cytaty z książki "Pięć Stawów. Dom bez adresu"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
...to jest miejsce przede wszystkim dla tych, którzy chcą podziwiać Tatry. I może to zrobić każdy, ale musi się zatrzymać i rozejrzeć.
W górach też wszystkie emocje są bardziej widoczne, bo nie są zakrzyczane. Tu nie ma reklam, internetu, nic człowieka nie rozprasza. Można wsłuchać się z siebie i z większą świadomością wybrać to, co jest dla nas dobre. Jeśli ktoś szuka samotności, znajdzie ją, jeśli szuka drugiego człowieka, zobaczy go.
[Góry] To jest także idealne miejsce do zwierzeń, do zmierzenia się z trudnymi sprawami. Tu masz poczucie, jakby Bóg lepiej Cię słyszał, jakbyś siedział w wielkim konfesjonale albo w cudownej katedrze. To miejsce skłania do głębokich refleksji, do egzystencjalnych przemyśleń i zadawania najtrudniejszych pytań. To miejsce sprzyja uniesieniom, filozoficznym i duchowym. Oczywiście jeśli da się sobie czas, bo tego nie osiąga się w pięć minut. To trzeba po prostu być.
W [Pięciu] Stawach można zobaczyć różnicę między światem cywilizowanym, który prowokuje do tego, żeby cały czas gdzieś pędzić, coś robić, brać udział w wyścigu, a światem "księżycowym", w którym człowiek nagle rozumie, że można żyć inaczej...
(...) Priorytety zaczęły się zmieniać właśnie wtedy, gdy tu przyjeżdżałam.
Niespecjalnie udzielał nam rad, nawet gdy go prosiłyśmy. Wtedy po prostu zadawał nam dwa, trzy pytania, zmuszając naś do myślenia i samodzielnego dojścia do odpowiedzi. Pozwalał nam robić różne błędy, z przyjemnością wręcz przyglądał się tym drobnym. Uczył nas, jak innym dawać przestrzeń i pole do działania, jak nie wtrącać się do pracy tym, także dobrze znają się na swojej robocie. Przecież nie można kontrolować wszystkiego. Uczył nas zaufania do innych. Pokazywał, jak delegować zadania i jak pozwolić ludziom w ich dziedzinach swobodnie się rozwijać, podejmując ryzyko, że coś się nie uda, bo przecież oddając pracownikom określoną robotę, trzeba też pozwolić się potykać, nie wyolbrzymiając porażek.
Stawy to słońce, które wypełnia dolinę przez cały dzień. Stawy to miejsce, w którym się zatrzymuję, nie pędzę. Tutaj mam wreszcie czas dla siebie, dla swoich myśli i dla przyjaciół. Nie ma przeszłości ani przyszłości, jest teraźniejszość. I nigdzie indziej nie smakuje mi tak herbata z cytryną i cukrem jak właśnie tutaj.
Przecież w centralnej Polsce już jest trawa po kolana, a tu nie dość, że śnieg, to jeszcze szlak nieodśnieżony!
Józek i Andrzej Krzeptowscy nieraz mówili, że z mgłą jeszcze nikt nie wygrał i że w takiej bieli trzeba mieć mocną psychikę, żeby nie spanikować.
...należę do osób, które z denerwującą naiwnością pytają innych: "Po co chodzisz po górach?", widząc wędrówce głównie wysiłek. Tymczasem dla wielbicieli Tatr to przede wszystkim wyprawa w głąb siebie.
Rok osiemdziesiąty, osiemdziesiąty pierwszy. Powstanie Solidarności i wybuch poczucia wspólnoty narodowej. Byliśmy pełni nadziei, że zmieniamy Polskę. Żadnych rozliczeń, tylko otwartość na drugiego praca od podstaw. To pierwsza pielgrzymka Jana Pawła II sprawiła cud – ludzie przestali się siebie bać nawzajem. Dominował nastrój braterstwa. Nie wiedzieliśmy, że od chwili powstania solidarności władze komunistyczne przygotowywały plan zmiażdżenia jej, stłamszczenia energii narodu. Grudzień 1981 roku zmienił wszystko.
Józek przekazał swoim dzieciom wspaniałe tradycje. (...) Nauczył ich szacunku do Boga, do ludzi, do przyrody i gór. Pokazał im, jak gazować w schroniskach, i całym swoim życiem dawał przykład, jak wielką wartością jest dziedzictwo.