam.
To tutaj zginę.
Facet miał na sobie grubą kurtkę z kapturem, który zasłaniał mu większość twarzy, tak że widziałam raptem gęstą brodę, wąsy oraz parę ciemnych oczu. Wyglądał jak Yeti albo inne dzikie stworzenie, poza tym trzymał w dłoni długą strzelbę. Zrobiło mi się słabo na samą myśl, że zaraz mnie z niej zastrzeli za to, że naniosłam brudu i zalałam krwią jego skrzętnie wysprzątaną chałupę.
Pisnęłam. Pies zawarczał.
Cholera, co teraz?!
Obserwowałam nieznajomego o parę sekund za długo, bo w końcu nasze oczy się spotkały. W jego szaroniebieskich tęczówkach odnalazłam ten sam smutek, pustkę i samotność, jakie i ja ostatnio odczuwałam. Złapałam się na tym, że zaczęłam się zastanawiać, czy zamieszkał w tej pustelni, aby odciąć się od ludzi, którzy go zranili.
Przyjrzałam się mężczyźnie. Zmienił ubrania na czarny dres oraz związał przydługie włosy z tyłu głowy, po części odsłaniając zarośniętą twarz. Byłby nawet całkiem przystojny, gdyby doprowadził się do porządku, zgolił tę krzaczastą brodę i zdecydowanie nieatrakcyjny wąs. Ciekawiło mnie, ile mój towarzysz mógł mieć lat. Na oko oceniłam, że minimum z dziesięć więcej niż ja.
Przysięgłabym, że przez ułamek sekundy Alan zamierzał się uśmiechnąć. Kącik jego ust delikatnie drgnął w górę, jednak mężczyzna zaraz momentalnie spoważniał. Szkoda. Już miałam nadzieję, że pierwszy raz okaże jakieś ludzkie uczucia, zamiast w kółko obdarzać mnie jedynie tą nieprzychylną miną, jak gdyby moja obecność wyraźnie mu przeszkadzała.
- Cześć. Pomóc ci?
- Nie - burknął bez zastanowienia.
- Dlaczego nie? - Spojrzałam na Alana pytającym wzrokiem. Pochylał się nad jednym z iglaków i z całej siły naciągał na niego osłonę, pomagając sobie nawiniętym na szpulę drutem.
- To ciężka robota. - Nawet na mnie nie zerknął. - Ulep sobie bałwana czy coś.
Jego małe wyznanie obudziło we mnie ciekawość na więcej… Wszystkiego. Tych złych, dobrych, przykrych i szczęśliwych tajemnic, jakie jeszcze skrywał. Zwyczajnie chciałam go poznać, bo z sekundy na sekundę wydawał mi się coraz bardziej interesujący, wkurzający i fascynujący zarazem.
- Chcesz usłyszeć dłuższą czy krótszą wersję? - Mężczyzna siedział przy stole z opartymi o kolana rękami i lekko pochylonym do przodu torsem. Wpatrywał się we mnie tak intensywnie, aż zaczynałam czuć się nieswojo.
- Tę prawdziwą - oznajmiłam, poprawiając chwyt na strzelbie, aby nie ulegało wątpliwości, że planowałam zrobić z niej użytek, jeśli coś mi się nie spodoba.
Widok ciągnących się aż do nadgarstków czarnych wzorów robił niemałe wrażenie. Żałowałam, że nie mogłam lepiej ich obejrzeć, bo zżerała mnie ciekawość. Każdy z tatuaży zapewne coś oznaczał albo reprezentował jakiś aspekt dawnego życia, więc taka wycieczka po ciele Alana, może nawet rozszyfrowanie niektórych symboli, pozwoliłaby mi poznać go bliżej. Byłaby jak podróż śladami jego przeszłości.
Jego szare oczy nabrały teraz niemal burzowej barwy, widziałam w nich głód oraz z trudem hamowane żądze. Gdy stałam przed nim naga i bezbronna, dopiero teraz zauważyłam, jaki był wielki. Wyższy ode mnie o głowę, muskularny, silnie zbudowany. Mogłabym się na niego wspinać jak na pieprzone drzewo.
Wyglądał teraz seksownie mrocznie z ciemnymi tatuażami, całą masą pracujących pod skórą mięśni i nieco przymkniętymi powiekami. Zachodzące słońce kąpało w blasku jego sylwetkę, która rzucała na mnie długie cienie.
Choć nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy, już od jakiegoś czasu należałam do Alana, natomiast dzisiaj po raz pierwszy poczułam, że on był naprawdę, NAPRAWDĘ mój. I oddam wiele, żeby tak pozostało.
Wkraczając w ciemność, porzucamy światło. Gdy mrok spowija nasze ciało, dusza ostatecznie również się do niego dostosowuje. Nie da się bez końca wypierać zła, inaczej pochłonie nas bez reszty.
To, co w tej chwili czułem, było ciężkie do opisania. Błoga ra337 dość skradała się wzdłuż kręgosłupa, łączyła z ekscytacją, żądzą zemsty, rozwścieczeniem oraz silną potrzebą odkupienia, a także odrobiną zdrowego strachu. Zacisnąłem dłoń na klamce, potem pociągnąłem do siebie drzwi, zatrzymując się na wprost największego błędu z przeszłości. Czas wyrównać rachunki.
Każdy z nich wyglądał groźnie, poważnie, zabójczo. Mieli na sobie ciemną odzież, co utrudniało obserwowanie ich w przytłumionym świetle, ale akurat wymierzone w nas lufy pistoletów zauważyłam bez problemu. Przełknęłam ślinę. Nie przeżyjemy tego.
Zrobiło mi się niesamowicie lekko na sercu, jak tylko zdałam sobie sprawę, co to dla nas oznaczało. Nie musieliśmy się już niczego wyrzekać. Mogliśmy wszystko!