Kurs pisania #12 - jak radzić sobie z krytyką?

Remigiusz Mróz Remigiusz Mróz
07.03.2015

Tę niekonstruktywną przeczytać i zapomnieć. Tę konstruktywną wziąć sobie do serca. Łatwo powiedzieć, prawda? Ale każdy z nas wie, że ta szlachetna teoria odbiega od praktyki. Praktyki, która opiera się na ludzkim ego, kompleksach, czy potrzebie akceptacji. Przy pisaniu książek dochodzi do tego przekonanie, że skoro pracowaliśmy nad czymś przez rok, dwa, a może nawet więcej, to powinno zadowolić nawet najwybredniejszego czytelnika. I możemy tłumaczyć sobie, że jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził – ale ostatecznie i tak pochylamy się nad negatywnymi opiniami bardziej, niż nad pozytywnymi.

Kurs pisania #12 - jak radzić sobie z krytyką?

Z czego to wynika? Z tego, że ten najgorszy, najbardziej upierdliwy i wredny krytyk siedzi nie gdzie indziej, jak w naszej głowie. Walczymy z nim, tłamsimy go, a w końcu nawet go poskramiamy. Posiada on jednak zaawansowane zdolności regeneracji – wystarczy jedna negatywna opinia, a natręt znów się uaktywnia. Wtedy jednak nie walczymy z tym, którego już pokonaliśmy, bo dostajemy nowy cel.

A że z krytyką się spotkamy, jest jasne jak słońce. Nieważne, na jakim etapie kariery jesteśmy. Jeśli nasze teksty widzi tylko kilka par oczu, będziemy wyczuleni na każdą najmniejszą uwagę. Im więcej czytelników, tym większy będzie nasz próg tolerancji – ale nadal nie będziemy przechodzić obojętnie obok krytycyzmu. Pewnych rzeczy w psychice ludzkiej chyba po prostu nie da się przeskoczyć.

Gatunek, w którym się poruszamy, nie ma żadnego znaczenia. W każdym z nich nawet najwybitniejsze arcydzieło w końcu zostanie przez kogoś zrównane z ziemią. Napisaliście świetną, klasyczną powieść drogi? Pojawią się głosy, że zbyt dużo jest rozważań o wewnętrznym aspekcie podróży, a zbyt mało realnej podróży, stanowiącej symboliczne odbicie przemiany protagonisty. Romans? Za mało tego wewnętrznego aspektu. Sensacja? Za dużo akcji. Fantastyka? Za dużo refleksji, za mało statków kosmicznych. Fantasy? O kilka smoków za dużo. Gdyby były trzy, można byłoby przełknąć, ale co autorowi padło na mózg, że wprowadził czwartego? Chyba nie wiedział, co pisze.

Właściwie wszystkie te przykłady można modyfikować dowolnie, wstawiając antonimy. W końcu ta sama książka może być postrzegana na tyle sposobów, ilu czytelników weźmie ją do ręki. I mimo że jest to dla nas stan cokolwiek niebezpieczny, właśnie w tym tkwi cały urok. Nie ma niczego ciekawszego, niż rozmowa z czytelnikami, którzy odbierają nasze dzieło zupełnie inaczej, niż my. I najlepsze jest to, że nikt się nie myli, bo nie ma jednego wzorca. Jeśli autor zżyma się, że „to nie tak, ta postać wcale taka nie jest”, że „nie o to chodziło” i „źle mnie zrozumiano”, powinien dwa razy zawczasu się zastanowić – bo powiedział już wszystko, co miał do powiedzenia, kiedy skończył pracę nad książką. Z momentem otwarcia jej przez czytelnika, ten świat traci swoje sztywne ramy i staje się płynny. A jego kształt ustala już ktoś inny.

Niby to wszystko takie logiczne, ale i tak denerwujemy się, gdy słyszymy głosy krytyki. Zasadna czy nie, nieraz jej echa towarzyszyć będą nam znacznie dłużej, niż pochwały. Na szczęście nie jesteśmy sami – tematem zajmowano się od zawsze, więc mamy dobry materiał do analizy.

#####

Ktoś kiedyś powiedział, że istnieje pięć faz przyjmowania krytycznych uwag. (a może nie o to chodziło?).

Faza pierwsza: złość. „Jak można napisać coś takiego o mojej książce?! Przecież recenzent w ogóle nie zrozumiał, o co chodziło! Zamiast płodzić takie opinie, niech lepiej sam napisze tę historię! Hucpa, granda! Takich ludzi powinno się zamykać!”.

Faza druga: zaprzeczenie. „Nie, nie, nie, recenzent się myli. Te rzeczy, które wytyka, zrozumiał zupełnie na opak. Innym się podoba. Nie ma co przejmować się taką opinią”.

Faza trzecia: negocjacje. „No dobrze, może coś w tym jest, ale przecież nie ma to wielkiego znaczenia. To nic takiego. Poza tym można rozumieć to na różne sposoby, wszyscy oczekują czego innego. Jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim…”.

Faza czwarta: depresja. „Recenzent miał rację. To wszystko nie ma sensu, koniec z tym. Nigdy więcej niczego nie napiszę. Chyba że list pożegnalny”.

Faza piąta: akceptacja. „Skoro nie umiem robić niczego innego, zostanę już przy tym cholernym pisaniu. Zresztą po tej recenzji drugi raz tego samego błędu nie zrobię”.

Ostatecznie więc docieramy do optymistycznej konkluzji, że nawet trauma może przynieść coś pozytywnego. I rzeczywiście tak jest, gdy chodzi o konstruktywną krytykę. Choć na pierwszy rzut oka może nawet na nią nie wyglądać, zostanie z nami na tyle długo, by w pewnym momencie przerodzić się w wartość dodaną. Jest też oczywiście zwykły hejt, zazdrość i złośliwość, ale na ten temat nie ma co się rozwodzić, bo wszyscy wiemy, że przyda nam się to tak, jak Putinowi pacyfka.

Ale spójrzmy na tych, którzy przez całe życie uczyli się znosić negatywne opinie, bo to od nich możemy nauczyć się najwięcej.

Mark Twain był zadeklarowanym przeciwnikiem krytyki, przy czym rozumiał ją trochę inaczej, niż my obecnie – jako literacką analizę dzieła. Mawiał, że jedyny krytyk, jaki się dla niego liczy, to publiczność. Do pozostałych nie przykładał najmniejszej wagi, twierdząc, że czytanie ich opinii zatyka przewody, którymi poruszają się w nim nowe pomysły – a więc że krytyka jest literackim cholesterolem. Przed epoką Internetu moglibyśmy taki modus operandi przyjąć, jednak teraz ponieślibyśmy raczej fiasko. Wystarczy wejść gdziekolwiek, gdzie sprzedaje się naszą książkę – recenzje wyskoczą same.

Wielki amerykański poeta (i krytyk, swoją drogą), Ezra Pound, mawiał, by nie przejmować się krytyką ludzi, którzy sami nie stworzyli nigdy żadnego wybitnego dzieła. Niespecjalnie świadczy to o jego skromności, ale równie zasadniczy był Ray Bradbury, jeden z tuzów fantastyki. Rzekł on w pewnym wywiadzie, że nigdy nie słucha tych, którzy krytykują jego gust, gdy chodzi o podróże kosmiczne, występy sceniczne i goryle. „Kiedy to się dzieje, zabieram swoje dinozaury i wychodzę” – dodał. Wydaje mi się, że to zdrowsze podejście od Ezry Pounda.

F. Scott Fitzgerald, autor genialnego „Wielkiego Gatsby’ego”, twierdził, że krytyka mu nie przeszkadza, ponieważ krytycy zawsze się mylą. Ale jednocześnie mają rację, ponieważ dzięki nim rewidujemy nasze artystyczne sumienie. Równie ciekawe podejście przyjęła krajanka Fitzgeralda, która porusza się w nieco innym gatunku – Stephanie Meyer. Autorka „Zmierzchu” twierdzi, że jej książki w zamierzeniu mają być do bani, tyle że czytelnicy – chwała im za to – nie mają o tym pojęcia. Wypada Meyer chyba pozazdrościć, bo z takim podejściem nie musi obawiać się o swoją psychikę. Podobnie jak ona, zdrowie umysłowe musiał zachowywać artysta z innej beczki, Andy Warhol. Mówił, by nie przejmować się tym, co o nas piszą, a jedynie mierzyć to w calach. Dziś wypadałoby chyba dokonywać takich szacunków w bajtach – ale zasada pozostaje ta sama.

A jak jest z tym u mnie? Złe opinie zazwyczaj chodzą za mną przez jeden dzień, potem aktywuje się jakiś mechanizm w mózgu i ich echo gdzieś znika. Niektóre wracają co jakiś czas – i wtedy wiem, że coś jest na rzeczy. Wychodzę z założenia, że każda uwaga, nawet negatywna, to pewnego rodzaju komplement dla autora. Świadczy, że ktoś przeczytał to, co napisaliśmy, angażując się na tyle, by przekazać nam opinię. Poza tym jeśli ktoś wydał na książkę swoje pieniądze, w pakiecie nabył także święte prawo do krytyki. Ba! Nawet obowiązek, jeśli czuje się zawiedziony tym, co dostał.Nie załatwia to sprawy z pięcioma fazami, ale ułatwia życie. Ale jak w takim razie przygotować się na krytykę? Da się? Na początek warto dać nasz tekst do przeczytania kilku osobom spoza rodziny. Najlepszym krytykiem będzie oczywiście nasz redaktor, ale jeśli jeszcze nie mamy do niego dostępu, warto zaangażować godnych zaufania, ale jak najdalszych znajomych. Jeśli dodamy do tego jakiś bufor bezpieczeństwa – np. pochlebną opinię osoby, którą naprawdę poważamy – to w chwilach słabości odwołanie się do niej może być na wagę złota. A potem, gdy książka już się ukaże, to czytelnicy będą największym wsparciem. I systematycznie nasz próg tolerancji na krytykę będzie rósł. Bylebyśmy nie stali się zupełnie odporni, bo jak mawiał Winston Churchill – krytyka pełni taką samą funkcję, jak ból w naszym ciele. Sygnalizuje, że powinniśmy na coś zwrócić uwagę.

Pozostałe lekcje 1-11


komentarze [27]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
klawawarszawianka  - awatar
klawawarszawianka 20.03.2015 01:24
Czytelnik

Nie jest ważne, co mówią, byle nie przekręcali nazwiska ;)

A tak poważnie - udostępnienie tekstu do przeczytania osobom spoza najbliższego otoczenia ma zarówno swoje wady, jak i zalety. Do zalet można zaliczyć, że nikt nie będzie starał się nas zagłaskać uprzejmością i komplementami, a zarazem nie do końca wiemy czego się spodziewać. W końcu przyjaciół czy rodzinę już...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Calice  - awatar
Calice 18.03.2015 13:34
Czytelniczka

Świetny tekst. Trochę rozbawił mnie fragment z fazami przyjmowania krytyki (w rzeczywistości fazami żałoby, jeśli dobrze pamiętam).

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Michael Tequila - awatar
Michael Tequila 18.12.2018 00:21
Autor

Niezwykła decyzja Abuelo Caduco. Humoreski i inne opowiadania [bookLink]4597586|

Cytuję Nifelinord: "Naprawdę szkodliwa jest moim zdaniem krytyka niezrozumiała.
Dlaczego niezrozumiała? Bo oparta na ogólnikach, zawoalowana, pogmatwana, ironiczna bez ostrości ..."

Moja najprostsza...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
 Niezwykła decyzja Abuelo Caduco. Humoreski i inne opowiadania
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Nifelinord  - awatar
Nifelinord 12.03.2015 21:09
Czytelnik

Imho najgorsza krytyka to nie ta destruktywna - tę można przeboleć, wyciągnąć z niej wnioski i nabrać pokory, pozbawiając się szkodliwych złudzeń o swoim rzekomym geniuszu, a tym samym zacząć pracować nad dobrym pisaniem (zamiast wychodzić z dziecinnej pozycji "wszystko już umiem, mam talent, jestem wyjątkowy i na pewno wiele osiągnę"). Destruktywna krytyka boli, ale i...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Jakub  - awatar
Jakub 10.03.2015 15:33
Czytelnik

"O kilka smoków za dużo. Gdyby były trzy, można byłoby przełknąć, ale co autorowi padło na mózg, że wprowadził czwartego? Chyba nie wiedział, co pisze."

Ukryta krytyka George'a R.R. Martina? ;)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Agnieszka Bednarska - awatar
Agnieszka Bednarska 09.03.2015 13:08
Autorka

Świetną metodą samoobrony przed krytyką jest wiara w powiedzenie, " niech mówią jak chcą, byleby po nazwisku". Na potrzeby autorów można je nieco zmodyfikować, "niech mówią jak chcą, byleby po tytule". ;)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Russkaya  - awatar
Russkaya 09.03.2015 12:50
Czytelnik

Dla mnie prawie każda krytyka warta jest chwili zastanowienia. Wyjątek czynię dla uwag typu: "Bo ja bym to napisał/a inaczej". Jak mawiała niezrównana Joanna Chmielewska: "To niech sobie ten ktoś napisze swoje własne coś zupełnie inaczej".

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Michael Tequila - awatar
Michael Tequila 09.03.2015 04:18
Autor

Osobiście mam bardzo pozytywny stosunek do krytyki i krytyków, może dlatego, że mam ich za mało. Są różne sytuacje. Jeśli ktoś krytykuje totalnie to, co piszę, można to różnie rozumieć. Na przykład, że jest to osoba, której typ pisarstwa, jakie uprawiam, nie interesuje (tematyka, styl, treść itp.). I to jest w porządku. Poza tym, cokolwiek krytyk nie napisze, gotów jestem...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Jagoda  - awatar
Jagoda 08.03.2015 21:06
Czytelniczka

Zgadzam się z tym, że tekst poddać trzeba krytyce przed publikacją. I to nie gronu osób, które mnie lubią i są tak miłe, że nie potrafią powiedzieć szczerze, że tekst jest do bani i dlaczego. Oddać tekst komuś, kto właśnie z dobroci serca, zjedzie go szczerze ale merytorycznie. Oczywiście, może dodać: "tak generalnie to tekst nie w moim guście", ale to, co obiektywnie...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Yumeka  - awatar
Yumeka 08.03.2015 15:47
Czytelniczka

Temat krytyki zawsze się pojawia w takich poradnikach i wraca jak bumerang, a osobiście uważam, że jest nawet ważniejszy od poczucia weny i tym podobnych uwarunkowań psychicznych.
Jak ci ktoś pluje w twarz to to nie może być przyjemne... A na autorach ciąży jakaś dziwna chrześcijańska presja, żeby nastawiać drugi policzek. Myślę, że krytykę można przyjąć z godnością. A...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Powiało_Chłodem  - awatar
Powiało_Chłodem 08.03.2015 12:55
Czytelnik

Mam ochotę postawić autorowi piwo, przytulić i powiedzieć "dziękuję"

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post