cytaty z książki "Mrok pod powiekami"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Bieluszewska wiosna nadeszła wraz z powrotem żurawi. Najpierw zaczęły topnieć warstwy zlodowaciałego śniegu, z każdym słonecznym dniem było coraz mniej białych połaci, a przybywało ogromnych rozlewisk pokrywających okoliczne pola i łąki. Dzień stawał się coraz dłuższy, pachniało wilgotną ziemią, a zrudziała trawa powoli zamieniała barwę w soczysta zieleń. Niemal codziennie widziałam klucze ptaków przelatujących nad moim domem, aż któregoś dnia usłyszałam długo wyczekiwany klangor, niosący się echem nad bieluszewskim jeziorem.
Jedyny suchy skrawek zagajnika pokrył się dywanem niebieskich przylaszczek, wśród których pyszniła się niewielka krzewinka obsypana różowym kwieciem. Mój własny wawrzynek wilczełyko!
To magiczne miejsce było tylko moje i pachniało pradawną magią. Wiedziałam, że za żadne skarby świata nic mnie stąd nie wyciągnie, z każdym dniem coraz bardziej przesiąkałam Bieluszewem, czując wewnętrzny spokój i harmonię. Coś mówiło mi, że tak już będzie zawsze - i jak zawsze "coś" się pomyliło.
Nie byłam gotowa na kolejną przygodę, ale nikt się mnie o to nie pytał.
Zwykle na dźwięk budzika reagują schowaniem głowy pod kołdrę, ale nie dzisiaj. Dzisiaj miał być wyjątkowy dzień.
Odkąd wyrobiłam sobie chody u tutejszej sklepowej - pani Zosi, miałam nieograniczony dostęp do świeżych lokalnych produktów, jeszcze świeższych plotek, no i wejście do ekogospodarstwa, w którym można było kupić fantastyczne regionalne dania.
podlaski przysmak - Marcinek, składający się z piętnastu warstw ciasta przełożonych śmietanowo -cytrynowym kremem. Nie mieściło mi się w głowie, że ktoś upiekł piętnaście placków, żeby zrobić jedno ciasto, to była dla mnie niepojęta abstrakcja.
Już od progu uwagę przykuwał jej denerwujący śmiech wypełniający całe domostwo, a właściwie powinnam powiedzieć, że był to nerwowy chichot. Ale nie ocenia się książki po okładce, a niewiasty po śmiechu, choćby nawet mocno kłuł w uszy.
Nie żądała, nie wymuszała niczego dąsami i krzykiem, tylko ze słodką minką trzepotała rzęsami i ładnie prosiła spieszonym, gardłowym głosem. A mój rozsądny i teoretycznie odporny na głupotę brat, patrzył na tę pretensjonalną istotę maślanymi oczami. Nie mogłam uwierzyć, że tego nie widzi i daje się tak manipulować.
Lucyna wyglądała na zadowoloną i od razu ewakuowała się na górę. Kiedy przechodziła obok Feliksa i wyciągnęła rękę, żeby go pogłaskać, ten prychnął i nastroszył ogon. Hm, jeżeli mój kot jej nie lubi, to ja też będę miała z tym problem, myślałam odprowadzając ją wzrokiem.
Dopiero w czasie jazdy uzmysłowiłam sobie, jak wielkie zmiany zaszły w moim życiu. Jeszcze pół roku wcześniej mieszkałam we Wrocławiu.
Od trzech dni woda nie mieściła się w przepuście i przelewała się nad nasypem, zajmując coraz większy teren. Cieszyły się z tego bociany i żurawie, które niepodzielnie królowały nad rozlewiskami.
Stałyśmy naprzeciw siebie, ściskając swoje dłonie i lustrowałyśmy się od stóp do głów. Nie wiem, co zobaczyła ona, ale ja byłam rozczarowana. Nie tak sobie wyobrażałam moją potencjalną bratową.
Ale miejsca, które mijałyśmy, były przepiękne. W pagórkowaty teren wcinały się małe i większe jeziorka, mniej niż u nas było olszowych lasów stojących w rozlewiskach, za to więcej brzóz i sosnowych zagajników.
Kiedy tylko wyszłam za próg, z ulgą wciągnęłam świeże, wilgotne powietrze, Ożywczy wdech rozszedł się po moich płucach, a ja w tej samej chwili zdałam sobie sprawę, jak przytłaczająca i duszna atmosfera panowała w chacie.
Jeszcze do niedawna dusza towarzystwa, teraz prawie pustelnica, świadomie stroniąca od ludzi.
Z dnia na dzień moi dawni znajomi, w jakiś zupełnie naturalny sposób, zaczęli ubywać z mojego życia. Przestali dzwonić, pisać, a nawet odwoływali zapowiedziane wizyty.
Ale tu, na Suwalszczyźnie, ludzie są i bardziej wierzący, i, co wydaje się zaprzeczeniem, bardziej zabobonni.
Lubiłam Anielę, ale niektóre jej poglądy, zwłaszcza te związane z przesądami i wierzeniami ludowymi, były dla mnie czystą abstrakcją.
Nigdy nie byłam wzorową gospodynią, a dom domagał się juz gruntownego sprzątania. Zresztą nawet kwiatków nie potrafiłam hodować, jeszcze niedawno bujne i rozłożyste rośliny zamieniły się w suche, obwisłe badyle, chociaż głowę bym dała, że je regularnie podlewałam.
Nie wierzyłam własnym uszom. Czy ona właśnie powiedziała, że jestem jakimś medium czy inną guślarką?
Nie zadzwoniłam do szefa i już drugi dzień majówki upływał mi na leniuchowaniu. Spoglądałam z tarasu na łąki pokryte mniszkiem, słuchałam wieczornych koncertów żab i coraz częściej zastanawiałam się, czy nie popełniłam błędu, wynosząc się na ten zapomniany "koniec świata". Zaczynałam tęsknić za teatrem, wypadami z dziewczynami na miasto, a nawet do lurowatej kawy w biurze.
Życie w tym wyjątkowym zakątku miało sens, kiedy można było dzielić z kimś radość czerpaną z przyrody i piękna krajobrazów.
W pierwszej chwili myślałam, że to jakiś ponury żart, ale Michał był śmiertelnie poważny. Po raz kolejny przeszłość wyciągała do mnie ręce, domagając się sprawiedliwości.
Więc tu nigdy nie będzie spokojnie? Każde drzewo i kamień skrywa mroczne tajemnice, a rozwiązanie jednej zagadki budzi nowe demony?