cytaty z książek autora "Dariusz Grabowski"
Cichutko, na paluszkach weszła po schodach, otworzyła drzwi i stanęła przy łóżku. Patrzyła na uśpioną twarz ojca i w oczach miała radość.
Uwielbiał widzieć w ich oczach podziw i wdzięczność dla niego. A najbardziej lubił widzieć radość w niebieskich ślicznych oczkach i uśmiech na buzi otoczonej burzą blond loczków swojej córeczki.
Czuła, że dawna miłość do niego wcale nie wygasła, ale bała się jej wybuchu, bo wtedy straci cały rozsądek i będzie musiała odejść od Marka. Nie chciała jego krzywdy. Najlepiej, gdyby on odszedł od niej. Pozwoliłaby mu natychmiast, ale raczej trudno było na to liczyć.
Czekał. Podświadomie czuł, że w krótkim czasie dojdzie do decydującej rozgrywki. Domyślał się, że to trzecia próba pozbycia się go. Tak łatwo się nie podda. Walczy nie tylko o siebie, o swoje życie, ale walczy o swoją miłość i, co najważniejsze o swoją córeczkę. Nie miał pojęcia, co wymyślą jego przeciwnicy, ale był zdeterminowany. Poza tym… nie był sam.
Spokojna argumentacja i miłość matki, przełamała jego opory. Dziś nie rozmawiają na temat ich orientacji seksualnej. Tak jak wciąż nie wałkuje się tego tematu w przypadku dzieci heteroseksualnych. Przecież ciągle nie pytasz dzieci jak wyglądają ich stosunki z partnerami.
Moją miłość do ciebie. Tak, nie patrz tak na mnie. Kocham cię od tamtego spotkania na drodze. Nie przestaję o tobie myśleć. Unikałam cię, bo nie chciałam... Bo bałam się cierpień. Całe noce śniłam o tobie, wspominałam cudowne kochanie. Teraz mi to zabrałeś. Nie potrafię już myśleć o tobie w innych kategoriach niż o tych zbrodniarzach. Teraz jesteś jednym z nich. Zatrzymaj się. Pójdę do domu sama.
Nie usprawiedliwiaj się. Jeżeli chcesz zachować choć odrobinę człowieczeństwa, wypuść ich. Nie grzeb się w tym gównie. Żegnaj – wysiadła w deszcz i ciemność. Widział ją w świetle reflektorów jak odchodzi powoli, przygarbiona, jeszcze mniejsza i drobniejsza niż była, kiedy zobaczył ją wtedy w lesie.
Był przekonany, że żegna się ze zmarnowanym, jak wtedy sądził, życiem. Stracił przytomność. Kiedy się obudził leżał w jakiejś grocie, czuł swąd ogniska i smród skór, na których leżał. Po chwili zorientował się, że nie jest sam. Kręcił się przy nim jakiś Aborygen stary, siwy i strasznie chudy. Skórę miał ciemnobrązową tak, że w ciemnej grocie znikał czasem jak duch. Co pewien czas wrzucał do ognia pęk ziół.