Zegar Światowy
- Kategoria:
- literatura piękna
- Seria:
- Liberatura
- Tytuł oryginału:
- World Clock
- Wydawnictwo:
- Wydawnictwo Ha!art
- Data wydania:
- 2014-10-04
- Data 1. wyd. pol.:
- 2014-10-04
- Liczba stron:
- 258
- Czas czytania
- 4 godz. 18 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788364057489
- Tłumacz:
- Piotr Marecki
- Tagi:
- Piotr Marecki
Zegar światowy zawiera 1440 mikrohistorie, które rozgrywają się na całym świecie w ciągu jednej minuty. Książka zainspirowana jest fikcyjną recenzją Stanisława Lema Jedna Minuta, zamieszczoną w zbiorze o znaczącym tytule Biblioteka XXI wieku, oraz Chronostychem na 1998 rok (Chronogram for 1998) Harry'ego Mathewsa. Opisując Jedną minutę w 1982 roku, Lem zaznaczył, że jest to stuprocentowy bestseller i że gdyby ta książka nie powstała, należałoby ją wymyślić. Opisana przez polskiego autora SF ponad trzydzieści lat temu książka ujrzała światło dzienne w 2013 roku w USA.
Oparty na pomyśle Lema Zegar światowy Nicka Montforta skupia się na industrialnym podejściu do czasu, opowiadając o banalności doświadczanej przez ludzi na całym globie. Tekst został wygenerowany w Pythonie na bazie kodu, przy użyciu zewnętrznej aplikacji ze strefami czasowymi. Polski przekład ukazuje się w 2014 roku w seriiLiberatura, która zawiera już dwie książki o równie globalnym charakterze – Finneganów Tren Jamesa Joyce'a w tłumaczeniu Krzysztofa Bartnickiego i Życie instrukcja obsługi Georgesa Pereca w tłumaczeniu Wawrzyńca Brzozowskiego. Zegar światowy to książka-eksperyment, i podobnie eksperymentalne okazało się tłumaczenie kodu i generowanie polskiej wersji w Pythonie, czego podjął się Piotr Marecki.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Z motyką na Lema
Każdy szanujący się artysta, pisarz czy też reżyser do twórczości Stanisława Lema podchodzi z niemałą dozą ostrożności, szacunku czy nawet czci. I nic z resztą dziwnego, bo Lem wciąż pozostaje jednym z największych polskich pisarzy science fiction, ale także jednym z bardziej znamienitych pisarzy tego gatunku na świecie! Jednak od czasu do czasu zdarzy się taka sytuacja, gdy ktoś powraca do twórczości Lema, czerpie z niej całymi garściami i tworzy coś, z czym później recenzenci mają jeszcze więcej problemu niż dotychczasowi krytycy Lema. Tym razem mowa o osobliwej recenzji.
Przejdźmy zatem do rzeczy. A rzecz rozbija się o recenzję Lema, która dotyczyła książki… nigdy niepowstałej. Chodzi o tekst ze zbioru „Biblioteka XXI wieku” (wydanego w 1986 r.),gdzie krakowski pisarz recenzuję książkę niemal idealną i genialną w swoim pomyśle – zadziwiające, że nikt nie wpadł na ten pomysł wcześniej – pisze sam Lem. „One Human Minute” skupiało się na tym, co ludzie robią w ciągu jednej minuty. Jak możemy czytać w recenzji dalej: tej książki nie można streścić, wszak ta książka jest ekstraktem, końcowym streszczeniem ludzkości.
Kilkanaście lat później profesor MIT - Massachusetts Institute of Technology, teoretyk mediów cyfrowych, Nick Monfort, zostaje zaproszony na konkurs National Novel Generation Month (NaNoGenMo),gdzie każdy uczestnik ma za zadanie stworzyć program, który wygeneruje książkę do 50 000 słów. Monfort postanawia zaczerpnąć genialny w swej prostocie, futurystyczny pomysł Lema. Tak powstaje „Zegar światowy”. A recenzenci dostają białej gorączki. Ktoś znów „zabrał się za Lema”. Co z tym począć? Jak do tego podejść? Weźmy najlepiej kij.
I tutaj niestety muszę rozczarować. Streszczenia nie będzie, bo to niewykonalne. Uniemożliwia to struktura książki, która składa się na zbiór mikrohistorii. Postanowiłem zatem wyszczególnić wzór (jak na humanistyczną głowę, jakże tęgi!),według którego czytamy całą książkę:
[Miejsce]. Jest [partykuła] [godzina]. W pewnym/ej [przymiotnik + miejsce zamieszkania] [opis postury postaci], [imię postaci] czyta [rzecz z przymiotnikiem]. [Czynność, którą postać robi po przeczytaniu].
Kopiuj tę formułę, wklej 1439 razy i masz gotową książkę. Przykład? Ależ proszę bardzo!
Kerguelen. Jest akurat 5:30. W pewnym zacisznym, choć zagrzybionym, własnym M zazwyczaj patrzący na rozmówców z żabiej perspektywy osobnik, ochrzczony jako Abraham, czyta kanarkową umowę. Krzywi się lekko.
Ciekawe? Warto wspomnieć, że Monfort tym sposobem na konkursie NaNoGenMo, odniósł wielki sukces. Pomimo tego opinie o „Zegarze światowym” są raczej bardzo podobne. A i moje zdanie (co okazało się dopiero później) jest takie samo.
„Zegar światowy” to przede wszystkim cyfrowy eksperyment. To zmyślny program, który, jak zresztą cała literatura elektroniczna, próbuje przesunąć, zmienić i przedefiniować pojęcie o autorze i utworze. Jednak to wciąż tylko technologiczna zabawa, dająca rozrywkę bardziej samym autorom programów aniżeli czytelnikom. Bo książka Monforta taka jest, z zamysłu brzmi intrygująco i przewrotnie, ale w efekcie to tylko wygenerowany zbiór historii ze 196 linijek kodu. Napisana monotonnie, topornie i sztucznie – brak pierwiastka ludzkiego ostatecznie przesądza o ambiwalentnym odbiorze.
I pomimo, że doskonale zdaję sobie sprawę z tego, co chciał przekazać Nick Monfort (bądź co wszyscy entuzjaści książki chcieli przekazać),jednak ciężko mi się z tym zgodzić.
W świecie, gdzie rzeczywiście komunikacja międzyludzka zaczyna ginąć, a komunikat degraduje się do postaci zero-jedynkowej, takie książki, jak ta recenzowana, zamiast uświadamiać nas o niebezpieczeństwach tylko jeszcze bardziej nas w nie wpędza. Bo bez wytłumaczenia, wytłuszczenia w posłowiach mało kto zrozumie naddane sensy „Zegara światowego”. Dla wielu zwyczajnych czytelników to nie będzie szczególny punkt w dyskursie o świecie, a jedynie niezrozumiała komputerowa papka. Bo nie każdy jest ekspertem od nowych mediów, nie każdy zna McLuhana, McQuaila czy Van Dijka, nie każdy żyje mottem: środek przekazu sam jest przekazem. Tacy odbiorcy to zazwyczaj ludzie żyjący, jak sam Monfort zauważa, nudnym życiem.
Wracając do Lema – i tym razem jest tak, jak chyba z każdym jego pomysłem. Coś, co genialnie wygląda w zamyśle krakowskiego pisarza, w wykonaniu kogoś innego nie jest w stanie zaspokoić opinii publicznej. Jeden przyklaśnie danej realizacji, drugi zmiesza z błotem, a trzeci nie będzie wiedział, co zrobić. Bo Lem to chyba jest taki pisarz, którego dzieła lepiej pozostawić w spokoju – i lepiej nie porywać się z motyką na słońce.
Komu polecić książkę? Właściwie czy w ogóle polecać, skoro nawet organizator konkursu NaNoGenMo, Darius Kazemi, mówi: (…) Nick oczekuje od ciebie, że przeczytasz może rozdział albo przeskoczysz na losową stronę. I wychodzi na to, że to jedna z tych pozycji, których się nie czyta, których się nawet nie przegląda, a po prostu o nich wie.
Ostatecznie z „Zegara światowego” wyciągniemy kilka głębszych prawd, dla mnie jednak najważniejsza jest ta, która wynika z książki przewrotnie i bez zamysłu autora: to w książkach jeszcze długo będziemy mogli znaleźć cząstkę człowieka. Cząstkę niepodobną do żadnego programu, żadnej linijki kodu czy jakiegokolwiek języka komputerowego. Cząstkę, która z książki czyni Literaturę. A człowieka upewni, że wciąż jest człowiekiem.
Krzysztof Szatkowski
Książka na półkach
- 19
- 6
- 5
- 1
- 1
- 1
- 1
- 1
- 1
- 1
OPINIE i DYSKUSJE
Nawet najbardziej wytrwały czytelnik nie będzie w stanie przebrnąć przez całą książkę ze względu na jej jednostajność. Nie ulega oczywiście wątpliwości, że to jedno z podstawowych założeń, ale – gdyby nie informacja o automatycznym podziale tekstu na dwadzieścia cztery rozdziały – można by dojść do wniosku, że Montfort nie przemyślał konstrukcji swego dzieła. W końcu przekaz ten dałoby się spokojnie zawrzeć nawet na o połowę mniejszej liczbie stron, kto wie, czy nie z lepszym rezultatem.
A jednak jest w tej bardzo (posunęlibyśmy się nawet do stwierdzenia, że za bardzo) eksperymentalnej pozycji coś niezwykłego. Z tym że jej moc kryje się między wierszami. Podczas lektury czytelnik zaczyna się mimowolnie zastanawiać nad losem poszczególnych postaci, nad splotem zdarzeń, które doprowadziły je do tego, a nie innego miejsca. Osobnik o dziwnym imieniu mieszka w najzwyklejszym mieście. Ktoś czyta z uwagą tekst na poplamionej kopercie albo siedzi w zamyśleniu. Inni nagle upadają zupełnie bez powodu, być może jesteśmy świadkami ich śmierci. Przyczyna pozostaje zagadką, a świadomość fragmentarycznej perspektywy dociera do odbiorcy niesłychanie wyraźnie.
Cała recenzja na: http://zcyklu.pl/na-czasie/244/nic-nowego-pod-sloncem
Nawet najbardziej wytrwały czytelnik nie będzie w stanie przebrnąć przez całą książkę ze względu na jej jednostajność. Nie ulega oczywiście wątpliwości, że to jedno z podstawowych założeń, ale – gdyby nie informacja o automatycznym podziale tekstu na dwadzieścia cztery rozdziały – można by dojść do wniosku, że Montfort nie przemyślał konstrukcji swego dzieła. W końcu...
więcej Pokaż mimo to„Zegar światowy” jest kolejną książką wydaną przez Ha!art w serii Liberatura. Blurb znajdujący się na tylnej okładce książki zaskakuje, intryguje i zachęca do czytania, ale potem okazuje się, że właściwie wszystko wyjaśnia. Jest swoistym przepisem i dokładnym streszczeniem tego, co można znaleźć w środku. Ta teza może dziwić, jednak czytając „Zegar światowy” trzeba odrzucić wszelkie wyobrażenia o klasycznej, budowanej linearnie powieści. Nie można zapomnieć, że jest to eksperyment, który nie wszystkim musi się podobać, nie wszystkich musi zachwycać, ale każdy powinien uznać jego wartość – bo jest znacząca.
[...]
Wykorzystywanie komputera do pracy jest zupełnie naturalne. Podejrzewam (i chyba są to słuszne podejrzenia),że obecnie większość pisarzy korzysta z tego użytecznego ustrojstwa. Różnica polega na tym, że Nick Montfort zrobił coś bardzo nietypowego. Wymyślił algorytm, stworzył program (nie mam pojęcia, w jakiej kolejności),a później w oparciu o aplikację ze strefami czasowymi wprowadził do systemu pewną ilość danych, która w dowolny sposób się przemieszała i w efekcie dała 1440 historyjek.
Mogłoby się wydawać, że eksperymentatorski pomysł na wygenerowaną, a nie napisaną książkę, nie może się w pełni udać. Że można będzie docenić ją tylko ze względu na przełomowość, ale treści nie będzie się dało czytać z przyjemnością tak dużą, jak w przypadku powieści konwencjonalnej.
[...]
Powtarzalność i znany kod „Zegara światowego” sprawia, że z jednej strony książka może nudzić, nie można w niej niczego nowego po kilkunastu kartkach odnaleźć, ale z drugiej strony właśnie to frapuje i przeraża, jest dowodem pustki, prymitywności życia. Mimo różnych osób, czasu i kontynentów, ludzie nie są i zarazem są wyjątkowi. Jedna minuta z czyjegoś życia może się jednocześnie wydawać jałowa i zjawiskowa – zależy jak na nią patrzeć. Większość książki, której się nie ma ochoty doczytać, może być zbytecznym i głupim marnowaniem papieru, ale z drugiej to czegoś dowodzi.
Dla mnie ta książka nie jest pełnokrwista. Oznacza to, że nie sięgnęłabym po nią kolejny raz. Rozumiem, jaką ma wartość dla rozwoju literatury jako takiej, natomiast sama nie czerpię z tego typu eksperymentów zbyt dużej radości czytania. Doceniam koncepcję, natomiast samo rozwiązanie, wydaje się, że potrzebuje udoskonalenia, że jednak można oczekiwać ciekawszych realizacji inspirowanych fikcyjną recenzją Stanisława Lema o tytule „Jedna minuta”. Mam wrażenie, że ten koncept zmarłego w 2006 roku pisarza najlepiej brzmiał jako idea, podobnie jak wiele innych wymysłów (często nierzeczywistych i groteskowych) znajdujących się w esejach Umberta Eco.
____________
frag. recenzji z bloga raczekk.wordpress.com
„Zegar światowy” jest kolejną książką wydaną przez Ha!art w serii Liberatura. Blurb znajdujący się na tylnej okładce książki zaskakuje, intryguje i zachęca do czytania, ale potem okazuje się, że właściwie wszystko wyjaśnia. Jest swoistym przepisem i dokładnym streszczeniem tego, co można znaleźć w środku. Ta teza może dziwić, jednak czytając „Zegar światowy” trzeba odrzucić...
więcej Pokaż mimo toZnacie prawo Lema? Głosi ono, że nikt już nie czyta, a nawet jak czyta, to nie rozumie, nawet zaś jeśli coś zrozumie, to i tak zapomina. W roku 2014 prawo to zostaje jednym z podstaw naszej rzeczywistości. Analizy zmieniły się w informacje, a informacje zastąpione zostały statusami i żółtymi paskami na dole ekranu. W tym wszystkim słów jest takie mnóstwo, że trudno je wszystkie zapamiętać. Klęska dobrobytu osiągnęła swój kulminacyjny poziom. Kto by chciał – lub mógł – czytać grube powieści realistyczne? I czy taką powieścią można jeszcze w ogóle opowiedzieć świat? Zegar światowy Nicka Montforta przekonuje, że można to zrobić, trzeba tylko spełnić pewne warunki.
Powieść to dziwna, trudna, niełatwa w odbiorze. Zainspirowana pomysłem Stanisława Lema, który opublikował przed trzydziestu laty recenzję zmyślonej powieści, przedstawia życie bohaterów w jednej minucie. Wygenerowana za pomocą programu komputerowego przyporządkowującemu miejsce i czas do wybieranego losowo zbioru imion męskich i żeńskich, łącząc je dodatkowo z opisami czynności czytania i następującej po niej reakcji, również przy pomocy losowo dobranych słów z wybranego przez autora-programistę zbioru. W efekcie powieść składa się z setek tego typu opisów, będących czymś w rodzaju streszczenia uchwyconych chwil. Każdy akapit jest osobną historią, a jednak mają one ze sobą wiele wspólnego. Tak wiele, że lektura przypomina bardzo monotonną wyliczankę.
Życie składa się z krótkotrwałych momentów zwanych chwilami. Niektóre z nich mogą być szczęśliwe lub przełomowe, tak uczy nas historia. Prawdą niewątpliwie jest jednak i to, że ogromna większość chwil naszego życia jest zupełnie pozbawiona znaczenia. Żyjemy w pewnym schemacie, osobnym dla każdego jedynie w ramach wąskiego zbioru możliwości wyboru. Budzimy się, myjemy, ubieramy, pijemy kawę, wychodzimy do pracy i tak dalej, i tak dalej. W tym sensie Zegar światowy to książka bardzo dobra, pokazująca prawdziwe oblicze życia. Jeśli kiedyś twórcy literatury skupieni byli na pokazywaniu przełomowych chwil, zmian charakteru swoich bohaterów, tak dziś zdaje się nie mieć to większego znaczenia. Przypominam – prawo Lema obowiązuje z całą surowością.
Czy zatem dziś, gdy ludzkość została tak okablowana – dosłownie i w przenośni – nowoczesną technologią, wybór języka programowania nie jest najlepszym wyborem przy próbie opisu rzeczywistości? Pytanie to zresztą jest chyba retoryczne. Marshall McLuhan, prorok tej technologicznej rewolucji, najbardziej zasłynął stwierdzeniem tyleż prostym co błyskotliwym: „środek przekazu sam jest przekazem”. Montfort doskonale to rozumie i stąd wynika wybór drogi, jaką jego zdaniem powinna podążać literatura. Większość z nas, korzystających na co dzień z komputerów i smartfonów nie myśli w ogóle o tym, że wyświetlane obrazy to zbiory zer i jedynek. Nie przeszkadza nam to jednak w traktowaniu wirtualnego świata jako tożsamego z tym realnym. Piszemy swoje teksty i statusy stukając w klawiatury i ekrany, odręczne pisanie coraz mocniej ignorując. Całkiem możliwe, że w niedalekiej przyszłości w ogóle zapomnimy o tej formie pisemnej wypowiedzi.
Nowatorstwo podejścia Montforta polega na zachwianiu cybernetycznego status quo. Prawdą jest, że używa maszyny do skonstruowania tekstu, ale wykonuje decydujący krok dalej. Wyciąga gotowy utwór z sieciowego wirtuala i daje go nam na papierze, w postaci klasycznej książki. Ten zabieg ma ogromne znacznie dla dekonstrukcji znaczeń tej powieści.
Pisałem już o monotonnii życia, tak świetnie w utworze Montforta ukazanej. Drugą stroną tej samej monety jest właśnie wyraźna słabość nowych technologii, z jakiegoś powodu ignorowana przez wielu obserwatorów dzisiejszego życia. Nie trzeba przy tym zaliczać się do grona osób upatrujących wszelkiego zła w używaniu współczesnych środków komunikacji, bo przecież postępująca destrukcja więzi społecznych i inne zagrożenia są wynikiem działań operatorów urządzeń, nie samych sprzętów. Mam wrażenie, że w podobny sposób myśli autor Zegara światowego. Przewrotnie pokazuje nam swoim dziełem pustkę, jaką kreujemy wokół siebie własnymi rękoma. W drugiej dekadzie XXI wieku jesteśmy na najlepszej drodze do tego, by uśmiercić człowieka w sposób całkowicie bezkrwawy. Pustka widoczna jest gołym okiem, bezcelowość zamieszczania nieistotnych statusów i zdjęć własnych posiłków na portalach społecznościowych jedynie to potwierdza.
Montfort napisał książkę bardzo ważną. Jeśli dziś dla kogoś pozostaje ona niezrozumiałym eksperymentem, to znaczy jedynie tyle, że fikcja raz jeszcze poradziła sobie z opisem rzeczywistości lepiej niż setki dzieł uznanych naukowych sław. Na tym polega wielkość literatury, którą w co prawda dość przewrotny sposób, Zegar światowy rzeczywiście ocala. To zaś powinien być wystarczający powód do tego, by zmierzyć się z jej lekturą. Na pewno nie będzie to czas stracony.
Znacie prawo Lema? Głosi ono, że nikt już nie czyta, a nawet jak czyta, to nie rozumie, nawet zaś jeśli coś zrozumie, to i tak zapomina. W roku 2014 prawo to zostaje jednym z podstaw naszej rzeczywistości. Analizy zmieniły się w informacje, a informacje zastąpione zostały statusami i żółtymi paskami na dole ekranu. W tym wszystkim słów jest takie mnóstwo, że trudno je...
więcej Pokaż mimo toKsiążka "Zegar światowy" to odpowiedź na fikcyjną recenzję Stanisława Lema, która ukazała się w 1982 roku i która traktuje o nieistniejącej książce "One Human Minute". Krakowski pisarz uważa, iż jest to książka idealna, szczególnie w czasach, gdy prawie nikt nie czyta, a jeśli nawet ktoś czyta, to albo nie rozumie tekstu, albo szybko o nim zapomina. Nick Montfort jest profesorem Massachusetts Institute of Technology. W swojej pracy stara się znaleźć zastosowanie dla informatyki w literaturze. W związku z tym pokusił się, by stworzyć dzieło, do którego mogłaby pasować recenzja Lema. Czy "Zegar światowy" to faktycznie książka idealna?
"Niamey. Jest akurat 01:00. W pewnej identycznej jak wszystkie w okolicy kwaterze wyższa niż większość staruszka, mająca na imię Shan, czyta jakieś wykrzyknienie na pudełku po płatkach śniadaniowych. Uśmiecha się pod nosem.
Bangui. Jest dokładnie 01:01. W pewnym identycznym jak wszystkie w okolicy, choć porządnym, lokalu mieszkalnym średniej postury kobieta, mająca na imię Tsega, czyta kod zapisany małymi cyferkami na niewielkiej paczce. Nuci cicho.
Ho Chi Minh. Jest równo 07:02. W pewnym solidnym własnym M znacząco niższa niż inne w jej wieku niewiasta, mająca na imię Marone, czyta wytłoczony manuskrypt. Krzywi się lekko.
Karere. Jest idealnie 02:03. W pewnej solidnej chacie sporej postury osobniczka, mająca na imię Dan, czyta wiadomość z ostrzeżeniem na wyciętym z gazety przepisie. Gryzie paznokieć.
Ashgabat. Jest prawie 05:04. W pewnym przytulnym schronieniu sporej postury mężczyzna, o imieniu Jakub, czyta kanarkową umowę. Siada prosto.
Hobart. Jest dokładnie 11:05. W pewnej porządnej rezydencji niskiego wzrostu staruszka, mająca na imię Stephanie, czyta jakieś wykrzyknienie na pudełku po płatkach śniadaniowych. Odwraca się.
Adak. Jest równo 14:06. W pełnej miłej chałupie ani za wysoki, ani za niski jegomość, mający na imię Jie, czyta kompletnie zmyślone słowo na etykiecie metalowej puszki. Unosi jedną brew".
Przytoczyłam tu siedem z tysiąca czterystu czterdziestu mikrohistorii. Czy są one ciekawe, możecie ocenić sami. Ta książka została napisana przez komputer odpowiednio zaprogramowany przez Montforta, który to "buduje swoją opowieść ze 110 członów służących do wykreowania historii, bohatera, miejsca i czasu oraz 200 imion męskich i żeńskich". Celowo do swojego eksperymentu autor wybiera słowa nie tylko często używane, ale też te, które występują bardzo rzadko. Ma to wyrwać czytelnika z otępienia. Imiona, miejsca i poszczególne wydarzenia powtarzają się w różnych konfiguracjach. Tekst został podzielony na dwadzieścia cztery rozdziały i każdy z nich składa się z sześćdziesięciu takich niewielkich historyjek.
Czytanie tego dzieła przypomina lekturę książki telefonicznej. Myślę, że nie ma sensu zagłębianie się w nie od początku do końca. Lektura kilku fragmentów w zupełności wystarczy, bo zrozumieć o co w nim chodzi. Nie wiem, czy jest ktoś, kogo mogłaby ta książka zainteresować do tego stopnia, że przeczytałby ją w całości? Może jakiś informatyk z niechęcią do rozbudowanej fabuły?
Sam eksperyment może i jest ciekawy, ale czy jest sens wydawać taką właśnie książkę? Ja mam sporo wątpliwości. Gdybym zapłaciła za nią dwadzieścia pięć złotych, bo taką cenę znalazłam na okładce, to myślę, że mogłabym być mocno rozczarowana. Dziwi mnie fakt, że są pieniądze na takie niszowe publikacje, podczas gdy autorzy faktycznie dobrych książek nie mogą znaleźć wydawców. W moim odczuciu to dzieło nie znajdzie zbyt wielu czytelników, ale może się mylę.
http://korcimnieczytanie.blogspot.com/2014/12/nick-montfort-zegar-swiatowy.html
Książka "Zegar światowy" to odpowiedź na fikcyjną recenzję Stanisława Lema, która ukazała się w 1982 roku i która traktuje o nieistniejącej książce "One Human Minute". Krakowski pisarz uważa, iż jest to książka idealna, szczególnie w czasach, gdy prawie nikt nie czyta, a jeśli nawet ktoś czyta, to albo nie rozumie tekstu, albo szybko o nim zapomina. Nick Montfort jest...
więcej Pokaż mimo toKsiążka eksperyment - eksperyment z książką - eksperyment w książce – (…)
Czy można napisać recenzję książki, która została napisana na podstawie recenzji fikcyjnej książki? Pytanie to może się wydawać dość pokrętne, ale właśnie tak powinno brzmieć. Nie rozumiem, dlaczego we wszystkich materiałach na temat omawianej przeze mnie pozycji napisano, co następuje: „książka zainspirowana fikcyjną recenzją Stanisława Lema Jedna minuta”. Przecież recenzja Lema nie jest fikcyjna. Fikcyjna jest natomiast książka, której recenzję napisał Lem. Oczywiście można się spierać, czy można napisać recenzję nieistniejącej książki. Czy w takim wypadku sama recenzja automatycznie staje się również fikcyjna? Cóż… może zamknę ten temat, bo zaraz będę musiał przejść na tematy ‘boskie’. Odpowiem jednak na zadane we wstępie pytanie - Można. Jednak, czy ma to sens?
I na tym właściwie mógłbym zakończyć. … Jednak nie zrobię tego. Doskonale wiecie, że jak już zacznę, to nie skończę na paru linijkach tekstu, bo przecież nie opłaca się włączać laptopa, żeby napisać tylko tyle. Dobrze, można napisać rzeczoną recenzję, ale za każdym razem recenzja ta może być porównana do recenzja Lema, i co wtedy? Wtedy tylko wstyd i zgrzytanie zębów. Nie pozostało mi więc nic innego, tylko znowu napisać omówienie. W ten sposób spróbuję wybrnąć z sytuacji.
ciąg dalszy na stronie: http://szortal.com/node/6310
szortal.com 25/10/2014
Książka eksperyment - eksperyment z książką - eksperyment w książce – (…)
więcej Pokaż mimo toCzy można napisać recenzję książki, która została napisana na podstawie recenzji fikcyjnej książki? Pytanie to może się wydawać dość pokrętne, ale właśnie tak powinno brzmieć. Nie rozumiem, dlaczego we wszystkich materiałach na temat omawianej przeze mnie pozycji napisano, co następuje: „książka...